"Orędzie miłości w nieczułych czasach", czyli VIII Symfonia Es-dur Gustava Mahlera na zakończenie jubileuszowego sezonu Filharmonii Krakowskiej
Kraków słynie z zamiłowania do tradycji. Starannie odnotowuje w swych kronikach wszelkie benefisy, rocznice i jubileusze. Nie dziwi więc, że dostojna jubilatka – Filharmonia Krakowska, obchodząca w tym roku 80. urodziny – zaprosiła melomanów na wyjątkowe wydarzenia oraz spotkania muzyczne.
Sporo się mówiło, pisało i działo w Krakowie wokół tych 80. lat działalności Filharmonii, która bardzo mocno wpisała się w kulturalną mapę miasta, stając się integralną częścią jego życia muzycznego. Było huczne rozpoczęcie sezonu z muzyką Szymanowskiego i Strawińskiego, były wielkoobsadowe dzieła wykonane na scenie ICE Kraków, w tym Siedem Bram Jerozolimy Krzysztofa Pendereckiego i koncert jubileuszowy, odtwarzający program pierwszego koncertu FK sprzed 80 lat. Z okazji okrągłej rocznicy Joanna Wnuk-Nazarowa, niegdyś dyrektor Filharmonii, specjalnie dla uhonorowania bliskiej jej sercu instytucji skomponowała oratorium Gloria, którego prawykonanie zabrzmiało w maju w Krakowie i w Warszawie. Z kolei Maria Wilczek-Krupa przybliżyła początki działalności orkiestry na tle Krakowa lat 40. ubiegłego wieku, opisując zalążki funkcjonowania zespołu w poruszającej książce Jedno życie to jest cały świat.

W stałych punktach repertuaru również nie zabrakło jubileuszowych niespodzianek. W ramach koncertów abonamentowych i specjalnych w Krakowie wystąpili wspaniali artyści, by wymienić Iwo Pogorelica, Bomsori Kim, Łukasza Borowicza, Andrzeja Boreykę, Jana Lisieckiego, Antoniego Wita, Jerzego Maksymiuka, Szymona Nehringa, Baiba Skride, Paula McCreesha, Aleksandrę Kurzak i wielu innych. Do Dyskusyjnego Klubu Muzycznego zapraszała Agnieszka Malatyńska-Stankiewicz, która – prowadząc arcyciekawe spotkania publiczności z wykonawcami – przybliżała repertuar poszczególnych koncertów, sylwetki kompozytorów oraz solistów. Odbyły się liczne festiwale i cieszące się ogromną popularnością programy edukacyjne (w tym roku hojnie dotowane) kierowane do wszystkich grup wiekowych oraz osób z niepełnosprawnościami. Słowem – sezon jubileuszowy obfitował w wydarzenia bardzo różnorodne, tak by każdy znalazł coś dla siebie, a jednocześnie, by oferta programowa i wykonawcza była zawsze na najwyższym poziomie artystycznym.

Tak się złożyło, że wraz z zakończeniem sezonu 2024/25 upłynęły kadencje obu dyrektorów – dyrektor naczelny Filharmonii Krakowskiej Mateusz Prendota pozostaje na swoim stanowisku na kolejne lata; a ku mojemu zaskoczeniu z funkcją dyrektora artystycznego żegna się natomiast Alexander Humala, którego od września zastąpi Michał Klauza – dotychczasowy dyrektor Orkiestry Polskiego Radia w Warszawie. Alexander Humala musiał zmierzyć się z trudnym wyzwaniem odbudowy, pod kątem zarówno strukturalnym, jak i artystycznym, zespołów Filharmonii, a wszystko w wyjątkowo ciężkich czasach pandemii oraz wybuchu wojny w Ukrainie. Powierzone zadania wykonał znakomicie – należą mu się gromkie brawa i słowa uznania za potężny wysiłek, ogrom pracy, znakomicie przygotowane programy koncertów oraz przemyślaną, jakże konsekwentnie realizowaną strategię działania!

Na zakończenie roku jubileuszowego wybrzmiała wspaniała wiadomość: po wielu latach starań o własną siedzibę Filharmonia Krakowska, która od czasu swego powstania korzysta z dzierżawionego od Kurii Metropolitarnej budynku, ze zbyt małą salą i prawie bez pomieszczeń przeznaczonych na działalność tzw. zaplecza – od biur dla działów administracji po garderoby artystów, sale prób, magazyny instrumentów, niewygodne szatnie, itp. (pisałam o tym szczegółowo na łamach Presto kilka miesięcy temu), będzie mieć własny gmach przy rondzie Grzegórzeckim. Lokalizacja pozostaje wynikiem rozsądnego kompromisu. Miejsce jest doskonale skomunikowane, położone blisko historycznego centrum. Tuż obok mieści się wzniesiony w roku 2008 kontrowersyjny architektonicznie gmach Opery Krakowskiej oraz budowana jest ogromna siedziba (pozostającej od lat w podobnie opłakanej sytuacji lokalowej co Filharmonia) Akademii Muzycznej im. Krzysztofa Pendereckiego. Niedaleko znajduje się niewielki, musicalowy teatr Varieté oraz dopiero planowana i przygotowywana do zagospodarowania, także na potrzeby wydarzeń kulturalnych, strefa na Wesołej, czyli dzielnicy, w której miasto wykupiło tereny i budynki po dawnych klinikach Szpitala Uniwersyteckiego. Pozostaje mieć nadzieję, że konkurs na projekt spełniający wszystko to, czym musi dziś dysponować nowoczesna przestrzeń filharmoniczna, zaspokoi oczekiwania melomanów, artystów, a także samego Krakowa z jego bogatą historią i piękną architekturą! Bardzo liczę na to, że zostaną wyciągnięte wnioski z błędów popełnionych przy planowaniu i realizacji budynku Opery Krakowskiej, któremu bliżej do wyglądu kina lat 70. ubiegłego wieku niż do reprezentacyjnego gmachu, na jaki ta instytucja, tak prężnie ostatnio działająca, zasługuje! Do dziś trudno mi się pogodzić ze zmarnowaną szansą, bo co do zasady budowla przeznaczona na działalność teatralną czy muzyczną, a opera oba te gatunki łączy, powinna stanowić nie tylko przestrzeń doskonale pomyślaną pod względem jej użytkowania i pełnionej funkcji, ale nade wszystko być wizytówką miasta, stać się jednym z symboli, mieć walory najwyższej klasy architektury, sama w sobie stając się obiektem zainteresowania – by przywołać Operę w Sydney czy Palau de les Arts w Walencji.

Końcowym akordem i spektakularnym zwieńczeniem jubileuszu była VIII Symfonia Es-dur, zwana Symfonią Tysiąca Gustava Mahlera (poprzedzona uroczystością nadania odznaczeń). Nazwa pochodzi od wielkiego aparatu wykonawczego koniecznego do wystawienia dzieła, które choć z nazwy jest symfonią, z racji konstrukcji przypomina ogromne oratorium, utwór wokalno-instrumentalny. Nadzwyczaj uroczysty koncert z powodu braku miejsca w sali przy Zwierzynieckiej 1 odbył się w znacząco większym, aczkolwiek dalekim od ideału pod względem akustyki, Centrum Kongresowym ICE. Pod batutą Alexandra Humali wystąpili: Orkiestra i Chór Filharmonii Krakowskiej, Chór Polskiego Radia Lusławice, Chór Opery Krakowskiej, Chór Chłopięcy i Dziewczęcy Filharmonii Krakowskiej, Ukraiński Chór Dziecięcy Filharmonii Krakowskiej oraz soliści: Iwona Sobotka, Ewa Tracz, Solomia Pavlenko, Urszula Kryger, Ewa Biegas, Brenden Gunnell, Mariusz Godlewski i Christian Immler. W sumie w tym monumentalnym dziele usłyszeliśmy ponad 360 muzyków, co wcale nie jest rekordem, gdyż w prawykonaniu 12 września 1910 roku w Monachium uczestniczyło aż 850 śpiewaków w trzech połączonych chórach, 171 instrumentalistów i ośmioro solistów pod dyrekcją kompozytora. Pierwsza prezentacja utworu, który sam Mahler uważał za swoje największe dotychczasowe osiągnięcie, wzbudziła nadzwyczajne zainteresowanie i skupiła wśród publiczności prawdziwe sławy z wielu dziedzin sztuki. Tego wieczoru wśród trzech tysięcy słuchaczy znaleźli się m.in.: Otto Klemperer, Bruno Walter, Leopold Stokowski, Alban Berg, Arnold Schönberg, Anton Webern, Tomasz Mann, Maks Reinhardt. Symfonia tysiąca nazywana też bywa Symfonią miłości, której pierwszą kantatową w charakterze część wypełnia hymn Veni creator. Muzycznie monumentalna, emocjonalnie jakby płynęła na wznoszącej fali crescenda, zbudowanego na rozległym sonatowym allegro. Dominują tu trzy tematy – chóralny Veni creator, potem liryczny wykonywany przez solistów Infirma nostri corporis oraz trzeci – Accende lumen sensibus, infunde amorem cordibus. Wszystko łączy finałowa Gloria. Część druga, dłuższa, ale też bardziej kameralna, opiera się na finałowej scenie z Fausta Goethego. Dyrygent nieco rozdzielił obie części poprzez wprowadzenie wyraźnego kontrastu pomiędzy dynamiczną, gęstą w fakturze pierwszą i subtelną, chwilami melancholijną drugą z pięknie oraz bardziej operowo zarysowanymi głosami, które tworzą poruszające słuchaczy muzyczne obrazy połączone orkiestrowymi intermezzami. Słychać tu nawiązania do części pierwszej, by na sam koniec wybrzmiał Chorus mysticus i powrócił hymn – temat Veni creator. Gustav Mahler określał VIII Symfonię jako Uniwersum, które poczyna brzmieć i dźwięczeć. Pisał, że to już nie są ludzkie głosy, ale planety i słońca. Wcześniejsze symfonie określał jako preludia do VIII: W tamtych dziełach panuje jeszcze całkowicie subiektywny tragizm, to zaś jest jednym wielkim dawcą miłości. Nic więc dziwnego, że także instrumentarium zostało znacząco rozszerzone do gigantycznych wręcz rozmiarów z bardzo rozbudowaną perkusją, pięcioma harfami, fortepianem. Jest także czelesta, powiększony skład smyczków oraz instrumentów dętych. W zamyśle kompozytora miał to być potężnie brzmiący manifest humanizmu – orędzie miłości w nieczułych czasach. Wygląda na to, że przesłanie Mahlera było, jest i pozostanie zawsze aktualne – od pokoleń bowiem czasy są nieczułe, a potrzeba miłości wieczna!