Mateusz Prendota: Aż żal by było wykonać ten koncert tylko raz [wywiad z Dyrektorem Filharmonii Krakowskiej przed rozpoczęciem Eufonii]
Mateusz Prendota – dyrektor Filharmonii im. Karola Szymanowskiego w Krakowie przedstawia, jak to się stało, że warszawskie Eufonie po raz pierwszy opuszczają stolicę i zawitają m.in. do Małopolski, mówi o potrzebie zbudowania siedziby dla krakowskiej Filharmonii i że po osiemdziesięciu latach jest blisko, jak nigdy, by tę potrzebę wreszcie zaspokoić. Rozmowę przeprowadził Grzegorz Szczepaniak.
Grzegorz Szczepaniak: Zacznijmy naszą rozmowę od sprawy chyba najpilniejszej artystycznie, czyli od Eufonii, które po raz pierwszy opuszczą stolicę. Do tej pory wydawało się to misją niemożliwą, a jednak projekt trafi m.in. do Lusławic i Krakowa.
Mateusz Prendota: Spraw pilnych rzeczywiście trochę teraz mamy, ale ten projekt jest dla nas artystycznie bardzo istotny z wielu powodów. Po pierwsze w ramach Eufonii zagramy Siedem bram Jerozolimy Krzysztofa Pendereckiego, z którym Filharmonia Krakowska jest bardzo związana. Dyrygował u nas, był dyrektorem artystycznym, a także rektorem Akademii Muzycznej w Krakowie. Wiele jego dzieł wybrzmiewało po raz pierwszy w naszym wykonaniu. Propagowanie kompozycji mistrza to nasza misja. Przygotowanie Siedmiu bram Jerozolimy było jednym z pomysłów na jubileusz osiemdziesięciolecia. To ogromne przedsięwzięcie artystyczne, ale też organizacyjne i aż żal by było wykonać ten koncert tylko raz. Wiedząc o otwartości obecnej dyrekcji Narodowego Centrum Kultury, organizatora Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Europy Środkowo-Wschodniej Eufonie, zaproponowałem, by nasz projekt wszedł w program Festiwalu zarówno w Krakowie, jak i Lusławicach i Dębicy. Tego rodzaju „koalicje” są zgodne z moim sposobem myślenia i działania. Jestem nastawiony na taki sposób postępowania, który wywołuje efekt synergii. Moja propozycja została przyjęta. I tak 2 listopada ten wyjątkowy utwór zabrzmi w Centrum Konferencyjnym ICE w Krakowie w ramach warszawskiego Festiwalu, a przy okazji zainaugurujemy jeszcze jeden projekt, który nazwaliśmy FeelharmonICE. Chodzi oczywiście o obecność Filharmonii w Centrum Kongresowym ICE z wielkoobsadowymi koncertami.
Nie boi się pan o akustykę w tej sali?
Wręcz przeciwnie. Mam nadzieję, że akustyka ta jest bardzo dobra do wielkich form symfonicznych i oratoryjnych. A wracając do naszego projektu – Siedem bram Jerozolimy powtórzymy jeszcze w Dębicy, w Lusławicach w Europejskim Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego i oczywiście w Warszawie w Filharmonii Narodowej. W NCK bardzo podoba się wizja dotarcia z Eufoniami do tych dwóch pierwszych miejscowości, do publiczności, która do takiej oferty ma trochę dalej. Odpowiadając wprost na pana pytanie: o rozszerzeniu Eufonii poza stolicę zdecydowała zmiana koncepcji w NCK, dobra oferta z naszej strony, a przede wszystkim umiejętność współpracy. Bardzo się z tego cieszę, bo lepiej zaprezentować takie dzieło szerszej publiczności kilka razy niż tylko raz. Dla mnie to oczywiste.
Nie wiem, czy się pan ze mną zgodzi, ale to wejście Filharmonii Krakowskiej do programu Eufonii jest takim symbolicznym domknięciem – powiem wprost – artystycznej odbudowy prowadzonej przez pana instytucji. Program, który w tej chwili realizujecie, jest imponujący, a liczby, które towarzyszą waszej działalności, wręcz niewiarygodne: około 200-tysięczna publiczność w skali roku, więcej niż pół tysiąca wydarzeń, imponujący program edukacyjny, obecność w mniejszych miejscowościach województwa małopolskiego z takimi produkcjami jak na przykład Siedem bram Jerozolimy, ale też fundamentalną dla wychowania młodego słuchacza działalnością edukacyjną – można się zachłysnąć. Robicie to wszystko, żeby zwrócić na siebie uwagę, czy chodzi o to, że zaciskacie zęby i pięści, by coś udowodnić, a może dlatego, że tak ma być?
Jestem związany z Filharmonią Krakowską od 16 lat, a od czterech jestem jej dyrektorem. Zanim objąłem to stanowisko, wiedziałem, jaki jest tu potencjał i jak jest niewykorzystywany. Z różnych powodów. Postanowiłem to zmienić i rzeczywiście w mojej ocenie to się już stało, ta zmiana nie tylko nastąpiła, ale doprowadziliśmy do tego, że dalszy rozwój w naszych dzisiejszych realiach jest utrudniony. Myślę przede wszystkim o tym, że nie mamy swojej siedziby, a ta, z której korzystamy, nie pozwala na dalszy rozwój, choć jest historyczna, ważna, zasłużona i pięknie odremontowana. Jeśli ją jednak opuścimy, będziemy mogli sięgać po jeszcze więcej. Teraz jest to niemożliwe.
Osiągnęliście sufit?
W sensie dzisiejszych lokalowych możliwości w zasadzie tak. Powtórzę raz jeszcze: w sensie potencjału wciąż możemy ten sufit podnosić, możemy się rozwijać.
Nie ma wyjścia i musimy w tej rozmowie zająć się siedzibą Filharmonii Krakowskiej, a raczej jej brakiem. Instytucja powstała jeszcze w trakcie trwania II wojny światowej, bo w lutym 1945 roku. Tylko że budynek u zbiegu ulic Straszewskiego i Zwierzynieckiej to nie jest i nigdy nie był wasz obiekt.
Rzeczywiście, należy do Kurii Metropolitalnej, której płacimy czynsz.
I waszego organizatora, czyli samorządu wojewódzkiego, nie „uwiera” ten fakt?
Jeśli idzie o finanse, to niespecjalnie, bo też ten czynsz jest wręcz symboliczny. Myślę, że gdyby to były stawki rynkowe, już dawno mielibyśmy nową siedzibę. Natomiast dzisiaj staramy się wykorzystać to, co mamy, do maksimum. Praca tu nie jest łatwa, zwłaszcza że chcąc realizować nasze zadania, musimy korzystać z dużego aparatu wykonawczego, który przecież posiadamy. Orkiestra to przeszło 90 osób, chór – 80, a nasza scena jest zwyczajnie za ciasna jak na takie zespoły. Myślę też, że bez problemów zapełnimy znacznie większą widownię niż te siedemset kilkadziesiąt miejsc (razem z dostawkami), które teraz możemy zaoferować melomanom. Chcę, żeby było też jasne, iż świadomie decydujemy się na dzieła dziewiętnasto- i dwudziestowieczne napisane na takie właśnie wielkie składy. My to mamy robić, to jest nasze zadanie. W Krakowie są doskonałe orkiestry, które prezentują inną twórczość i z którymi zresztą blisko współpracujemy. Każda z tych orkiestr czy też instytucji ma swoje „muzyczne DNA”. I każda chce i powinna robić to, do czego jest powołana.
Na czym polega ten swoisty fenomen niemożności? Przez sześćdziesiąt lat z małym okładem mówi się w Krakowie o konieczności zbudowania filharmonii. W Krakowie, który przecież kojarzy się dokładnie z taką muzyką, jaką uprawiacie. Mam świadomość, że to pewne uproszczenie, ale chyba dobrze ilustruje absurd sytuacji. Kulturalna stolica Polski nie ma własnej filharmonii. Mniejsze miasta je miewają. Znacznie mniejsze. Wspominanie o obiektach instytucji muzycznych we Wrocławiu, w Szczecinie czy Katowicach w pana obecności zdaje się niezbyt taktowne. Co nie tak jest z Krakowem?
Chyba właśnie to, że to Kraków. Projektów i pomysłów było kilka przez te wszystkie lata. Brakowało determinacji, by któryś zrealizować. Czasami pomysł się zwyczajnie rozłaził – jak ten z Centrum Muzycznym mieszczącym Filharmonię, siedziby orkiestr miejskich i Akademię Muzyczną. Było trzech partnerów, czyli ministerstwo, województwo i miasto, i – jak to często bywa – za mało było punktów zbieżnych, a za dużo tego, co dzieliło. Akademia tworzy własny obiekt, miasto buduje Centrum Muzyczne na Cichym Kątku dla swoich orkiestr, a my trwamy od 80 lat w tym samym użyczonym miejscu.
No i co z tym zamierza pan zrobić?
Postawiliśmy na przebicie się z faktami do opinii publicznej. A faktem jest, że tej siedziby nie mamy, a miejsce, w którym jesteśmy, po prostu nie przystaje do naszych potrzeb i nas ogranicza. Ta informacja jest już publiczna. Udowadniamy w działaniu, że możemy bardzo dużo, że wiemy, jak rozwijać Filharmonię, i te słowa nie są pustymi sloganami. Prowadzimy bardzo aktywną działalność, realizujemy ogromne projekty, są też mniejsze, jest ich wiele i są różnorodne, współpracujemy z wieloma partnerami i to jest bardzo udana współpraca. Chcemy i możemy te nasze aktywności realizować na wyższym poziomie, chcemy i możemy się rozwijać. A do tego jest nam potrzebne narzędzie, które nam na to pozwoli.
Widzi pan szansę, by zmienić tę sytuację, by dostać to narzędzie w postaci nowoczesnej siedziby?
Otóż mam naprawdę dobre informacje. Po pierwsze pan marszałek przyjął nasze argumenty, dostrzegł potrzebę zmiany obecnej sytuacji i uznał za priorytet niedawno rozpoczętej kadencji właśnie kwestię stworzenia w Krakowie Filharmonii. I to nie jest cel o podłożu politycznym, tylko realna odpowiedź na realną potrzebę. Po drugie w chwili, kiedy rozmawiamy, zarząd województwa zarekomendował wpisanie budowy Filharmonii do wieloletniego planu finansowego Małopolski, został także powołany zespół ekspercki, który będzie zajmował się wszystkimi kwestiami związanymi z budową. Pamiętajmy, że Małopolska to nie tylko Kraków, że to jest duży region z wieloma potrzebami, z wieloma ważnymi ośrodkami. Prawdopodobnie był to właśnie jeden z powodów, dla których sprawa tej „naszej” inwestycji stała w miejscu. Ale teraz postrzegana jest przez sejmik województwa jako priorytet. Wpisanie jej do wspomnianego dokumentu to pierwszy, niezbędny, ale też bardzo ważny krok we właściwym kierunku. Bez niego dalej byśmy mogli tylko powtarzać te same argumenty i tylko czekać. Kiedy budowa Filharmonii Krakowskiej zostanie zapisana jako cel strategiczny w WPF, będzie można zacząć wierzyć, że nadchodzi przełom w sprawie. Sama zaś komisja składająca się z przedstawicieli samorządu i fachowców mogących wypowiadać się w kwestiach związanych z tego typu inwestycją, łącząca wszystkie środowiska artystyczne, akademickie i polityczne, stanowi jedyny w swoim rodzaju przykład pracy ponad podziałami.
To są rzeczywiście znakomite informacje i trzymamy kciuki, by tak się stało. Na koniec pragnę zapytać: co jeszcze czeka melomanów w jubileuszowym sezonie, a w zasadzie jego drugiej części?
Przede wszystkim planujemy specjalny koncert na czas, kiedy przypada 80. rocznica powołania do życia Filharmonii Krakowskiej. W ostatnim dniu stycznia i pierwszym lutego zaprosimy na koncert specjalny prowadzony przez trzech dyrygentów: Jerzego Maksymiuka, Alexandra Humalę i Antoniego Wita. W repertuarze dzieła Czajkowskiego, Chopina i Karłowicza. Ten drugi odbędzie się w ramach projektu FilharmonICE, czyli zabrzmi w Centrum Kongresowym ICE. W ramach kolejnych projektów obecnego 80. sezonu artystycznego usłyszymy m.in. VIII Symfonię Brucknera, Izraela w Egipcie Haendla/Mendelssohna, III Symfonię Beethovena, Symfonię Alpejską Straussa, IX Symfonię Dvořáka, Missę da Requiem Verdiego, Symfonię fantastyczną Berlioza czy wreszcie Symfonię Tysiąca Mahlera. Zespoły filharmoniczne poprowadzą m.in. Karen Kamensek, Marco Angius, Sergey Smbatyan, Yaroslav Shemet, Paul McCreesh, Andrzej Borejko, Michał Klauza, a towarzyszyć im będą znakomici soliści: Aleksandra Świgut, Jonathan Fournel, Aleksandra Kurzak, Baiba Skride, Szymon Nehring, Liya Petrova, Ivo Pogorelić. Będą też wydarzenia i koncerty z udziałem Chłopięcego i Dziewczęcego Chóru Filharmonii Krakowskiej czy Ukraińskiego Chóru Dziecięcego, z którego jestem bardzo dumny. Śpiewają tam młodzi Ukraińcy, którzy przyjechali do nas z rodzicami jeszcze przed wybuchem wojny, jak i uchodźcy. Filharmonia tętni życiem i to się nie zmieni.
Dziękuję za rozmowę.