Powidoki i wizje symultaniczne [Eufonie 2024]
Narodowe Centrum Kultury zaprasza na szóstą już edycję Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Europy Środkowo-Wschodniej Eufonie, która odbędzie się między 2 listopada a 8 grudnia 2024 roku. Hasłem przewodnim tym razem są Echa i pogłosy, co w bardzo błyskotliwy sposób oddaje planowaną treść festiwalu.
Zanim jednak przejdę do zawartości, opowiem o czekających nas w tym roku nowościach. Przede wszystkim tym razem festiwal nie ograniczy się wyłącznie do Warszawy, a zawita także do Krakowa, Katowic, Lublina, Lusławic i Dębicy. Mamy więc dużo miejsc, z którymi związany był Krzysztof Penderecki, a to właśnie dzieło Mistrza 7 bram Jerozolimy otworzy wydarzenie w Krakowie.
Poza tym pierwszy raz na Eufoniach i po raz pierwszy w Warszawie, wystąpi Elīna Garanča – jedna z największych gwiazd opery. Zaprezentuje ona wachlarz XIX-wiecznego repertuaru operowego: Dworzak, Bizet, Saint-Saëns. Kolejnym pierwszym razem ma być też wystawienie scenicznych wersji oper – dzięki współpracy z Teatrem Wielkim-Operą Narodową padło na Czarną maskę Pendereckiego i eksperymentalne Have a good day!.
W skrócie tegoroczny program Eufonii można pogrupować według trzech założeń, nazwanych przez organizatorów, a brzmiących podobnie uroczo jak kategorie pytań w starym teleturnieju: Alterfonie, Wielkie Dzieła i Muzyka Przeszłości. Zacznijmy od końca – tytułu nie trzeba tłumaczyć. W ciągu kilkunastu dni grany będzie przebogaty repertuar muzyki dawnej, w którym znajdziemy kolekcję barokowej kameralistyki (Telemann, Vivaldi, Purcell – wykonywany przez zespół muzyki dawnej Solamente Naturali), evergreeny polskiego chóralnego renesansu w wersjach oryginalnych i transkrypcjach – wszystko to w pięknych wnętrzach Zamku Królewskiego w Warszawie. Do tego wspomniana niedawno odkryta, pełna polskich akcentów (DO – HYMNU!) opera Caldary w wykonaniu {Oh!} Orkiestry pod wodzą Martyny Pastuszki.
Warto wspomnieć, że podział ten nie jest rozłączny, dzięki czemu kategorie mogą się przenikać. Tak się właśnie dzieje w przypadku Alterfonii, które są twórczym rozwinięciem tropów pochodzących z muzyki dawnej i szeroko pojętej tradycji. Tutaj wyjątkowo zachęcająco wygląda program, który zaprezentuje Dobrawa Czocher – będą to jej niepublikowane dotąd utwory, zamówione przez Eufonie właśnie, inspirowane Suitami wiolonczelowymi Bacha. Nie mniej interesująco zapowiada się wykonanie rzadko wykonywanego Całonocnego czuwania Rachmaninowa przez La Tempête – opracowanie liturgicznych prawosławnych tekstów przez rosyjskiego kompozytora emigranta, brzmi jak zadanie idealnie stworzone dla zespołu, który podkreśla swoje zainteresowanie intertekstualnością i dialogiem między dziełami czy twórcami. Warto też wspomnieć o koncercie Gurdijeff Ensemble, podczas którego zaprezentowany będzie materiał z płyty Zartir - pierwszym z tej kategorii podczas Eufonii.
I w końcu Wielkie Dzieła – kategoria, wydawałoby się, najbardziej konserwatywna, ale też pełna niespodzianek, nawiązań, międzyepokowych zabaw. Co najbardziej rzuca się w oczy, to jubileuszowy monograficzny koncert Pawła Szymańskiego – nieziemsko interesującego kompozytora, który wyszedł z wykonawstwa muzyki dawnej właśnie, co zostawiło trwały ślad w jego twórczości, która pozostaje w otwartym dialogu z barokiem, parodiuje go bądź jedynie nawiązuje do pewnych gestów popularnych wówczas. Więc jeśli jest na pokładzie entuzjasta XVII-wiecznych pokomplikowanych splotów i jest skłonny poeksperymentować ze współczesnym twistem, niech zmierza na ten koncert. Druga propozycja, która mnie osobiście zaciekawiła, to koncert Heroiny muzyki polskiej z muzyką Joanny Wnuk-Nazarowej, Hanny Kulenty (prawykonanie!), Krystyny Moszumańskiej-Nazar i, oczywiście, Grażyny Bacewicz – choć zamiast hitu, którym jest Koncert na orkiestrę smyczkową, chętniej widziałbym coś bardziej „warszawskojesiennego”: może Pensieri notturni? Tak czy inaczej, dobrze zobaczyć tak silną (i liczebnie, i muzycznie!) reprezentację polskich kobiet kompozytorek.
Program Eufonii jest bardzo zgrabnie skonstruowany i pełen wzajemnych odniesień – utwory skrajnie zróżnicowane stylistycznie są w stanie prowadzić ze sobą dialog. I wygląda na to, że będzie on całkiem treściwy. Co ważne, organizatorzy nie wychodzą z założenia, że publiczność musi mieć glejt pozwalający na wejście do świątyni muzyki. Zamiast tego otwierają oni jej drzwi na oścież, pozwalając na przemieszanie gatunków, eksperymentując z umieszczaniem muzyki w innym otoczeniu, a przez to w innym kontekście.
Zwróćmy uwagę też na inną wartościową cechę programu – nawet jeśli organizatorzy grają kartą „utworu znanego i lubianego”, to nie robią tego z ledwie skrywanym przekazem, że utwór ten służy jako zapchajdziura. W związku z tym nie usłyszymy Koncertu f-moll Chopina w wykonaniu jakiejś dyżurnej wschodzącej gwiazdy. Jeśli zaś mamy w repertuarze często wykonywany utwór, najczęściej sąsiaduje on z czymś, co nie gości w salach koncertowych na co dzień.
Wygląda to wszystko bardzo sympatycznie – wykorzystując wyświechtany tekst: „każdy znajdzie coś dla siebie”. Mówiąc serio, krzepiącym jest oglądanie, jak rozwijają się Eufonie i jakie stylistyczne bogactwo mają one teraz do zaoferowania. Będziemy obserwować!