Płyty których warto posłuchać
Płytą, która wniesie do domu słońce i przypomni nam letnie dni, jest nagranie „L'Orfeo” Monteverdiego dokonane przez Cappella Mediterranea i Chœur de Chambre de Namur pod batutą Leonarda Garcii Alarcóna.
„Orfeusz” Monteverdiego to jedna z pierwszych oper, a zarazem dzieło ikoniczne, które nadało kształt operze jako gatunkowi i wywarło wpływ na pokolenia kompozytorów. Istnieją setki, jeśli nie tysiące nagrań tej opery. Jednak warto sięgnąć po wersję Alarcóna. Nie idzie on utartymi ścieżkami interpretacyjnymi. Zamiast sztampowego wykonania barokowego dzieła otrzymujemy muzykę, która mieni się kolorami. Cappella Mediterranea wyróżnia się unikatową ekspresją. Można mieć wrażenie, że nie słucha się klasycznej opery, ale muzyki rozrywkowej. Słuchając wykonania „Orfeusza” pod dyrekcją Alarcóna, wyobrażam sobie grupę muzyków stojących na jednym z weneckich placów i grających dla zabawy. Ich energię i radość słychać na tym albumie.
Ciekawym nagraniem muzyki barokowej, które ostatnio pojawiło się na rynku, jest „Aci, Galatea e Polifemo” Haendla. Ta dramatyczna kantata była nagrywana wielokrotnie, ale obecnie otrzymujemy nową wersję, opartą na manuskrypcie odnalezionym w londyńskiej British Library. Została ona napisana specjalnie dla Senesino. Znacząco różni się od lepiej znanej, wcześniejszej neapolitańskiej wersji. Redakcji i rekonstrukcji dokonali Pe oraz Longo. Pod względem wokalnym „Aci, Galatea e Polifemo” brzmi niezwykle wirtuozersko. Wspaniałe głosy na czele z Raffaelem Pe imponują swobodą oraz ekspresyjnym bogactwem. Na szczególną uwagę zasługuje Pe, którego głos odznacza się blaskiem i nieskazitelną techniką. Gra La Lira di Orfeo pod batutą Luki Guglielmiego. Orkiestra brzmi kompetentnie, ale w interpretacji tego dyrygenta nie widać żadnej spójnej wizji muzyki Haendla. Tempa są nierówne, a samo brzmienie orkiestry jest dość matowe. „Aci, Galatea e Polifemo” to nagranie interesujące i chwilami porywające, ale artystycznie nierówne i niespójne.
Olivier Messiaen z pewnością również wywarł wpływ na młodszych kompozytorów oraz melomanów. Jego dzieła odznaczają się idiomatycznym językiem muzycznym. Pod względem harmonicznym, sonorycznym i melodycznym są odmienne od wcześniejszej muzyki. Warto się przekonać o ich niełatwym pięknie, słuchając najnowszego nagrania Kenta Nagano oraz Chóru i Orkiestry Bayerischen Rundfunks. Trzypłytowy album zawiera oratorium „La Transfiguration de Notre Seigneur Jésus-Christ”, cykl pieśni „Poèmes pour Mi” oraz „Chronochromie” na orkiestrę. Kent Nagano zna i czuje muzykę Messiaena jak nikt inny. Znał on osobiście kompozytora i wspólnie z nim pracował w Paryżu w latach 80. XX w. To się czuje, słuchając tego nagrania. Tutaj nie ma nic przypadkowego. Interpretacja Nagano jest przede wszystkim klarowna. Nie ma tu zbyt wiele energii, ale za to jest pewna czułość, która porusza.
Michael Spyres konsekwentnie od lat buduje swoją reputację jako jeden z czołowych tenorów na świecie. Regularnie możemy go podziwiać na najważniejszych scenach operowych, takich jak Salzburg Festival, Metropolitan Opera czy też Opera de Paris. Ostatnio nakładem Warner Classics ukazał się nietypowy album BariTenor, na którym Spyres wykonuje arie napisane na głos tenorowy, ale także barytonowy. To wokalny tour de force, który oferuje arie piętnastu kompozytorów w różnych językach i pochodzących z różnych okresów. Artysta na tej płycie nie tylko udowadnia, że jest wszechstronnym śpiewakiem o nieskazitelnej technice, on podbija serca publiczności pięknem frazowania, bogactwem wokalnych barw oraz inteligentnymi i zarazem emocjonalnymi interpretacjami. Każdy wielbiciel muzyki wokalnej powinien mieć to nagranie w swojej kolekcji.
Młoda francuska mezzosopranistka Lea Desandre wydała właśnie płytę „Amazone”. Album, który ukazał się nakładem Warner Classics, zawiera dość mało znane utwory barokowe związane z Ameryką Łacińską. Nowy Świat i jego mieszkańcy podbili wyobraźnię nie tylko barokowych twórców, lecz także zwykłych ludzi tego okresu. Desandre wraz z zespołem Jupiter pod kierownictwem Thomasa Dunforda wykonuje francuskie i włoskie arie pochodzące z końca XVII i początku XVIII w. Usłyszymy tutaj utwory takich kompozytorów, jak Vivaldi, Provenzale, de Bottis, Couperin, Destouches, Philidor, Schürmann oraz Pallavicino. Wiele z nich to światowe premiery po raz pierwszy zarejestrowane na nagraniu. Tego słucham nałogowo. Są tutaj młodzieńcza energia, żywioł, a zarazem imponujący kunszt wokalny. W głosie Desandre jest radość. Ten album wnosi do domu pozytywną energię.
„Roots” to najnowsza płyta młodego skrzypka Randalla Goosby'ego. Artysta przybliża nam muzykę afromerykańskich twórców oraz inspirowaną kulturą afroamerykańską. Usłyszymy tutaj utwory Gershwina, Dvořáka, Coleridge-Taylora, Price, Stilla, Perkinsona i Foleya. Ten album jest fascynujący. Już otwierający utwór „Shelter Island” Foleya to wirtuozerska, nieco bluesowa kompozycja na skrzypce i kontrabas, która wprowadza słuchacza w urzekający świat dźwięków afroamerykańskiej kultury. Trzy krótkie sola Perkinsona w wykonaniu Goosby'ego czarują pięknem dźwięku oraz wyjątkową stylistyką. W kompozycji Price'a natomiast skrzypek odkrywa przed nami delikatność i czułość. W jego grze jest unikatowy liryzm. Artysta olśniewa piękną barwą, ale także wyczuciem rytmu. Album „Roots” to debiut fonograficzny Randalla Goosby'ego. Ja już czekam na jego kolejne nagrania.