Na granicy snu i rzeczywistości [„La Calisto” Cavalliego w Teatro alla Scala]
W 1991 r. w Paryżu młody, świetnie zapowiadający się klawesynista Christophe Rousset założył zespół Les Talens Lyriques. Dziś, gdy obchodzimy trzydziestolecie jego istnienia, bez przesady można stwierdzić, że Rousset i Les Talens Lyriques zmienili oblicze wykonawstwa muzyki dawnej.
Les Talens Lyriques jest dziś zespołem znanym na całym świecie, występuje na prawie wszystkich kontynentach, wykonując muzykę instrumentalną w salach koncertowych oraz opery w teatrach operowych. Na koncie ma ponad 50 nagrań. Wiele z nich otrzymało prestiżowe nagrody i wyróżnienia. Les Talens Lyriques wnieśli świeżość i nową energię do wykonawstwa muzyki barokowej.
Punktem kulminacyjnym obchodów 30-lecia zespołu jest przedstawienie „La Calisto” Francesca Cavalliego w mediolańskiej Teatro alla Scala. Miało ono swoją premierę w 1651 r. Choć muzykolodzy zgadzają się, że „La Calisto” jest jednym z największych dzieł XVII w., to dziś rzadko możemy usłyszeć tę operę na żywo. Kompozytor stworzył własny, oryginalny język muzyczny. Wprowadził do opery postacie z niższych klas. Bohaterowie w jego dziełach posługują się innymi idiomami muzycznymi w zależności od pozycji społecznej.
Christophe Rousset oraz David McVicar (reżyser) wydobywają w swojej produkcji szczgólną teatralność „La Calisto”. Wizja McVicara jest osadzona w operowej tradycji, ale zarazem została ona doprowadzona do swoich granic. W scenografii i kostiumach są odniesienia do baroku, ale ten barok jest tutaj nostalgiczną pozostałością, nieobecnością sensu. Reżyser ma świetny zmysł narracyjny i w klarowny, wciągający sposób przedstawia historię Calisto na przecięciu snu, fantazji i rzeczywistości. Być może wszystko jest jedynie wyobrażeniem samotnego astronoma. Spektakl McVicara ma wszystko, czego można oczekiwać od opery, jest wizualnie pociągający, wierny librettu, są w nim humorystyczne elementy oraz filozoficzna refleksja.
Christophe Rousset z elegancją i wyczuciem poprowadził Les Talens Lyriques. Nie spieszył się, dał muzyce wybrzmieć i stworzył przestrzeń dla śpiewaków, aby mogli zaprezentować się od najlepszej strony. Cavalli skomponował muzykę, która jest niezwykle różnorodna. Przewija się tutaj kilka idiomów muzycznych. Jest nobliwy styl, który charakteryzuje partie bogów, ale też zmysłowy, pełen energii, który jest charakterystyczny dla postaci z niższych klas. Rousset wspaniale oddaje zarówno dworskie, jak i sprośne elementy opery Cavalliego. Trudno scharakteryzować jego sposób dyrygowania, gdyż wydaje się, że podąża on po prostu za muzyką i ukazuje jej bogactwo. Dyrygent ten jest uważnym i subtelnym interpretatorem muzyki Cavalliego.
Tradycyjnie w Teatro alla Scala mieliśmy okazję usłyszeć wspaniały zespół śpiewaków. Tytułową rolę wykonała Chen Reiss. Jej głos odznaczał się jasną, jedwabistą barwą. Reiss była świetna technicznie, ale co najważniejsze była w stanie poruszyć publiczność swoją interpretacją. Olga Bezsmertna wcieliła się w postać Diany. Jej głos był wyrazisty, miał ciemniejszą barwę, natomiast interpretacja była bardzo bogata. Giunone wykonała partie Véronique Gens. Wywarła wrażenie na publiczności wokalną elegancją. Markus Werba, który zaśpiewał partie Mercuria, wykazał się sceniczną charyzmą. Śpiewał niezwykle naturalnie i pewnie. Christophe Dumaux stworzył niezapomnianą rolę Endimionego. Brawa należą się też młodej śpiewaczce Damianie Mizzi, która wyraziście, ze swadą i humorem odtworzyła rolę Satirino.
„La Calisto” w Teatro alla Scala to przykład, jak wykonywać muzykę barokową. To też najlepszy dowód na to, że nawet operę, która ma 270 lat, można wykonać w sposób świeży i fascynujący.