Siłą historii Wiedźmina jest jej uniwersalność [przed nami drugi sezon serialu na Netfliksie]
Wiedźmin. Zabójca potworów, rzeźnik z Blaviken, białogłowy, biały wilk. Jest w nim pewne rozdarcie – cierpienie, którego doznał, aby móc być tym, kim jest.
„Podobają ci się moje oczy? Czy wiesz, jakie rzeczy się robi chłopcom, aby mieli takie oczy?” – mówi do swojej matki serialowy Geralt z Rivii, gdy o niej w malignie śni. To jego najwcześniejsze wspomnienie – idylliczne dzieciństwo u jej boku i bolesne porzucenie, oddanie na wiedźmińskie szkolenie, co można rozpatrywać nawet w kategoriach okrucieństwa.
Nic więcej o przeszłości Geralta z Rivii w zasadzie nie wiemy. Jest mutantem, jednym z niewielu ocalałych, wyszkolonym do zabijania potworów. Ludzie się go obawiają, choć gdy przychodzi co do czego, to chętnie korzystają z jego usług. Ma wolniejsze tętno niż człowiek, żyje dłużej. Mawiają, że nie odczuwa emocji. Jednak to nieprawda – sam przed sobą kryje się ze swoją wrażliwością, nigdy nie zabija dla przyjemności zabijania, stara się być sprawiedliwy. I kocha czarodziejkę Yennefer.
Właściwie wszystko, co najciekawsze w osobowości Geralta i specyfice jego fachu, znajdziemy już w wydanym w 1993 r. „Ostatnim życzeniu”, pierwszym zbiorze opowiadań Andrzeja Sapkowskiego, którego książki, notabene, znalazły się na liście bestsellerów dziennika „New York Times”. Jednak to dopiero w obszernym cyklu, popularnie nazywanym sagą o Wiedźminie, pojawia się cała historia o jego przyjaźni z dzieckiem-niespodzianką, księżniczką Ciri, z której losami złączyło go życie. „– Kim jest to dziecko, Wilku? Kim jest ta dziewczynka? – Jest moim… – Geralt zająknął się nagle. Poczuła na ramionach jego mocne, twarde dłonie. I nagle strach zniknął. Przepadł bez śladu. Czerwony huczący ogień dawał ciepło. Tylko ciepło. Czarne sylwetki były sylwetkami przyjaciół. Opiekunów. Błyszczące oczy wyrażały ciekawość. Troskę. I niepokój…
Dłonie Geralta zacisnęły się na jej ramionach. – Ona jest naszym przeznaczeniem” – mówi Geralt do innych wiedźminów w pierwszym tomie, „Krwi elfów”. I wokół tego wątku przede wszystkim koncentruje się amerykański serial na Netfliksie, poświęcony postaci Wiedźmina.
Po niezbyt udanej polskiej adaptacji prozy Sapkowskiego z 2001 r. serial okazał się strzałem w dziesiątkę. Scenografia i kostiumy są przekonujące, pejzaże działają na wyobraźnię, efekty specjalne, mimo skromnego budżetu, nie budzą zastrzeżeń. Na uwagę jednak zasługują przede wszystkim postacie – aktorzy grają wiarygodnie, osobowościowo wpisują się w klimat powieści, szczególnie Geralt (w tej roli Henry Cavill) i Cirilla (w tej roli Freya Allan), ale też w odpowiedni sposób dodają coś od siebie. Właściwie jedynie Yennefer (Anya Chalotra) wydaje się na ich tle dość bezbarwna, co dziwi w przypadku tak wyrazistej bohaterki. Być może reżyserzy (Alik Sacharow, Charlotte Brändström, Alex Garcia Lopez) i aktorka kierowali się tu pragnieniem zwrócenia uwagi widza na to, że czarodziejka również jest kobietą, która doznała w przeszłości wielu krzywd. Niestety w pierwszym sezonie interpretacja Chalotry mnie nie przekonała, na ekranie obserwujemy raczej młodą dziewczynę, która sama nie wie, czego chce i tylko deklaruje, że tak naprawdę żąda „wszystkiego”. Sporo jednak może się tu jeszcze wydarzyć, bo jak zapowiada w jednym z wywiadów twórczyni projektu, Lauren Schmidt Hissrich: „Prawda jest taka, że »Wiedźmin« to wielki serial i wymaga bardzo dużo czasu”, dlatego drugi sezon zobaczymy po długim oczekiwaniu 17 grudnia 2021 r. Pierwszy odcinek ma stanowić adaptację opowiadania „Ziarno prawdy”.
Sukces zapewnia ogromne zaangażowanie twórców, i to od samego początku produkcji. „Jak tylko przeczytaliśmy scenariusz, zostaliśmy przeniesieni w tę rzeczywistość i od razu czuliśmy, że jest to coś naprawdę wyjątkowego. Mieliśmy scenariusze wszystkich ośmiu odcinków i tzw. biblię, czyli dogłębny projekt serialu, świata, klimatu, jego ducha, informacje, jak każdy z wątków i każda z postaci rozwijają się w pierwszym sezonie i dalej. To był doskonały punkt, z którego mogłyśmy rozpocząć tworzenie dźwiękowej palety serialu” – opowiada Giona Ostinelli, który wraz z Sonyą Belousovą jest odpowiedzialny za warstwę muzyczną serialu. „Razem z Gioną napisaliśmy ponad osiem godzin oryginalnej muzyki do serialu: muzyki ilustracyjnej, piosenek, melodii ludowych i tańców” – dopowiada Belousova – „Mieliśmy szansę współpracować ze światowej klasy wirtuozami i fenomenalnymi artystami. Nagraliśmy unikatowe wprost instrumenty historyczne, a sami zagraliśmy na ponad sześćdziesięciu. Oto niektóre z nich: lira korbowa, skrzypce, obój, duduk, lutnia, mandolina renesansowa, gitary barokowe, teorba, psalterium, cymbały, fisharmonia, harfa, etniczne instrumenty dęte (xun, flet trzcinowy, flażolety, flety proste, flety indiańskie, bansuri), shruti box, tagelharpa, erhu, małe pianinka, drumla, kij deszczowy, berimbau, różne instrumenty perkusyjne i bębny od orkiestrowych po etniczne (gongi, bęben obręczowy, bodhrán, djembe, talking drum, orkiestrowe tomy, werbel), kontrabas, butelki z wodą, puszki po pringles, a nawet metalowy kosz na śmieci!”
Jak widać, fantastyczny świat „Wiedźmina” inspiruje zarówno filmowców, jak i muzyków. W Polsce krytycy niejednokrotnie podkreślali słowiańskość opowiadań o Geralcie z Rivii, w których pojawiają się np. znane ze słowiańskiego bestiariusza strzygi. Jednak oprócz wciągającej narracji i magnetyzującej magii warto pamiętać, że siłą historii Wiedźmina jest autentyzm jej bohaterów i uniwersalność dylematów, przed którymi stają. I tak książkowa Ciri, która w toku opowieści otrzymuje zarówno szkolenie wiedźmińskie, jak i czarodziejskie, ostatecznie musi odrzucić złe nawyki i uczucia, do których należą m.in. pragnienie zemsty czy brak szacunku do życia. Bo tego ostatniego nie można odebrać tak po prostu. Czy twórcy serialu pokuszą się o równie głębokie rozważania i w tym kontekście? Zobaczymy.