Ile współczesności w baroku [recenzja „Theodory” Haendla w Royal Opera House z udziałem Jakuba Józefa Orlińskiego]
W Royal Opera House możemy oglądać „Theodorę” Haendla w pasjonującej, współczesnej reżyserii Katie Mitchell. W roli Didymusa występuje sławny kontratenor Jakub Józef Orliński.
„Theodora” Haendla miała swoją prapremierę 16 marca 1750 roku w Covent Garden. Dzieło to sam kompozytor uznał za najlepsze w swojej karierze. W jego czasach opera ta spotkała się z chłodnym przyjęciem publiczności, dziś jednak możemy przekonać się o jej pięknie, oglądając najnowszy spektakl Royal Opera House.
W najnowszej produkcji, wyreżyserowanej przez Katie Mitchell i dyrygowanej przez Harry’ego Bicketa, występują: Theodora – Julia Bullock, Irene – Joyce DiDonato, Didymus – Jakub Józef Orliński, Septimius – Ed Lyon, Valens – Gyula Orendt, Marcus – Thando Mjandana.
Katie Mitchell z dość schematycznej historii opartej na wczesnochrześcijańskiej hagiografii stworzyła pasjonujące przedstawienie. Choć muzycznie „Theodora” jest bezsprzecznie jednym z największych dzieł baroku, to libretto wydaje się mało dramatyczne. Wizualne opowiedzenie tej historii jest wyzwaniem dla reżysera. Ukazując utwór mało znany, zapewne ma on swobodę wypowiedzi, gdyż widz nie ma do czego porównać przedstawienia. Pojawia się tutaj oczywiście pytanie o to, jak daleko reżyser może ingerować w dzieło.
Katie Mitchell nadaje swoim bohaterkom podmiotowość. Nie są one biednymi ofiarami w świecie mężczyzn. Spektakl jest osadzony we współczesnych czasach w niejako alternatywnej rzeczywistości, w której nie ma podziału na Rzymian i chrześcijan, ale na potężnych, bogatych mężczyzn oraz biednych ludzi. Dla Mitchell „Theodora” jest okazją do refleksji nad wykluczeniem społecznym. Przemoc symboliczna i fizyczna jest fundamentem systemu, w którym kobiety są uprzedmiotowione. W opowieści Mitchell jednak jest nadzieja. Ludzie nie poddają się opresji i mają wolę walki. Przedstawienie jest realizowane w niezwykle dynamiczny sposób. Styl reżyserki jest filmowy. Jest tutaj mnóstwo detali, które przykuwają uwagę i elektryzują widownię.
Harry Bicket poprowadził Orchestra of the Royal Opera House w sposób bardzo ekspresyjny. Jej brzmienie było eleganckie i bogate. Gwiazdą wieczoru bez wątpienia była Joyce DiDonato. Wprawdzie chwilami brzmiała dość ostro, jednak wokalnie, ale też aktorsko była najbardziej wyrazistą osobowością na scenie. Głos DiDonato był pełen barw i miał w sobie coś dosadnego. Delikatnie, a zarazem pewnie brzmiał Jakub Józef Orliński. Jego głos czarował pięknem. Stworzył on przejmującą rolę Didymusa. W roli tytułowej wystąpiła Julia Bullock. Jej głos był technicznie bez zarzutu, ale co najważniejsze, była to bogata i pełna niuansów interpretacja wokalna. Brawa należą się również Gyuli Orendtowi, który z pasją i energią wykonał rolę Valensa.
„Theodora” to przedstawienie niemal perfekcyjne. Oferuje świetnie przygotowaną filmową stylistykę, jest zaangażowane społecznie, ale jest też wykonane na najwyższym poziomie pod względem muzycznym. Myślę, że takich produkcji nam potrzeba. Świetnie zrealizowanych, a zarazem opartych na wartościach. Dzieło Haendla ukazuje wykluczenie społeczne i przemoc. Jest to rzeczywistość nas otaczająca. Opera nie estetyzuje tych problemów, wręcz przeciwnie, siła takich dzieł, jak „Theodora”, polega na pięknie muzyki, ale zarazem ich elastyczności, dzięki której mogą one być lustrem współczesności.