Figlarna, ale nie prowokacyjna. Jak miłość [Szaleństwa Miłości, 58. Międzynarodowy Festiwal Wratislavia Cantans]
Miłość nie jest dziwna, nie boli, nie jest przyczyną kłopotów, to my czasem robimy głupie rzeczy i zrzucamy odpowiedzialność za własną ułomność na miłość. Nasza niepoczytalność nie ma związku z miłością. Gdy jednak powiemy sobie, że to nie my, to miłość zawiniła, łatwiej jest przeżywać własną biedę.
Miłości można się nauczyć, ale w ograniczonym zakresie. W tym wszystkim jest bowiem jakiś diabelski pierwiastek, coś, nad czym nie do końca możemy zapanować – jak nad ekstremalnym zjawiskiem naturalnym. Kataklizmy są i będą się działy, tak i ludzie będą kochać i próbować racjonalizować swój stan. Nie wiem, czy można to wytłumaczyć, czy da się to zrobić. Ale na pewno trzeba próbować to robić. Takie próby sprawiają nie tyle, że jest nam lżej, co że możemy nazywać siebie ludźmi. Pięknymi ludźmi.
Ósmego września w późnobarokowym wnętrzu Auli Leopoldina we Wrocławiu międzynarodowa grupa artystów związanych z Hiszpanią próbowała to uczynić i ubrała miłość w muzyczny sztafaż. Miał wtedy miejsce koncert zatytułowany Szaleństwa Miłości. Było to wydarzenie w ramach 58. Międzynarodowego Festiwalu Wratislavia Cantans. Nazwa Festiwalu oznacza po łacinie „Wrocław Śpiewający” i w Auli Leopoldyńskiej było doprawdy muzycznie. Rzekłabym nawet, że wspaniale. Podobne zdarzenie to gratka dla wymagających melomanów, miłośników piękna ludzkiego głosu. I faktycznie można się tam było zakochać w koncercie muzyki XVII-wiecznej Hiszpanii, a na pewno w głosie sopranistki. Cała rzecz odbyła się pod kierownictwem jednego z najbardziej cenionych gambistów na świecie.
Fahmi Alqhai odbył studia muzyczne w Sewillii i Szwajcarii. Współpracuje z najlepszymi zespołami muzyki dawnej na świecie. Jego gra na violi da gamba to pokaz wirtuozerii, na jaką stać niewielu.
Quiteria Muñoz zaś studiowała grę na fortepianie i śpiew. W Auli Leopoldina zaśpiewała więc najwyższym głosem żeńskim. Jej wykonanie pieśni było poruszające. Dlatego nie do końca jestem pewna, czy ona towarzyszyła muzykom, czy muzycy jej.
Sopranistka w przygotowanym repertuarze przejmująco wykonała pieśni o miłości, przeżywając ciałem każdy wydobyty z siebie ton, będąc nim w stu procentach. To nie tylko piękna kobieta, ale i wielce utalentowana artystka, która świeciła swoim blaskiem przez osiemdziesiąt minut koncertu i czas trwania dwóch kolejnych utworów, kiedy zespół był wywoływany z garderoby oklaskami. Widać było, że Quiteria Muñoz lubi być na scenie, odnajduje się tam, jest nawet figlarna, ale nie prowokacyjna. Jak miłość.
„Kwitła róża, a wiatr kołysał jej liśćmi” – śpiewała w pierwszym utworze Quiteria Muñoz, co było tylko wstępem do bardziej rozbudowanych pieśni, między innymi o Juanie Branca czy o zmiennej dziewczynie, która jest „raz szorstka, innym razem miła, raz wzgardy pełna, a czasem pełna oddalenia”. W innym dziele sopranistka wypowiadała się śpiewająco w imieniu miłości: „Służą memu imieniu wszyscy, jedni więcej, inni mniej, ale nie ma, nie ma człowieka, który siebie samego uznałby za szalonego”. I wreszcie w ostatnim utworze skonstatowała: „Miej litość jako bóstwo – żyć będzie w glorii ten, kto cię zdobędzie”.
Był to jednak koncert, gdzie partie śpiewane przy akompaniamencie dawnych instrumentów przeplatały się z partiami instrumentalnymi. Czasem artyści grali solo na klawesynie czy tamburynie. Można było usłyszeć brzmienie archaicznej gitary czy wspomnianego klawesynu. Łatwo można było poczuć klimat dawnej Hiszpanii, zwłaszcza że były to mistrzowskie wykonania. Nie wiem, czy potrafiłabym wybrać ulubiony fragment koncertu, wszystko mi się podobało, a mój apetyt na ten rodzaj muzyki rósł w miarę słuchania. Wsłuchiwałam się więc w klawesyn, który przy każdym zetknięciu z palcami muzyka wydawał z siebie dźwięki, za którymi szło specyficzne echo. Zaś partie solowe z użyciem tamburyna momentami kojarzyły mi się z muzyką współczesną. Może to był hołd złożony aktualnym zjawiskom muzycznym?
Może jest tak, że bliższa jest nam muzyka z różnych epok, której twórcami byli Włosi, Francuzi czy Niemcy. Jednak ja uważam, że warto zainteresować się muzyką dawną Hiszpanów. Potężna to kultura, ważny głos. W ramach Festiwalu Wratislavia Cantans można było się o tym przekonać, a potem iść parnym wieczorem do domu oczarowanym, zewsząd nasłuchując echa.