Moja melodia [o „Projekcji” – spektaklu multimedialnym Pawła Mykietyna we wrocławskim NFM]

24.09.2023
Mykietyh, Projekcja, NFM

Czy każdy z nas ma swoją melodię? Czy ja gram swoją melodię? Wreszcie czy Paweł Mykietyn to robi? Szóstego września kompozytor zapytał o to w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu. Uczestnicy jego performance byli zachwyceni. A może to była tylko poza? Gra w bycie świadomym człowiekiem, uczestniczącym aktywnie w życiu? Na pewno sztuką jest grać swoją własną melodię. Myślę, że robią to licznie ludzie w różnym wieku. Pewnie też dla każdego oznacza to co innego. Moją melodią jest bycie kimś autentycznym.

Żyjemy w postmodernizmie, który charakteryzuje się między innymi wielowersyjnością. Możliwe jest wiele postaw, poglądów, sposobów interpretacji świata. Już wiemy, że nie ma tylko jednej obligatoryjnej prawdy. Dopuszczalna jest jedna prawda, ale jednocześnie może ich być wiele. Łatwo się w tym pogubić. Tak jak można było się pogubić szóstego września w Narodowym Forum Muzyki. I to nie było złe. To nam pokazało nie tylko, że każdy gra swoją melodię, ale też na jakim etapie zaawansowania jesteśmy. To mi uświadomiło, że jest ze mną dobrze.

 

Na wydarzenie Pawła Mykietyna zostaliśmy wpuszczeni do gmachu NFM punkt dwudziesta. Ktoś, kto sprawdzał przy wejściu bilety, udzielał jakichś informacji, ale nie dosłyszałam ich i nie zostały one powtórzone, gdy pokazywałam swoją wejściówkę. Ufałam więc tłumowi, gdy za nim szłam, że wchodzę do świątyni muzyki, nie do celi śmierci. Nikt nikogo dla sztuki nie pozbawia życia, nic złego nie mogło mnie tam spotkać.

 

Po wejściu do budynku czułam się trochę zagubiona. Sporo ludzi już tam było i nikt za bardzo nie wiedział, co mają oznaczać zielone i czerwone światła, w których tonął hol. Ale to nic, co miało nas tam spotkać. Miałam odnaleźć siebie, jeszcze lepiej siebie poznać, utwierdzić się we własnych wyborach. Że na dłuższą metę nie dam rady iść za tłumem, że się wyłamałam z tłumu, szukam swojej drogi, a muzyka temu sprzyja. Muzyka w NFM prowokowała we mnie radość, a ta wpływa na moje zachowanie.

 

Szłam więc w lewo za ludźmi. Gdy jednak usłyszałam bębny, rzuciłam się schodami do centralnej części holu, by zobaczyć, co jest grane. Ktoś rytmicznie uderzał w bębny, obok niego stała kobieta w stroju ludowym z gitarą. Nie mam pewności, czy jej używała. Może jej nie używała i to była jej melodia? Po chwili odkryłam, że inni ludzie myszkują po zakamarkach przestrzeni parteru, gdzie odbywał się inny koncert. Wtedy to za barierką, w dole zobaczyłam kolejnych muzyków. Czterech mężczyzn w kaskach i raczej w robotniczej odzieży grało na skrzypcach. Chwilę wsłuchiwałam się w graną przez nich niepokojącą melodię, ich melodię. Ale nie zeszłam schodami w dół. Jakiś czas później miałam się piąć do góry. Wtedy jeszcze nie rozumiałam, na czym polega performance Pawła Mykietyna. Jeszcze nie szukałam dóbr, które artysta przygotował w NFM. Ale byłam blisko.

Projekcja, Mykietyn, NFM

 

Ludzie w holu głównym poruszali się w różnych kierunkach, choć ich uwaga była skupiona na bębnach. Większość stała wianuszkami wokół instrumentu i słuchała, jak bębniarz wybija takt. Tylko niektórzy próbowali przekroczyć granicę holu i nieśmiało parli do przodu, by odkryć kolejne dobra na piętrach – że tam w ogóle jeszcze coś jest. Ja zaś się zastanawiałam, czy iść za nimi, czy może zacząć myśleć i wymyślić jakąś przygodę. Zacząć śpiewać? Przyszło mi do głowy, że Paweł Mykietyn wszystko to zaplanował – nasze pomieszanie i ekscytację.

 

Kompozytor włączył do swojego dzieła mnie i wielu innych melomanów, a także obsługę NFM, która z kieliszkami z winem w dłoniach spokojnie podziwiała widowisko, grała swoją melodię. Ci ludzie z identyfikatorami na szyjach prawdopodobnie znali scenariusz wydarzenia, bo z czasem zaczęli krążyć po budynku znudzeni. Wchodzili do pomieszczeń służbowych, rozmawiali raczej nie o performance. To było odwrócenie ról, gdyż zazwyczaj podczas takich zdarzeń odbiorcy delektują się sztuką i piją wino, nie obsługa.

 

A tłum szalał po piętrach NFM. A że uczymy się różnych rzeczy poprzez naśladownictwo, ono jest najwyższą formą uznania, opuściłam hol. I wtedy zrozumiałam, w czym rzecz, mam wyruszyć w podróż. Też miałam grać swoją melodię. A za każdym rogiem czekała na mnie niespodzianka muzyczna i harfistki w strojach motocyklowych, astronauta przy fortepianie, policjanci z kontrabasami, kelnerzy, sportowcy, stewardessa i adwokat, każde wygrywające na jakimś instrumencie swoją melodię. Zatem ganiałam po piętrach NFM i bawiłam się w odkrywczynię. Pomyślałam wtedy, że życie to jednak jest piękne.

 

Podziwiałam artystów, robiąc im zdjęcia, wsłuchując się w graną przez nich muzykę, analizując stroje różnych grup społecznych. Być może także ich postawę, cały system potrzeb i wartości, który za tym idzie.

Mykietyn, Projekcja, NFM

 

Czasem też byłam skonsternowana, nie wiedziałam, kto jest kim, czy osoby z kamerami nie są statystami w performance Pawła Mykietyna. Zwłaszcza gdy jeden mężczyzna przy grupie muzykujących policjantów zaczął nagrywać podłogę. Być może tylko testował sprzęt. Ale dla mnie jego zachowanie było dziwne, podejrzane, zaskakujące – jak wszystko szóstego września w NFM.

 

Zatem tłum wylewał się z holu i zalewał kolejne kondygnacje NFM. Ludzie wsłuchiwali się w muzykę, kontemplowali konkretne dźwięki, bo gdy artyści milkli, można było usłyszeć szum morza. Po serii niepokojących taktów było to odprężające doświadczenie. Inne osoby podziwiały też obrazy na ścianach, bo kilka dni wcześniej odbył się wernisaż malarstwa Uli Dzwonik. W NFM wszystko stało się możliwe. Sztuka miała tam swoje święto.

 

Spotkałam znajomą, przywitałam się i znów wyruszyłam w podróż po piętrach NMF. Bo każdy ma w życiu do przejścia kawałek drogi, który należy tylko do niego. Byłam więc nawet w pomieszczeniu, które przypominało fragment sali gimnastycznej!

 

Wtedy muzycy skończyli grać.

 

Nastała cisza, a ja przecież nie skończyłam podziwiać wszystkiego, nie byłam w każdym zakamarku, na każdym piętrze. Potem się okazało, że ominęłam pszczelarzy grających swoją melodię. Poczułam żal. Ale pomyślałam, że tak miało być. Szłam w swoim tempie, ciesząc się muzycznymi atrakcjami, i nie miałam zobaczyć wszystkiego. To niemożliwe zobaczyć w życiu wszystko, każdy musi się na coś zdecydować. Miałam więc zobaczyć tyle, na ile było mnie stać, moją ciekawość, ruchliwość. Pozostałą część performance musiałam sobie wyobrazić. I wyobrażałam ją sobą, gdy kolejni muzycy schodzili z pięter do holu głównego. Ludzie zaś stali na piętrach i bili brawo, krzyczeli, ciesząc się, że pozwolono im na tyle swobody, zaufano im.

 

Podziwiam NFM za otwartość, że gra swoją melodię i pozwala ludziom zewsząd odkrywać ich własne głosy. Pawła Mykietyna zaś podziwiam za to, że po wszystkim, gdy zszedł do holu głównego cieszyć się z muzykami owacjami, podszedł do chłopca, który grał w jego wydarzeniu astronautę. Stanął obok niego i przyjmował gratulacje, a ja pomyślałam, że to jest melodia artysty. Że jest żywa, to nie jest żadna gra, poza. Wewnętrzny chłopiec kompozytora jest pięknie cudowny i dzięki niemu mogłam zobaczyć NFM w nietypowym muzycznym ujęciu. Mogłam usłyszeć siebie, jeszcze raz zrozumieć, że idę przez życie autentyczna. Mam swój czas, który być może skończy się przed tym wyobrażonym momentem mojej śmierci, ale najważniejsze, że gram swoją melodię, jestem sobą.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.