Opisać swoje „tu i teraz” [rozmowa z Wojciechem Byrskim o Warsztatach TekstMisja]
Piosenka coś czynić powinna. Jednak żeby przewiercała na wskroś, potrzebuje… no właśnie… Co musi, a co czego nie może mieć piosenka, jak ją napisać, by stała się przebojem? Z inicjatywy Wojciecha Byrskiego młodzi, zdolni wybrańcy już niebawem podczas warsztatów TekstMisja organizowanych przez ZAIKS będą zgłębiać tajniki sztuki tekściarskiej.
Monika Jazownik: Dlaczego poczuł Pan potrzebę stworzenia warsztatów Tekstmisja?
Wojciech Byrski: Mamy do czynienia z wyrwą pokoleniową. Czas prawdziwych zawodowych tekściarzy, którzy potrafili pomóc artyście w rozwoju, niekiedy nawet go wypromować, niestety się skończył. Wielcy odchodzą i zostaje po nich pustka. Dodatkowo postęp technologiczny wytworzył mylne przekonanie, że oto każdy może sobie w dość łatwy sposób stworzyć piosenkę. Z moich obserwacji wynika jednak, że obecnie mamy w tej dziedzinie spore deficyty. A pamiętajmy, że dobre „otekstowanie” to podstawa piosenki. Wylansowanie polskiego „evergreena”, który przeżyłby pokolenie, graniczy dziś z cudem. Młodych, zawodowych tekściarzy, radzących sobie w sposób uniwersalny z większością nurtów i konwencji, po prostu w Polsce nie ma! Dlatego tak ważne jest, żeby powstało nowe pokolenie profesjonalistów, które w rzetelny sposób tę przestrzeń wypełni i twórczo zagospodaruje.
Warsztaty, które organizuje ZAiKS, to projekt edukacyjny. Jakim nauczycielem trzeba być dla tych młodych adeptów sztuki tekściarskiej – czułym towarzyszem, mądrym trenerem, uważnym mentorem, może zaklinaczem wierzchowców?
Przede wszystkim trzeba ich chcieć i umieć słuchać. Burzliwe dyskusje to nieodłączny, bardzo twórczy element warsztatów. W takiej atmosferze rodzą się wspaniałe pomysły. W pierwszej kolejności trzeba być więc słuchaczem cierpliwym. Nic nie sugerujemy, ponieważ moglibyśmy ich spłoszyć. Po prostu jesteśmy obok. Czuwamy też, by kod językowy, którym na co dzień posługują się uczestnicy warsztatów, wykorzystany był w najlepszy pod względem jakości sposób.
Jest Pan wiceprzewodniczącym jednej z czternastu sekcji ZAiKS-u – sekcji „D” (Sekcji Autorów Małych Form Literackich). Jej wrota są otwarte dla młodych, jednak jest to wąskie przejście, dla wybrańców. Czy żywi Pan nadzieję, że oto za jakiś czas wejdą do ZAiKS-u szlachetne, twórcze jednostki?
Jestem tego pewien! Dodatkowo kilka lat temu zlikwidowano w ZAiKS-ie instytucję tzw. członków polecających, czyli właśnie tej „bramy”, która dla niektórych mogła stanowić problem. Obecnie członkostwo otrzymuje się na podstawie dokonań twórczych zarejestrowanych w ZAiKS-ie. Po pierwszej edycji TekstMisji połowa jej uczestników jest już w stowarzyszeniu.
Czyli warsztaty to lokata kapitału?
Tak, to nasza inwestycja w młodych. Jesteśmy organizatorami i sponsorami TekstMisji, dlatego zależy nam, by zaistniał „efekt powarsztatowy”. Już po pierwszej edycji widać, że warsztaty to strzał w dziesiątkę. Warto wspomnieć jeszcze o wartości dodanej naszego projektu – ci artyści bardziej uwierzyli w swoje możliwości i umiejętności twórcze. Bo dostać się na warsztaty przy tak małej ilości miejsc, już jest nominacją. Z radością obserwujemy, że młodzi tekściarze stali się bardziej odważni, stać ich na ryzyko, które często okazuje się niezwykle twórcze. Owocem TekstMisji są nowe, ambitne projekty.
Na warsztaty przyjeżdża garstka wyselekcjonowanych artystów. Czy projekt TekstMisja to seminarium typu Master Class?
Na TekstMisję przyjeżdżają osoby, które są rokującymi artystami, jednak nie zajmują się zawodowo muzyką. Warsztaty mają być czasem ich rozwoju. Przejmujemy ich w pewnym momencie kariery, uczymy, jak uprawia się rzemiosło, wyposażamy w twarde kompetencje, dajemy im background. Pokazujemy również, kiedy można ze spokojem orzec, że dzieło jest jakościowo dobre, skończone.
Czy tekściarz to wdzięczny zawód?
Zawód tekściarza, jak każda profesja artystyczna, jest niewdzięczny, ponieważ nieustannie musi on się konfrontować z odbiorcą. Trzeba mieć również ogromne pokłady pokory, cierpliwości i zdrowego dystansu do swojej twórczości. W przeciwnym razie upadek z dobrego konia może się skończyć na odwyku…
Kogo potrzebuje dziś polska piosenka – Bobów Dylanów, Wojciechów Młynarskich…?
Polska piosenka potrzebuje przede wszystkim tekściarzy, którzy potrafią w sposób ciekawy i lapidarny opisać swoje „tu i teraz”. Czasy, kiedy można było pozwolić sobie na utwory trwające cztery minuty, minęły bezpowrotnie. Dlatego na warsztatach uczymy krótkiej formy, która jest tak naprawdę najtrudniejsza. Trzeba bowiem ciekawą historię lub „stan bycia” streścić w dwunastu wersach z refrenem w czasie niespełna trzech minut. Dlatego pisanie dobrej piosenki popularnej jest arcytrudne.
Czy otwartość na różne style, gatunki muzyki jest warunkiem sine qua non tekściarskiego sukcesu?
To byłaby sytuacja idealna! Zawodowy tekściarz musi bowiem podołać rozmaitym wyzwaniom. Dlatego na warsztatach tworzymy utwory bardzo zróżnicowane pod względem estetyki i konwencji. Chodzi nam o to, by młodzi doświadczyli rozmaitych światów muzycznych, dlatego twórcza spontaniczność jest im niezwykle potrzebna. Nie pozwalamy, by zamykali się oni w swoich bańkach. Warsztaty to nie jest czas solowych występów.
Jak rodzi się gwiazda?
Taka gwiazda, która przetrwa dekady rodzi, się długo i w bólach. (śmiech) Zupełnie inaczej niż w talent show. Te widowiska niestety tworzą iluzję popularności i bardzo psują młodych. Nierzadko wydaje im się, że skoro mają na Instagramie sto tysięcy obserwujących, a program ogląda pięć milionów osób, to samo znalezienie się finale zaowocuje wielkim sukcesem. Prawda jest jednak taka, że ich gwiezdna jasność szybko gaśnie. Ci artyści giną najczęściej z braku własnego, interesującego repertuaru. I tu wracamy do naszej idei warsztatów… Na szczęście na TekstMisję przyjeżdżają młodzi twórcy, dla których niestraszny jest trud mozolnej, ciężkiej pracy. Ten czas przyniesie z pewnością piękne i trwałe owoce. Z serca im tego życzę!