Nie bądź taki cierpliwy
Cierpliwość była przedmiotem rozważań filozofów już od czasów starożytnych. Zwykle uważano ją za jedną z najrzadszych i najbardziej pożądanych człowieczych cnót, utożsamiając ją z mądrością. A także z siłą – konieczną, by znosić przeciwieństwa losu z pokorą. Nieliczni, jak Arystoteles, ośmielili się postawić tezę, że bycie cierpliwym może oznaczać słabość.
Nawet o tym nie wiedząc, w rozmyślaniach nad istotą cierpliwości intuicyjnie podążyłam podobną ścieżką. Czy zawsze jest ona cnotą? A może bliżej jej do lenistwa, rezygnacji czy braku pomysłu, jak wyjść z trudnej sytuacji? Czy nie jest tak, że czasem to właśnie brak cierpliwości, by nadal tolerować niekomfortową sytuację, staje się siłą napędową do zmiany?
Jaki masz cel?
Cierpliwość jest ulubioną cnotą teologów i kapłanów. Ba, całe chrześcijaństwo na niej bazuje. Znoś z pokorą wszystko złe, co ci się w życiu przydarza, dopatruj się w tym zesłanej z niebios okazji, by hartować swój charakter. A nagrodą za cierpliwość będzie szczęście wieczne. Tym większe, im więcej jej okażesz tu, na ziemskim łez padole. Taka interpretacja stawia jednak jako główny cel osiągnięcie szczęścia dopiero po śmierci, w tym nowym, podobno lepszym życiu. A co z tym, które świadomie przeżywamy tu i teraz? Czy wystarczy nam obietnica tego, co nastąpi kiedyś tam, później, a i to nie na pewno? Czy to dostateczne źródło codziennej satysfakcji? Obawiam się, że nie. Bliższa jest mi idea docenienia życia doczesnego w każdym jego przejawie, niecierpliwej zachłanności na życie. Nie po to tyle piękna i dobra jest na tym świecie, nie po to jesteśmy istotami zmysłowymi zdolnymi je pojąć i celebrować, byśmy mieli tylko w kółko myśleć o cierpieniu, a szczęście odkładać na później. Sądzę, że taka formuła jest łatwiejsza do zaakceptowania dla większości. Na razie nie tak trudno przymknąć oko na ewentualne konsekwencje nadmiernego celebrowania ziemskich rozkoszy (jak na obrazie Hieronima Boscha). Wydaje mi się, że niekoniecznie któryś wybór jest lepszy, a inny gorszy. Byleby był świadomy i dobrowolny.
Zatroszcz się o siebie
Nasza cierpliwość jest czasem bardzo na rękę innym. Tym wszystkim, którzy chcą ją bez skrupułów wykorzystać. Szefom znajdującym milion powodów, by nie dać podwyżki, radnym obiecującym od dekady remont dziurawych dróg lub ofiarom nałogów unikającym odwyku. Jeśli to zauważymy, dostrzeżemy również, że w takich wypadkach nasza cierpliwość jest po prostu niemocą. Szkodzi nie tylko nam, lecz także – w szerszej perspektywie – tym, którzy jej nadużywają. Nie musimy chcieć zbawiać całego świata i martwić się o marną przyszłość naszego szefa w piekielnym kotle (choć, oczywiście, możemy). Najpierw po prostu pomyślmy o sobie. Mimo tego samego rdzenia słowa, nie mylmy cierpliwości z cierpiętnictwem.
To jest trudne
Niestety, czasem tupnięcie nogą wymaga wysiłku. Wyjścia ze strefy komfortu. Może trzeba będzie zagrozić odejściem z pracy albo odejść naprawdę. Może stworzyć petycję i zachęcić innych do jej rozpowszechniania. Albo samemu ją podpisać, ryzykując układy. Może trzeba będzie pokonać lęk przed tym, że nie uda się osiągnąć celu. A nawet zmierzyć się z porażką, gdy faktycznie przecenimy swoje siły lub źle opracujemy strategię. Wszystko to się jednak nie wydarzy, jeśli cierpliwie (cierpiętniczo) będziemy znosić istniejący stan rzeczy. Wielu z nas wspina się na wyżyny mistrzostwa w tzw. dorabianiu ideologii, umie uzasadnić swoją bierność w każdej sytuacji. I, co gorsza, zawsze znaleźć wytłumaczenie dla czyichś błędów. Jednym z naszych, tych najgorszych, jest lęk przed wyrażeniem swojej oceny czyjejś pracy i postawy. Boimy się krytykować. Przepraszamy z góry za nasz rzekomy brak kompetencji. Słuchamy jak wyroczni stwierdzenia „nie oceniaj”. A czemuż to? Każde działanie, jeśli jego konsekwencje ponoszą inni, może podlegać ocenie. To prawda, możemy się komuś narazić, wyrażając swoją opinię. Czyli w praktyce zrobić niekiedy rzecz najlepszą pod słońcem. Odzyskać wolność wewnętrzną, poczuć swoją siłę. Odwaga bardzo często stoi w sprzeczności z koniunkturą, ale ważąc ją na szali wartości, przyznaję jej miażdżącą przewagę nad cierpliwością. Moim zdaniem warto być odważnym, jeśli nasza walka ma cel i sens. I nie wartościujmy, czy walka o dobro innych jest lepsza niż o własne. To kwestia drugorzędna.
Spójrz w lustro
Czy tylko wobec innych warto być czasem niecierpliwym? Niekoniecznie. Czasem musimy sprawiedliwie ocenić również własne działania. Ja na przykład żałuję, że nie miałam tej świadomości, godzinami ćwicząc na wiolonczeli jako dziecko, a potem studentka. Zamiast się zniecierpliwić i zrozumieć, że widocznie robię coś źle, skoro wciąż nie ma efektu, łudziłam się, że wystarczająca liczba powtórzeń zaprowadzi mnie do sukcesu. To był moment, kiedy należało przestać ćwiczyć w ogóle i zastanowić się, co mogę zrobić. Może zmienić profesora lub instrument, zainwestować w kursy mistrzowskie. A nawet zadać sobie pytanie, czy wybrany zawód jest w moim przypadku najlepszą z opcji. Dla mnie ratunkiem okazało się spotkanie osób, które nie miały cierpliwości słuchać, jak gram i nie bawiąc się w konwenanse, powiedziały, co o tym myślą. Ale wskazały też drogę wyjścia z impasu, choć same chyba nie wierzyły, że będzie mi się chciało nią podążyć. Mało kto mając 30 lat przechodzi gruntowną korektę aparatu gry. Ja jednak byłam zdeterminowana. Straciłam cierpliwość do samej siebie. Czy oznacza to, że dziś mogę chodzić już z podniesioną głową? A skąd, sporo rzeczy czeka jeszcze na ten wybuch samokrytyki.
Żabie udko
Od zniecierpliwienia bywa już niedaleko do buntu. Są sprawy, które wręcz domagają się naszej reakcji. Czy nam się to podoba, czy nie, siłą napędową większości pozytywnych zmian jest niezadowolenie z istniejącego stanu rzeczy. Rewolucja jest zwykle bardziej efektywna niż ewolucja. W ciągu ostatnich dwóch lat wielokrotnie przywoływano tzw. syndrom gotującej się żaby. Żaba wrzucona do wrzątku wyskoczy z niego natychmiast jak, nomen omen, oparzona. Z kolei zanurzona w garnku z letnią wodą, podgrzewaną stopniowo na niewielkim ogniu – ugotuje się i nawet nie zauważy, kiedy zakończy swój marny żywot. Nie bądźmy potrawką z żabich udek. Nie dajmy sobie wmówić, że wystarczy cierpliwie poczekać, a woda ostygnie – skoro wciąż czujemy pod garnkiem ogień. Nawet jeśli wokół nas będzie sto żab kumkających zgodnym chórem „zostań w garnku!”. Jeśli wyskoczą z nami, może kiedyś zdobędą się na wdzięczność. A jeśli nie podziękują? Nie szkodzi, nie bądźmy małostkowi. Problemem jest jednak to, że nie każdy z nas został obdarzony charyzmą wystarczającą, by zostać przywódcą buntu. Jeśli nie uda się nam przekonać innych, będziemy cierpieć z bezsilności. Mimo że przepełniać nas będą dobre intencje, pragnienie obrony również cudzych interesów, zostaniemy osamotnieni, może wyśmiani. Czy to znaczy, że trzeba się poddać? Niekoniecznie, sprzymierzeńcy są gdzieś na pewno. Może wystarczy zmienić krąg znajomych, aktywnie szukać ludzi o podobnych poglądach, prowokować innych, by zabrali głos i odsłonili karty. I działać wspólnie z tymi, z którymi nam po drodze. Byle nie tracić z oczu celu, przecież chodzi nam o ideę, a nie uciekanie od problemu, czyż nie?
Jak w banku
Idzie wiosna, a z nią chęć odnowy, nowego porządku. Pomyślmy, czy nadal chcemy cierpliwie znosić rupieciarnię w ogrodzie i obluzowane drzwiczki szafek. Czy kolejny sezon z westchnieniem odłożymy ulubione spodnie do czasu, gdy uda się je dopiąć? Czy znów chcemy być ostatni w kolejce do urlopu w firmie? Czy po prostu mamy jeszcze siłę tolerować wszystko takim, jakie jest? Cudownie, jeśli nasza „lista zniecierpliwienia” jest pusta. Jeśli szczerze akceptujemy swoje życie, całe otoczenie. Nie chcemy niczego zmieniać, wszystko nam się podoba, nie czujemy się wykorzystywani, okłamywani i niedoceniani. Lecz… czy w ogóle istnieją takie osoby? Nie mówię tu o celebrytach, których życie wydaje się pozbawione przeszkód i wyzwań, przynajmniej na instagramowym profilu. My, zwykli ludzie, mamy chyba powody, by mówić „dość” przynajmniej raz dziennie. Nie ma się czego bać, wystarczy się odważyć. Cierpliwość zostawmy sobie na okazje, które są jej warte. Dla ludzi, których kochamy, a oni są wyrozumiali dla nas. Dla rzeczy, które wymagają czasu, by rozkwitnąć, rozwinąć się w dobrym kierunku. Oszczędzajmy ją, byle na lokacie z dobrym oprocentowaniem. Nie inwestujmy w byle co. Raz utraconą trudno będzie odzyskać.