Leszek Możdżer: Nie jestem entuzjastą własnej twórczości
O duchowej stronie rzeczywistości, o tym co daje nam rozumienie języka i czego szukamy w jazzie z Leszkiem Możdżerem rozmawia Teresa Wysocka. Artysta wystąpi wraz z Adamem Makowiczem 27 stycznia 2023 r. o godz. 19:00 w Filharmonii Łódzkiej
Czy z upływem lat inaczej patrzy Pan na swoją twórczość? Niektórzy artyści po pewnym czasie mają ochotę wiele rzeczy w swoich utworach pozmieniać. Czy Pan też patrzy tak krytycznie na swoje wcześniejsze utwory? A może odbiera je Pan inaczej niż wtedy, kiedy były tworzone? Nawet ja, mimo że jestem tylko słuchaczem, zupełnie inaczej odbieram Pana twórczość teraz niż jeszcze kilka lat temu.
Nie jestem entuzjastą własnej twórczości, tym bardziej że nie do końca potrafię zdecydować, kim właściwie jestem. Trochę pianista, trochę producent, trochę kompozytor, trochę aktywista muzyczny… Wszystkie swoje wyroby postrzegam jako swego rodzaju wprawki poczynione w ramach nauki muzyki. Każdą moją płytę czy kompozycję można by jeszcze ulepszyć i poprawić, ale trochę szkoda mi na to czasu. Cały czas staram się w muzyce znaleźć jakieś uniwersalne treści, ale z biegiem lat wydaje się to coraz trudniejsze, bo życiowe doświadczenie pokazuje, że muzyka wcale nie jest najważniejszą rzeczą na świecie, chociaż bez muzyki życie byłoby o wiele gorsze.
Mówi się, że osoby utalentowane mają swoje demony, jakieś strony osobowości, które powodują, że nie żyje im się łatwo. Widzą rzeczy inaczej, świat jest dla nich zupełnie innym miejscem niż dla większości osób lub czują, że nie do końca do tego świata przystają. Czy Pan także ma czasami takie poczucie? Nie pytam o to, czy warto przejmować się własną odrębnością, ale czy zauważa Pan jakiś rodzaj inności w sobie.
David R. Hawkins napisał w jednej ze swoich książek, że ludzie o dużej wrażliwości czują nie tylko własne emocje, ale również emocje dominujące w otoczeniu, a także wyparte emocje innych ludzi. Jeżeli coś jest wyparte ze świadomości, to znajduje się automatycznie w strefie cienia i dostaje się pod zarządzanie istot ciemności. Demoniczna metodologia zarządzania naszą rzeczywistością staje się coraz bardziej jawna, widać już wyraźnie, że główną siłą napędową naszej cywilizacji są właśnie wyparte emocje, ale na ten temat musiałby się wypowiedzieć jakiś traumatolog, o ile taka nauka w ogóle istnieje. Wojny, przemoc, chorobliwe współzawodnictwo, kłamstwo, ignorancja i wszelkie tego typu działania są nadal kreowane na największą siłę napędową naszego systemu, ale mam nadzieję, że ten czas właśnie dobiega końca. Ja niezbyt pasuję do tego systemu, ale, żyjąc tutaj, mogę się bardzo dużo nauczyć o sobie samym, bo nieznośność rzeczywistości wypycha mnie w stronę ducha.
Skąd wzięło się Pana zainteresowanie metafizyką, przenikaniem energii, świadomością czy ogólnie naturą psychiki człowieka?
Zawsze wydawało mi się, że rozwikłanie budowy samej świadomości może być odpowiedzią na wszystkie nurtujące mnie pytania. Zawsze chciałem żyć w zgodzie z najgłębszą prawdą tworzącą mój byt i pracowicie staram się odkrywać własny umysł. Ktoś kiedyś powiedział, że Bóg pokazuje się tylko tym, którzy go szczerze szukają. Nie wiadomo, czym dokładnie jest Bóg, tym bardziej że pod to pojęcie podłącza się wielu nieuczciwych ludzi, próbując na nim coś zarobić.
Dlaczego słuchacze jazzu uważani są za uduchowionych? Co takiego jest w tej muzyce, że jest uznawana za nierealną, zmysłową czy sentymentalną? Co sprawia, że jazz jest tak osobistą formą twórczości? Słysząc w radiu utwór jazzowy, najczęściej od razu można rozpoznać jego autora, mimo że nie słyszymy nawet jego głosu. Utwory na przykład Włodka Pawlika są zupełnie nieporównywalne z chociażby Pańskimi utworami, mimo że obaj poruszacie się w estetyce jazzowej.
„Jazz” to bardzo szerokie pojęcie, obejmujące przeróżne style i formy ekspresji. Muzyka jazzowa działa na wielu poziomach: na intelektualnym, energetycznym, duchowym… Każdy może sobie w niej znaleźć coś, co jest mu potrzebne. Jeden będzie szukał inteligentnej konstrukcji, inny nieskrępowanej emisji energii, jeszcze inny abstrakcyjnych poszukiwań ducha. Wydaje mi się, że skoro jazz, jako jedna z nielicznych form ekspresji, polega na improwizacji, to lgną do niego ludzie pragnący wewnętrznej wolności. Być może dlatego jazz uważany jest za sztukę wysokiej próby oraz przez wielu uważany jest za dziedzinę dla nich kompletnie niezrozumiałą. Jazz nie jest dla wszystkich.
Jako osoba śledząca Pana karierę muzyczną od wielu lat zauważyłam, że nie zamyka się Pan właściwie na żaden rodzaj muzyki. Czy mimo wszystko jest coś, co Pana w twórczości innych denerwuje, czego nie może Pan słuchać?
Staram się ciągle pracować nad wewnętrzną łagodnością, z biegiem lat jestem coraz delikatniejszy w osądach, wiedząc, że każdy muzyk ma do przejścia dosyć krętą drogę. Oprócz opanowania instrumentu trzeba jeszcze uruchomić własną wyobraźnię, odnaleźć się w zasadach show-biznesu, pogodzić to wszystko z życiem rodzinnym, zaakceptować przeróżne komplikacje związane z działalnością twórczą – choćby jadowity język recenzentów często odbierający twórcom wiarę w sens dalszej pracy. Dzisiaj, słuchając kogokolwiek, widzę po prostu człowieka na jakimś etapie rozwoju i nie oceniam nikogo. Jestem w stanie wysłuchać wszystkiego, byle nie za długo.
Czasami spotykałam Pana w antykwariacie na ul. Oławskiej we Wrocławiu (choć nigdy nie miałam odwagi podejść), w związku z tym mam pytanie: czy jako Mistrz Mowy Polskiej swoją umiejętność władania tym językiem czerpie Pan właśnie z czytania, czy raczej słuchania?
Przeczytałem niewiele książek, ale były to książki, które zmieniły moją świadomość. Zwykle sięgam po literaturę, która opisuje makrosocjalne systemy społeczne oraz stanowi wgląd do świata duchowego. Oczywiście ze wszystkiego, co się przeczyta, trzeba sobie zrobić własny destylat. Tocząca się teraz wojna informacyjna polega na manipulacji językiem w taki sposób, aby budzić w ludziach nieuświadomione emocje. Używanie języka staje się coraz trudniejsze, pojawiają się bowiem nowe pojęcia, a zawartość dotychczasowych pojęć podmieniana jest na coś zupełnie innego. Zmiany zachodzą tak szybko, że już nawet rodzice nie mogą się dogadać z własnymi dziećmi. Język przestał być jakimś uniwersalnym narzędziem, stał się swego rodzaju bronią. Przypomina mi to opis z Apokalipsy, w którym znajduje się wizja „miecza obosiecznego wychodzącego z ust”. Ale polski język to źródło wiedzy, bo sama analiza poszczególnych słów może dostarczyć odpowiedzi na ważne pytania. Dlaczego w słowie patrzy jest liczba „trzy”? Albo dlaczego w słowie źródło znajduje się „ród”? Czy jeżeli coś jest w przyrodzie, to oznacza, że jest przy rodzie? Rozumienie własnego języka z przeszłości pomaga mi budować własną przyszłość.
Bliżej Panu myślami do przeszłości czy przyszłości? Jest Pan sentymentalny czy raczej zorientowany na przyszłość?
Podczas podnoszenia wibracji własnej świadomości, które odbywa się właśnie teraz, jestem w stanie poprawić interpretację własnej przeszłości i usprawnić postrzeganie przyszłości, która od razu robi się jaśniejsza. Najlepszym sposobem na naprawianie przyszłości i przeszłości jest zadbanie o stan swojego umysłu właśnie teraz. I nie jest to proces polegający na poprawianiu myślenia, tylko na świadomej samoobserwacji i szczerym rozczytywaniu własnych stanów. Wymaga to ciągłej uważności oraz odpowiedzialności za wszystko, co się czuje i myśli.
Mówi się, że muzyka ma wiele wspólnego z matematyką. Czy dobrze radzi Pan sobie także z „królową nauk”?
Muzyka jest w istocie matematyką, bowiem wszystkie współbrzmienia są matematycznymi odniesieniami. Jednak nie wszystko da się w muzyce obliczyć i przewidzieć, istnieją takie zjawiska, jak inspiracja, intuicja i natchnienie – tego nie da się w żaden sposób wyliczyć. Tworzenie muzyki nie polega na myśleniu, tylko na osiąganiu stanu weny, który w zasadzie przychodzi sam, kiedy tylko rozpoczyna się proces twórczy. Matematyka jest podstawową zasadą szeregowania i rozpoznawania rzeczywistości – ale mnie jest to kompletnie obojętne. Uważam, że wszystkiego i tak nie da się policzyć, bo w życiu zwykle jest tak wiele niewiadomych, że nawet jeżeli zapisze się jakiś wynik, to i tak potem okazuje się on nieprawdziwy.
Co sprawiło, że po 18 latach od pamiętnego koncertu Możdżer vs Makowicz w Carnegie Hall postanowili Panowie powrócić do wspólnego koncertowania?
Granie z Adamem Makowiczem to dla mnie zawsze zaszczyt i możliwość nauki, więc kiedy tylko pojawił się organizator, który zapragnął, żebyśmy zagrali razem – od razu zgodziłem się z radością. Ten koncert wydarza się głównie dzięki temu, że zadzwonił do nas pan Witold Wnuk. Sami nie jesteśmy zbyt aktywni, jeżeli chodzi o organizowanie koncertów.
W zapowiedzi koncertu w Filharmonii Łódzkiej czytamy, że czeka nas pojedynek dwóch mistrzów. Czy koncert może być pojedynkiem?
Termin „pojedynek” miał podkręcić sprzedaż biletów przed pierwszym koncertem w Carnegie Hall, być może stąd dostał się do jakichś zapowiedzi, ale ten termin w ogóle nie odzwierciedla istoty rzeczy. Pojedynkowanie się podczas grania nie ma sensu, bo wtedy wychodzi gorsza muzyka. Nie wierzę w to, że da się stworzyć cokolwiek pięknego, walcząc ze sobą nawzajem.