Czasem trzeba zamknąć oczy [Makowicz i Możdżer w Filharmonii Krakowskiej]

02.02.2023
Możdżer i Makowicz, rys. Dorota Pietrzyk

To opowieść o jazzowym koncercie na dwa fortepiany – czerń i biel – heban i kość słoniowa. Dwaj pianiści – Adam Makowicz i Leszek Możdżer. Niezwykły koncert gigantów polskiej pianistyki jazzowej spotykających się ponownie.

 

Ten koncert podobno przyśnił się wiele lat temu Pawłowi Potoroczynowi, wówczas dyrektorowi Instytutu Adama Mickiewicza. Koncert w najsłynniejszej sali – w Carnegie Hall! Osiemnaście lat temu udało mu się doprowadzić zarówno do koncertu, jak i nagrania płyty w studiu Pomaton EMI. Bardzo młody wówczas pianista zagrał ze swoim guru, którego muzyka towarzyszyła mu od lat. Płytę Makowicza podarował mu tata, gdy chłopiec miał osiem lat.
 

Koncert w krakowskiej filharmonii rozpoczął się recitalem Leszka Możdżera. Muzyk ten, jak zresztą każdy jazzman, to byt osobny, w muzyce szukający siebie. Klasyczna, pełna edukacja muzyczna oraz niezwykła wprost wyobraźnia pozwoliły Możdżerowi na dodanie skrzydeł zarówno sobie, jak i fortepianowi. Muzyk, milcząc, ukłonił się publiczności i rozpoczął koncert własną improwizacją. Artysta – tym razem ze spiętymi w kucyk włosami, bosonogi, lecz w garniturku, białej koszuli i krawacie – zabrał nas do swej czarodziejskiej krainy dźwięków. I chociaż mogliśmy usłyszeć delikatne nawiązania do improwizacji Keitha Jarretta, to jednak był to grający całym sobą Możdżer, podpreparowujący delikatnie instrument, co spowodowało, że lewa ręka brzmiała jak celtycka harfa! Za to w kolejnej improwizacji  prawa ręka była ksylofonem! Artysta oprócz własnych kompozycji wykonał również piękny utwór Mieczysława Kosza „Przed burzą”. Zastanawiałam się, słuchając, na czym polega „osobność” Możdżera. Tym bardziej że byłam świeżo po przesłuchaniu płyty „Spain”, gdzie Leszek zagrał z dwiema gitarami, czyli z duetem Pełech & Horna. Wspaniale zabrzmiały trzy instrumenty harmoniczne, chociaż uważa się, że fortepian i gitara nie brzmią dobrze, bo grają w podobnych częstotliwościach. Jest to zupełnie inna muzyka (standardy i utwory gitarowe) świadcząca o wielkim talencie, wyobraźni i wirtuozerii muzyków. Podkreśla też niezwykłą wszechstronność stylistyczną oraz improwizatorską Leszka Możdżera, jego nieustanne poszukiwanie muzycznych doznań, przygód. Artysta łamie dźwiękowe tabu, odchodząc od utartych rozwiązań, i zręcznie łączy ze sobą muzyczne gatunki.
 

Po energetyzującym, pełnym napięć i szalonych kaskad akordowych występie Możdżera miejsce przy fortepianie zajął jego Mistrz – Adam Makowicz. Rozpoczął występ własnym utworem „Broadway 14”, opowieścią o ulicy i mieszczącym się na jej rozwidleniu Union Square, gdzie mieszkający od lat siedemdziesiątych na nowojorskim Manhattanie Makowicz odwiedzał działające tam kluby jazzowe. Artysta opowiedział publiczności o Amiszach, potomkach Holendrów, którzy przyjeżdżali tam sprzedawać płody rolne. Uprawiane przez nich w sposób całkowicie ekologiczny owoce i warzywa miały niepowtarzalny smak.

 

Adam próbował przekazać nam to swoją muzyką. Po szalonej burzy improwizacyjnej Możdżera ten delikatny, zachowawczy jazz spowodował, że przeniosłam się w czasie. O dziwo nie do Nowego Jorku, lecz do rodzinnego domu, gdzie jako kilkuletnia dziewczynka, nie mogąc zasnąć, słuchałam zza ściany odgłosów gry w brydża. Dźwięk szpulowego magnetofonu, na który ojciec nagrywał audycje jazzowe (przez mikrofon!), mieszał się z zapachem fajkowego tytoniu, ciasta i pasty do podłogi. Być może słyszałam już wtedy muzykę Makowicza.

Możdżer i Makowicz

Pan Adam nie ma wykształcenia klasycznego tak wszechstronnego jak Możdżer, lecz wieloletnie granie jazzu doprowadziło go do genialnej wprost techniki wirtuoza oraz niezwykle barwnego, własnego stylu improwizacji. Grać z nut może właściwie każdy, kto ma jako taki słuch i poczucie rytmu, ale jazzmanami zostają tylko niektórzy. Istotą jazzu jest nieustający rytm, opierający się przede wszystkim na synkopie, czyli tak zwane swingowanie. Gdy nie ma swingu – nie ma jazzu. Poza tym tylko ci, którym pozwala na to wyobraźnia muzyczna, potrafią swobodnie przeobrażać linię melodyczną, dodając własne struktury, frazowanie oraz zmieniając w dowolny sposób brzmienie instrumentu.

 

Tak właśnie postąpił Makowicz, prezentując swoją wersję „Fascinated Reason” George’a Gershwina, szalejąc w zawrotnych tempach na klawiaturze. Trochę nas uspokoił przySmall Thing” Hoagy’ego Carmichaela, by zakończyć solowy recital własną kompozycją „Satynowy las”.

 

Wreszcie nastąpiło to, na co wszyscy czekaliśmy – popis pary wizjonerów, dwóch gigantów jazzu. Czekaliśmy na wymianę muzycznych fascynacji i myśli. Dwie niezwykłe postaci penetrujące wspólnie nowe przestrzenie kreatywności, w których spontaniczna improwizacja podąża za perfekcyjną techniką, a swobodne myślenie abstrakcyjne wspierane jest solidną wiedzą muzyczną. Zdarzyło się coś, czego nie zapisze żadna płyta ani nawet kamera video. Sala zastygła w bezruchu. Siedząc na balkonie, spojrzałam w dół na publiczność. Nikt nie kołysał się do taktu, nie podrygiwał do swingującej, rytmicznej muzyki. Zostaliśmy zaczarowani.
 

Dojrzałością muzyka jest umiejętne słuchanie współgrających na scenie kolegów. Ciekawym więc było obserwowanie respektu Możdżera, gdy podążał za swoim Mistrzem. Tego, jak cały czas panowie dawali sobie umówione znaki, kto kiedy ma zagrać solo, kto ma wykonać bridge, a kto tylko akompaniuje lewą ręką. Cichutko naradzali się przed utworem w sprawie tonacji i zapewne jeszcze w innych niuansach gry. Leszek nawet spiął włosy, które zazwyczaj służą mu do osłony przed widzem, gdy z zamkniętymi oczami chowa się w swój muzyczny świat. Cudowne było oczekiwanie na melodię, gdy panowie mistrzowsko przedstawiali się w introdukcji, często kadencjonującej, często dowcipnie aluzyjnej, odwlekającej rozpoczęcie tematu. Czułam radość, gdy wreszcie słyszałam znaną melodię standardu.

 

Tak było w pięknej balladzie „My One and Only Love” Guy’a Wooda, ze wspaniałymi glissandami obydwu fortepianów, czy w „Rosemary’s Baby” Krzysztofa Komedy. W „Caravane” Ellingtona panowie nawiązali delikatnie do muzyki arabskiej, szalejąc w tonacji i poza nią, wspólnie przekraczając granice wyobraźni. Jakie to piękne, że możemy karmić się muzyką i chować się w tej niezwykłej krainie. Wspaniale, że jazz potrafi powiedzieć to, czego nie mogą wyrazić słowa. Poprzez poszukiwanie piękna możemy doświadczyć wyższych stanów świadomości, gdzie wszystko jest harmonijne i gdzie wzrasta w duszy poziom miłości. Znika zmęczenie, blednie codzienność… Czasem trzeba zamknąć oczy. Widzenie podobno zabiera masę energii. Gdy jest dużo muzyki, dobrze jest ominąć jeden z bodźców. A muzyki był cały ocean! Obydwaj artyści wyznaczyli, wydawać by się mogło, nieosiągalny dla innych poziom pianistyki. Romantyczna emocjonalność, bystra, przenikliwa inteligencja oraz napięcie między muzykami to właśnie jest jazz! Delikatne nawiązania do innych mistrzów jazzu to nie plagiaty – to artystyczna, świadoma inspiracja, dodająca głębi tej muzyce. Artyści żonglowali emocjami, porywając słuchaczy w miejsca, których istnienia nikt nawet nie podejrzewał.

 

Jako bis końcowy (drugi) panowie wykonali słynne „Take the a Train” Duke’a Ellingtona. Iskry sypały się z fortepianów jak spod kół parowozu, a melodia tego standardu pozostała we mnie do końca wieczoru.

Leszek Możdżer: Nie jestem entuzjastą własnej twórczości

O duchowej stronie rzeczywistości, o tym co daje nam rozumienie języka i czego szukamy w jazzie z Leszkiem Możdżerem rozmawia Teresa Wysocka. Artysta wystąpi wraz z Adamem Makowiczem 27 stycznia 2023 r. o godz. 19:00 w Filharmonii Łódzkiej

Czy z upływem lat inaczej patrzy Pan na swoją twórczość? Niektórzy artyści po pewnym czasie mają ochotę wiele rzeczy w swoich utworach pozmieniać. Czy Pan też patrzy tak krytycznie na swoje wcześniejsze utwory? A może odbiera je Pan inaczej niż wtedy, kiedy były tworzone? Nawet ja, mimo że jestem tylko słuchaczem, zupełnie inaczej odbieram Pana twórczość teraz niż jeszcze kilka lat temu.

 

Nie jestem entuzjastą własnej twórczości, tym bardziej że nie do końca potrafię zdecydować, kim właściwie jestem. Trochę pianista, trochę producent, trochę kompozytor, trochę aktywista muzyczny… Wszystkie swoje wyroby postrzegam jako swego rodzaju wprawki poczynione w ramach nauki muzyki. Każdą moją płytę czy kompozycję można by jeszcze ulepszyć i poprawić, ale trochę szkoda mi na to czasu. Cały czas staram się w muzyce znaleźć jakieś uniwersalne treści, ale z biegiem lat wydaje się to coraz trudniejsze, bo życiowe doświadczenie pokazuje, że muzyka wcale nie jest najważniejszą rzeczą na świecie, chociaż bez muzyki życie byłoby o wiele gorsze.

 

Mówi się, że osoby utalentowane mają swoje demony, jakieś strony osobowości, które powodują, że nie żyje im się łatwo. Widzą rzeczy inaczej, świat jest dla nich zupełnie innym miejscem niż dla większości osób lub czują, że nie do końca do tego świata przystają. Czy Pan także ma czasami takie poczucie? Nie pytam o to, czy warto przejmować się własną odrębnością, ale czy zauważa Pan jakiś rodzaj inności w sobie.

 

David R. Hawkins napisał w jednej ze swoich książek, że ludzie o dużej wrażliwości czują nie tylko własne emocje, ale również emocje dominujące w otoczeniu, a także wyparte emocje innych ludzi. Jeżeli coś jest wyparte ze świadomości, to znajduje się automatycznie w strefie cienia i dostaje się pod zarządzanie istot ciemności. Demoniczna metodologia zarządzania naszą rzeczywistością staje się coraz bardziej jawna, widać już wyraźnie, że główną siłą napędową naszej cywilizacji są właśnie wyparte emocje, ale na ten temat musiałby się wypowiedzieć jakiś traumatolog, o ile taka nauka w ogóle istnieje. Wojny, przemoc, chorobliwe współzawodnictwo, kłamstwo, ignorancja i wszelkie tego typu działania są nadal kreowane na największą siłę napędową naszego systemu, ale mam nadzieję, że ten czas właśnie dobiega końca. Ja niezbyt pasuję do tego systemu, ale, żyjąc tutaj, mogę się bardzo dużo nauczyć o sobie samym, bo nieznośność rzeczywistości wypycha mnie w stronę ducha.
Leszek Możdżer

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji: Edyta Ruta | edyta.ruta [at] prestoportal.pl | +48 579 66 76 78

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.