Kamil „Jakuza” Jaczyński: Teraz jest ciekawiej

13.03.2022
Kamil „Jakuza” Jaczyński

O poszerzaniu granic klasyki i o tym jakie możliwości dają muzyce nowe technologie z Kamilem „Jakuzą” Jaczyńskim rozmawia Paweł Kawałek

Do czego ten wywiad? – zapytał mnie Kamil „Jakuza” Jaczyński, kiedy poprosiłem go o chwilę rozmowy. – Do portalu Presto. Do niedawna skłanialiśmy się bardziej ku klasyce, ale chcemy pokazać, że rozrywka też może być czymś wysokim – odpowiedziałem. I poszło…

Kamil „Jakuza” Jaczyński: Jakiś czas temu byłem na konferencji dotyczącej gustów muzycznych Polaków w Polskiej Akademii Nauk. Poruszyliśmy tam między innymi temat tego, co weszło do klasyki. Na przykład jazz jest dziś postrzegany jako gatunek klasyczny, choć w momencie kiedy się rodził, ortodoksyjni klasycy wieszali na nim psy. Podobnie jest z rockiem – oczywiście starym, nie tym aktualnym. Rozbudowywanie i poszerzanie kategorii klasyki jest czymś naturalnym i wskazanym, a przy tym dobrze postrzeganym przez odbiorców. To ważne, bo przecież ktoś musi tę muzykę kupować.

 

Paweł Kawałek: Kiedy ostatnio się widzieliśmy, zajmowałeś się głównie hip-hopem. To muzyka, która niegdyś promowała się w specyficzny, undergroundowy sposób – poprzez tzw. nielegale, czyli płyty wydane bez wsparcia wytwórni, często w małym nakładzie. Pliki mp3 wrzucone do sieci bez planu, żeby zostały usłyszane. Kasety nagrywane metodą domową i rozpowszechniane pocztą pantoflową. Dziś mamy streaming i wszystko w zasięgu ręki.

 

Hip-hop jest moim matecznikiem muzycznym. Wyrosłem w tym środowisku i zawsze będzie mi ono bliskie. Niemniej zajmuję się też innymi gatunkami. Na szczęście prawidła działania tej branży, pewne zasady, które staram się propagować, są identyczne – bez względu na styl muzyczny. Pokazuję artystom z wielu nurtów możliwości działania w przestrzeni cyfrowej i promowania swojej twórczości.

 

W naszych nastoletnich czasach, kiedy ktoś znalazł nowy numer, którego nie znali jego znajomi, ekscytował się, że może pokazać im coś nowego. Że dzieli się perełką, którą wyłowił w gąszczu innych piosenek lub płyt. Obecnie w sieci dodawane są tysiące cyfrowych utworów dziennie, które często brzmią bardzo podobnie. Czy to trochę nie spłyca klimatu?

 

To poszukiwanie i pokazywanie nadal jest! Działa na znacznie większą skalę. Od momentu popularyzacji internetu ludzie jeszcze bardziej chcą się dzielić muzyką. Kiedy znajdziesz fajny utwór, wrzucasz go na tablicę na Facebooku albo wysyłasz znajomym link z YouTube’a. Dawniej żeby podzielić się swoim ulubionym numerem i posłuchać wspólnie muzyki, musiałeś zaprosić ludzi do domu, włączyć winyl. Zwykle mieściło się tam kilka, kilkanaście osób. Dziś w jednej chwili może to zobaczyć i usłyszeć kilka tysięcy osób w mediach społecznościowych. Jest łatwiej. Odnośnie do klimatu – rzeczywiście, można odnieść wrażenie unifikacji w muzyce. Tego, że główne nurty dominują nad innymi gatunkami muzycznymi. Nie ma się czemu dziwić, bo to jest właśnie mainstream. Z drugiej strony, gdybyśmy chcieli znaleźć coś, czego konkretnie lubimy słuchać, możemy iść ścieżką pozamainstreamową. Lubisz arytmiczny jazz? Proszę bardzo. Jest go pełno. Wolisz death metal? Nie ma sprawy. Znajdziesz je, mimo że nie ma ich w mainstreamie. Każdy nurt muzyczny ma swoje miejsce w przestrzeni cyfrowej. Odbywa się to znacznie łatwiej niż w formie fizycznej. Na półce w sklepie jest ograniczona ilość miejsca – w sieci nie ma to znaczenia. Trzeba tylko potrafić wyjść do swojej grupy docelowej i pokazać jej, gdzie mogą znaleźć artystę. Świetnym przykładem materializacji tego, o czym mówię, jest landing page – jedna strona z odnośnikami do wielu serwisów streamingowych, w których można zapoznać się z singlem czy płytą wykonawcy. Obejrzyj klip na YouTubie, Posłuchaj w Spotify, Tidalu, Deezerze… Ważne żeby skierować odbiorców na tę jedną stronę, a oni sami wybiorą ulubionego dostawcę. Pokazujemy ludziom: „My robimy muzykę, to teraz wy – jeśli chcecie, możecie wydać na nią pieniądze”. Istotna jest nić porozumienia i wypracowanie sobie ścieżki do słuchaczy, tworząc z nimi fajną relację. Nie można ich do niczego zmusić, bo mogliby przecież konsumować tę kulturę zupełnie za darmo. To żaden problem, znaleźć i pobrać empetrójkę w necie. Ma to sens tylko wtedy, gdy będą przekonani, że dobrowolnie chcą wydać pieniądze na zakup ulubionej muzyki.

Kamil „Jakuza” Jaczyński

Jakie są według Ciebie plusy i minusy streamingu?

 

Plusy to bez wątpienia dostępność dla całego świata z taką samą prędkością. Poza tym usługa on demand – nie musisz czekać na ulubioną piosenkę. Masz ją kiedy chcesz. Trzeci plus to kwestia edytorów i playlist sugerowanych algorytmicznie lub przez konkretne osoby.

Minusem jest kwestia rozliczeń, którą można byłoby troszeczkę poprawić, choć trudno będzie podzielić te 19,90 za dostęp do Spotify na jakieś duże, sensowne pieniądze. To kwota dopasowana do naszego polskiego portfela, ale biorąc pod uwagę wzrost cen innych produktów, uważam, że streaming też mógłby być droższy. Co prawda większość osób i tak słucha muzyki w opcji freemium. Trudno jest wymagać od ludzi, by wydawali więcej na media strumieniowe, bo łatwiej jest im dać coś tanio w streamingu, a z drugiej strony namawiać ich do kupowania innych rzeczy w ramach dywersyfikacji przychodów (np. odzież, gadżety etc.). Streaming jest jednym z wielu ogniw tego łańcucha, a nie głównym miejscem, które miałoby zastąpić nam sprzedaż nośników fizycznych. Pod koniec XX w. w Polsce sprzedawało się po kilkaset tysięcy płyt, ale te czasy nie wrócą. Musimy nauczyć się funkcjonować w nowej rzeczywistości. Widzę zdecydowanie więcej plusów niż minusów, ale zdecydowanie warto się temu przyglądać. Dobrze jest przeanalizować, czy akurat ta platforma streamingowa będzie najlepsza dla konkretnego twórcy, żeby zgromadził tam swój fanbase. Nie każdy musi radzić sobie tak samo dobrze na wszystkich kanałach. Słuchacz może być skoncentrowany zupełnie gdzie indziej niż np. na YouTubie. Chciałem powiedzieć, że na YouTubie jest mniej klasyki, ale z drugiej strony, przykład Konkursu Chopinowskiego, który miał niesamowitą liczbę wyświetleń, jest dowodem na to, że nawet odbiorców muzyki klasycznej można przyciągnąć do YouTube’a.

 

Przyciągnąć można wtedy, kiedy artysta da się bliżej poznać.

 

Otóż to. Dlatego media społecznościowe to dziś absolutny must have. Nie da się obecnie prowadzić dużej, świadomej kariery muzycznej z ich pominięciem. Niektórzy bagatelizują ten element komunikacji, narzekając, że nie chce im się odpisywać na wiadomości czy robić zdjęć – ale tak to działa. Oczywiście wszystko zależy od kompetencji cyfrowych. Nie każdy musi dobrze czuć się w tym medium, dlatego profile artystów często pomagają prowadzić osoby trzecie.

Przykładem osób, które odnalazły się w social mediach jak ryba w wodzie, są Urszula Dudziak i Michał Urbaniak. Oboje prowadzą swoje profile na Instagramie, a Urszula Dudziak założyła też kanał na YouTubie, gdzie dzieli się ze słuchaczami opowieściami z życia muzycznego i nie tylko. Takie wyjście frontem do słuchacza jest naprawdę super!

 

Zaczynałeś pracę, gdy muzykę wydawało się na CD i kasetach. Dziś mamy strumieniowanie i pliki mp3. Co sądzisz o tej zmianie?

 

Jestem jej fanem. Uważam, że teraz jest ciekawiej. Tamte czasy były super. Sklepy z płytami CD i kasetami miały w sobie niesamowitą magię. Mam do nich ogromny sentyment i włącza mi się nostalgia, ale były bardzo ograniczające. Wolę cieszyć się z możliwości, jakie mamy tu i teraz oraz tym, jak bardzo jesteśmy obecni w życiu i domach naszych odbiorców – właśnie dzięki mediom elektronicznym. Budzimy się z nimi, towarzyszymy w ciągu dnia, a czasem także zasypiamy, bo ktoś nie przepada za ciszą. Stajemy się poniekąd ich „znajomymi”.

 

Streaming to usługa mobilna. Często widzę, jak ludzie słuchają muzyki, korzystając z niekoniecznie dobrej jakości słuchawek albo głośnika USB.

 

Faktycznie, tak jest. Dlatego w procesie postprodukcji, miksu i masteru trzeba odsłuchiwać muzykę na monitorach dostosowanych do przekazywania ograniczonych częstotliwości. W mniejszych studiach korzysta się z głośników komputerowych. Po wypuszczeniu masteru sprawdza się na tych kiepskich głośnikach, czy odpowiednie pasma są przenoszone. Jeśli usłyszymy w nich jakikolwiek bas, to znaczy, że utwór jest przygotowany także na odtworzenie na głośniku połączonym z telefonem. To morderstwo dla jakości muzyki, ale musimy mieć świadomość, że część użytkowników tak właśnie odsłuchuje muzykę lub korzysta ze znacznie gorszej jakości sprzętów od tych, których używa się w studiach. Wszystko jest kwestią odpowiedniej produkcji muzyki. Chodzi o to, by produkować ją w taki sposób, żeby mogła zabrzmieć także na gorszych sprzętach. Nie możemy liczyć na to, że każdy ma w domu sprzęt audiofilski. Skoro chcemy docierać do szerokiego grona odbiorców, musimy brać pod uwagę także ich ograniczenia technologiczne. Co nie znaczy, że cała muzyka produkowana jest w ten sposób.

Open Eyes Economy

Streaming – rabuje czy ratuje?

Takie pytanie postawiono ekspertom podczas panelu zorganizowanego pod patronatem Google'a, stanowiącego część konferencji Open Eyes Economy, która odbyła się w

Kiedyś było Radio Luxembourg, gdzie ludzie gromadzili się przy jednym radioodbiorniku, potem był szał na Beatlemanię, kiedy ludzie słuchali płyt kolektywnie. Jak jest dziś?

 

Nadal słuchają muzyki razem ze znajomymi, symultanicznie, odtwarzając ulubione piosenki z głośnika USB albo słuchając tych samych playlist, które można sobie udostępniać – tyle że każdy robi to u siebie w domu. Pandemia zintensyfikowała to, że ludzie uczestniczą wspólnie w tych samych koncertach online. Choć może to brzmieć dość oschle, streaming ma funkcję socjalizującą. Nie tylko w związku z przynależnością do grupy fanów danego artysty, ale w związku z tworzeniem, udostępnianiem i subskrybowaniem playlist, które robi się nie tylko dla siebie, lecz także właśnie dla tych, z którymi chcemy się nimi podzielić. Wiadomo, że najlepiej jest, gdy za playlistą idzie chęć i potrzeba wybrania się na koncert ulubionego artysty.

 

Jak pandemia wpłynęła na odbiór koncertów i atmosferę podczas nich?

 

Widać to wyraźnie w komentarzach młodych ludzi, które pisali po odblokowaniu koncertów w pandemii. Śledziłem je i zauważyłem, że sama muzyka nie jest w tym momencie najważniejszym elementem, bo stało się nim wspólne przeżywanie tego wydarzenia. Często ludzie wybierający się na koncert nie docierają nawet pod scenę. Mamy 5 tys. osób albo 40 tys. – jak na Macie, więc nie każdy ma szansę być blisko sceny. Wielu z nich widzi w oddali jedynie mikroskopijną postać. Mimo to ważniejsze jest poczucie jedności, wspólnej frajdy – coś, czego nam nikt nie odbierze. Jest to swego rodzaju metafizyczne przeżycie – wyprawa na koncert.

 

Czy można powiedzieć, że nośniki fizyczne są dziś przeznaczone dla koneserów i pasjonatów muzyki?

 

Tak. Są osoby, które kupują płytę i stawiają na półce, nawet jej nie odpakowując. Słuchają tego krążka w wersji cyfrowej. Czasem słyszę, że nośniki fizyczne odchodzą do lamusa, ale wtedy odpowiadam, że nawet najlepiej poukładane foldery i pliki na dysku nie robią takiego wrażenia, jak ściana pełna płyt. Ludzie kupują dobra luksusowe – samochody, obrazy do domów. Mogliby kupić na przykład NFT i mieć cyfrowy certyfikat własności obrazka, ale to wygląda zdecydowanie gorzej na ścianie. (śmiech) Wśród młodych ludzi panuje teraz trend na częste przeprowadzki. Czasem jest to chęć zmiany otoczenia, czasem potrzeba nowej pracy. Pochodzą np. z Podlasia, mieszkali już we Wrocławiu, Krakowie, Gdańsku, a teraz są w Warszawie i nie wiadomo dokąd ich jeszcze poniesie. W związku z tym nie mogą mieć ze sobą zbyt wielu rzeczy, bo nie pasuje to do ich stylu życia. Trzy tysiące winylów musiałbyś przewozić ciężarówką. Chyba że ma się własne mieszkanie, wtedy można się nimi obudować od góry do dołu. Poza tym płyta z autografem ulubionego artysty i książeczka, którą możesz kartkować do woli – to jest coś! Tak rodzą się wspomnienia.

 

Kamil Jaczyński
 
animator kultury i sportu (nurkowanie). Specjalista do spraw public relations i marketingu muzycznego. Członek Akademii Fonograficznej, Związku Producentów Audio Video oraz Związku Polskich Artystów Plastyków Sztuka Użytkowa Warszawa. Dyrektor wykonawczy w studio i oficynie wydawniczej Addicted To Music. 
 
Wykładał na studiach podyplomowych w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk, a obecnie jest wykładowcą w Akademii Menedżerów Muzycznych i na studiach podyplomowych w Collegium Civitas. 
 
Z kulturą Hip-Hop związany niemalże od początku jej zaistnienia w Polsce. Jeden z twórców projektu Poezja Miejska Rap zorganizowanego przez Służewski Dom Kultury i dofinansowanego ze środków Narodowego Centrum Kultury w ramach programu „Promocja języka polskiego” i kampanii społeczno-edukacyjnej „Ojczysty - dodaj do ulubionych”. Współtwórca "Antologii Polskiego Rapu" wydanej nakładem Narodowego Centrum Kultury. Inicjator ogólnopolskiego cyklu paneli dyskusyjnych "Piractwo, czy dozwolony użytek" poruszających tematykę prawa autorskiego, własności intelektualnej oraz nowoczesnego modelu zarządzania kulturą.
 
Przez 15 lat odpowiadał w wytwórni muzycznej Wielkie Joł za Public & Media Relations, koordynację i nadzór działań wydawniczych projektów muzycznych oraz audiowizualnych. Był producentem wykonawczy m.in takich bestsellerów jak płyta formacji Warszafski Deszcz "Powrócifszy", czy Tede "Ścieżka Dźwiękowa". Ponadto był współtwórcą koncepcji oprawy muzycznej przedstawienia teatralnego 12 Ławek (reż. Jarek Staniek) prezentowanego na deskach Teatru Muzycznego w Gdyni.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.