Jak zaśpiewać o Irenie Sendlerowej? [o spektaklu "Irena" w Teatrze Muzycznym w Poznaniu]
Irena Sendlerowa żyła prawie sto lat. Obdarzona silną osobowością i niebywałym hartem ducha niemal całkowicie poświęciła się działalności społecznej i charytatywnej. W czasie II wojny światowej była kierowniczką referatu dziecięcego Rady Pomocy Żydom przy Delegaturze Rządu na Kraj („Żegoty”). Po wojnie otrzymała tytuł Sprawiedliwej wśród Narodów Świata. O jej życiu zaśpiewają aktorzy w Teatrze Muzycznym w Poznaniu.
Autorem muzyki do spektaklu muzycznego „Irena” jest laureat nagrody Grammy Włodek Pawlik. – Do skomponowania muzyki do musicalu przekonał mnie Piotr Piwowarczyk, urodzony w Polsce producent filmowy, mieszkający od kilkudziesięciu lat w USA. Jest on również współautorem i producentem filmu dokumentalnego amerykańskiej reżyserki Mary Skinner pt. „In The Name Of Their Mothers”, opowiadającego o heroicznej działalności Ireny Sendlerowej, która doprowadziła do uratowania setek żydowskich dzieci z warszawskiego getta w czasie II wojny światowej – wyjaśnia kompozytor. Kulisy powstania przedstawienia zdradza nam też dyrektor Teatru Muzycznego w Poznaniu Przemysław Kieliszewski: – Libretto do „Ireny” napisali wspólnie Amerykanka Mary Skinner i Piotr Piwowarczyk na podstawie wspomnianego dokumentu „W imię ich matek” , który powstał z udziałem Ireny Sendlerowej pod koniec jej życia i który obejrzało ponad 7 mln ludzi na świecie. Teksty piosenek napisał natomiast laureat Grammy i Pulitzera Mark Campbell – dopowiada. Notabene, Campbell jest twórcą m.in. libretta do opery „The (R)evolution of Steve Jobs”, za którą to właśnie otrzymał nagrodę Grammy w 2019 r.
Tor przeszkód
Premiera „Ireny” początkowo miała się odbyć na Broadwayu na przełomie lat 2020 i 2021, lecz wybuch pandemii to uniemożliwił. – Restrykcje covidowe doprowadziły do zamknięcia wszystkich teatrów na Broadwayu i nikt nie mógł dać gwarancji rozpoczęcia pracy nad spektaklem w przewidywalnym czasie – opowiada Włodek Pawlik. – O ile w USA życie muzyczne i teatralne praktycznie wtedy zamarło, o tyle w Polsce niektóre teatry muzyczne starały się w ograniczonym zakresie wystawiać swoje dzieła. Jednym z nich był Teatr Muzyczny w Poznaniu. Podczas jednej z rozmów z dyrektorem Przemysławem Kieliszewskim wspomniałem mu o gotowym, nowym amerykańskim musicalu z moją muzyką. Po konsultacjach z amerykańskim producentem i wszystkimi autorami doszliśmy do przekonania, że w Poznaniu mogłaby się odbyć premiera, przy założeniu, że zostanie dokonany przekład tekstu z języka angielskiego na polski. Od drugiej połowy ubiegłego roku prace nad musicalem ruszyły w Poznaniu pełną parą. Powstał polski przekład, odbył się casting, a reżyserem przedsięwzięcia został Brian Kite z LA – tłumaczy. Ponadto za scenografię odpowiada Damian Styrna, za kostiumy Anna Chadaj, za reżyserię świateł Tadeusz Trylski, projekcje – Eliasz Styrna, reżyserię dźwięku – Tomasz Zajma, zaś choreografią zajęła się Dana Solimando, mająca za sobą wiele doświadczeń w pracy nad broadwayowskimi produkcjami. – Największym wyzwaniem było dla mnie zmierzenie się z fabułą spektaklu – przyznaje Pawlik. – Jest ona sama w sobie świetnie napisana, pełna zwrotów akcji, bardzo dynamiczna, ze znakomicie zarysowanymi postaciami. Moja muzyka to postmodernistyczny kolaż różnych współczesnych stylów, brzmień, z elementami R&B, rocka, jazzu, soulu, funky… Ale najważniejsze było dla mnie oddanie ducha tego dramatu poprzez uwypuklenie w warstwie muzycznej jego wokalnych sekwencji – wyjaśnia.
Ręce, które pomagają
Wśród bohaterów spektaklu dodatkowo pojawia się nie mniej legendarna, tragiczna postać tamtych czasów, dr Janusz Korczak, który został wywieziony wraz ze swoimi podopiecznymi do obozu koncentracyjnego w Treblince podczas tzw. wielkiej akcji likwidacyjnej warszawskiego getta w sierpniu 1942 r. i został tam zamordowany. Nie jest to zestawienie przypadkowe – Sendlerowa w czasie studiów miała praktyki w założonym przez Janusza Korczaka Domu Sierot „Różyczka” w Wawrze, a w 1942 r. miała być świadkiem wspomnianych tragicznych wydarzeń na Umschlagplatzu. – Pisanie muzyki do tekstów Campbella było dla mnie intrygującym doświadczeniem, ponieważ musiałem wejść w świat amerykańskiego autora, opisującego do bólu polską rzeczywistość czasu II wojny światowej – mówi Pawlik. –Pokazanie osobistych rozterek, codzienności, ale bez filtra złożonego z sentymentów i patetyzmu – to może być właśnie poruszające zarówno dla widzów, jak i artystów na scenie, i tej takiej prawdziwości i normalności będę w mojej postaci szukać – komentuje z kolei Judyta Wenda, jedna z odtwórczyń roli Ireny. – Zanim rozpoczęliśmy próby, zastanawiałam się, jak pewnie wiele osób z obsady bądź wśród realizatorów, czy spektakl o II wojnie światowej jest teraz na miejscu – opowiada druga odtwórczyni roli Ireny, Oksana Hamerska. – Odpowiedź przyszła sama w czasie pierwszych prób czytanych: ten spektakl jest wręcz potrzebny teraz, bo w czasie kiedy następuje pewnego rodzaju zmęczenie czy znużenie tematem wojny, trzeba przypominać o najważniejszych wartościach, o tym, jak w najtrudniejszych czasach być człowiekiem, być ratunkiem dla innych. Usłyszałam niedawno: dobrze, kiedy są ręce, które się modlą, ale jeszcze lepiej, kiedy są ręce, które pomagają. Sytuacje z II wojny światowej opisywane w książkach czy filmach są czasem niemal identyczne z tymi, które dzieją się teraz w Ukrainie. Jest to przerażające i pouczające zarazem. Kto by pomyślał, że coś podobnego może się kiedykolwiek powtórzyć! Jak wtedy, tak i teraz są ludzie, którzy udzielają się pomocowo, lecz i tacy, którzy pozostają obojętni lub gorzej – próbując ugrać coś dla siebie, działają, krzywdząc innych. Powstaje pytanie, kto i w jaki sposób zapisze się na kartach historii? – pyta, a pytanie to na razie musi pozostać bez odpowiedzi.
Rekonstruując emocje
Bez wątpienia opowiadanie o wojennych bestialstwach w każdych czasach wymaga wielkiej wrażliwości i przygotowania merytorycznego, sięgnięcia po relacje świadków historii. Aczkolwiek istotne jest, aby wciąż było to opowiadanie o jednostce na tle wielkiej historii czy też o wielkiej historii z perspektywy jednostki, bo z jednostką łatwiej się współczesnemu odbiorcy utożsamić. To musi być więc opowieść o człowieku, którego pragniemy i możemy zrozumieć. – Ważniejsze niż wierne oddanie cech czy wyglądu Ireny jest dla reżysera budowanie relacji w spektaklu, pokazanie pewnych zależności i następstw wydarzeń, czy też tego, co najmniej uchwytne, czyli pewnego rodzaju przebojowości, wewnętrznego światła danej postaci – stwierdza Hamerska. – Praca z reżyserem sama w sobie jest niezwykle inspirująca. Brian Kite przed pracą nad konkretną sceną często zadaje aktorom pytania odnośnie do ich postaci. Mamy sami zdecydować o kwestiach, które nie są zaznaczone w literaturze historycznej, a które determinują dalsze zachowania w spektaklu wobec innych osób lub poszczególne motywacje w działaniu. Pozwala to na pewną dowolność w pierwszych zarysach sceny, czerpiąc bardzo dużo z energii i pomysłów aktorów. Później systematyzuje działania i pozwala każdemu w miarę swobodnie odnaleźć się w danej scenie. Dla mnie ogromnym wyzwaniem jest kilkukrotna zmiana postaci młodej Ireny w wiekową panią Sendlerową w trakcie spektaklu, gdyż reżyser uznał, że te dwie postaci będzie grać jedna osoba. Wiadomo już, że żadna zmiana charakteryzacji nie wchodzi w grę, bo zmiany odbywają się na oczach widzów. Będziemy szukać jedynie pewnych znaków umownych, pewnych symboli w zachowaniu, może odrobinę pracy z głosem po to, by było wiarygodnie, ale nie dosłownie. Po co w końcu mamy teatr? – podsumowuje aktorka. Notabene, w spektaklu w epizodycznej roli uratowanego z getta przez Irenę chłopca żydowskiego (Icka Grindberga, który później przyjmuje imię William) pojawia się też syn Oksany Hamerskiej. – To też jest wyzwanie: nie matkować na próbach ani w spektaklu własnemu dziecku – śmieje się Hamerska. Jednocześnie udział w spektaklu dziecka głównej aktorki może wydać się dość symboliczny, skoro Irena Sendlerowa ratowała dzieci...
W przedstawieniu pojawi się ponadto pani Grinberg, mama Icka, która stanie przed trudnym wyborem jako matka; Adam, narzeczony Ireny, który jest w nią zapatrzony; Magda, pewna siebie, młodziutka łączniczka; uwodzicielska Jaga, pomysłodawczyni akcji pomocy żydowskim dzieciom; Jan, który jest szefem Ireny i Jagi oraz Jurek, szmalcownik. Stworzą oni prawdziwy konglomerat postaw ludzkich.
Zrobić jak najwięcej
Dyrektor Przemysław Kieliszewski jest przekonany, że gdyby nie Amerykanie, historia Sendlerowej prawdopodobnie nie zyskałaby takiego rozgłosu. – W 1999 r. licealistki w Kansas odkryły ją i zaczęły zgłębiać jej temat. W rezultacie powstało przedstawienie, które tak się spodobało, że nastolatki wygrały stanową olimpiadę historyczną, a sztukę wystawiły w całej Ameryce ponad 200 razy. To uruchomiło całą lawinę wydarzeń i sprawiło, że po pół wieku także w Polsce „odkryto” na nowo bohaterstwo Ireny Sendlerowej – opowiada Kieliszewski. – Otrzymała wówczas Order Orła Białego i w 2007 r. została zgłoszona do pokojowej nagrody Nobla. Niestety zmarła w 2008 r. Mamy poczucie, że choć była tak wyjątkową bohaterką, ta historia wciąż potrzebuje większego rozgłosu. Pani Irena i inni, którzy z narażeniem życia uratowali w czasie II wojny światowej wiele dzieci, absolutnie na to zasługują – konkluduje.
Tymczasem, gdy przeglądam dostępne w sieci materiały, w tym wywiady z córką Sendlerowej, Janiną Zgrzembską – jedną z trojga dzieci Ireny Sendlerowej i Stefana Zgrzembskiego (wł. Adam Celnikier, urodzony w rodzinie żydowskiej), którego jej matka poznała w latach uniwersyteckich i ukrywała w czasie wojny – to mam wrażenie, że postać, która tak mnie porusza i inspiruje, w rzeczywistości była bardzo skromna. Oddana sprawie, uważała, że religia czy pochodzenie nie mają żadnego znaczenia, powtarzała, że żałuje, że dla potrzebujących nie mogła zrobić jeszcze więcej. (!) Choć przecież „organizowała im fałszywe metryki, dbała o stałą pomoc materialną i lekarską, umieszczała u zaufanych polskich rodzin, w klasztorach i zakładach opiekuńczych. Wraz z grupą bohaterek i bohaterów umożliwiła ucieczkę z getta kilkuset dzieciom”, jak czytamy w opisie spektaklu. Oczywiście, taka postawa wiązała się też z wartościami wyniesionymi z domu rodzinnego – ojciec Ireny był lekarzem, powadził sanatorium przeciwgruźlicze, pracował w Otwocku wśród żydowskiej biedoty (stąd Sendlerowa znała język jidysz). Dla Ireny wspieranie potrzebujących było więc naturalne – już przed wojną oferowała pomoc w znalezieniu porady prawnej i darmowej opieki lekarskiej matkom z nieślubnymi dziećmi czy osobom zagrożonym eksmisją. Przejmowała się także losem społeczności żydowskiej w Polsce w latach 60. Jednak to właśnie w czasie II wojny światowej ofiarowanie Żydom pomocy było najtrudniejsze – odbywało się z narażeniem życia, tymczasem do uratowania jednego żydowskiego dziecka potrzeba było statystycznie około dziesięciu osób. „Sama bym nic nie zrobiła” – podkreślała Sendlerowa.
Historia zatacza koło
– Temat spektaklu o Irenie Sendlerowej przyszedł do nas zupełnie niespodziewanie. Oprócz wspaniałych twórców przekonał nas też ważny temat. Chcemy oddać hołd Irenie Sendlerowej, która wraz z grupą innych bohaterów ratowała dzieci żydowskie z warszawskiego getta i była promykiem światła w tym ciemnym czasie wojny i zagłady narodu żydowskiego. Wierzymy, że przenosząc tę historię na deski teatru w formie dramatu muzycznego, mamy szansę dotrzeć z nią do szerszego grona odbiorców, niezależnie od wieku. Sprawić, że ta historia ożyje. A widz, oglądając spektakl, jeszcze głębiej poczuje, jak trudnych wyborów dokonywała 29-letnia wówczas Irena – stawiając na ratowanie ludzkiego życia i rezygnując z własnych marzeń i szczęścia. Zależy nam także na rozwijaniu polskiego musicalu, a sukcesy „Virtuoso” o Paderewskim czy „Kombinatu” z muzyką Republiki i Grzegorza Ciechowskiego przekonały nas, że warto podejmować takie wyzwania. Dlatego chcemy jako teatr nie tylko sięgać po znane broadwayowskie tytuły, lecz także tworzyć nowe polskie produkcje – mówi dyrektor Przemysław Kieliszewski.
Uniwersalny wymiar heroicznej postawy Ireny Sendlerowej i jej poświęcenia na rzecz ratowania niewinnych podkreśla również Włodek Pawlik, który – podobnie jak wcześniej Oksana Hamerska – dostrzega w historii analogię do dzisiejszej sytuacji politycznej: – Dzisiaj, w kontekście wojny w Ukrainie, jest to bardziej aktualne niż kiedykolwiek. Wojna i ludobójstwo na ukraińskiej ziemi to niestety współczesne zwierciadła okrutnej okupacji niemieckiej w Polsce sprzed 80 lat. Irena Sendlerowa jest jak najbardziej współczesną, ponadczasową i ponadnarodową ikoną walki w imię podstawowych moralnych wartości – stwierdza.
Dźwięczą mi w uszach słowa Ireny Sendlerowej: „Sama bym nic nie zrobiła, sama bym nic nie zrobiła…”. A przecież ktoś czasem musi dać impuls. Ponoć zawsze szła pod prąd, ciążył na niej wyrok śmierci i w czasie wojny, i po wojnie, mimo to pozostawała nieugięta. Potrafiła też współpracować z ludźmi niepozbawionymi sumienia, myślała także o tym, co będzie, gdy wojna się skończy – mimo konspiracji robiła na bibułkach notatki, aby uratowane dzieci mogły kiedyś wrócić do żydowskiej społeczności. „…taki zakład w Tyszowicach, za Lublinem niedaleko, to miał trzydzieścioro parę dzieci żydowskich. Można sobie wyobrazić, jak te zakonnice się gimnastykowały, żeby te dzieci ukrywać” – mówiła w jednym z wywiadów. Jeśli dziś będziemy pamiętać o tym, czym są odwaga i zwykłe, ludzkie dobro, może wreszcie staną się one dla nas nie tylko społeczną czy artystyczną inspiracją, lecz także chlebem powszednim. I powtarzając za Judytą Wendą: „Mam nadzieję, że spektakl »Irena« wpisze się do repertuaru polskich teatrów musicalowych jako spektakl ważny, potrzebny i prawdziwy”. I że będziemy tęsknić za przywoływaniem takich wzorców na scenie.
Premiera dramatu muzycznego „Irena” odbędzie się 27 sierpnia o godz. 19 w Teatrze Muzycznym w Poznaniu.