Co może zrobić artysta, gdy wybucha wojna

02.04.2022
dłonie, flaga Ukrainy

W dniu, w którym nastąpiła rosyjska inwazja na Ukrainę, wielu Polaków ruszyło pomóc uchodźcom na granicy. Pomagaliśmy tym chętniej, im częściej słyszeliśmy doniesienia o bohaterskiej postawie Ukraińców, broniących swojej ojczyzny. Przestaliśmy pytać, czy to ma sens, czy dziś Europa pomoże w ukraińskiej walce na (pozornie?) z góry przegranej pozycji. Uwierzyliśmy, że walczyć trzeba – jak i my walczyliśmy w 1939 czy 1944 r. I że liczy się każdy akt wsparcia.

Na pomoc ruszyli także artyści, i to nie tylko wyrażając gesty solidarności na scenie czy poprzez projekty poświęcone Ukrainie, prezentowanie prac ukraińskich twórców czy zbiórki okolicznościowe organizowane przy okazji wydarzeń kulturalnych. Szerokim echem odbiły się też nieco bardziej kontrowersyjne (przynajmniej dla niektórych) działania, jak wykluczanie z repertuaru twórczości rosyjskiej i postawienie ultimatum artystom z Rosji: albo opowiadają się jasno przeciwko wojnie, albo nie mogą kontynuować współpracy z daną instytucją. Oczywiście, jeśli nie chcemy kolejnej wojny światowej i tym razem nuklearnej, to być może jedynie poprzez sankcje na każdym polu jesteśmy w stanie wywrzeć efektywny nacisk na agresora. Jednocześnie z tyłu głowy mamy, że bycie opozycjonistą w Rosji czy na Białorusi to życie w ciągłym zagrożeniu. Ponadto, po wysłuchaniu ostatniego podcastu z cyklu „Strona A, strona B” wrocławskiego Biura Literackiego z udziałem ukraińskich pisarzy i pisarek (a także m.in. Bohdana Zadury, autora antologii współczesnej poezji ukraińskiej „Wiersze zawsze są wolne”), możemy dojść do wniosku, że faktycznie, przyzwolenie na funkcjonowanie w biedzie i bez wykształcenia tak wielkich mas ludzkich, jakie obecnie zamieszkują ziemię rosyjską, może prędzej czy później doprowadzić do krwawej rewolucji…

 

Tymczasem organizatorzy Festiwalu Filmów Rosyjskich „Sputnik” sami odwołali najbliższą planowaną edycję, uznając, że tak po prostu będzie bardziej na miejscu. W tym samym czasie na Facebooku rozgorzała dyskusja w środowisku muzycznym – czy grać Czajkowskiego, czy nie grać, bo w sumie co on winien… Czy mamy się odciąć od sztandarowych pozycji klasycznych? A co w innych dziedzinach sztuki, z Dostojewskim, z Tarkowskim…? Na razie z dumą rozpisujemy się, że polscy piłkarze są honorowi, bo nie chcą grać z Rosją. Tu nie mamy żadnych wątpliwości.

pole rzepaku, flaga ukrainy

Kierowca między dwoma światami

Wielu z nas w pierwszej kolejności pojechało na dworce z termosami z gorącą herbatą i z kanapkami, przyjęło to postać zorganizowanej akcji, aczkolwiek sporo osób przyjeżdżało zupełnie spontanicznie. Momentami brakowało rąk do pracy, kiedy indziej było więcej wolontariuszy niż potrzebujących i prowiant rozdawało się bezdomnym. Mijaliśmy się też w sklepach – kiedy kupowałam kosmetyki, które miały zostać wysłane na granicę, ktoś inny obok mnie pakował do plecaka kilkadziesiąt słoiczków z jedzeniem dla niemowląt i nie wierzę, że aż tyle dla własnej rodziny. Byli jednak i tacy, którzy sami wsiadali do samochodu i jechali pomóc zarówno na pograniczu Polski, jak i w Ukrainie. Wśród nich Stanisław „Stanley” Łopuszyński, społecznik i klawesynista, absolwent Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina. Kiedy zapytałam go, co było dla niego w tamtym czasie największą motywacją, odparł, że pomagał i pomaga dlatego że… może. Choć istotny tutaj pozostaje także aspekt osobisty: – Ukraina jest mi szczególnie bliska – opowiada Stanley. – Poznałem tam wiele wspaniałych osób podczas mojej trasy rowerowej z Zamościa do Odessy. Grałem podczas niej koncerty i recitale, m.in. w Ukrainie. Nieco inną motywację miała z kolei reżyserka filmowa, rzeźbiarka i tancerka (a przy okazji również mistrzyni sztuk walk wschodnich) Julia Bui-Ngoc, która pojechała do Ukrainy w pierwszych dniach wojny: – Też byłam jako dziecko uchodźczynią, mój pochodzący z Wietnamu ojciec przeżył wojnę, byłam zaangażowana w akcje społeczne już wcześniej – wyjaśnia. – Potrzeba pomocy jest chyba wpisana w moją wrażliwość. Zresztą to rodzinne – moja babcia Krystyna Starczewska, która, notabene, też przeżyła wojnę, pomagała niezliczonej liczbie uchodźców, w tym mojemu ojcu właśnie – konkluduje. Julia to prawdziwa aktywistka, ma na swoim koncie kilka manifestów artystycznych zrealizowanych wraz ze swoimi kursantkami z założonej przez siebie Szkoły Tańca z Wachlarzami Bojowymi, w tym proekologiczne lub wspierające niezależność kobiet. Trudno odmówić jej odwagi: – Nie boję się, mimo że jestem drobna, gdybym się bała, nie jechałabym teraz do Ukrainy. Polska Akcja Humanitarna, gdy dowiedziała się, że mam paszport i jestem gotowa jechać na drugą stronę, bardzo się ucieszyła, bo ludzie tego się zwykle najbardziej obawiają. Pomagając, daję upust swojej duchowości. Poza tym podczas podróży mogłam liczyć na męską pomoc. A dzięki temu, że jestem kobietą-kierowcą, Ukrainki od razu mi ufały. Opanowane przeze mnie sztuki walki w tej wojnie wprawdzie się nie przydadzą, ale przynajmniej nauczyły mnie wiedzieć, co jest realnym zagrożeniem oraz panować nad emocjami – relacjonuje. Zapytana o to, co w ogarniętej wojną Ukrainie najbardziej nią wstrząsnęło, mówi wprost: – Byłam świadkiem, jak mężczyźnie lecą łzy, kiedy żegna się ze swoim 9-letnim synem i żoną… Odjeżdżamy do granicy samochodem, a on zostaje. Wtedy i ja nie mogłam powstrzymać łez, pomimo że chciałam być twarda, by jego rodzina czuła się ze mną bezpiecznie. Obiecałam mu, że się nimi zaopiekuję.

 

POSŁUCHAJ „TRZYNASTU DZIELNYCH LUDZI” ZBIGNIEWA PREISNERA:

Dwa tysiące kilometrów dla nich

Jeśli ktoś ma zakodowaną w sobie chęć niesienia pomocy, w panującej obecnie sytuacji bez trudu się odnajdzie. Aktywnie działają świetlice dla dzieci uchodźców, organizowane są zbiórki przy kościołach i różnych instytucjach świeckich (m.in. w Oddziale Warszawskim Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich), prowadzone przez fundacje, takie jak Fundacja Otwarty Dialog czy Fundacja Ocalenie, jak i przez osoby prywatne. Ostatnio Zbigniew Preisner opublikował w sieci utwór dedykowany bohaterskim obrońcom ukraińskiej Wyspy Węży, zatytułowany „Trzynastu dzielnych ludzi”. Jakiś czas temu perkusistka Patrycja Betley wrzuciła na YouTube swoje dedykowane Ukrainie nagranie „Waltz for Ukraine” z prośbą o datki dla potrzebujących na konto Stowarzyszenia Animacji Kultury Pogranicza „Folkowisko” . Jakoś w tym okresie dyrygent Andrzej Borzym, od lat angażujący się w Szlachetną Paczkę, wyjechał pewnej soboty o 5 rano z Komorowa, o 14 dotarł do Rzeszowa, a następnie przewiózł z Korczowej 17 osób, robiąc tego dnia 2 tys. km. W sumie był cztery razy w Rzeszowie, raz w Krakowie, Tarnowie i Zamościu. – Nie uważam tego za niesamowitość, tylko raczej za mój obowiązek. Wykorzystuję moją zdolność do długiego niespania i szybkiej regeneracji po krótkiej drzemce – opowiada. – Nie mam szczególnej motywacji. Po prostu nie umiem usiedzieć w wygodnym fotelu bezczynnie w momencie, kiedy rzut beretem ode mnie dzieją się straszne rzeczy. – „Rzut beretem”, myślę sobie, akurat, sąsiadujemy z Ukrainą, lecz to jednak nie za rogiem. – Poza tym pomaganie jest fajne. I nie chodzi o to, jak niektórzy uważają, aby podbudować swoje ego, ale po prostu to jest przyjemne, a przy okazji można dać trochę radości innym – kontynuuje muzyk. Co ważne, w dniu, w którym udzielił mi odpowiedzi, dyrygował akurat w Rzeszowie koncert, który zamierzał rozpocząć hymnem ukraińskim. Tuż przed nim zdążył mi jeszcze napisać: „Nie zapomnę, jak zatrzymaliśmy się na papierosa z dwiema paniami przewożonymi z granicy do Krakowa. I jedna z nich, z wymalowanym szczęściem na twarzy, powiedziała do mnie: »Polska też jest piękna. A najpiękniejsze jest to, że można popatrzeć w gwiazdy i nie bać się, że polecą z nich bomby, można zaczerpnąć powietrza i nie czuć spalenizny«”. Rozdzierające…

 

POSŁUCHAJ „WALTZ FOR UKRAINE” PATRYCJI BETLEY:

Łańcuszek ludzi dobrej woli

Podczas jednego z marcowych weekendów wybieram się na pokazy w ramach Festiwalu Filmowego „Ukraina!”. Po wieczornym seansie trwa dyskusja i nagle pada poruszające stwierdzenie: „Chwilowo nie powstają żadne nowe filmy ukraińskie, oni wszyscy walczą na froncie”. Słucham tego i wstydzę się, że może wciąż za mało robię. Cóż z tego, że w pierwszych dniach wojny, wracając z delegacji służbowej z Wrocławia do Warszawy, pierwsze, co zrobiłam, to udałam się na miejsce zbiórki na rzecz uchodźców. Że śledzę fora pomocowe, udostępniam istotne informacje, rozpytuję wśród znajomych, czy czegoś konkretnego z mojej strony nie potrzeba. To kropla w morzu i wiem o tym. Wreszcie silnie inspiruje mnie Aleksandra Skowron, reżyserka filmowa szczególnie zaangażowana w działania edukacyjne. Ola pisze do mnie, że ma u siebie ukraińską rodzinę, że zrobiła dla nich zakupy, ale sama ma malutkie dziecko po operacjach i nie zdążyła kupić dla sześcioletniej dziewczynki i rocznego malucha zabawek. Robię więc zakupy – takie, jakie zrobiłabym dla małej siebie lub dla własnej córki – i przywożę to, na co zasługuje każde dziecko, poza jedzeniem, piciem, spaniem (oraz dostępem do nauki i przede wszystkim rodzinną miłością, rzecz jasna). Na miejscu dowiaduję się, że to nie pierwsza rodzina, której Ola pomaga. Raz była w drodze taksówką na konferencję, gdy kierowca powiedział jej o czekających na kwaterunek znajomych znajomego (!), matce z dzieckiem, uciekających z Ukrainy. Ola kazała mu natychmiast po nie zawrócić. Wszystko, co uchodźcach pod swoją opieką mi opowiedziała, mnie szczerze porusza. A to jeszcze po ukraińskiej stronie, tuż przed granicą, pewien mąż i ojciec dostał ataku serca, trafił do szpitala, a tam dodatkowo złapał COVID i teraz jego rodzina, już w Polsce, nie wie, jak go stamtąd wydostać… A to pewna babcia płacze, bo podobno Rosjanie ostrzelali pociąg z cywilami, którym mogły jechać do Polski jej wnuczki… Proszę Olę, aby mimo wszystko o siebie zadbała, pandemia trwa, a ona od stosunkowo niedawna jest matką, do tego rok temu straciła w szpitalu covidowym ojca. Ola obiecuje, że to zrobi, ale i tak tydzień później pisze do mnie, że wraz z mężem sprowadzili do siebie jej mamę, aby udostępnić i jej mieszkanie uciekającym. Dźwięczą mi w uszach słowa Oli: „Nie można inaczej”.

kamyk z napisem pokój i flagą Ukrainy

Requiem (gra) dla Ukrainy

Oczywiście, aspektów wartych rozpatrzenia w kontekście pomocy humanitarnej jest dużo więcej. Trzeba odpowiedzialnie odpowiedzieć sobie na kluczowe pytanie, czy jesteśmy w stanie wziąć pod dach człowieka, który właśnie przeżył traumę i do tego może być przez jakiś czas niewypłacalny. Na szczęście wielu uchodźców od razu stara się znaleźć w Polsce pracę lub poszukać jej w Niemczech czy w Kanadzie, są wdzięczni za każdą udzieloną im pomoc, a rząd polski oferuje dofinansowanie dla rodzin, które przygarnęły do siebie Ukraińców. Patrzę na posty na Facebooku, moje koleżanki-matki piszą, że ich dzieci zaczęły bawić się z goszczącymi u nich dziećmi uchodźczyń, mimo bariery językowej. Jestem dumna z moich kreatywnych znajomych, którzy są naprawdę hojni, niektórzy też przeznaczają drogie instrumenty muzyczne na rzecz ukraińskiej młodzieży, która właśnie przyjechała do Polski. Wiele z tych dzieci zostawiło własne skrzypce czy bandury (ukraiński instrument ludowy) w domach, z których uciekały.

 

Działają także poeci – Bożena Boba-Dyga ze Stowarzyszenia Pisarzy Polskich zaprasza mnie na łamy polsko-ukraińskiej antologii, przy której wszyscy pracują jako wolontariusze, łącznie z tłumaczami; piszę krótki tekst „Dary proszone i nieproszone” dedykowany uchodźcom, i to w ciągu dwóch godzin od jej wiadomości; mój wiersz tłumaczy muzyk, poeta, tłumacz, badacz i krytyk literacki dr Jurij Zawadski, i to pozostając w schronie w Tarnopolu… Wiersze i improwizacje muzyczne są później prezentowane obok charytatywnych koncertów w ramach wzniosłego w moim odczuciu wydarzenia „Requiem gra dla Ukrainy” w warszawskim Domu Polonii, którego inicjatorem jest Łukasz Pawlak z zaprzyjaźnionej z redakcją Presto. Muzyka Film Sztuka wytwórni Requiem Records. Co istotne, po obu stronach sceny flagi polska i ukraińska – jesteśmy dumni ze swojego kraju i pamiętamy o naszej trudnej historii, lecz też śmiało patrzymy w przyszłość i gościmy bohaterów oraz artystów Ukrainy. Ci ostatni również występują (m.in. Kateryna Devdera), a wśród muzyków polskich mamy taki przekrój stylistyczny, że już to samo w sobie wzrusza (m.in. Atom String Quartet, Hiroszyma, Maciej Zimka, Maria Sławek, Paweł Janas itd.)… Dziś nie ma wśród nas żadnych podziałów, jesteśmy jednością, jak i jednością byli Ukraińcy na Majdanie w 2013 r., o czym dowiaduję się z netfliksowego dokumentu „Zima w ogniu” („Winter on Fire”, reż. Evgeny Afineevsky, 2015). O tej jedności świadczą też działania długofalowe, jak niedawna inicjatywa Stowarzyszenia Autorów ZAiKS, które wraz z innymi organizacjami twórców z całego świata postanowiło stworzyć fundusz pomocy ukraińskiej kulturze na emigracji. To jest konkret.

dłoń, flaga Ukrainy

Na pomocowym froncie

Przyznam, że bardzo wartościowa (także edukacyjnie, dla naszych polskich dzieci, które niebawem powitają w przedszkolach i szkołach daleko więcej niż dotąd ukraińskich kolegów) wydaje mi się pomoc przebiegająca równolegle w różnych obszarach. Kiedy czytam marcową wiadomość dyrektora Filharmonii Łódzkiej im. Artura Rubinsteina i Festiwalu „Kolory Polski”, uśmiecham się, serce rośnie. Wynika z niej, że Łódzki Dom Kultury jest miejscem czasowego pobytu uchodźców, a punkt recepcyjny dla nich jest otwarty całą dobę, ponadto wciąż trwa zbiórka najpotrzebniejszych produktów. Tomasz Bęben oświadcza też na swoim facebookowym profilu, że dodatkowo przygotowywany jest projekt „Solidarni z Ukrainą” w Filharmonii Łódzkiej, na który gorąco zaprasza się obywateli z Ukrainy, także z dziećmi, które w sali kameralnej w razie czego będą mogły obejrzeć projekcje bajek i filmów dziecięcych.

 

Choć nic nie zrekompensuje cierpienia rodzin rozdzielonych przez wojnę, tragedii ludzi, którzy pragnęli żyć uczciwie w wolnym kraju, to… kropla może jednak drąży skałę. Gdy po wspomnianym koncercie, w którym akurat sama brałam udział – „Requiem gra dla Ukrainy”, wznosimy toast „Sława Ukrainie!”, ukraiński kelner łamiącym się głosem nam za to dziękuje. Kiedy zaś udaję się następnego dnia do znajomego warzywniaka, wciąż mając wpiętą w kurtkę przypinkę z flagą ukraińską, zaczepia mnie sprzedawczyni mówiąca ze wschodnim akcentem, którą dobrze znam z widzenia. „Gdzie taką można kupić?” – pyta, a ja uprzejmie wyjaśniam, że ją dostałam, bo robiliśmy wydarzenie charytatywne dla uchodźców i że chętnie jej ją oddam lub zdobędę kolejną w prezencie dla niej, gdy tylko nadarzy się okazja. Okazuje się, że rodzina Ukrainki została w ojczyźnie, jeszcze nie zdążyli uciec…

 

Tymczasem gdy piszę ten tekst, odliczam dni do planowanej demonstracji antywojennej współorganizowanej przez Otwarty Jazdów w Warszawie. Równolegle znów piszę do Julii Bui-Ngoc i pytam, czy i ona planuje jakiś performance artystyczny w temacie. I choć niewątpliwie zarówno pomoc doraźna, jak i działania w obszarze kultury są potrzebne, odpisuje mi: „Jeszcze nie wiem, wciąg pomagam i nie mam w co rąk włożyć”. Oby tak dalej, chyba że szczęśliwie nie będzie trzeba, bo wojna się nareszcie skończy.

 

POSŁUCHAJ „FOR PEACE, FOR UKRAINE” MAI [MAYI] BACZYŃSKIEJ:

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.