„Baranki Boże” na stacji metra [rozmowa z Julią Curyło]

Julia Curyło

Kiedy zobaczyłem reprodukcje obrazów pani Julii Curyło, wiedziałem, że będę ją chciał o to i owo – w kontekście jej prac – zapytać. Ująłem to jako „to i owo”, ale to naprawdę nie jest byle co. Bo to i obraz kosmosu, i fizyka z najwyższej półki, i świat uczuć religijnych… Ale, na przykład, także i kicz, który nieuchronnie się do tego świata wkrada. Życie, po prostu życie. Zapraszam!

rozmawia Władysław Rokiciński

 

W liceum należałem do kółka fizycznego. Mój kolega z klasy został laureatem olimpiady fizycznej, skończył fizykę – albo matematykę, nie jestem pewien – potem był profesorem na Politechnice Warszawskiej. Może nawet nadal jest. Współpracował m.in. z ks. prof. Michałem Hellerem, wybitnym kosmologiem, laureatem Nagrody Templetona. Skąd u Pani to zainteresowanie fizyką i kosmologią?
 

Moje zainteresowanie fizyką i nauką wywodzi się raczej z postawy humanistycznej, poszukiwania odpowiedzi na pytania, które nurtują ludzi nieustannie, czyli skąd przychodzimy i jak powstał świat. Niektórzy wyjaśnienie dotyczące genezy wszechświata odnajdują poprzez język fizyki, liczb i wzorów, inni w religii i wierze w istoty wyższe.

 

Kiedyś to religia udzielała odpowiedzi na pytania dotyczące powstania wszechświata i naszego istnienia, dziś tę rolę przejęła nauka. Dzięki rozwojowi nauk biologicznych i matematycznych poznajemy budowę chemiczną naszej planety, sięgamy znacznie dalej w kosmos, rozumiemy procesy, które ukształtowały wszechświat. Jednak wciąż nie wiemy wiele – cała materia wraz energią, ta, z której zbudowani jesteśmy my, otaczająca nas przyroda, wszelkie życie, a także gwiazdy i planety, to tylko 5 proc. materii wszechświata! Nie znamy pochodzenia i natury pozostałych 95 proc. (25 proc. to tzw. ciemna materia, a 70 proc. – tzw. ciemna energia). Wspomniany przez pana ks. Michał Heller, duchowny, a zarazem fizyk, uznawany za autorytet w świecie naukowym, jest przykładem postaci budującej pomost między światem religii i nauki. Uważa on, że choć ścieżki nauki i teologii biegną niezależnie, to mogą się krzyżować. Powoływałam się na prace księdza profesora, pisząc swój doktorat pt. „Kosmogonie – między wiarą i nauką”.

 

Zainteresowanie tematami naukowymi pojawiło się u mnie już dawno, m.in. w serii obrazów „Boska cząstka”. Cykl ten został poświęcony LHC – Wielkiemu Zderzaczowi Hadronów (Large Hadron Collider), akceleratorowi znajdującemu się w Europejskim Ośrodku Badań Jądrowych CERN w pobliżu Genewy. Wielki Zderzacz Hadronów – maszyna, dzieło intelektu i pracy ludzkich rąk – występuje na moich obrazach w roli Kreatora, Demiurga i Stwórcy. W obrazach pojawiają się sceny stworzenia, jak i zniszczenia, mówiące zarówno o budującej, jak i niszczycielskiej sile nauki. LHC stał się w moich pracach także współczesną świątynią, wzniesioną w hołdzie nauce.

 

Po raz kolejny tematyka naukowa pojawiła się w serii „Space”, gdzie odwoływałam się do bezkresu kosmosu. Ciemne płótna przypominają szkolne tablice. Pojawiają się na nich wzory z mechaniki kwantowej, tłumaczące reguły, według których funkcjonuje otaczająca nas rzeczywistość. Niekiedy równania są czytelne, czasem rozmazane, jakby wciąż nierozwiązane i wymagające ostatecznego wyjaśnienia. Wzory fascynowały mnie zarówno jako skondensowane formuły, tłumaczące skomplikowane zjawiska, jak i – czysto wizualnie – jako tajemniczy element, który przeniesiony z obcej, naukowej przestrzeni do świata sztuki, daje ciekawe efekty formalne. Nie bez znaczenia jest także to, że fizycy szczególnie precyzyjne twierdzenia matematyczne postrzegają w kategoriach estetycznych, nazywając je właśnie „pięknymi”

Collision11, 90x120,olej na płótnie, 2012 foto dzięki uprzejmości galerii aTAK

Oprócz niewątpliwego zainteresowania fizyką, drugim obszarem, który przyszedł mi na myśl, kiedy patrzyłem na reprodukcje Pani obrazów, jest… Religia? Teologia? Czy to pokłosie szkoły średniej, którą Pani ukończyła?

 

Skończyłam Liceum Sióstr Felicjanek, zostałam także wychowana w duchu nauczania Kościoła katolickiego. Zainteresowanie religią było zatem dla mnie dość naturalne. Poszukiwałam odpowiedzi na kluczowe, egzystencjalne pytania, na które religia jej udziela. Fascynowała mnie również szczególna formuła „polskiej religijności”. Zrośnięcie się chrześcijaństwa z polskością doprowadziło do uformowania się specyficznej estetyki. Inspirując się nią, namalowałam obrazy, które składają się na cykl „Odpusty i cudowne widzenia”. Zaprezentowałam je jako swoją pracę magisterską w 2009 r. Odnosiłam się do estetyki kiczu, wizualnej sfery wiary, przedstawień jarmarcznych, odpustowych i dewocyjnych. Na obrazach pojawiały się obiekty kultu, lewitujące figury świętych, dewocjonalia, a także współczesne przejawy kultury masowej, jak sztuczne kwiaty czy dmuchawce, które symbolizują to, co ulotne, nietrwałe i podatne na zniszczenie. Tytułowe „cudowne widzenia” rozgrywały się na tle Warszawy, czyli mojego rodzinnego miasta.

 

Był to okres życia, w którym poszukiwałam prawdziwej duchowości, kwestionowałam obszary religijności, które zdawały mi się powierzchowne, w których rytuały i obrzędy zastępują prawdziwą wiarę.

 

Miałem trochę problem z tymi Pani obrazami. Wydawało mi się, że ocierają się, może nawet mocniej: dotykają takich form prezentacji, które u wielu osób mogłyby wywołać wrażenie bluźnierstwa. Chociaż raczej pewien jestem, że nie było to Pani intencją. Ale po co odbezpieczać zapalniki, które przedstawiciele homo sapiens tak obficie potrafią w sobie nosić? Może to niesłuszna postawa, ta moja, bo jest przecież wolność wypowiedzi. Gdzie, Pani zdaniem, przebiega ta cienka granica?

 

Tak, niektóre z moich prac balansują na cienkiej granicy. Dotyczy to głównie wspomnianego cyklu prac „Odpusty i cudowne widzenia”. Poruszenie wzbudziła szczególnie praca „Baranki Boże”, która wygrała konkurs organizowany przez galerię A19 (2010). Została ona zaprezentowana w formie muralu na warszawskiej stacji metra Marymont. Scena przedstawiająca unoszące się nad Warszawą i Pałacem Kultury stado białych i czarnych owieczek wywołała skandal. „Baranki”, wzorowane na zabawkach erotycznych, wzbudziły jednoznaczne skojarzenia i zadziałały na powszechną wyobraźnię. Skłoniło to niewielką grupę ludzi do oprotestowania pracy, a warszawskiego aktywistę nawet do jej zniszczenia. Dmuchana owieczka została skojarzona z Barankiem Bożym, czyli postacią Jezusa Chrystusa. Nie było to moją intencją, obraz miał odniesienie społeczne, o czym świadczyło m.in. użycie liczby mnogiej, ponieważ odnosiłam się do „owczarni”. Jako ludzie mamy w sobie dwie natury, dobrą i złą, jesteśmy grzeszni, a jednocześnie wciąż pozostajemy „stworzeniami boskimi”. Moje obrazy pozornie są wesołe i kolorowe, dopiero po dłuższej analizie można w nich dostrzec pewne ukryte znaczenia. W moim rozumieniu moja krytyka religijności również nigdy nie miała charakteru agresywnego ataku, ale raczej delikatnego „podszczypywania”. Miałam na celu obnażenie hipokryzji i powierzchownego traktowania religii, specyficznej estetyki dewocjonaliów i ich masowej produkcji, czyli komentowałam bardziej stosunek człowieka do wiary, mistyki i religii, a nie zajmowałam się problemami teologii.

 

Myślę, że czasem warto, by sztuka nie była jedynie laurką, ale dotykała istotnych spraw, poruszała pewne delikatne społeczne struny. Z drugiej strony zawsze jest zagrożenie, że sztuka przesunie się niebezpiecznie w stronę publicystyki, dlatego warto zachować balans. Z jednej strony jesteśmy dumni z wolności słowa, z drugiej staramy się zachować poprawność polityczną. Poruszanie się między tymi skrajnościami dostarcza sporych trudności i czasem gubimy się w lawirowaniu między nimi. W każdym razie na pewno warto dyskutować, oczywiście powinno to być robione z wyczuciem i z empatią. Staram się tak robić, choć wiem, że moje wyczucie może być inne. Jako malarka patrzę inaczej na obraz. Dla mnie to gra kolorów na płótnie, przywołująca jakieś skojarzenia, nie uosobienie bóstwa czy świętego.

 

Patrząc na obrazy starych mistrzów, z zaskoczeniem możemy odkryć, że również bywają kontrowersyjni – przykładem może być Boska goła pupa ukazana na sklepieniu Kaplicy Sykstyńskiej, namalowana przez Michała Anioła… Ale faktem jest także, że to, co dla artysty może być ironią czy żartem, dla kogoś innego może być dotkliwe.

Baranki Boże, 2009, olej na płótnie, 187x280 cm; Muzum Narodowe, Gdańsk. fot.dzieki uprzejmości Muzeum Narodowego w Gdańsku

Tak, myślę, że sam przesadzam w tej mojej ostrożności. Bo wie Pani co? Przypomniałem sobie obrazek sprzed wielu lat, kiedy pracowałem w Koninie i pojechałem odwiedzić Licheń. Znałem to sanktuarium z jeszcze dawniejszych odwiedzin, ale wtedy chciałem zobaczyć nowo powstałą świątynię. W uliczce prowadzącej do kościoła stały stragany. Na jednym były plastikowe butelki na wodę święconą. Miały formę Matki Boskiej. Pamiętam, że to mną trochę wstrząsnęło. Ale może powinno się w takich przypadkach powtarzać za Janem Sztaudyngerem (chociaż u niego ten krótki cytat tkwi w diametralnie innym kontekście): „Errare – wszak – humanum est”?

 

Właśnie o tym mówię, a raczej o tym maluję! Pewne zjawiska w przestrzeni religijnej są dziwne, stanowią wręcz zaprzeczenie istoty wiary. Popularne niegdyś kupczenie odpustami na masową skalę obecnie postrzegamy jako absurdalne, podobnie jak handel relikwiami, który w czasach średniowiecza kwitł na potęgę. Dzisiaj jest jednak podobnie, tylko formuła uległa zmianie – handlujemy dewocjonaliami. Produkcja „religijnych gadżetów” odbiera charakter świętości, choć z drugiej strony zakup takiego przedmiotu, przeniesienie go do własnej, osobistej przestrzeni dla niektórych może mieć charakter wręcz mistyczny. Człowiek jest tylko człowiekiem i dla niektórych rytuały, zakup oleodruku czy figurki, nawet tej z odkręcaną główką, mają swoją wartość symboliczną. Dlatego nie powinniśmy być radykalni w swojej ocenie, ale czy to służy religii? Na pewno nie w wymiarze estetycznym. Kiedyś to Kościół był mecenasem sztuki, to w jego wnętrzach swoje dzieła tworzyli najwybitniejsi artyści. Niestety nie można tego powiedzieć o dzisiejszej sztuce kościelnej. Zgadzam się z przywołanym przez pana cytatem: „Errare – wszak – humanum est”, dlatego choć w swoich pracach często ironizuję, to jednak na wiele zjawisk i ułomności, tych typowo ludzkich, staram się patrzeć z humorem i czułością.

 

Są dwa obszary zainteresowań – niby różne, chociaż powiązane – ale jest też obszar trzeci: studiów malarskich. Jak to było: była Pani pewna, że właśnie to chce w życiu robić?

 

Moje zainteresowania plastyczne istniały od najmłodszych lat, być może dlatego że jestem jedynaczką i tworzenie własnych wyobrażonych światów było ulubionym sposobem spędzania czasu. Duże znaczenie miała tu również rola mojego dziadka, który z wykształcenia był inżynierem, jednak sercem pozostał artystą. Spędzaliśmy razem dużo czasu. Kiedy byłam dzieckiem, prosiłam, żeby mi rysował i z ekscytacją oglądałam portrety czy zwierzaki, które ożywały na kartonach. Dziadek miał też bardzo dużo albumów kupowanych w antykwariatach, z reprodukcjami dzieł wspaniałych artystów. Tak że jakoś tak to się naturalnie potoczyło, że chciałam związać swoją przyszłość ze sztukami plastycznymi. Wprawdzie przygotowywałam teczkę na grafikę, bo z rodzicami wspólnie uznaliśmy, że będzie to bardziej „praktyczne” niż malarstwo, jednak w ostatniej chwili mój wybór padł na malarstwo i tak już do dzisiaj zostało. Choć nie wykluczam, że w przyszłości spróbuję sił na innych polach, ale sądzę, że wciąż będą to dziedziny kreatywne.

Polowanie, olej na płótnie, 160x190 cm , fot.archiwum artystki

Ja całe życie zawodowe pracowałem za biurkiem. A na biurku – najpierw – była maszyna do pisania, potem – komputer. I życie przebiegło galopem, niczym te konie z biwakowej piosenki: „Konie zielone przebiegły galopem…”. Co Pani chciałaby jeszcze w życiu robić?

 

Jak wspomniałam, chciałabym spróbować swoich sił poza „prostokątem płótna”, jednak najbardziej interesują mnie dziedziny pokrewne malarstwu. Bo choć fascynuje mnie świat nauki, nie robię sobie złudnych nadziei, że mogłabym cokolwiek wnieść na tym polu. Podczas studiów na warszawskiej ASP mieliśmy możliwość nauki różnych specjalizacji, teraz trochę żałuję, że nie wykorzystałam tej możliwości na maksa. Poznawałam tajniki malarstwa ściennego i tkaniny, ale wciąż jest tyle ekscytujących technik do eksplorowania, np. linoryt, rzeźba czy wzornictwo przemysłowe. To ostatnie fascynuje mnie, choć chyba nie mam zmysłu praktycznego. Chciałoby się znaleźć czas nie tylko na samorozwój i górnolotne sprawy, lecz także bardziej prozaiczne hobby, jak np. uprawa kwiatów czy smakowanie innych kultur. Ale jak Pan wspomniał, życie przebiega galopem i czasu wciąż brak…

 

Zapytam jeszcze o inspiracje artystyczne: jakieś postacie, jakieś dzieła?

 

Mam cały szereg ulubionych dzieł i artystów, raczej nie jest to konkretny styl. Lubię późnogotycką wyobraźnię, jak np. u Hansa Memlinga czy Hieronima Boscha, fascynujący świat stworzony przez Pietera Bruegla, romantyzm Chagalla czy gest abstrakcjonistów, reprezentujących tzw. szkołę nowojorską. Bardzo cenię również rzeźbę, szczególnie polską rzeźbę powojenną (Szapocznikow, Abakanowicz, Jarnuszkiewicz). Świat inspiracji i dorobku artystycznego naszej kultury jest nieskończony. W swoich pracach staram się łączyć tradycję malarską z otaczającą rzeczywistością i estetyką obecną w kulturze masowej.

 

A najbliższe plany? Gdzie będzie można zobaczyć Pani obrazy? A może jakieś nowe tematy zaczynają Panią ciekawić?

 

Chociaż to nie przyszłość, ale teraźniejszość, bo oba wydarzenia już trwają, to jednak pozwolę sobie o nich wspomnieć. Kilka moich prac jest prezentowanych na Nord Art, międzynarodowej wystawie sztuki współczesnej w Büdelsdorfie. To duża impreza artystyczna, cieszę się, że mam możliwość pokazania swoich prac w towarzystwie innych znakomitych artystów reprezentujących polski pawilon. Jest też wystawa Women Art Power w radomskiej Elektrowni, gdzie pokazane są prace dwudziestu polskich artystek wizualnych.

Jeśli chodzi o nowe tematy… Ostatnio moje zainteresowanie wzbudziły tybetańskie ilustracje koła ludzkiej egzystencji, czyli wizualne obrazy ukazujące idee samsary, nieustannego cyklu narodzin i śmierci. W sferze moich zainteresowań wciąż pozostaje kosmos i mapy nieba, więc być może w najbliższym czasie oba te motywy będą przeze mnie eksplorowane. Tematów jest dużo, staram się notować pomysły i do nich powracać.

Samsara 150x180 cm, olej na płótnie,2022 fot.archiwum artystki
Julia Curyło urodziła się w Warszawie. Studiowała w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, a w 2021 r. uzyskała stopień doktora na tejże uczelni. Jest autorką obrazów oraz instalacji prezentowanych w przestrzeni publicznej miasta. Brała udział w ponad 60 wystawach w kraju i za granicą, jest laureatką wielu konkursów (m.in. za mural „Baranki Boże”, Promocje 2010). W 2021 r. nakładem brytyjskiego wydawnictwa Unicorn ukazała się książka The Cosmic Picture of Reality in the Art of Julia Curyło, poświęcona obrazom z serii „Space”. Prace malarki tworzą pewien łańcuch znaczeń i symboli, który został zaczerpnięty nie tylko z jej własnej świadomości historycznej czy z tradycji malarskiej, ale przede wszystkim z kultury masowej. Obrazy Julii Curyło bawią oko, są przesycone rozmaitą symboliką, która jest mniej lub bardziej widoczna przy bliższym oglądzie. Artystka łączy sztukę dzisiejszą z dawną, kulturę wysoką z kulturą niską, porusza zagadnienia szeroko rozumianej współczesności i nowoczesności. Interesuje ją dwuznaczność świata – pobożność zestawiona z perwersją, dziecinność z dojrzałością, moralność z rozwiązłością, religia z nauką, czy piękno z kiczem.
www.juliacud.com

 

Kot Schrodingera, 150x156 cm, olej i akryl na płótnie, 2015

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.