Jak przerobić ulicę na pułapkę [Gry i zabawy lat osiemdziesiątych]

23.09.2023

Lata osiemdziesiąte to czas mojego dzieciństwa. Chodziłam do przedszkola, potem do pierwszych klas podstawówki, a po wszystkim bawiłam się z bratem w dom. Miałam drewniane klocki i ulubioną szmacianą lalkę, którą babcia razem ze złotymi pierścionkami przywiozła z wycieczki na wschód.

Woziłam zabawkę w małym wózku, naśladując mamę. Muzyki słuchaliśmy z płyt winylowych. Chodziliśmy do ZOO i Ogrodu Botanicznego. W kinie widziałam „Niekończącą się opowieść” i wyszłam z seansu prawie z płaczem – bałam się latać z Bastianem na ogromnym psie. Gdy byłam starsza, szczególnie lubiłam skakać w gumę i grę w klasy. Waliłyśmy z koleżankami piłką o bok bloku, a sąsiedzi nas rozumieli, nie skarżyli się. Wtedy też dostałam pierwszy komputer, toporne urządzenie do grania w Tetris.

 

Ponad trzydzieści kilka lat temu marzyłam tylko o tym, by grać w klasy. Niestety, w latach osiemdziesiątych trudno było kupić w sklepach kredę do wyrysowania na chodniku kwadratów i cyfr. Może można to było zrobić za dolary w Pewexie? Nie wiem na pewno, bo byłam w Pewexie jedynie parę razy, najczęściej przechodziłam obok niego z rodzicami, udając się na zakupy do sklepu spożywczego w Spółdzielczym Domu Handlowym ASTRA. Czasem więc, żeby zdobyć kredę, okradało się nauczycieli w szkole, a oni potem jojczyli, że dzieci są niedobre, a białe mazidło znika z klasy jak dżinn w zaczarowanej lampie. Zatem bywało, że do wyrysowania kwadratów i cyfr potrzebnych do zabawy używało się kawałka cegły albo miękkiego kamienia. Całe szczęście na osiedlu znajdował się śmietnik z cegły. Był z nami biedny, bo my ciągle go łupaliśmy, chcąc grać w klasy. Zresztą graliśmy nie tylko w to.

klasy

Skakałyśmy też przez kabel czy bawiłyśmy się z koleżankami w gumę. Do tej drugiej zabawy potrzebna była kilkumetrowej długości guma do majtek, której końce zwyczajnie zawiązywało się na supeł. W latach osiemdziesiątych nie było kolorowych rzeczy do skakania, które później kupowało się w galerii handlowej w sklepie z zabawkami. Rzeczy były na kartki, wiele ubrań trzeba było szyć i wykorzystywano do tego gumę krawiecką. Ta dziewczynka, która dostała od rodziców podobny sprzęt do zabawy, miała przewagę nad innymi dziewczynkami, może nawet przejmowała na chwilę władzę na podwórku? Na pewno była kimś ważnym, bez kogo zabawa nie mogła się obyć. Także dla mnie ta osoba była najważniejsza, bo strasznie chciałam umieć naskakiwać gumę, gdy była na wysokości pach, a nawet szyi moich towarzyszek.

 

Początkowo to mi się nie udawało. Ale nie cierpiałam, nie niecierpliwiłam się. Rosłam, świat wokół mnie się kurczył i w pewnym momencie poradziłam sobie z ambitnym zadaniem, może nawet byłam jedną z najlepszych w nadeptywaniu wysoko zawieszonej gumy. Wcale nie trzeba było się dobrze odbić od ziemi, wystarczyło, że człowiek się odbił i szorował łydkami o ciało, guma sama zsuwała się z pośladków pod stopy.

 

Pamiętam, że gdy w latach dziewięćdziesiątych pojawiły się w sprzedaży kolorowe gumy do skakania, ta zabawa już mnie tak nie interesowała, pozbawiona była pierwszej pasji. Po prostu wyrosłam z niej. Jakiś sentyment do niej jednak musiał we mnie pozostać, skoro i kilkanaście lat temu witałam podobne produkty zdziwieniem i zazdrością. A witałam je, gdy w mojej rodzinie pojawiły się dzieci i jako ciotka ruszyłam do Smyka czy Empiku po prezenty. Czyli po skakanki, neonowe hula hop, planszówki, puzzle, wszystko to, z czego wyrosłam, a czym dzieci moich bliskich szybko się nudziły, bo od początku życia zainteresowane były konsolami i padami oraz tabletami.

puzzle

W latach osiemdziesiątych układanie puzzli to było coś. Dobrze było, gdy rodzina dostawała paczkę puzzli w prezencie pod choinkę. My najczęściej układaliśmy obraz przez całe święta, a przedstawiał on krajobraz – górski lub miejski. Ułożenie go nie było trudne, bo zawierał może sto elementów. To dzisiaj producenci tego typu rzeczy wprawiają nas w osłupienie, proponując po kilka tysięcy elementów w jednym pudełku. Są to jednak już chyba rzeczy tylko dla pasjonatów. Albo, o ile nie są trójwymiarowe, na jeden raz, do złożenia, wstawienia w antyramę i powieszenia na ścianie. Jesteśmy znudzeni zwykłością, rozpuszczeni przez współczesną rozrywkę – kino 3D, muzea iluzji, technologię, pociągają nas wirtualne światy, a nie życie na ziemi.

 

W latach osiemdziesiątych nie było jednak wirtualnych światów, a przynajmniej nie były one normą w każdym domu. Na osiedlu było jedno podwórko, drabinki, huśtawka, trzepak i wierzba płacząca. Zatem skakało się po nich co niemiara, nabawiając się siniaków i zadrapań. Raz zrobiłam na trzepaku fikołek do przodu bez trzymania się rękami belki, na której siedziałam, wierzyłam bowiem, że to jest możliwe. Ale rozbiłam tylko nos. Wtedy wszystko było dla mnie możliwe, a przecież możliwości dopiero się przede mną otwierały.

Jeździłam też do babci do Bielska-Białej na wakacje i gdy padał deszcz, grałam w karty. Całe szczęście nie zawsze byłam ogrywana, więc lubiłam to robić. Jako dzieciak najbardziej lubiłam grać w wojnę, a jako dziewczynka w makao lub w tysiąca. Ale układałam też pasjansa. Grałam w kółko i krzyżyk, państwa miasta, statki. Jednak byłam aktywnym dzieckiem, nie usiedziałam w domu. U babci na ulicy, którą rzadko przejeżdżał samochód, rysowałam więc z kumpelkami pułapki z nakazem stopu. Malowałyśmy taką plamę w słońcu cegłą cały dzień, a gdy wreszcie samochód się przed nią zatrzymał, uciekałyśmy, by wpaść na podwórku przed babci domem w popłoch – a co, jeśli kierowca, który się nabrał, powiadomi policję?

 

Malowałyśmy też pułapki na nielubianych członków rodziny, trąc wszystkimi możliwymi płatkami kwiatów o chodnik. W ogóle dużo wtedy malowałam, a rodzina piała z zachwytu nad moimi kwiatami i lasami. To mi zostało do dzisiaj, z tym że dziś mam więcej odwagi i porywam się na trudne tematy, przykładowo smoki. Zatem w epoce komputerów i rozrywek rodem z filmów fantazy mam okazję, by przeżyć coś wyjątkowego, i odrywam się już nie od szarej, ale od kolorowej rzeczywistości. Łatwo się bowiem przebodźcować dzisiejszym światem.

 

Aktualny świat nieśmiało zakradł się do mnie już pod koniec lat osiemdziesiątych. To wtedy na pierwszą komunię razem z bratem dostałam komputer. Mama pracowała w biurze architektonicznym i ukrywała przed tatą, że odkłada na komputer z dodatków do pensji. W maju 1989 roku zrobiła więc nam wszystkim super niespodziankę. W naszym pokoju pojawił się nowoczesny sprzęt – Commodore C64. Gratka. Było to urządzenie ze stacją dysków i dżojstikiem, na którym najchętniej graliśmy w Tetris. Dziś to tak zwana klasyczna gra w cegły, ale wtedy to było dla nas takie novum, że rodzice musieli wprowadzić dyżury przy komputerze. Gra polegała na tym, że ze spadających klocków należało ułożyć rząd i tym samym go zniwelować, bo on znikał jak dżinn w zaczarowanej lampie. Mieliśmy też inne gry na dyskietkach, jakieś wyścigi samochodowe i mordobicie, ale ich już tak dobrze nie zapamiętałam. Wreszcie kable do komputera pogryzł chomik, który uciekł z klatki, i przez wiele lat informatykę miałam tylko w szkole.

 

Dziś wspominam gry i zabawy mojego dzieciństwa z pewnym rozrzewnieniem. Cieszy mnie, wręcz napawa dumą, że żyję na granicy dwóch epok, bo jestem źródłem informacji o innym świecie. Inny świat to dla mnie rzeczywistość, która odeszła, którą zastąpiono sztuczną inteligencją, ale która uczyniła mnie wolną, wrażliwą i kreatywną. Wiem nie tylko, co to farelka czy maglownica, wiem dobrze, jak wdrapać się na wierzbę płaczącą czy co to jest zabawa w trójkę w chowanego na siedemdziesięciu metrach kwadratowych powierzchni mieszkania, że ma się wtedy ubaw po pachy, którego nie zastąpią komputery.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.