Dobrze mi się leży [o konkursie MEMORIES WANTED]

28.08.2024

Konkurs Chopinowski nadchodzi! Narodowy Instytut Fryderyka Chopina zachęca do podzielenia się swoimi wspomnieniami związanymi z Konkursem Chopinowskim. Dzięki projektowi MEMORIES WANTED wyłonione zostaną najciekawsze historie, które docelowo staną się inspiracją spotu promującego XIX Konkurs Chopinowski w 2025 roku oraz wystawy w Muzeum Chopina w Warszawie.

 

Być może dla niektórych MEMORIES WANTED stanie się okazją do usystematyzowania własnego zachwytu albo prywatnych rozliczeń. Był czas, na szczęście krótki, że chciałem w Konkursie Chopinowskim wystartować, ale kto powiedział, że nie mogę czasami pobawić się nieaktualnymi planami czy nostalgią za tym, do czego nigdy nie doszło? Oto co mam do powiedzenia na ten temat…

 

Z Konkursem mam relację trudną. Oglądam go czasem jako wielkie widowisko i święto fortepianu. Ale nie przyjmuję werdyktów Jury jako prawd objawionych, nie zachwycam się samym faktem, że ktoś potrafi zagrać etiudę C-dur op. 10 nr 1 w błyskawicznym tempie bez potknięć, nie traktuję uczestników jak cudownych dzieci. Ale Konkurs był zawsze obecny w moim domu.

 

Pierwszy, który pamiętam, to ten w 2000 roku. Raczej jako obrazki (nie mylić z tymi z wystawy) niż świadome przeżycie. Ale to te drobne przebłyski potrafią ustawić naszą percepcję na całe życie. I po ponad ćwierć wieku za każdym razem, gdy jestem w Filharmonii Narodowej, jestem zaskoczony, że sala nie jest utrzymana w chłodnych barwach! Przecież tak ją zapamiętałem z ekranu telewizora…

 

Potem 2005 rok, którego jesień wydarzyła się dla mnie tak naprawdę w jeden weekend. Tak, obie tury wyborów prezydenckich też. Ale co pamiętam, to emocje, związane nawet nie z Chopinem czy Rafałem Blechaczem, ale z fortepianem samym w sobie. Chłopiec, który przypadkiem nazywał się tak jak ja i dzielił ze mną datę urodzenia, nie był w stanie nadziwić się, jak do tego pudła można wcisnąć tyle ciekawych współbrzmień, soczystych basów czy górnych rejestrów, które brzmieć powinny jak wysypujące się z ręki drobne kamyki. A podczas wyciągania ich stamtąd jeszcze formować je w jakieś fantastyczne emocje, których nazwać nie potrafił, ale wiedział już, że coś w nim zostało dotknięte.

 

Chodziłem już wtedy do szkoły muzycznej, słyszałem niektóre z utworów, które grali uczestnicy, dużą część potrafiłem nazwać. Ale chyba pierwszy raz Chopin przypuścił na mnie tak zmasowany atak. Atak, po którym się już nie podniosłem i nie zamierzam tego robić. Dobrze mi się leży, wiedząc, że mam Chopina.

 

Próbowałem też wydobywać ze swojej starej Calisii podobne efekty, jednak skończyło się to złością, frustracją i rozczarowaniem. Te utwory były za trudne nawet do przeczytania, moja ręka za mała, palce za mało precyzyjne. Chodziłem więc dalej na zajęcia fortepianu i teorii, ćwiczyłem i uczyłem się, ale bez większego przekonania. Lata więc mijały – powoli, bo gdy jest się w tym wieku, czas się nie spieszy, moje pomysły na swoją przyszłość zmieniały się jak w kalejdoskopie, a mi udało się nauczyć kilku utworów naszego kompozytora.

 

Dobiliśmy więc do roku 2010, kiedy to obserwowałem Konkurs z dużym zaangażowaniem i całkiem sporą już wiedzą na temat utworów, stylu, kontekstów kulturowych i historycznych. Byłem też już w stanie samodzielnie i na własną odpowiedzialność odpowiedzieć na pytanie, kto był moim faworytem (historia pięknie się domknęła, kiedy 11 lat później poznałem go osobiście i zagrałem mu między innymi balladę g-moll) i dlaczego jestem rozczarowany, że zajął dopiero drugie miejsce. Niedługo później zacząłem szukać nagrań z dawnych konkursów. Ten moment całkiem zmienił i mnie, i moje późniejsze losy. Bo znów nie chodziło tylko o Chopina. Chodziło też o Bacha, Beethovena, Debussy’ego, Ravela i Gershwina. Później też o Bacewicz, Prokofiewa, Bartóka, Tansmana i Serockiego. W tamtym momencie wiedziałem już, jak się to dalej potoczy. A może inaczej: wiedziałem, gdzie ma mnie to doprowadzić – miałem zostać pianistą. Uderzyło mnie to jak piorun, jak nagła miłość do kogoś, kogo się zna od dawna, ale nie dostrzega.

 

Oprócz tego ważni byli też ci, którzy myśli kompozytorów, zapisane w partyturach, tłumaczyli na brzmiący język. Chciałem być jak oni: bezczelni, przebojowi, piękni, niezwyciężeni, skromni, nieśmiali, wygrzewający się z przyjemnością w świetle reflektorów padających na nich i magiczne czarne pudło, sprawiający wrażenie, że z tej sceny chcą tylko uciec… Jak każde z nich naraz. Co to Oscar Wilde kiedyś powiedział? Aha, już pamiętam: „imitacja jest najszczerszą formą pochlebstwa, jakie przeciętność może sprawić wielkości”. Wtedy rzeczywiście tak było. Ale w końcu, z czasem, zacząłem pewne ramy zwężać, a inne rozpychać, gdy nie było mi w nich wygodnie, i zacząłem przyjmować własny kształt.

 

U progu tego przepoczwarzania, w trakcie wielogodzinnych ćwiczeń, budowania repertuaru i samego siebie, zastał mnie kolejny Konkurs, który był dla mnie ogromną motywacją w pokonywaniu pełnej nieoczekiwanych zakrętów i rozwidleń drogi na uczelnię muzyczną. Zaczynało być jednak dla mnie jasne, że klasyczna i stereotypowa droga pianisty nie jest dla mnie. Ciągnęło mnie w różne strony: muzyka współczesna, rozszerzone techniki wykonawcze, elektronika, ale też muzyka dawna na historycznych instrumentach czy stara dobra klasyka, ale w nieoczywistym miejscu. I zaczęło się okazywać, że jestem w tym dobry. Konkurs Chopinowski jest w tym wszystkim swego rodzaju starym znajomym – ma się z nim dobre wspomnienia, widzi się, do czego się dzięki niemu doszło, i chce się do niego wracać. Ale widać też, że każdy poszedł w swoją stronę. On wyrósł ze mnie i ja z niego też.

 

Nie znaczy to jednak, że nie możemy się pozdrawiać i sprawdzać, jak się sprawy mają raz na jakiś czas. Wciąż dbam o to, aby mieć spory repertuar chopinowski w palcach: wziąłem się za etiudy, kompletuję właśnie scherza. Chopin nadal pozostaje moim centrum, bo jest też centrum pianistycznego świata. Nawet gdybym chciał, nie ucieknę od niego. Ale powtórzę: dobrze mi się leży.

 

 

Konkurs Chopinowski to także Twoja historia. Opowiedz o tym!
Utrwal swoje wspomnienie w dowolnej formie (zapisz, nagraj itp.) i wyślij na adres [email protected]. Oficjalną stronę Konkursu znajdziesz TUTAJ.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.