Kreatywna Europa – obalamy mity (rozmowa z Kamilą Rolą-Rebandel)

Kreatywna Europa

Kamila Rola-Rebandel z Creative Europe Desk Polska w rozmowie z Grzegorzem Szczepaniakiem rozprawia się z mitami, które powstały wokół programu Kreatywna Europa, i opowiada, jak i na co pozyskać środki z otwierającego się kolejnego naboru w ramach programu mobilności – Culture Moves Europe.

Nie wiem, czy zgodzi się pani ze mną, ale środki dostępne w Kreatywnej Europie, jak i sam program obrosły w kilka mitów. A może to nie są mity? Spróbujmy to ustalić. Może na początek zajmijmy się głębokim, jak mi się wydaje, przeświadczeniem, że w programie Kreatywna Europa „duzi” mają przewagę. Bardzo duże, etatowe organizacje pozarządowe i większe instytucje oraz firmy ze sporymi budżetami i zespołami – to są ci „duzi”. Od dyrektorów małych domów kultury, prowincjonalnych muzeów, niewielkich fundacji czy stowarzyszeń słyszę, że nawet przez myśl im nie przechodzi pomysł, by spróbować, bo to „za wysokie progi”. Zgadza się pani, że jest coś na rzeczy?

 

Zgadzam się, że krążą takie opinie na temat programu Kreatywna Europa. Ale chciałabym odczarować ten mit i nie zgadzam się, że to są środki – jak to pan ujął – dla „dużych”. Przede wszystkim program Kreatywna Europa definiuje podmioty, które mogą aplikować o środki (jako podmioty posiadające osobowość prawną, aktywnie działające w sektorze kultury i kreatywnym), ale nie ma tam słowa o tym, czy mają być one małe, czy duże. Projekty muszą opierać się na współpracy międzynarodowej i powinny być właśnie kreatywne, czyli proponować ciekawe, niespotykane, nowatorskie działania. To jest istotne, a nie wielkość i doświadczenie projektowe wnioskodawców.

 

Brzmi świetnie, ale sądzi pani, że dom kultury w wiejskiej, rolniczej gminie poradzi sobie z nawiązaniem współpracy międzynarodowej, napisaniem, a potem rozliczeniem wniosku? O pomysł się nie boję, bo w kulturze w Polsce pracują bardzo kreatywni ludzie.

 

Odpowiem tak: jeśli nie spróbują w tym małym domu kultury, to na pewno im się nie uda. Tylko czy tak nie jest z każdym projektem, każdym pomysłem?

 

Racja. Aby coś zrobić, najpierw trzeba uwierzyć, że jest to możliwe. Bez tego ani rusz.

 

Właśnie. Powiem więcej. Program dostrzega te „małe” podmioty i daje im dodatkowe możliwości, zachęca te organizacje, które jeszcze współpracy międzynarodowej nie podjęły, żeby to zrobiły. W poprzednich naborach w ramach obszaru Projekty współpracy europejskiej był priorytet dedykowany debiutantom w zakresie współpracy międzynarodowej, w tym nowym mniejszym podmiotom. Kolejny argument przeciw tezie o faworyzowaniu „dużych” to wyniki zakończonych naborów. Mówię o skali europejskiej, nie tylko w odniesieniu do polskich beneficjentów. Na podstawie rezultatów możemy stwierdzić, że środki trafiają do bardzo zróżnicowanych podmiotów. To są tak samo organizacje pozarządowe, w których jest trzy do pięciu osób, jak i małe firmy działające w obszarze kultury czy też duże instytucje. Nie ma tu jakiejś wyraźnej przewagi w jedną stronę, nie ma dominujących podmiotów ze względu na swą wielkość czy doświadczenie. Liczy się wartość merytoryczna projektu i wpisanie w założenia programu, a nie kto ten projekt składa.

 

A może my się boimy – jeśli się boimy – tej nazwy? No bo jak się tak zastanowić nad sformułowaniem „kreatywny”, to szybko można postawić sobie pytanie: „a co to znaczy?”. Sam program tego pojęcia raczej nie definiuje, zatem czy chodzi na przykład o taką kreację w sensie wytworzenia idei, czy bardziej o to, żeby wymyślić konkretne działanie i je zrealizować? A może o jeszcze inne rozumienie? Może to ten brak jasnej definicji odstrasza, a przynajmniej jest jednym z powodów, dla których pojawiają się obawy i przekonanie, że to jest za trudne?

 

Rzeczywiście, mogę potwierdzić, że program nie definiuje samego pojęcia „kreatywności”. Jego nazwa to efekt połączenia dwóch wcześniejszych programów, które były osobnymi, czyli programu dotyczącego kultury oraz mediów. To się wydarzyło w 2014 roku, bo wtedy doszło do wspomnianego połączenia i ustanowienia takiego parasolowego programu Kreatywna Europa. Myślę jednak, że trafnie pan zdefiniował rozumienie kreatywności, którą mamy w nazwie. W praktyce są to projekty, które niejako wypełniają oba rozumienia, o których wspomnieliśmy. Skoro program zakłada kreatywność, to też trzeba, by projekty szły z duchem czasu, włączały nowe technologie, próbowały reagować na nowe zjawiska czy wręcz eksperymentowały. I od razu dopowiem, że eksperymentu nie trzeba się bać, bo przecież wpisany weń jest tak efekt, jak i jego brak. On się może udać, ale wcale nie musi. Zatem eksperymentujmy. Przykład? Kilka lat temu innowacją, czy wręcz takim właśnie eksperymentem, był streaming. Dziś oczywiście to w zasadzie powszechne narzędzie, ale tych kilka lat wstecz to była zarazem nowa technologia i właśnie eksperyment. W czasach pandemii okazał się koniecznością, ale używam tego przykładu, by zobrazować, jak coś, co niedawno było nowością i trochę niewiadomą w obszarze komunikowania społecznego, stało się zwykłym narzędziem. Nie byłoby rozwoju, gdyby ktoś nie spróbował, nie zaryzykował, nie dostrzegł potencjału. Był taki projekt operowy, gdzie streamowano przedstawienia, by były łatwiej dostępne. I wówczas ten projekt wywołał efekt „wow”, którego chyba nijak streaming dziś już nie wywoła. Dziś taki efekt może wywołać projekt używający sztucznej inteligencji. Oczywiście program nie oczekuje tylko nowości i badania możliwości nowych technologii. Chodzi przede wszystkim o zaskoczenie ekspertów, o to, by nasz pomysł rozwijał, wypełniał przestrzenie, zauważał zjawiska, proponował niekonwencjonalne podejście itd. Zatem, wracając do definicji pojęcia „kreatywność”, tak powinna się ona objawiać.

 

Czyli projekty bardziej konwencjonalne, tradycyjne są bez szans?

 

Absolutnie nie. Na spektakle, koncerty, wystawy czy inne działania bez użycia najnowszych technologii jak najbardziej jest miejsce. Rzecz w tym, żeby one rozwijały, właśnie kreowały, poszerzały repertuar europejski. Program nie tylko zachęca do tego, by tworzyć projekty, ale także by tworzyć partnerstwa. I już w tej przestrzeni bywa bardzo kreatywnie, co pokazują listy z dofinansowanymi projektami. Mogą bowiem powstać partnerstwa na przykład między kilkoma teatrami z różnych krajów, ale może być też tak, że siły łączą – by zrealizować ciekawy, choć taki właśnie bardziej tradycyjny projekt – teatr, muzeum, NGO’s i firma eventowa. Na takim styku, jak się wydaje, musi być bardzo kreatywnie.

 

Zatem tę kreatywność możemy też rozumieć jako umiejętność dostrzeżenia tego czegoś, czego nie dostrzegli inni.

 

Tak, ale należy pamiętać o tym, że to musi się odbywać w przestrzeni współpracy międzynarodowej. Dochodzi nam więc tutaj cała masa ważnych aspektów, które trzeba zauważać i się do nich odnosić, jak różnice kulturowe, językowe, dialog międzykulturowy, a to wytwarza mnóstwo nowych przestrzeni do zagospodarowania, ale najpierw dostrzeżenia.

 

Tu dochodzimy do niezwykle ważnego aspektu całej „zabawy”. No bo projekty, w których musimy współpracować z jednym, a często kilkoma partnerami, są znacznie bardziej wymagające od tych, które realizujemy sami. A tutaj jeszcze dochodzi ten aspekt międzynarodowy, który rzecz dodatkowo komplikuje. Tak się zastanawiam, czy to nie jest dobra podpowiedź, by najpierw poszukać takich partnerów, zrobić z nimi jakiś mały wspólny projekt, żeby się siebie nawzajem nauczyć, wiedzieć, jak wygląda współpraca z nimi, odkryć ewentualne „mielizny”, zagrożenia i umieć im przeciwdziałać, a dopiero potem skakać na głęboką wodę i razem iść po pieniądze z Kreatywnej Europy.

 

Nie ma takiego wymogu. Możemy budować to partnerstwo, pisząc wspólny wniosek. Podkreślam słowo „wspólny”, bo zadanie musi być podzielone między partnerów. To nie może być tak, że lider projektu de facto realizuje go w całości, ogranicza rolę partnerów do takiego „papierowego” uczestnictwa i samodzielnie wykonuje wszystkie działania, podejmuje też decyzje itp. W programie Kreatywna Europa nie o to chodzi. Mamy wspólnie wymyślić projekt i wspólnie go zrealizować. A wracając do pytania, choć wymogu nie ma, to rzeczywiście warto znać partnerów i mieć już jakąś wspólną historię. To nie jest tak, że historia partnerstwa nie wpłynie na ocenę wniosku, bo jest ona oceniana. Ale to nie jest decydujący czynnik. Za to na pewno zebrane wcześniej doświadczenia znakomicie ułatwią realizację projektu, dadzą nam poczucie komfortu, otworzą szansę na uzyskanie lepszych efektów i uniknięcie problemów. To byłaby taka sytuacja idealna. Choć i tak uważam, że nawet takie sprawdzone partnerstwa powinny mocno pracować nad komunikacją. Jeśli bowiem na przykład ewaluacja będzie odbywać się wyłącznie na koniec projektu, to tak naprawdę nic już nie zdziałamy poza zdefiniowaniem, co nam wyszło, a co nie i dlaczego. Na ten ewaluowany projekt wpływu to jednak mieć nie będzie. Dlatego zachęcamy do dokonywania ewaluacji cząstkowych, zbudowania dobrej komunikacji między partnerami, częstych kontaktów i spotkań w celu wymiany uwag i być może poprawienia tego, co nie działa albo nie funkcjonuje tak, jakby mogło.

 

Kolejna sprawa: mit czy nie? Środki z programu Kreatywna Europa są łatwe do pozyskania, a niezwykle trudne do rozliczenia.

 

I kolejna teza do obalenia. Ten mit powstał pewnie dlatego, że w poprzednim okresie finansowania w latach 2014–2020 rzeczywiście proces rozliczeniowy był bardziej złożony. Mowa była bowiem o stosunkowo dużych kwotach, zatem rozliczenie było wymagające. W 2021 roku rozpoczęła się nowa edycja i zasady zostały zmienione – są bardziej przystępne. Mamy bowiem do czynienia z pojęciem ryczałtu tak w obszarze wnioskowania, jak i rozliczenia projektu. Co to znaczy? Że to, co beneficjent założył i wyliczył we wniosku, staje się ryczałtem i trafia do niego, bo grantodawca zakłada, że potem w raporcie końcowym zostaną te środki prawidłowo rozliczone. To jest ogromne zaufanie, jakim program obdarza beneficjentów, i też ogromne ułatwienie w realizacji, a potem rozliczeniu projektu. Oczywiście trzeba tu pamiętać o bardzo dokładnym rejestrowaniu wydarzeń, by móc potem przedstawić dowody na to, że te opisane w projekcie zamierzenia zostały zrealizowane. Jak coś przegapimy, możemy mieć spory problem. Rzecz jasna nie zwalnia nas to z prowadzenia dokumentacji i rozliczeń księgowych. Natomiast program na etapie rozliczenia nie wymaga tego finansowego rozliczenia. Z kolei na etapie przygotowania wniosku nie musimy podawać jednostkowych cen. Na przykład chcemy przeprowadzić kampanię reklamową w ramach projektu i wykupujemy, powiedzmy, dziesięć reklam. W projekt wpisujemy koszt tej kampanii jako całości, a nie pojedyncze koszty, które się na tę kampanię składają. To spore ułatwienie. Tym bardziej że, jak wspomniałam, rozliczamy się, udowadniając, że te elementy kampanii, o które wnioskowaliśmy, zostały zrealizowane, pokazując zdjęcia czy screeny. Oczywiście rozliczenia muszą być robione sumiennie i dokładnie, bo jak w każdej innej sytuacji, gdzie otrzymujemy środki publiczne, możemy zostać skontrolowani i wtedy trzeba dokładnie pokazać, na co i jak wydatkowaliśmy pieniądze.

 

Mam nadzieję, że nie tylko rozwialiśmy obawy, ale i skutecznie zachęciliśmy do składania wniosków. A najbliższa okazja już za moment, bo w sierpniu startuje kolejna edycja programu mobilności – Culture Moves Europe, który pojawił się dopiero w tej edycji Kreatywnej Europy, bo funkcjonuje od 2022 roku. Do kogo jest on skierowany?

 

Mówiąc najkrócej: do ludzi działających w obszarze kultury, w tym artystów, którzy chcą skorzystać z możliwości wyjazdu do partnera zagranicznego w celu realizacji dzieła, pogłębienia wiedzy, w celu badawczym, na wizytę studyjną itp. Trzeba jednak pamiętać, że wyjechać możemy do jednego konkretnego partnera, czyli nie mogą być to jakieś większe eskapady, i musimy pamiętać, że z tym partnerem musimy wspólnie pracować w ramach projektu.

 

Powiedziała pani, że z programu mogą skorzystać artyści. Kto w myśl programu jest artystą?

 

Tutaj mamy ciekawostkę, bo program mobilności nie definiuje artysty. Zatem artystą jest ten, kto się nim czuje. Jest nim np. osoba pisząca wiersze albo taka, która hobbystycznie maluje. Mamy takie opinie od beneficjentów, z których wynika, że aplikowanie o grant na mobilność to nic trudnego, formularz jest stosunkowo łatwy, budżet w zasadzie sam się wylicza, bo tak jest to narzędzie skonstruowane. Finansowana jest głównie podróż i pobyt u partnera. Warto zwrócić uwagę, że jest to projekt mocno proekologiczny i preferuje przemieszczanie się inne niż drogą lotniczą. Co bardzo ważne, choć to sytuacja wyjątkowa, nie jest wymagany wkład własny. Efekt jest taki, że to jest naprawdę przyjazny program, z którego chętnie korzystają wszyscy, także Polacy, bo notujemy ogromne zainteresowanie naszych wnioskodawców. Program jest bardzo szeroki, na przykład możemy sfinansować z niego wizytę studyjną, która pozwoli nam poznać zagranicznego partnera i wspólnie popracować nad jakimś projektem. Zrobić zatem to, o czym rozmawialiśmy nieco wcześniej.

 

Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, ale dzięki programowi mobilności można pomyśleć o ożywieniu często tylko formalnych partnerstw między gminami, ograniczających się do spotkań szefów samorządów, z których nic innego nie wynika, a już – Boże broń – jakiś konkret dla mieszkańców. Można zebrać dyrektora domu kultury, prezesa fundacji działającej w tym obszarze, lokalnego artystę i urzędnika odpowiedzialnego za kulturę i pojechać, żeby zobaczyć na miejscu u partnera, co można zrobić, by to partnerstwo zaczęło mieć sens?

 

Jak najbardziej istnieje taka możliwość. Pamiętajmy jednak, by to był projekt, żeby tej wizycie nadać kolorytu, by ona nie była banalna, tylko dawała szansę na rozwój, coś przyniosła sama w sobie. Wówczas rosną szanse, że to akurat nasz projekt w tej sporej konkurencji zostanie zauważony. Pamiętajmy jednak – bo to warto doprecyzować – że taka grupa nie może być większa niż pięć osób i że nie jest ważne obywatelstwo tylko rezydentura. Zatem jeśli ktoś mieszka w kraju, który jest uczestnikiem programu (bo to nie tylko są kraje UE), i jest w stanie udowodnić, że mieszka tam na stałe, może także składać wniosek. To kolejny element, który pokazuje, jak program mobilności jest szeroki i otwarty. Przy okazji dopowiem również, że nie uda się dostać środków na wizyty studyjne czy artystyczne dotyczące filmu. Stosunkowo często wyjaśniamy, że nie dlatego, że film nie jest kulturą, ale na tę dziedzinę sztuki przeznaczone są inne środki.

 

Operatorem programu Culture Moves Europe jest Goethe Institut i tam trafiają wszystkie wnioski, dlatego trzeba je przygotować w języku angielskim. Nasze wizyty powinniśmy zrealizować do końca maja, bo program się kończy. Co jeszcze powinniśmy wiedzieć?

 

Bardzo ważne jest to, że wnioski będą rozpatrywane w trybie deadline’ów miesięcznych, czyli konkurujemy tylko z wnioskami, które zostały złożone w danym miesiącu, a nie ze wszystkimi. Najbliższy nabór potrwa do końca listopada, ale biorąc pod uwagę statystyki – im bliżej będzie końca naboru, tym należy się spodziewać większej liczby wniosków, zatem im szybciej złożymy, tym większe powinniśmy mieć szanse na sukces.

 

Dziękuję za rozmowę.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.