Drżąca Ziemia [Muzeum Muncha w Oslo]
W Muzeum Muncha w Oslo od 27 kwietnia do 25 sierpnia 2024 roku prezentowana jest wystawa prac największego norweskiego malarza Edvarda Muncha zatytułowana Drżąca Ziemia.
Wystawa powstała dzięki współpracy Munch Muzeum, Clark Art Institute w Williamstown w USA oraz Museum Barberini w Poczdamie w Niemczech. Drżąca Ziemia to wystawa obrazów i grafik zogniskowanych wokół tematu natury – tematu zawsze obecnego w twórczości Muncha, ale dotąd samodzielnie nieeksponowanego. Tak jakby jego holistyczne myślenie, kosmologia, ukazywanie przyrody w różnych miejscach i porach dnia czy nocy, a przede wszystkim porach roku, na które to obrazy nakładają się różne stany emocjonalne…, musiały czekać na swój czas. Czas Ziemi i czas dla Ziemi. Ziemi drżącej, zaniepokojonej o swoją przyszłość, zmieniającej radykalnie swoje oblicze.
Edvard Munch (1863–1944) był malarzem i nowatorskim grafikiem; symbolistą, prekursorem ekspresjonizmu, fowistą. Jego największe dzieła to: Krzyk, Madonna, Pocałunek, Wampir, Chore dziecko, Zazdrość, Dziewczęta na moście… Od prezentacji swoich prac w rodzinnej Kristiani (obecne Oslo) w 1886 r., przez skandalizującą wystawę w Berlinie w 1892 r., którą zamknięto po tygodniu, budził i nadal budzi silne emocje. Także po śmierci. W 2004 r. nieznany sprawca z rewolwerem w ręku wkroczył do sal Muzeum Muncha i skradł Krzyk oraz Madonnę. Prace zostały odzyskane dopiero po dwu latach. A w 2012 r. dom aukcyjny Sotheby’s sprzedał jedną z wersji Krzyku za oszałamiającą kwotę 119 922 500 dolarów. Może dlatego, że prace artysty nie są do kupienia…?
Swój dorobek artystyczny Munch zapisał miastu Oslo. Taki gest rodzi zobowiązania. W sześć lat po śmierci Muncha w Åsgårdstrand – gdzie spędzał wakacje i miał swój pierwszy dom, a którego kamienistą plażę utrwalił na licznych obrazach – zgromadzono zachowane po nim pamiątki i powstało nowe atelier, bowiem sam mistrz malował w szopie. Pierwsze Muzeum Muncha wzniesiono w 1963 r. w Oslo na Starym Mieście przy ul. Toyengata. 1800 m² i 1100 obrazów, 4 500 rysunków, ok. 18 000 grafik oraz akwaforty, litografie, suchoryty, kamienie litograficzne i klocki drzeworytnicze, rzeźby, zdjęcia i osobiste pamiątki. Niewiele zatem prac mogło być stale eksponowanych. Dlatego narodził się pomysł wybudowania nowego muzeum w dzielnicy doków, nad zatoką. Pomysł doskonały. Bowiem budynek wysoki na 60 metrów widoczny jest i z lądu, i wody, a jego pofalowana bryła stała się szybko jedną z ikon miasta. Muzeum zostało otwarte w 2021 r., kosztowało 2,7 mld norweskich koron. Zostało zaprojektowane przez hiszpańską pracownię architektoniczną Estudio Herreros. Do jego budowy użyto wielu materiałów ekologicznych. Do sal wystawienniczych zwiedzających zawożą ruchome schody. Pozostałe piętra kryją nie tylko magazyny, ale także pracownie zajmujące się dokumentacją dorobku Edvarda Muncha. A na ostatnie piętro zaprasza restauracja z rozległym widokiem na fiord, operę i pobliską dzielnicę nowoczesnych wieżowców.
Norweski malarz przez dziesiątki lat powracał do tematów, które były ważne nie tylko w jego dorobku artystycznym, ale przede wszystkim w życiu. Munch malował nie to, co widzi, ale to, co widział, a nawet to, co czuł. To silne uczucia związane ze śmiercią siostry, ze zdradą, porzuceniem, osamotnieniem… są po wielokroć twórczo przetwarzane (np. do tematu umierającej siostry wracał przez 40 lat). Dzięki temu w Galerii Narodowej w Oslo, jak i w Munch Muzeum można zobaczyć równocześnie wybór najważniejszych dla niego obrazów i grafik, które pochodzą z różnych okresów twórczości, a przy tym niewiele różnią się między sobą, także wielkościami. A jednak te nieznaczne różnice dopełniają opowieści, zwracają uwagę na inne elementy kompozycji, zmianę kreski, pozwalają dostrzec, że obsesje śmierci, osamotnienia i zdrady nie tylko nigdy nie opuściły artysty, ale z wiekiem jeszcze silniej wdrukowywały się w jego pamięć.
Drżąca Ziemia
Munch był aktywny twórczo ponad pół wieku. Był artystą nadwrażliwym, ale także odważnie przyglądającym się ludziom i otaczającej ich naturze, analizującym do bólu uczucia swoje i innych. Malował, rysował i – dzięki inspiracji przyjaciela Hansa Jægera – opisywał przeżycia, przeczucia, myśli, chwilę bieżącą i odległe wydarzenia. Chłonął rzeczywistość wszystkimi zmysłami. Dzięki temu widział więcej, a jeszcze więcej przeczuwał. Jego osobiste odczucia i przemyślenia – po upływie kolejnych dziesiątek lat – stały się odczuciami powszechnymi, a jego uwrażliwienie na przyrodę dopiero w XXI wieku stało się zrozumiałe, choć jeszcze nie dla wszystkich.
Na wystawie na 3. piętrze zostały zaprezentowane rzadko pokazywane dotąd prace pochodzące ze zbiorów Muzeum Muncha, ale także 23 prace wypożyczone z wielu międzynarodowych i norweskich kolekcji oraz kilku kolekcji prywatnych. Prace zostały pogrupowane w osiem cykli tematycznych, wystawione w tyluż salach, w których kolory ścian odpowiadają dominującym na obrazach emocjom. Taka lekcja u J.W. Goethego, którego Teorię kolorów uważnie studiował Munch. To opowieść odautorska. Edvard Munch – reprezentowany na wejściu przez dwa autoportrety – opowiada swoją historię rozpiętą w czasie i przestrzeni. Po zmiennej kolorystyce, mocnym konturowaniu, ekspresji, symbolach, różnych technikach malarskich… osadzamy w kontekstach jego opowieści.
W lesie. Obrazy pochodzą głównie z późniejszego okresu twórczości, gdy przyroda nie jest traktowana symbolicznie. Las jest zawsze munchowski, zawsze rozpoznawalny. Z pustą przestrzenią między koronami zaznaczonych mocną kreską drzew a poszyciem, z dominacją kolorowych buków i dębów – starych i rozłożystych oraz drzew iglastych, pochodzących jakby z ilustracji dziecięcych książek. Właśnie te „taneczne” formy iglaków zainspirowały wielu innych artystów. Wielobarwne drzewa z lat 20. i 30. żyją intensywnym odrębnym życiem. Puste pola między plamami potęgują emocje. Nawet ścięte drzewa służą rozwojowi. Człowiek pojawia się na obrazach rzadko. Albo pracuje (drwal), albo ginie gdzieś w krajobrazie, jakby rozmył go wiatr czy deszcz. (Lekcja u japońskich mistrzów grafiki?) Para młodych ludzi na trzech drzeworytach przybiera różne barwy. Tylko temat pozostał niezmienny. Innym tematem obecnym nie tylko w twórczości Muncha, ale i wielu norweskich malarzy i dawnych fotografików są dzieci wpisane w leśny górski krajobraz. Patrzymy na nie z dołu obrazu, dostrzegając perspektywę, którą roztaczają przed nimi artyści i życie.
Krajobraz upraw. Głównie letni i jesienny. Czas zbiorów, żniw, zwózki. Czas obfitości. Obrazy, drzeworyty, rysunek biało-czarny. I chyba najmocniejszy symbol w tej części opowieści. Kobieta i mężczyzna pod drzewem. Kuszenie jest już za nimi, choć układ postaci podobny do Metafizyki (Drzewo życia) – ona po lewej, on po prawej stronie drzewa. Ona brzemienna. O wypukłość brzucha opiera miskę zerwanych wiśni. Ma podkrążone oczy i nieobecny wzrok. On siedzi na pniu. Najmocniejszym akcentem jest świeżo ścięta gałąź, która wyraźnie ich dzieli. Lisa Strømmer w powieści, której jednym z bohaterów jest Munch, powtarza kilka razy, że ta ścięta gałąź skupia na sobie uwagę widza i wprowadza niepokój. Niepokój w miejsce harmonii. Na niemal wszystkich pozostałych obrazach w tej sali harmonia i pogoda jednak dominują.
Na brzegu. Linia brzegowa ukazana jest pod różnymi kątami. Niekiedy tylko, jak na obrazach i grafikach z zachodzącym słońcem albo wschodzącym księżycem, jest prawie prostopadła do wzroku patrzącego. Rytm wprowadza wizerunek słońca i księżyca: u góry koło, potem jego odbicie i dłuuugi cień, czasami zanikający niczym echo. Kolejny rozpoznawalny symbol Muncha. Uciekające linie brzegowe są tłem dla samotności, melancholii, opuszczenia. Ale to właśnie falista linia brzegowa dzieli cierpiącego od pary w tle, która u Muncha jest zawsze symbolem zdrady. Brzegi tworzą zazwyczaj barwne granitowe kamienie – o miękkich kształtach, zmieniające kolory pod wpływem przypływów morza i letnich nocy. Przejęły od światła emocje, których ludzie są pozbawieni. Już pozbawieni. Nostalgiczni. Zatopieni we własnym wnętrzu. Tylko chwila rozstania (Separacja) jest nimi przesycona. Biała niewinna suknia, czerwony kwiat u stóp cierpiącego mężczyzny i takie kontury dłoni oraz jasne rozwiane włosy, które sam malarz interpretuje jako nici pajęcze oplatające jego serce jeszcze długo po rozstaniu. Brzeg – miejsce ukojenia
Miejsca wybrane. Są trzy: Åsgårdstrand i Hvitsten w Norwegii oraz Warnemünde na wybrzeżu Bałtyku, o różnych porach ukazywane z różnych punktów widokowych. Åsgårdstrand to miejsce rodzinnych wakacji i pierwszego własnego domu. To fiord i kamienista plaża. Pracownia w domu i przede wszystkim w ogrodzie. Tam właśnie – w pełnym słońcu – obrazy ożywały. Słońce i wiatr wprawiały kształty i kolory w drgania. Pobyt na niemieckiej plaży w Warnemünde był kolejnym krokiem w rozjaśnianiu palety Muncha. Wyjechał i otworzył się na światło. Na innych. Dostrzegł w nich i sobie wewnętrzną słoneczność. Postaci nagich mężczyzn malowanych w tym miejscu wydają się kąpać w słońcu. Może nie są radosne, ale łączne z otaczającym je letnim pejzażem. Hvitsten to najczęściej dom ukryty w zieleni. Oaza spokoju. Na prywatny użytek.
Krzyk natury. To obrazy emocji. Przyroda wydaje się krzyczeć w imieniu człowieka. A człowiek – jak biała kobieca postać, która oddaliła się od grupy w sali obok – czasami tylko próbuje przekrzyczeć burzę. Na zewnątrz czy w sobie?
Krzyk najsilniej kojarzy się z Munchem. Obraz krzyku uwięzionego w gardle objawił się artyście w czasie spaceru z przyjaciółmi w Oslo w 1891 r., gdy chmury przejęły na siebie wszystkie niewypowiedziane w dzieciństwie i młodości emocje oraz cierpienia, a głos uwiązł w gardle. Samotność postaci potęguje lęk. Karminowe namalowane mocną kreską chmury jeszcze silniej wirują nad grupą postaci w Niepokoju. Czarno odziani ludzie zdają się uciekać przed nadciągającą czerwienią. Krwią…?
Burza i śnieg. I ponownie wita nas Munch. Tym razem w swoim domu. Za jego plecami – w oknie – zima. Na wcześniejszych obrazach okna były albo nieczytelne, albo rozgrywały się za nimi sceny wspomnień. Teraz realność jest aż za dosłowna. Biały śnieg i białe grzejniki. Ciepło domu odbija się na twarzy malarza.
Deszcz. Wiatr. Sztorm. Śnieg. Pejzaże zimowe są wyciszone, choć zawirowane rysunki wzniesień, dolin, pól, morza, drzew… są zaprzeczeniem monotonii. Morze szumi bezgłośnie.
W cyklu kosmicznym. W tej sali pokazanych zostało najwięcej prywatnych zbiorów artysty oraz zdjęć. I niezrealizowanych projektów (wybranych z setek szkiców), jak Ludzka góra. I muzyki skomponowanej na potrzeby wystawy. Myślenie holistyczne Edvarda Muncha najlepiej przywołać za pomocą sceny rajskiej. Obraz Adama i Ewy pod drzewem życia z widocznym krwiobiegiem został przez norweskiego artystę nie tylko namalowany, ale i wyrzeźbił on do niego ramy – korzenie drzew pod namalowanym pniem, a w ziemi czaszki przodków. Cały świat jest jednością, zdaje się mówić Munch. Nic w przyrodzie nie ginie. Wszystkie składniki materii użyte są do czegoś nowego, co się rodzi, kąpie w słońcu, dojrzewa i umiera. A zmartwychwstajemy (transformujemy) stale – zdaniem Muncha – w innych ludziach, stworzeniach, drzewach.
Pod słońcem. To prezentacja – po raz pierwszy po ponad 100 latach – 11 obrazów namalowanych do auli Uniwersytetu w Oslo (1909–1916). Na cykl składa się słynne słońce – w centrum – z promieniami zdającymi wychodzić poza kompozycję, delikatnie rozmytymi dzięki działaniu promieni samego słońca w napowietrznej pracowni. Słońce to życiowa energia, która zasila wszystkie organizmy. Alma Mater przedstawiona została jako Matka Ziemia. Nauki: fizyka, chemia, biologia, historia… alegorycznie jako ludzie nakierowani na przyszłość. Postaci przedstawione na obrazach odnajdujemy w życiu Norwegów, w przestrzeni publicznej jako rzeźby, jako malowidła na freskach w ratuszu. Pochód Norwegów wkroczył na obrazy Muncha, a jego postaci wkroczyły w przyszłość.
Na wystawie Drżąca Ziemia akcent położony na naturę ukazuje zwiedzającym nie tylko ogrom prac Muncha skupionych wokół tematów przyrodniczych, lecz przede wszystkim pozwala inaczej interpretować najważniejsze dzieła artysty. Pokazuje, że ludzkie emocje nie są jedynym tematem obrazów, że natura współgra z nimi, podkreśla je, wydobywa, ale że jest równie ważna, a nierzadko najważniejsza. Jak podkreślają twórcy norweskiej wystawy, zestawione w jednej przestrzeni Krzyk i Słońce zmuszają do przeinterpretowania naszego myślenia o niezwykle bogatej i różnorodnej twórczości Edvarda Muncha. Tym bardziej że tytułowa metafora stała się w ostatnich miesiącach dosłownością.