"W Gdyni nie pada" [rozmowa z Małgorzatą Bujak, kuratorką wystawy]
O wystawie gotowej na przyjęcie gości skorych do przyglądania się, przeciskania się przez szczeliny, zjeżdżania na zjeżdżalni czy dotykania pluszowych kamieni z Małgorzatą Bujak, kuratorką wystawy „W Gdyni nie pada” w Muzeum Miasta Gdyni rozmawia Beata Anna Symołon.
Co się kryje za tytułem wystawy? Magiczne myślenie kuracjuszy i mieszkańców, aby wakacje były zawsze słoneczne? Czy obraz przedwojennej Gdyni – miasta nowoczesnego, białego, miasta ludzi sukcesu, ludzi spełnionych, a więc opalonych na brąz?
Małgorzata Bujak: Hasło „W Gdyni nie pada” jest czymś, co w języku lokalsów pojawia się bardzo często, równie często co charakterystyczne „tam się przejaśnia”. Jest to nadzieja, afirmacja, że nic, nawet pogoda, nie jest w stanie przeszkodzić wczasowiczom w wypoczynku.
To hasło jawi mi się w kontekście uciekających i chroniących się przed deszczem gości muzeum, którzy tłumnie zajmują w tym czasie nasze foyer. Pomyślałam, że faktycznie w (Muzeum Miasta) Gdyni nigdy nie pada.
Nasza wystawa opowiada historię przedwojennej Gdyni-letniska, a jest to historia niezwykle romantyczna. Gdynia była alternatywą dla Sopotu a z jej pięknych plaż czy klifu orłowskiego już wtedy tłumnie korzystano.
Co ciekawe, pierwsi letnicy odwiedzający Gdynię stronili od kąpieli słonecznych, uważano bowiem, że opalenizna jest odpowiednia tylko dla ludzi z niższych sfer. Wczasowiczki chroniły się przed słońcem pod zdobionymi koronką parasolami, nie rozstawały się z nimi, nawet wchodząc do wody.
Gdyńskie plaże. O jakich miejscach powinniśmy myśleć w okresie trzydziestolecia? Czy ta przedwojenna topografia różni się czymś od współczesnych miejsc plażowania? Które budziły największe emocje, a których wtedy unikano?
Pierwszym celem kuracjuszy było Orłowo. Już od połowy XIX wieku jeszcze wtedy sopoccy letnicy spędzali czas na wycieczkach w okolice rzeki Kaczej. W późniejszym czasie powstały kurhausy, karczmy, molo (dłuższe niż to, które znane nam jest obecnie!).
Na początku 1920 roku utworzono pierwsze Polskie Towarzystwo Kąpieli Morskich, którego główną siedzibą stała się Gdynia, a najważniejszym zadaniem zarządzanie polskimi kąpieliskami. Już na początku działalności Towarzystwo zainicjowało budowę nowego kurortu willowego na zboczach Kamiennej Góry, nazywanej wtedy Kamieńcem Pomorskim. Położona u jej stóp plaża, znana nam dzisiaj jako plaża Śródmieście, wtedy właśnie zaczęła swoją karierę.
Wystawa historyczna – najłatwiej pomyśleć o obiektach fotograficznych, które w Gdyni cieszą się szczególną estymą. Można spotkać je wszędzie – w instytucjach publicznych i prywatnych przestrzeniach… Jakie inne obiekty bądź ich repliki znajdą swoje miejsce na wystawie?
Oczywiście na naszej wystawie nie może zabraknąć i nie zabraknie naszych bogatych fotograficznych zbiorów. Przygotowaliśmy przeróżne atrybuty związane z gdyńskimi plażami z początków ubiegłego wieku, np.: nadmorskie pamiątki, afisze czy listy letników. Nie zabraknie również reprodukcji oryginalnych strojów z tamtych lat.
Drugi człon podtytułu wystawy to „sensoryczna”, zatem budząca zmysły. O wzroku w kontekście plażowania myśli się najprościej… A inne? Jak będą stymulowane?
Nasza wystawa gotowa jest na przyjęcie gości skorych do przyglądania się, dotykania, przeciskania się przez szczeliny, zjeżdżania na zjeżdżalni czy dotykania pluszowych kamieni. Będziemy zatem dotykać, oglądać, nasłuchiwać. Odkryjemy też zmysł propriocepcji, czyli czucia głębokiego, o którym wciąż jeszcze zapominamy, gdy mówimy o zmysłach.
Nie będziemy mogli jedynie posmakować letniska, ale zdecydowanie zachęcamy do eksplorowania gdyńskiego szlaku kulinarnego. Zrezygnowaliśmy ze względu na konsultacje z osobami z niepełnosprawnościami oraz ekspertami z wprowadzenia zapachów. Według specjalistów elementy zapachowe mogą być zapalnikiem reakcji alergicznych (również dla osób z astmą), a także mogą być zbyt bodźcujące dla dzieci i wrażliwszych odbiorców.
Co kryje się za pojęciem „innowacyjne techniki wystawiennicze” w odniesieniu do gdyńskiej wystawy?
Zależało nam na odczarowaniu przestrzeni instytucji, stąd zdecydowanie niestandardowa aranżacja i zabawa formą. Zachęcamy do odwiedzin i samodzielnego odkrywania! Nasza wystawa to przestrzeń z przeróżnymi instalacjami, które można dotykać, przytulać czy ściskać.
Do kogo adresowana jest wystawa? Czy tylko do rodzin z dziećmi?
Wystawa kierowana jest do wszystkich, małych i dużych. Z doświadczenia wiemy, że każdy i każda spędzi miło i owocnie czas, niezależnie od wieku.
Jak należy przygotować siebie i dzieci do zwiedzania wystawy? Ile czasu – oczywiście ramowo – powinniśmy zarezerwować na zwiedzanie, a raczej na zabawę na wystawie?
Myślę, że warto ubrać się w wygodny strój. Na wystawie wygospodarowana została część przeznaczona na szatnię, w której będzie można zostawić bagaż czy kurtkę. Jeśli chodzi o czas zwiedzenia, zostawiamy to do oceny zwiedzających, może to być 10 min lub cały dzień. Wszystko zależy od zaangażowania naszego odbiorcy. Z pewnością zachęcamy dorosłych nie tylko do zdobycia wiedzy merytorycznej, ale także do po prostu dobrej zabawy i powrotu do dziecięcego świata.
Co okazało się dla Pani największym wyzwaniem przy realizacji wystawy? Czy ma Pani marzenie, którego nie udało się tym razem zrealizować?
Jak przy każdym takim projekcie problem zawsze stanowi budżet i terminy. Moim marzeniem byłoby mieć nieograniczony budżet i jeszcze więcej czasu. Jeśli chodzi o marzenia, podobno wypowiedziane na głos nie spełniają się, więc zachęcam do śledzenia poczynań naszej instytucji, szykujemy wiele dobrego!
Wernisaż został zapowiedziany na 6 lipca. A do kiedy będzie czynna wystawa „W Gdyni nie pada”?
Zwiedzających zapraszamy do 28 lutego.
Dziękuję pięknie za rozmowę i życzę tłumów na wystawie nawet w pogodne dni!