Czy warto być modnym?

19.07.2023
fot. freestocks, Unsplash

Żyjemy w czasach, kiedy słowa moda, modny, a nawet modowy słyszymy i czytamy codziennie. Modne są ubrania, diety, kierunki wakacyjne i trendy w makijażu. Jedni z nas za wszelką cenę chcą nie tylko znać modne tendencje, ale też za nimi podążać. Inni ostentacyjnie odcinają się od wszystkiego, co z modą może się kojarzyć – najnowszym trendem jest… bycie niemodnym. Są też tacy, którym jest wszystko jedno. I ostatnia, wyjątkowa grupa – ci, którzy sami wytyczają kierunki i tendencje.

 

Wydaje się konieczne doprecyzowanie pojęcia modnych zjawisk czy przedmiotów. Nie wszystko, co popularne – jest modne. Moda w swej istocie zakłada pewną świadomość rzeczy, ekskluzywność, pożądanie. Moda nie jest dla wszystkich, jest dla wtajemniczonych. Nierzadko idą za tym także większe zasoby finansowe, bo na ogół rzeczy modne są droższe od popularnych.

 

Wiele można wskazać przykładów, które potwierdzą, że niemal każdy „modny przedmiot pożądania” przechodzi podobne fazy. Na początku jest nowy, nieznany, obcy. Następnie zaczyna przebijać się w świadomości społecznej z pomocą mistrzów marketingu, influencerów – zarówno zawodowych, jak i „mimo woli” (w tej roli często występują gwiazdy kina, telewizji i estrady). Wreszcie staje się dostępny dla zwykłych śmiertelników. Im lepsza promocja, tym szybciej następuje nasycenie rynku zbytu. A po nim zwykle dość szybko… przesyt. Nowi kandydaci do podium z napisem „najnowszy krzyk mody” już stoją w kolejce. Żaden sportowiec nie jest w stanie długo zajmować pozycji lidera – może z wyjątkiem Martiny Navratilovej, która wygrała 72 turnieje tenisowe z rzędu; blednie przy niej nawet Adam Małysz, który przez cztery sezony nie chciał oddać nikomu Pucharu Świata. Podobnie w dziedzinie rzeczy modnych, zwanych ostatnio (nomen omen modnie, z angielska) „must have”, klasyfikacja medalowa zmienia się jak w kalejdoskopie.

 

Najważniejszą cnotą osoby aspirującej do bycia modną jest czujność i szybkość działania. Nie sztuka wlec się na końcu stawki, jechać na wakacje tam, gdzie połowa rodaków, i nosić grzywkę z blond pasemkami, gdy ma ją już 80 procent kobiet na ulicy. Ambitni wyłapują trendy szybciej. Są jednymi z pierwszych. Nawet jeśli nie oni są autorami pomysłów, z ekscytacją i poczuciem wyższości odgrywają rolę ich ambasadorów. Siłą rzeczy z konkurencji odpadają więc wszyscy zbyt zagonieni, by śledzić nowinki, zbyt ostrożni i nieśmiali, którzy nie czują się dobrze jako obiekt zainteresowania.

fot. Olivier Bergeron, Unsplash

 

Niestety nie każdy bierze sobie powyższą radę do serca. Stąd mamy liczne „ofiary mody”. Osoby, które wewnętrznie kulą się, paradując w najnowszym fasonie spodni czy butów, mamrocząc pod nosem „byle się nie potknąć”… najczęściej są po prostu śmieszne. Ale nie zawsze jest wesoło. Mówiąc o rzeczach i zjawiskach modnych, nie można pominąć mód kreowanych na Instagramie, a szczególnie młodzieżowym TikToku. Niestety, tam najmodniejsze trendy są jednocześnie najgłupsze, najbardziej niebezpieczne. Tzw. challenge, czasem pisane już w spolszczonej wersji czelendże, to nic innego jak wyzwania – nawiązujące do wieloletniej, ba, wielowiekowej tradycji wszelakich otrzęsin, chrztów morskich i plemiennych rytuałów pasowania na mężczyznę. O ile jednak pomysłodawcy dawniejszych obrzędów inicjacyjnych mieli na uwadze zachowanie poddawanego im osobnika przy życiu i we względnym zdrowiu, o tyle w tej chwili wszelkie środki ostrożności są wręcz wypierane ze świadomości jako niestosowne nudziarstwo. Pół biedy, jeśli chodzi o głupoty typu lizanie zmrożonej metalowej klamki – tak bawiły się dzieci pewnie już sto lat temu i nie odnotowano przypadku śmierci lub utraty języka z tej przyczyny. Ale niektóre pomysły mają śmiercionośny potencjał. Jak Blackout Challenge – czyli własnoręczne podduszanie się do utraty świadomości, w wyniku którego straciło życie siedmioro dzieci. Podobno nikt nie umarł, podpalając lasy w czasie suszy, żeby lepiej wyglądały w tle selfie… Czasami roznosicielami tragicznych w skutkach trendów są osoby publiczne, celebryci. Znana jest sprawa nieszczęsnej dziewczyny, która postanowiła wytatuować sobie na czarno gałki oczne na wzór swojego idola, niejakiego Popka. Niestety źle wykonany zabieg skończył się dla niej utratą wzroku.

 

Co ciekawe, o ile w modzie odzieżowej zdarzają się przynajmniej raz na kilka sezonów trendy naprawdę piękne, które będą potem cyklicznie wracać odświeżane z sentymentem przez kolejne pokolenia – jak nieśmiertelne trencze – w innych dziedzinach zaskakującą karierę robią zjawiska i przedmioty niekoniecznie wartościowe. Dotyczy to choćby języka. Nie można powiedzieć, że aktualnie panuje moda na piękne wysławianie się, dbałość o intonację głosu czy precyzję wypowiedzi. Wspomniane czelendże to jeden z setek przykładów modnego niechlujstwa. Besti i psiapsi zamiast najlepszej przyjaciółki, korporacyjne asapy i iwenty; looki i must have’y rodem z plotkarskich rubryk… niestety są modne. Wciąż osoby, które używają tych zwrotów, postrzegane są jako bardziej cool, światowe, obyte. Modne po prostu!

 

Są też mody lokalne, środowiskowe. Czasem wykluczające się wzajemnie. Podczas gdy młodzi mieszkańcy wielkich miast rozjeżdżają w pędzie chodniki i pieszych na wypożyczonych hulajnogach, klasa średnia Polski B nadal marzy o wypasionej furze. Takie zjawiska wydają się być uzasadnione po prostu warunkami życia – trudno marzyć o przejażdżce na hulajnodze w deszczowy listopadowy dzień dziurawą drogą we wsi, której wójt nie wywalczył unijnych dotacji na wymianę nawierzchni. W mieście na myśl o korkach, braku miejsc postojowych i stawkach za parkowanie… nogi same niosą na przystanek tramwajowy. Lub po hulajnogę.

 

Coraz mocniej umacniają się trendy dotyczące zdrowej żywności, dbałości o kondycję psychiczną i fizyczną. Te wydają się bardziej uniwersalne. Czy zawsze nam służą? Cóż. Wiele z nich opiera się na próżności, wspomnianej na początku miłej dla ego świadomości przynależności do elity. Tak naprawdę kombucha ma mnóstwo cukru i zawiera alkohol, kefir nie jest gorszy od owsianego mleka (przynajmniej nie ma sorbinianu potasu), a wegańskie kulki z grochu powodują wzdęcia. Bieganie może zniszczyć kolana, a urządzenie do jonizowania wody odchudza, owszem, głównie portfel. Wśród wielu trendów te akurat mają szansę szybko ustąpić miejsca kolejnym. Szeroko pojęta filozofia dbałości o zdrowie to jedna z najbardziej złotodajnych branż – legendarni amerykańscy naukowcy wciąż odkrywają coś nowego, obalając jednocześnie stare.

fot. LyfeFuel, Unsplash

 

 

Bycie modnym to nie tylko kwestia tego, jak my sami czujemy się w wymyślnym ubraniu czy najbardziej pożądanym kurorcie sezonu. Czy czujemy się komfortowo, czy męczy nas poczucie dysonansu. To coś znacznie ważniejszego – jak postrzegają nas inni. Jak my chcemy być postrzegani. Wiele osób reperuje poczucie własnej wartości, starając się nadążyć za trendami. Chcemy modnie wyglądać, zachowywać się i wypowiadać nie dla siebie, a raczej dla innych. Bycie modnym nierzadko wymaga poświęceń, do których może nas zmotywować tylko wierna widownia. Czasem się to opłaca. Wykluczenie z grupy rówieśniczej jest czymś, co boli nawet dekady później. Można oczywiście chodzić z dumnie podniesioną głową i prawić morały o szkodliwości gier komputerowych, ale cena za taką postawę prawdopodobnie będzie wysoka – ostracyzm. Nie jest także zbyt roztropne uparte trzymanie się swoich reguł w środowisku pracy. W bardziej liberalnych grupach ktoś, kto nie wychodzi na papierosa i omija wspólne wypady na piwo, będzie uznany za nieszkodliwego dziwaka. W mniej przyjaznych – może być posądzony o działanie na szkodę zespołu, donosicielstwo albo lizusostwo względem przełożonych. W subkulturach zachodzi jeszcze inne zjawisko – ich członkowie tak mocno kontestują oficjalny nurt i jego „wyznawców”, że ostatecznie tworzą własny. Często jest on nawet bardziej rygorystyczny względem wymagań stawianych tym, którzy chcą do danej grupy przynależeć.

 

Zdarza się, że naszą postawę względem zjawisk modowych kształtuje nie tyle nasz wybór, ile okoliczności zewnętrzne. Dziecko z biednej rodziny nie dostanie najnowszego „ajfona” ani nie pojedzie na egzotyczne wakacje. W siermiężnych czasach PRL-u modne było robienie czegoś z niczego. Trend „jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma” do dziś trzyma się mocno i ratuje poczucie godności tych, którym na przeszkodzie w byciu modnym stoją pieniądze. Spódnice szyte z chusteczek do nosa i tetrowych pieluch były odpowiedzią na braki w zaopatrzeniu stoisk tekstylnych smętnych domów towarowych. Tak naprawdę trudno powiedzieć, ilu nabywców kultowych meblościanek ze sklejki wykończonej politurą na wysoki połysk było szczerze zachwyconych ich funkcjonalnością i designem. Na pewno wielu w skrytości ducha nie obraziłoby się za meble lepszej jakości. Chichot historii słychać na przeróżnych bazarach staroci – odnowione komódki i fotele patyczaki z tamtych lat osiągają czasem te same ceny, co eleganckie antyki z prawdziwego drewna.

 

Są wśród nas „modni mimo woli”. Zupełnie o to nie zabiegając, wpisują się typem urody w najmodniejszy kanon, od zawsze są wegetarianami, a o medytacji, jodze i potędze podświadomości czytali z amerykańskich czasopism pół wieku temu. Lekko zdziwieni, że ich zwyczajne upodobania i nawyki nagle zyskują status kultowych, z wdziękiem wtapiają się w tłum. Od typowego goniącego za modą człowieka różnią się tym, że gdy ta moda przeminie, oni dalej będą tkwić na swoich pozycjach, nie poszukując nowych wrażeń. Pokrewne dusze znajdują się wśród trendsetterów, tych, którzy jako pierwsi wiedzą, co w modzie będzie piszczeć nie tylko w przyszłym sezonie, ale nawet za dwa lata. Obdarzeni nieprzeciętną intuicją, umiejętnością wyciągania wniosków z obserwacji i odwagą – zarzucają przynętę. Czekają spokojnie, by po pewnym czasie z satysfakcją stwierdzić, że znaleźli naśladowców. Wtedy, z obojętnością kota podnoszącego się z wyleżanego legowiska, obmyślają nowe trendy – oczywiście bez presji i pośpiechu. Oni i tak wiedzą, co się przyjmie. Patent jest w zasadzie prosty – lepiej sprawdza się rewolucja niż ewolucja. Modne były rurki? Czas na dzwony. Smażyliśmy się w Egipcie? Dobrze jest pomarznąć w Norwegii. Zakochaliśmy się w reklamach w social mediach? Spokojnie, jeszcze wrócą odręcznie pisane papierowe ulotki. Czcimy Spotify i Tidala? Wytwórnie coraz częściej robią reedycje płyt CD, tym razem na winylach i kasetach. Nieustająco zmieniające się o 180 stopni trendy niekoniecznie są nam narzucane przez złośliwych projektantów, architektów i dietetyków. To raczej odpowiedź na to, jak funkcjonują nasze popędy. Lubimy to, co wydaje się nam znajome. Ale ekscytację wzbudza to, co nowe, inne, zaskakujące. W modzie i konsumpcji lubić – to za mało. Mamy pragnąć, wierzyć, że to ten właśnie produkt lub usługa zmieni nasze życie.

 

Czy więc warto podążać za modą? Jeśli nas to bawi, mamy czas, pieniądze i stać nas na zdrowy dystans, jeśli potrafimy racjonalnie ocenić zyski i straty – dlaczego nie? Jeśli jednak moda zmienia się w presję – uciekajmy. Bądźmy obciachowi, niech nas zwyzywają od bambików, przegrywów i frajerów (zależnie od pokolenia, z jakiego pochodzi oskarżyciel). Każda moda kiedyś się zmieni, dlatego nie warto inwestować fortuny w przedmioty ekstrawaganckie, którym nie wróży się ponadczasowej kariery. Nie warto też drastycznie i tylko pod wpływem mody zmieniać swojego wizerunku, jeśli potem lata zajmie odzyskanie stanu poprzedniego (gdy jednak nowy modny „look” nie okaże się tym idealnie nam pasującym, a wręcz przeciwnie).

 

Zapewne każdy z nas ma na koncie jakieś „wielkie przygody ze świata mody”. Ja zaliczyłam obsesję na punkcie loków zakończoną nieudaną trwałą, szczotkowanie zaskórników na brodzie szczotką do zębów dzięki poradom z pisma dla nastolatków (obyło się bez blizn), zakup białych klapek na szpilce, w których nie dało się chodzić, i parę innych świetnych pomysłów. Zaznałam odrzucenia, gdy jako jedna z nielicznych w klasie nie znałam serialu Beverly Hills 90210 i nie oglądałam teledysków Sabriny w MTV. Ale też po latach usłyszałam słowa podziwu dla moich oryginalnych, post-lumpeksowych stylizacji – coś, co było największym kompleksem, czyli brak jeansowego mundurka od stóp do głów, przez innych było postrzegane jako dowód silnej indywidualności podkreślanej beżową spódnicą z koła i butami na obcasie (tak, w liceum).

 

Pewnych rzeczy nie da się nadrobić w późniejszych latach, nie ma to już sensu. Dlatego bądźmy modni, póki czas. Tylko upewnijmy się, że stać nas na szczery śmiech, jeśli coś pójdzie nie tak. Moda traktowana śmiertelnie poważnie? To zupełnie niemodne.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.