Gruba, ale piękna (i modnie ubrana)
W tym roku wiosna przyszła piątego maja. W piątek zrobiło się tak ciepło, że porzuciłam kurtkę na przejściową pogodę i założyłam sukienkę w kwiaty. Do tego miałam odsłonięte łydki i sandały z zakrytymi palcami. Usta pomalowałam karminową szminką, bo ostatnio maluję na czerwono paznokcie i tak mi pasowało. Przed wyjściem do miasta stanęłam przed lustrem, by móc podziwiać efekt swoich starań, że pięknie wyglądam. Wtedy przypomniałam sobie, że jestem gruba.
Są ważniejsze rzeczy niż to, że jestem gruba
Całe szczęście ostatnio mam dobry humor i staram się go utrzymać, nie pozwalam się prowokować czy dołować. Sama nie wchodzę w takie rzeczy, które obniżają mój nastrój. Ucinam to, co złe, bo już wiem, że ja tu rządzę, jestem panią swojego życia. Dlatego, stojąc przed lustrem, pomyślałam, że – mimo iż jestem gruba – jestem zadowolona, a pozytywne nastawienie to pierwszy krok do tego, by zrzucić parę kilogramów.
Póki co jednak jestem gruba.
Można ważyć za wiele z różnych powodów. Po ciąży, z powodu depresji, ale i rozmaitych chorób. Można tyć, bo się ma takie skłonności po mamie i można urodzić się z szerokimi biodrami.
Ciałopozytywność
Jednym jest lepiej, drugim gorzej z dodatkowymi kilogramami. Choć odnoszę wrażenie, że ruch positive body przynosi dobre skutki, mamy też dzisiaj do czynienia z fat shamingiem. Niestety, nasza kultura nie pochwala nadwagi czy otyłości.
Sama dobrze wiem, co to jest ciałopozytywność i że nieźle zrobiłoby mi łagodniejsze myślenie o sobie, ale widzę na ulicach szczupłe kobiety i chciałabym ważyć mniej, wyglądać jak one. Chciałabym dołączyć do grona osób atrakcyjnych według standardów naszej kultury. Myślę, że byłoby mi wtedy lżej w życiu. Myślę tak, pomimo iż wiem, że nie mogłoby mi być lżej, gdybym ważyła mniej. To nie chodzi o to, wszystko zależy od tego, co mamy w głowie – jesteśmy niewolnikami naszych przekonań.
Dobra przyjaciółka prawdę ci powie
Czasem kupię sobie supersukienkę, innym razem tunikę, i dostaję sygnały z otoczenia, że w tym wyglądam grubo, a w tamtym szczuplej. Ludzie jednak niechętnie przyznają się do tego, że w czymś wyglądam źle. Trzeba mieć swoich zaufanych ludzi, którzy umieją to ocenić, są szczerzy. Warto ich mieć. Ale czasem trzeba zdać się na siebie i swoje odczucia.
Są jednak sytuacje, w których ludzie mówią mi, że wyglądam źle, a ja i tak zakładam sukienkę w kwiaty i cieszę się życiem. Jak na skrzydłach lecę do miasta i chodzę ulicami za swoimi sprawami, i porównuję się z innymi kobietami. Porównywanie się i ocenianie nie zawsze są złe – tak jak zazdrość mogą motywować do różnych dobrych rzeczy.
Mama zaraziła mnie tym, by być modną
Lubiłam się stroić, odkąd pamiętam.
Prawdopodobnie to, że lubię ciuchy, zawdzięczam mamie, która zawsze chciała ładnie wyglądać. Była szczupła i uchodziła za największą laskę u nas na osiedlu. Gdy przyjeżdżała po mnie na wakacjach na wieś, nawet na mnie robiła wrażenie, a byłam do niej przyzwyczajona.
Za komuny mama miała maszynę do szycia i bywało, że skroiła coś sobie. Albo zapłaciła i kazała krawcowej uszyć garsonkę, a potem wyglądała jak milion dolarów. Miałam najpiękniejszą mamę na świecie.
Ja też dostawałam od niej sukienki. Pamiętam, jak je przeżywałam – jak małe święto.
Raz mama przywiozła mi na wieś strój kąpielowy i to był hit sezonu. Nie wiem, skąd go wytrzasnęła, ale robiłam w nim furorę. Kostium był z lycry i był biały jak śnieg, wyglądałam w nim jak księżniczka.
Dzisiaj możemy pozyskiwać stylówki wszędzie
Aktualnie wokół nas jest wiele sklepów, tak zwanych sieciówek, w których sprzedawane są modne ciuchy, nie trzeba kombinować, choć otyłe osoby często korzystają z usług krawcowych. To nawet ma sens, bo to, co jest w sklepach stacjonarnych w przystępnych cenach, jest szyte na jedno kopyto i do rozmiaru 42. Ubrania z C&A, Reserved czy H&M produkowane są też w takich ilościach, że potem cały kraj chodzi w tym samym, a przynajmniej stylówki na ulicy powtarzają się.
Najlepiej jest ubierać się w sklepach internetowych, tam jest większa różnorodność. Jednak przed zakupem trudno jest przymierzyć kreację, można to zrobić dopiero po otrzymaniu przesyłki.
Poza tym są jeszcze second-handy. To raj dla tych modniś, które lubią być oryginalne i stawiają na ekologię. Najczęściej jednak w lumpeksach trzeba się liczyć z tym, czy ma się szczęście do wynajdywania ubrań, czy się go nie ma, no i nie ma tam całych rozmiarówek. Zdarzają się więc perełki, ale za ciasne dla osób z nadwagą.
Ja jednak chyba mam szczęście, bo w mojej szafie jest kilka używanych sukienek w rozmiarze 44.
Jestem gruba, ale i tak ubieram się modnie
Żeby ładnie wyglądać, gruba osoba musi się nakombionować, czasem jak koń pod górę. Zaliczam się do tych osób, bo nie mam przeciętnej budowy ciała. Chcę jednak ładnie wyglądać i wymyślam sobie kolorowe stylizacje. Czasem lubię się rzucać w oczy jak neon i żałuję, że w sieciówkach jest mało jaskrawych ubrań. Może z wyjątkiem asortymentu sieci sklepów Medicine (tak na marginesie, tworzonego także przez polskich projektantów!).
Kupuję ciuchy w sieciówkach, w których są sukienki z rozciągliwych materiałów, czasem znajdę też coś w swoim rozmiarze. Lubię rzeczy z wiskozy, bo się nie gniotą. W „sztywne” sukienki z rozmiaru 44 nie wchodzę, jestem za gruba. Do ulubionych sklepów stacjonarnych zaliczam Reserved czy Mohito. Gdy nie ma jakiejś wypatrzonej przeze mnie rzeczy w moim rozmiarze, płaczę w przymierzalni krokodylimi łzami. Zaraz potem jednak myślę, że to coś, z czym trzeba żyć, i że są gorsze rzeczy na świecie.
Jeśli chodzi o polskie marki ciuchów, są dla mnie drogie, bo małe firmy szyją dobrej jakości rzeczy. Często są to unikatowe stroje, sprzedawane na minitargach razem z rękodziełem. Oczywiście, nie wliczam w to autorskich sklepów w galeriach handlowych, gdzie są kosmiczne ceny, dostępne chyba tylko dla najlepiej zarabiających.
Osobom otyłym mogę polecić tutaj niemiecką firmę Janina. Kupiłam tam w przyzwoitej cenie kilka rzeczy, przykładowo spodnie narciarskie w nietypowym rozmiarze. Spodnie te schodziłam dopiero szóstej zimy, a starałam się bardzo, zakładając je często. Nie zawsze w ofercie sprzedaży Janiny są jednak dobrej jakości materiały, ale to generalnie globalny kłopot. Czasem mówi się o zrównoważonej modzie, że lepiej, by rzecz była droższa, wyższej jakości i starczała na dłużej, ale nie zauważyłam ogólnego przejęcia tym pomysłem. Świat stawia na masówkę i zyski. Fast fashion ma się dobrze.
Każda puszysta osoba może wyglądać cool
To oczywiste, że ważne jest to, by ubranie było czyste i wygodne. Ale co, gdy do tego ciuchy są oryginalne i ładne – nawet na osobie, która przytyła po ciąży czy rozwodzie. Owszem, gdy się bardzo utyło, nie można wejść do galerii, by kupić pierwszą sukienkę z brzegu. Ale kto chce kupować pierwszą lepszą sukienkę?! Wiele kobiet lubi pomyszkować między wieszakami, zdecydować się na najlepszy efekt i kreację. Osoby takie jak ja muszą to robić dłużej, może nawet mają mniejsze szanse na powodzenie, ale za to – gdy już znajdą swój ciuch i ubiorą go, by iść do pracy albo na imprezę – są seksowne jak mało kto.
A podobno są i milsze!