Czaro-dzianie [Gidon Kremer i Kamerata Baltica w NFM]

06.06.2022
Czaro-dzianie [Gidon Kremer i  Kamerata Baltica w NFM]

Ten czas, kiedy twój mózg chce konceptualizować wszystko, co rejestruje, jednak po chwilach walki poddaje się, bo natrafia na opór emocji. Ten czas, kiedy sam nie wiesz, jak to się stało, że dałeś się dotknąć różdżce i wirują ci wszelkie barwy koncertowego „dziania się”. Ten czas… bezcenny!

Na początek spoiler – widowisko 21 maja było przepyszne! Gidon Kremer, słynny z niekonwencjonalnych dokonań artystycznych wraz z zespołem Kamerata Baltica, po raz kolejny potwierdzili swoje mistrzostwo. Jedyne pytanie, które spokoju mi nie daje, to sprawa tytułu koncertu – „At first there was noise”. Przyznam, że bardzo szukałam, dumałam, jednak hałasu dosłyszeć się w żadnym razie nie potrafiłam.

 

Na początku był „Warm Wind” na skrzypce, wibrafon i smyczki Viktorii Polevej, ukraińskiej kompozytorki, z która Gidon Kremer współpracuje już od ponad dziesięciu lat. Przyznam, że utwór wprowadził mnie w stan zaciekawionego rozedrgania. Jakkolwiek w materiale dźwiękowym tliły się nawiązania do „Wiosny” Vivaldiego – Poleva skontaminowała wątki tutti i ritorneli – była to jednak zupełnie inna opowieść. Gęsta, ostinatowa tekstura kompozycji drążyła ślad jakiegoś poruszenia. Czy to było wiosenne poruszenie, tego nie jestem pewna. Kremerata Baltica grała „Warm Wind” bez mistrza, grała wirtuozowsko, z pasją i nerwem. W tym zasłuchaniu skonstatowałam dopiero po chwili, że zmienił się utwór. „Carol of the Bells” Mykoły Łeontowycza był jak dołączony segue wagonik, jednak na tyle zgrabnie doczepiony, że pasował jak ulał.

 

This Too Shall Pass” na skrzypce, wiolonczelę, wibrafon i smyczki litewskiej kompozytorki Raminty Šerkšnytė po raz pierwszy zostało wykonane przez Kremeratę Baltica w 2021 r. w niemieckim Kronbergu. To absolutnie magiczny utwór, który natychmiast przywołał skojarzenie z Pensieve, czyli Myślodsiewnią z „Harry’ego Pottera”. Zanurzając się w dźwiękową przestrzeń niczym w magiczne naczynie, można było ponownie i z wielką intensywnością doświadczać emocji znanych z przeszłości. Jednostajny puls wibrafonu brzmiał jak nieubłagalne wskazówki czasu, a flażolety smyczków stanowiły srebrzysto-miękkie tło dla historii snutych przez wiolonczelę i skrzypce. Kiedy słuchałam tej przejmującej kompozycji, miałam nieodparte wrażenie, że muzycy Kremeraty również dotykają magiczności, są w nią niejako wtopieni, a każdy z nich kreśli dźwiękami własne doświadczenia, opowieści.

Czaro-dzianie [Gidon Kremer i  Kamerata Baltica w NFM]

Nie znam nikogo, kto obok fraz piazzolowych przeszedłby obojętnie. Astor Piazzolla to kompozytor, którego dzieła poruszają struny duszy, zapraszają do intymnego spotkania. Gidon Kremer na sobotni koncert w Narodowym Forum Muzyki przygotował trzy utwory twórcy tanga nuevo. Podkreślić trzeba, że między muzykami zespołu Kremerata Baltica a ich liderem istnieje szczególna więź i zaufanie, które owocują spektakularnymi efektami artystycznymi. Kremer pewnie i ze swadą trzyma wodze, kontroluje napięcia i uniesienia, potrafi wyzwolić w orkiestrze muzyczną fluorescencję. „Le grand tango” w opracowaniu na skrzypce i smyczki Andreia Pushkareva zachwyciło mnie frenetycznością nastrojów, gdzie zadziorne krzywizny tańczyły z nostalgiczną miękkością.

 

Nieczęsto zdarza się, żebym instrumentalnych fraz słuchała jak rozmowy. „Celos” oraz „Fuga y misterio” w wykonaniu Kremeraty Baltica brzmiały właśnie tak, a siła perswazji zespołu była imponująca. Skrzypce, wiolonczela, wibrafon oraz smyczki zapraszały do niełatwej rozmowy o życiu. Brakowało tylko wina…

 

Druga część wieczoru pleciona była lekkością, radością i śmiechem. W całości wypełniły ją utwory Mieczysława Wajnberga, który dla Kremera stanowi osobiste odkrycie. Kiedy na scenie pojawił się jedynie kontrabasista, który zaczął grać od niechcenia dłużące się umpa-umpa, czułam, że mam do czynienia z antycypacją żartu. W rzeczy samej – „Overture” na smyczki i wibrafon w opracowaniu Pushkareva doskonale wprowadziła słuchaczy w nastrój nieskrępowanej uciechy. Instrumentaliści wbiegali na scenę niefrasobliwie podrygując, jednak precyzja ostatecznego lądowania przy pulpitach była imponująca. Jako ostatni (na ostatnią nutę) wbiegł zdyszany skrzypek z drugiego pulpitu z… pluszowym misiem. Wybrane na tę część koncertu dzieła zostały skomponowane przez Wajnberga z myślą o teatrze, filmie i cyrku, dlatego mają one ogromny potencjał humoru i dowcipu. Tajemnicza postać klauna, która intrygowała mnie od chwili, gdy przeczytałam anons programowy, teraz wreszcie stała się realnością. Do grona koncertowych czarodziejów dołączył bowiem komik Robert Wicke należący do słynnego Circus Roncalli. Przyznam, że artysta ujął mnie od pierwszych chwil, a to niełatwe, ponieważ do klaunów od dzieciństwa jestem uprzedzona, nigdy też nie lubiłam cyrku. Wicke okazał się jednak klaunem doskonałym. W rolę nieszkodliwego łobuza wszedł fenomenalnie, jego psoty i psikusy bawiły prawdziwie rozbrajająco.

Czaro-dzianie [Gidon Kremer i  Kamerata Baltica w NFM]

Utwór „Entrée No. 10” w opracowaniu na wibrafon był szalonym popisem całego zespołu, którym tym razem zadyrygował… sam Wicke. Klaun wcielony najpierw za pomocą samplera zmiksował rytmy, dźwięki szeleszczącej torebki chipsów oraz chrumkania, mlaskania i tym podobnych, następnie poprowadził Kremeratę Baltica jako chór kaszlaków. Na jego tle uroczo brzmiało trzpiotne solo wibrafonu w wykonaniu Andreia Pushkareva. Gidon Kremer pojawił się dopiero w trzecim utworze. Grafitową koszulę zamienił na wielobarwną z tendencją do pstrokatej, demonstrując tym samym zdystansowaną, przyprawioną żartem postawę. „Galop” brzmiał jak parada rodem z kreskówki o słoniu i mrówce, jednak najpyszniejsze karmelki muzyczno-gagowe były jeszcze przed nami. Oto znów scena należała do Roberta Wicke’a. Tym razem testował on muzyków, prosił o zagranie „próbek” i komentował ich popisy cudacznymi wyrazami twarzy. Przyznać trzeba, że skarbczyk mimicznych grymasów Wicke ma naprawdę imponujący. Podziwu godna jest również jego wirtuozeria żonglerska. Przy akompaniamencie wibrafonu kolejnego czarodzieja wieczoru – Andreia Pushkareva, klaun-Wicke z lekkością i swadą podrzucał piłeczki na lewo, prawo i w bok. Kiedy przyszedł czas na „Romance”, przestrzeń sali Czerwonej wypełniła się niebieskim światłem. Wicke najpierw czarował beat-boksowo, następnie podbił serca publiczności inteligentną gamoniowatością. Prosić misia o miny, gadać z nim w uroczo-bełkotliwym języku – toż to sama uroczość! Kolejne zadanie klauna to zdobycie serca pięknej skrzypaczki. Tutaj rolą Kremera oraz Andreia Pushkareva było wcielenie się w grajków najsłodszych. Ich „Romance” w rytmie walca brzmiało tak czule i miękko, że inspirowało klauna do coraz to bardziej wymyślnych balonowych cudów. Wreszcie serce pięknej skrzypaczki zostało zdobyte.

 

Kiedy Robert Wicke w ostatnim numerze zapragnął zadyrygować publicznością, nikt nie śmiał mu stawiać oporu. Przyznam, że było to urocze doświadczenie, które przyniosło mi wiele radości. A melodię walca zapamiętam z pewnością do końca życia. Czy lubię koncertowanie z klaunem w pakiecie? Jeśli to taka najwyższa liga czarodziejska, to tak, tak, tak!

 

Tylko ten tytuł… dlaczego? Mój gen dociekliwości wystawiony został na próbę. Będę szukać jeszcze…


 

21.05.2022 r.
Narodowe Forum Muzyki, Wrocław
Koncert Kremerata Baltica, „At first there was noise”

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.