Zygmunt Krauze: Byłem opętany poszukiwaniem oryginalności

30.06.2024
Zygmunt Krauze

O sztuce komponowania, wielkich znajomościach, międzynarodowych doświadczeniach artystycznych i związkach z Łodzią z kompozytorem Zygmuntem Krauze rozmawia Maria Kożewnikow.
Archiwum twórcze Zygmunta Krauzego można oglądać w Muzeum Sztuki w Łodzi.

Maria Kożewnikow: Jest Pan muzykiem, kompozytorem, pianistą. Duża część Pana drogi artystycznej związana była głównie z Warszawą – czy to z nauką gry na fortepianie u Marii Wiłkomirskiej, czy to z klasą kompozycji Kazimierza Sikorskiego w ówczesnej Wyższej Państwowej Szkole Muzycznej w Warszawie. Mimo to zdecydował się Pan oddać swoje rękopisy właśnie do Muzeum Sztuki w Łodzi? Skąd tak nietypowa decyzja?

 

Zygmunt Krauze: Jestem wyjątkowo szczęśliwy, że mogłem oddać moje prace akurat tej instytucji! Jest to według mnie najwłaściwsze miejsce dla moich prac z tego względu, że kiedy rozpoczynałem myślenie o mojej kompozytorskiej przyszłości, jako kilkunastoletni chłopak, regularnie odwiedzałem właśnie Muzeum Sztuki w Łodzi. Zachwycałem się ich eksponatami, a także ówczesnymi ekspozycjami. W dużym stopniu te właśnie wizyty zaważyły na mojej decyzji o zostaniu kompozytorem. Oddając moje manuskrypty, mogę powiedzieć, że wracam do źródeł, do miejsca, w którym narodziła się moja fascynacja sztuką i fascynacja muzyką.

 

Jak wiemy, jest Pan związany z wieloma miastami, oprócz Warszawy miał Pan wieloletnie powiązanie także z Paryżem. Mimo to rozumiem, że chyba Łódź jest dla Pana miejscem wyjątkowym. Przez wiele lat wykładał Pan na tamtejszej Akademii Muzycznej. Dodatkowo w ostatnich czasach to właśnie w Łodzi miały miejsce wyjątkowe wydarzenia, takie jak nadanie Panu tytułu Honoris Causa przez Akademię Muzyczną. Do tego w Filharmonii Łódzkiej odbyło się pana 85-lecie!

 

Tak, Łódź zajęła szczególne miejsce już w początkach mojego życia. Kiedy w czasach II wojny światowej został zburzony nasz dom w Warszawie, wraz z rodziną zmuszeni byliśmy znaleźć dach nad głową w innym mieście… Wtedy właśnie padło na Łódź. To był powszechny kierunek migracji Warszawiaków, którzy nie mieli gdzie mieszkać. Następnie już w Łodzi odbyłem swoją edukację, chodząc tam zarówno do szkoły podstawowej, jak i później do liceum muzycznego. Właśnie to liceum wspominam wyjątkowo! W tym miejscu rozwinąłem swoją miłość do muzyki, a potem także swoją wiedzę i umiejętności. Na studia wróciłem jednak do Warszawy.

 

Dlatego zdecydował się Pan oddać część siebie w postaci Pana rękopisów czy listów do Muzeum Sztuki w Łodzi! Nie czuł Pan smutku, oddając dzieła, które tak naprawdę można określić jako nieodłączną część Pana życia, historii i osobowości?

 

Rzeczywiście – moje dzieła to po prostu część mojego bycia, jakby część mojej skóry… Odczułem to dopiero, kiedy wszystkie zbiory wyjechały z mojego domu do Muzeum. Mimo to jestem szczęśliwy, ponieważ wiem, że są one bezpieczne i odpowiednio zaopiekowane, a ja mogę odwiedzić je w każdej chwili.

 

Zdecydował się Pan oddać wszystkie (!) kompozycje, a do tego regularnie uzupełnia Pan zbiory Muzeum o bieżące kompozycje.

 

Tak! Zdecydowałem, że najlepiej będzie, kiedy wszystkie utwory będą w jednym miejscu. Według mnie decyzja Muzeum Sztuki w Łodzi o zakupie partytur muzycznych jest absolutnie unikalna. Jest to akt nadzwyczajny. Bardzo cenię postawę Dyrekcji, która uznała, że dzieło kompozytora może stanowić część zbiorów Muzeum Sztuki!

 

Oczywiście. Zazwyczaj w muzeach spotykamy się ze sztukami plastycznymi. Jednak Pan również często czerpał inspiracje ze sztuk wizualnych, w tym z dzieł łódzkiego artysty plastyka Władysława Strzemińskiego. Dlatego myślę, że dla osób zwiedzających Muzeum partytury okażą się być dziełami interesującymi, również wizualnie. Każda partytura ma przecież indywidualny plastyczny pierwiastek kompozytora. Do tego obcowanie z rękopisami kompozytorskimi nie jest wcale powszechne dla osób odwiedzających muzea.

 

Chyba mogę stwierdzić, że wiele moich partytur ma również walor czysto graficzny, a co za tym idzie – walor plastyczny. Oczywiście nie miałem na celu epatowania graficznym rozwiązaniem w zapisie mojej muzyki. Było to związane po prostu z moją ideą muzyczną, której często nie dało się przedstawić w klasycznej notacji, co następnie wymagało innego przedstawienia w postaci zapisu.

 

Wierzę, że Muzeum Sztuki przy pomocy Pana manuskryptów zorganizuje ciekawe, oryginalne wystawy, będące syntezą wielu płaszczyzn sztuki.

 

Tak! Muzeum ma zarówno moje partytury młodzieńcze, jak i te eksperymentalne czy również najnowsze – pisane w ostatnich latach. Konfrontacja graficzna tych dzieł może okazać się naprawdę interesująca – czy to muzycznie, czy plastycznie.

 

 

Na pewno zmiany te będą zauważalne! A jak zmieniał się Pana styl kompozytorski na przestrzeni lat?

 

W moich wczesnych utworach można zauważyć duże zainteresowanie formą czy logiką, a nawet naukami ścisłymi. Dostrzegalne są także spory dotyczące proporcji. Były to konstrukcje szalenie precyzyjne. Z biegiem lat zaczęło się to rozluźniać i zmierzać w kierunku wyrażania emocji oraz ogólnej ekspresji. To, co komponuję teraz, jest w ogromnym wymiarze przede wszystkim odzwierciedleniem moich stanów emocjonalnych. Obecnie chcę, żeby muzyka była na jakiś temat. Takie utwory zacząłem tworzyć już w latach 80. – były one inspirowane na przykład stanem wojennym. Ostatnio napisałem również dwa utwory pod wpływem sytuacji, która panuje obecnie na Ukrainie… Tworzę też utwory, które dotyczą na przykład praw człowieka. To są ważne sprawy! I w taki właśnie sposób zmienia się moje podejście do komponowania i tworzenia muzyki.

 

To bardzo szlachetne działania!

 

Trzeba pamiętać, że kompozytor jest człowiekiem, który coś czuje, lubi bądź nie. To właśnie chcę przedstawiać muzycznie, ponieważ w ten sposób wyrażam moje emocje, a często także poglądy. Jest to przekaz bardzo prywatny, ale również bardzo szczery.

 

Na przestrzeni lat zmieniły się Pana utwory. Czy w związku z tym, co działo się w muzyce w XX wieku, również zmienił się Pana gust?

 

Mój gust zaczął kształtować się w latach 50., kiedy chodziłem do liceum. Pod koniec lat 50. nastąpiła jednak odwilż i w sztuce można było pozwalać sobie na coraz więcej. Chciałbym jednak zauważyć, że zarówno moje łódzkie liceum muzyczne, jak i studia w Warszawie od początku dawały mi ogromną wolność twórczą. Jednocześnie kształciły na tyle szczegółowo, że byłem dokładnie zorientowany w tym, co działo się w tamtych czasach na świecie, nie tylko w muzyce, lecz także w szeroko pojętej sztuce. W Polsce w dziedzinie muzyki panowała zarówno swoboda, jak i dostęp do informacji. Podczas dyplomu w klasie profesor Wiłkomirskiej grałem cały (!) recital muzyki współczesnej. Przypuszczam, że teraz nie byłoby to możliwe. Według mnie obecnie można zauważyć lekki regres, powodujący konserwatywne podejście do edukacji, a co za tym idzie – także do gatunków. Uważam, że edukacja w tamtych latach była wzorcowa – dawała studentowi pełną wolność oraz pełen dostęp do wszelkich nurtów estetycznych i kierunków najbardziej współczesnych. Obecnie zauważam również inne podejście studentów do swojej misji, czyli do naszego zawodu. W czasach moich studiów byłem opętany poszukiwaniem oryginalności, poszukiwaniem tego, co można zrobić, czego można się nauczyć, co można skomponować. To dotyczyło idei, kierunków artystycznych. Według mnie teraz szuka się tylko sukcesu…

 

Panu udało się osiągnąć sukces poprzez poczucie misji! Do tego w trakcie swojej muzycznej drogi poznał Pan również wiele wyjątkowych osób oraz odwiedził Pan dziesiątki różnych krajów, zagłębiając się w ich sposoby kształcenia czy komponowania. Swoją edukację kontynuował Pan w Paryżu pod okiem Nadii Boulanger. Następnie, na zaproszenie Pierre’a Bouleza, został Pan doradcą muzycznym Centrum Badawczo-Koordynacyjnego Akustyki i Muzyki w Paryżu. Był Pan również pracownikiem Radia Francuskiego. Prowadził Pan też działalność artystyczną oraz pedagogiczną od Chin po Stany Zjednoczone.

 

Miejsc było wiele – obie Ameryki, Europa, Azja. Jednak największy wpływ miał na mnie Daleki Wschód. Tajwan, Hong Kong, Chiny, Korea, Japonia – te miejsca wspominam najintensywniej. Byłem tam dziesiątki razy – jako pianista, kompozytor czy wykładowca. Jednak to, co wywarło na mnie największe wrażenie, to fakt niesamowitej i wyjątkowej ludzkiej energii oraz otwartości i bezpośredniości, którą zapamiętałem właśnie z Chin. Dawało mi to zawsze motywacje do pracy. Stany pamiętam przede wszystkim jako lata 70. oraz wojnę w Wietnamie… Byłem tam również podczas demonstracji pokojowych w Waszyngtonie! Jednak ze względu na wojny rozczarowałem się tym krajem tak mocno, że trwa to aż po dziś dzień… Mówiąc o zagranicy – oczywiście moim drugim domem jest Paryż, gdzie zawsze będzie moje serce.

 

Wracając do Pana znajomości – oprócz partytur oddał Pan także wiele korespondencji w postaci około 350 listów, czy to od Nadii Boulanger, Johna Cage’a, Witolda Lutosławskiego, Henryka Mikołaja Góreckiego, Wojciecha Kilara bądź Bogusława Schaeffera. Czy którąś ze znajomości wspomina Pan wyjątkowo? Która z nich wpłynęła na Pana i Pana twórczość?

 

Nie wiem, czy można wybrać tu jedną osobę. Jest to takie bogactwo indywidualności i różnorodności, że trudno byłoby z kogoś zrezygnować… Jednak muszę zaznaczyć, że te znajomości oraz moja praca we Francji otworzyły mi oczy na muzykę i kompozycję, dając ogląd w postaci wszechstronnych możliwości rozwoju kompozytorskiego, ale także wewnętrznego. Tą inspiracją były nie tylko osoby, ale także współprace z nimi, poznawanie ich muzyki oraz wspomniane już podróże!

 

To niesamowite! O tych osobach uczymy się na historii muzyki, a Pan miał przyjemność poznać ich osobiście! Na koniec pytanie od naszych czytelników – którą z Pana kompozycji poleciłby Pan do posłuchania?

 

Pyta Pani o moje ulubione dziecko?! (śmiech) Chyba poleciłbym Kwintet fortepianowy albo Koncert fortepianowy nr 2. To dobry wybór na początek!

 

Bardzo dziękuję i czekam na kolejne kompozycje, a także inicjatywy Muzeum Sztuki w Łodzi z wykorzystaniem Pana dzieł!

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.