Znaleźć Chopina [wystawa "Chopin. Potęga znaku"]
Niektórym z nas może się wydawać, że wizerunek Fryderyka Chopina jest nadużywany. Stał się ozdobą najróżniejszych produktów, znakiem towarowym, napędza komercyjne mechanizmy, wabi turystów. Jeśli jednak odcedzimy wyroby kultury z tandety, okaże się, że oto obcujemy z prawdziwą potęgą znaku.
Wystawa „Chopin. Potęga znaku” została otworzona w Muzeum Fryderyka Chopina w Warszawie 15 października 2021 r. i potrwa aż do 30 stycznia 2022 r. Ponieważ towarzyszyła XVIII Międzynarodowemu Konkursowi Pianistycznemu im. Fryderyka Chopina, znalazły się na niej nagrania głosów uczestników (wymawiających imię i nazwisko kompozytora), które przywołują echa przeszłości, a także skłaniają do refleksji, jak różnie Chopin może być postrzegany w odległych dla Polaków częściach globu. O ile jednak dla pianistów pozostanie wybitnym wirtuozem i kompozytorem epoki romantyzmu, o tyle dla społeczeństwa staje się już symbolem kulturowym. „Za pomocą zróżnicowanych obiektów – od przedmiotów codziennego użytku, poprzez eksponaty historyczne, po dzieła sztuki współczesnej – chcemy zadawać pytanie: gdzie jest Chopin?” – wyjaśniają we wstępie do wystawy jej organizatorzy. Pytania zadaje też Mariateresa Sartori w swojej pracy dedykowanej Romanowi Opałce i „Chopinowi w hołdzie”, swoistym komentarzu do ekspozycji stałej muzeum oraz wystaw czasowych „Widzę muzykę” i właśnie „Potęga znaku”, który powstał z udziałem Paoli Pasqual i Fausto Sartoriego z etiudą op. 25 nr 10 h-moll w wykonaniu słynnego Maurizia Polliniego w tle. Sartori pyta o rzecz na pozór oczywistą: czy muzyka jest językiem, jednak w jej ujęciu pytanie to brzmi nad wyraz świeżo i sugestywnie. – Od kiedy byłam dziewczynką, miałam silne poczucie, że niektóre utwory Chopina są dialogami między ludźmi. To dzieło jest wizualnym przedstawieniem owego poczucia. Związek między muzyką a językiem eksponuje emocjonalną, powszechną wartość komunikacji, konkretna treść zaś ją ukrywa. Zamknięty w pętli fragment muzyczny, który kończy się tak samo, jak zaczyna, przywodzi na myśl komunikację międzyludzką, rozgrywającą się na kręcącej się bez końca karuzeli prowadzącej nas donikąd – opowiada artystka. – Miałam okazję wymienić myśli ze słynnym polskim artystą Romanem Opałką na temat kluczowego elementu tego wideo: wychwycił on coś, co mogło wprowadzać w błąd odnośnie do mojej koncepcji, on też zaproponował rozwiązanie, które pozwoliło pozbyć się wszelkich nieporozumień. Wideo zostało zadedykowane Romanowi Opałce, który nie miał okazji obejrzeć go w wariancie uwzględniającym jego sugestie – podsumowuje.
Chopin na Merkurym
Wizerunek Chopina stał się przedmiotem swoistej zbiorowej „mantry”, uosobieniem potrzeb zarówno jednostki, jak i zbiorowości w różnych kontekstach historycznych, szczególnie w czasie trwania konkursów pianistycznych czy kolejnych rocznic upamiętniających życie i twórczość kompozytora. I tak w ramach ekspozycji możemy zobaczyć popiersie autorstwa Jeana-Pierre'a Dantana, które w 1841 r. paryski sklep Susse'a zaoferował do powszechnej sprzedaży – bodaj pierwszy w historii gadżet chopinowski, o którym sam kompozytor dowcipnie pisał w liście do przyjaciela Juliana Fontany: „Biuściku mego do domu nie posyłaj, tylko w szafie zostaw, boby się przelękli”. Oglądamy także wody perfumowane z nazwiskiem „Chopin” i numerami opusów, zegarek „Chopin”, chopinowską biżuterię, papierośnice i kałamarze z wizerunkiem mistrza, filiżankę z podobiznami George Sand i Fryderyka Chopina (wyprodukowaną przed 1989 r. w ówczesnej Czechosłowacji), szklankę do picia wód mineralnych z Dusznik-Zdroju z 1961 r. z profilem Fryderyka Chopina, zdjęcie krateru „Chopin” na planecie Merkury z 2011 r. wykonane przez sondę Messenger, formę do odlewu dłoni Fryderyka Chopina, wycofany banknot o nominale 5000 zł z 1988 r. (zaprojektowany dla Narodowego Banku Polskiego przez Andrzeja Heidricha), najróżniejsze znaczki, miniatury oraz oczywiście rzeźby, projekty pomników (m.in. popiersie z tego chyba najbardziej znanego, stojącego w Łazienkach Królewskich, autorstwa Wacława Szymanowskiego, czy londyński „Horyzont” Anny i Krystiana Jarnuszkiewiczów z 1973 r.) i pocztówki. Zadziwia w tym zestawieniu plakieta z okazji II eliminacji Okręgu Warszawskiego do Turystycznych Mistrzostw Motorowych Polski na odcinku Chodaków–Żelazowa Wola z 1962 r.…
W dalszej części wystawy dotykamy jednak tematu niejako głębiej, wykraczając poza obszar obiektów masowych i jednostkowych, rzemieślniczych i fabrycznych i podziwiając wizerunek Chopina uchwycony przez artystów, wśród nich litografię Gottfrieda Engelmanna (rozpowszechnioną razem z francuskim wydaniem nokturnów op. 15), która najwcześniej spopularyzowała młodzieńczy wizerunek Chopina; w Warszawie można było ją zakupić już w 1834 r., a Fryderyk Chopin podarował ją nawet swojemu nauczycielowi Józefowi Elsnerowi. Pojawiają się także prace Leona Urbańskiego, Leszka Ołdaka, Tomasza Wiktora, Bogusława Szwacza, Pawła Płóciennika, Tymona Niesiołowskiego, Janusza Przybylskiego, Elżbiety Wasyłyk, Magdaleny Kielak, Anny Piesiewicz, Osvalda Klappera, Henryka Stażewskiego, Henryka Nowodworskiego, Tadeusza Dominika, Marka Wyrzykowskiego, Józefa Pakulskiego, Roberta Kuty, Dawida Celeka, Bartosza Trojanowskiego, Jadwigi Umińskiej, Anny Suwałowskiej czy Mai Berezowskiej i Leona Wyczółkowskiego. Najczęstszymi odniesieniami dla artystów były tu portrety Chopina autorstwa Ary'ego Scheffera i Eugène'a Delacroix, dagerotyp wykonany w pracowni fotograficznej Bissonów, maska pośmiertna, litografia Gottfrieda Engelmanna na podstawie rysunku Pierre'a-Roche'a Vignerona czy wspomniany wcześniej pomnik z Łazienek Królewskich w Warszawie. Każdy z tych portretów zawierał bowiem elementy charakterystyczne: bujną czuprynę, wydatny nos czy usta, układ dłoni pianisty, sugestię nutową, symbol klawiatury czy mazowieckiej rzeźby. Wśród zebranych prac plastycznych na szczególną uwagę zasługuje pełna uroku akwarela na papierze z 2015 r. autorstwa Anny Piesiewicz, nieco futurystyczna z obecnej perspektywy litografia dwubarwna na papierze „Fryderyk Chopin w Paryżu” z 1960 r., stworzona przez Józefa Pakulskiego, oraz „Pięć portretów Fryderyka Chopina” wykonanych na pozór od niechcenia tuszem na papierze w 2010 r. przez Edwarda Dwurnika. Równie interesująco prezentują się też okolicznościowe plakaty, jak np. promujący II Dni Chopinowskie w Antoninie 23–25 września z 1983 r. autorstwa Andrzeja Pągowskiego (z głową Chopina wypełnioną klawiaturą) czy konkursowy „Fryderyku! Wróć do Warszawy!” z 2009 r. zaprojektowany przez Piotra Micherewicza (z Fryderykiem w kurtce). Ciekawe jest też wymieszanie prac współczesnych z tymi, które powstały w poprzednich dekadach. Wszystko to jednak i tak przyćmiewają instalacje multimedialne, o których trudno pisać, bo na wystawie „Chopin. Potęga znaku” koniecznie trzeba ich po prostu doświadczyć. To właśnie one ujawniają, że Chopin jest niekoniecznie tam, gdzie go widzimy, ale gdzie go słyszymy (słuchamy!), w emocjach, które w nas wywołuje… A przecież jest tak, o czym świadczy i szeroko przez wszystkich ostatnio komentowany Konkurs Chopinowski.
(MB)