Złoto i piasek Egiptu [„Aida” w reż. A. Wieczur, Opera Bałtycka]

10.05.2022
Soojin Moon Sebastian(Aida), Małgorzata Walewska(Amneris), Opera Bałtycka

Aida” Giuseppe Verdiego w reżyserii Anny Wieczur cieszy się niezwykłym zainteresowaniem trójmiejskiej publiczności. Na spektaklu granym kilka dni po premierze widownia Opery Bałtyckiej była wypełniona po brzegi. Od takiego widoku można było się odzwyczaić w czasie pandemii.


Popularność gdańskiej „Aidy” wynika zapewne głównie z tego, że to dzieło włoskiego kompozytora jest jedną z najbardziej znanych i najczęściej grywanych oper w ogóle. Rozgłosu inscenizacji Anny Wieczur mogła nadać też monumentalność i rozmach tego przedsięwzięcia, na scenie pojawia się wielu artystów ubranych w ociekające złotem kostiumy, scenografia autorstwa Damiana Styrna również może robić wrażenie swoimi rozmiarami. No i oczywiście muzyka wykonywana przez Orkiestrę Opery Bałtyckiej pod kierownictwem Georga Tchitchinadze, a także śpiewaków, a szczególnie śpiewaczki.

 

Soojin Moon-Sebastian, która wcieliła się w tytułową rolę, była najjaśniejszym elementem gdańskiej inscenizacji. Jej głos od początku wybrzmiewał z czystością i energią, również aktorsko śpiewaczka radziła sobie na scenie bez zarzutu. Wykreowała ona Aidę pełną emocji, rozdartą między swoją miłością do Radamesa a powinnością wobec pokonanej i skrzywdzonej ojczyzny, szczególnie swoich przodków mordowanych przez wojska Egiptu – kraju, który uczynił ją niewolnicą na dworze faraona. Niewolnicą, co prawda traktowaną dość przychylnie, przynajmniej do momentu, gdy okazała się konkurentką Amneris (Małgorzata Walewska) w walce o względy jednego mężczyzny. Tego mężczyznę, Radamesa, na gdańskiej scenie wykreował Jacek Laszczkowski. Nie sprawdził się on jednak aktorsko, jego ruchy sceniczne były powtarzalne, monotonne i przewidywalne, ale można to w jakiejś mierze usprawiedliwić krępującą ruchy złotą zbroją i właściwą operze koturnowością. Partie wokalne wykonywał poprawnie, choć początkowo jakby bez przekonania, jego tenor dopiero w ostatnim akcie nabrał siły i większej swobody wyrazu. Pozostali artyści i artystki spisali się dobrze, szczególnie pochwalić trzeba Małgorzatę Walewską oraz Mariusza Godlewskiego, który wcielił się w postać władcy Etiopii i ojca Aidy – Amonasro.

Chór Opery Baltyckiej, Aida

Rzucającym się w oczy elementem inscenizacji Wieczur były kostiumy autorstwa Anny Chadaj. Wyglądały one na artystach z pewnością widowiskowo, były bogate, pełne złota i tak duże, że aż utrudniały ruchy śpiewakom. Część elementów scenicznego ubioru była wręcz zanadto wydatna – faraon z promieniami słońca przyczepionymi do pleców, arcykapłan ciągnący za sobą gruby złoty dywan czy skrzydła Amneris, które Małgorzata Walewska musiała podtrzymywać przez cały spektakl, więc gestykulować i swobodnie grać już nie mogła. Czasem ten przesyt zgrzytał wrażeniem niezamierzonego komizmu. Uroczysty marsz triumfalny wśród złotych tyczek niesionych przez artystów Baletu Opery Bałtyckiej, które przywodziły na myśl znaki drogowe, czy dziwnie poruszająca się grupa kapłanów w ekstrawaganckich nakryciach głowy wzbudzały raczej uśmiech niż podziw. Oczywiście akcja „Aidy” dzieje się w starożytnym Egipcie, moda, która tam panowała, z pewnością była różna od tego, co znamy z codziennego życia, ale kostiumy, które w założeniu miały być monumentalne, wyglądały momentami śmiesznie i nie wynikało to z przemyślanej wierności ówczesnym realiom. Prostsze środki robiły lepsze wrażenie. Balet Opery Bałtyckiej ubrany w stroje zdecydowanie mniej pretensjonalne i bez złotych atrybutów w kilku scenach zrobił na mnie znakomite wrażenie, choreografia Izabeli Sokołowskej-Boulton i Wojciecha Warszawskiego była dobrze dopracowana i świetnie scalała się z towarzyszącą frazą Verdiego.

balet Opery Bałtyckiej, Aida reż. Anna Wieczur

Muzycznie znakomity poziom zapewnił Georg Tchitchinadze z orkiestrą Opery Bałtyckiej.  Muzyka włoskiego kompozytora, pełna niuansów, delikatnych brzmień, ale też potężnych partii opartych na burzliwych konfliktach bohaterów, zagrana została ze znakomitym wyczuciem dynamiki. Wydaje się to szczególnie ważne w „Aidzie”, operze rozpiętej pomiędzy melancholijnymi ariami i wybuchowymi waśniami, w których zmagają się przeciwstawne racje, kobiety konkurują o względy ukochanego albo kapłani bronią swoich świętych praw i osądzają zdrajcę ojczyzny.

 

Cokolwiek by mówić i pisać o złotych kostiumach (które mogły podobać się w swojej rozbudowanej formie), niedociągnięciach aktorskich czy wykonawczych, „Aida” zaprezentowana w Operze Bałtyckiej może wzruszać i zachwycać. Głównie dzięki muzyce i Soojin Moon-Sebastian, lecz nie tylko dzięki nim. Ostatnia, kluczowa scena przedstawiająca spotkanie Aidy i Radamesa w zamknięciu grobu, w którym tytułowa bohaterka śpiewa prawie że radośnie o nadchodzącym aniele śmierci, zostanie we mnie na długo, również dzięki scenografii. Pozostanie we mnie ze swym stoickim spokojem przyjmowania tego, co konieczne i poza naszymi możliwościami oporu, z etycznym gestem miłości może nieprzezwyciężającej śmierci, ale konfrontującej się z nią z godnością i swoistym pięknem potęgowanym jeszcze ostatnimi partiami muzycznymi z „Aidy” w świetnym wykonaniu muzyków Opery Bałtyckiej.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.