Gombrowicz Międzynarodowo [XV Międzynarodowy Festiwal Gombrowiczowski]
Tegoroczny XV Międzynarodowy Festiwal Gombrowiczowski zakończył się zwycięsko dla zespołu aktorskiego z Krakowa, który zaprezentował spektakl „Iwona, Księżniczka Burgunda”.
Przez cały tydzień Teatr Powszechny im. Jana Kochanowskiego w Radomiu gromadził w swoim gmachu zarówno koneserów twórczości Gombrowicza, jak i wszystkich ciekawych nowych spotkań ze sztuką. Tym bardziej, że w tegorocznym programie festiwalowym zagościła różnorodność form, a także zespołów. W składzie jury zasiedli: Lena Frankiewicz, Bożena Sawicka, Jacek Wakar, Tomasz Tyczyński oraz Łukasz Maciejewski. Przez cały tydzień komisja bacznie przyglądała się wszystkim tegorocznym spektaklom i najwyżej oceniła inscenizację Teatru Ludowego w Krakowie – „Iwonę, Księżniczkę Burgunda” w reżyserii Cezarego Tomaszewskiego. Zwycięzcy otrzymali nagrodę Grand Prix oraz „Kapelusz Gombrowicza” – rzeźbę Marzenny Olszewskiej-Bałki według pomysłu Małgorzaty Potockiej.
Tegoroczna edycja przyciągnęła grupy teatralne z dalekich zakątków świata. W przedostatni dzień festiwalu sceną zawładnął zespół aktorski z Argentyny. Teatr Culitos z Buenos Aires zaprezentował słynną Gombrowiczowską „Ferdydurke” w reżyserii Alejandro Radawski. Czy spektakl zaskoczył widzów swoją międzynarodową interpretacją?
Muszę przyznać, że z wielką niecierpliwością wyczekiwałam tego spektaklu. Niecodziennie można zderzyć myśli z zespołem aktorskim z Argentyny na temat dzieła, które jest mocno zakorzenione w polskiej kulturze. Zaczęło się dość tajemniczo. Przed wejściem na salę bileterki rozdawały pogniecione kartki, zapowiadając przy tym, że z pewnością mogą się przydać. Na publiczności zagościł gwar i spekulacje – co z tego wszystkiego wyniknie. Zamiast zwykłego technicznego komunikatu zabrzmiał głos Małgorzaty Potockiej, która wprowadziła widzów w spektakl parafrazą słów otwierających „Dziennik” Gombrowicza. A cała wypowiedź zakończyła się zachętą „Miny i gęby – mile widziane”.
Siedząc i trzymając w ręku zgniecione kartki, domyślałam się, że publiczność w pewnym momencie zostanie zaangażowana w jakiś sposób w przebieg akcji. I rzeczywiście, w pewnym momencie każdy mógł rzucić papierową kulą w kierunku sceny i krzyknąć słowo „dupa”. Jednak artystki z Argentyny zadbały o to, by publiczność czuła się zaangażowana dużo bardziej i dużo częściej. Od samego początku aktorka wcielająca się w postać Miętusa rozdawała widzom rekwizyty, dopowiadając przy tym zdanie w języku angielskim: You take it please. It’s very important! Co jakiś czas światło otulało widownię, co miało być sygnałem dla wszystkich – czas na was! Z pewnością taka forma komunikowania się z publicznością przypadła do gustu młodzieży. Jednak wiele osób chowało głowy i kierowało oczy w podłogę, sygnalizując, że nie są zbyt chętni do publicznych występów.
Na scenie znalazło się jedynie biurko, zza którego wychodzili bohaterowie dramatu i pod którym Zuta zmieniała się w Ciotkę, a Profesor Pimko w Parobka. Ten panujący na scenie minimalizm pozwolił skupić się na tym, co u Gombrowicza ważne – na słowie. Antonela Marcello, odpowiedzialna za kostiumy, postawiła na spójną kolorystykę. Jedynym intensywnym kolorem jest czerwień, reszta to szarości, biel, beże. Józio i Miętus prezentują się w strojach symbolizujących powrót do dawnych czasów szkoły: biała koszula, szare spodenki na czerwonych szelkach, kaszkiety i czerwone podkolanówki. Strój stanowi dla Józia synonim uwięzienia w wiecznej chłopięcości. Z kolei Profesor Pimko zostaje ukazany jako przygarbiony, skurczony człowieczek w meloniku, który swoje świdrujące spojrzenie chowa za ciemnymi pinglami. Niezwykle aktywny muzycznie okazuje się być Miętus, który potrafi znaleźć piosenkę na każdą okazję. Marząc o parobku, śpiewa „I dreamed a dream”, z kolei gdy już go odnajduje – wieńczy swój sukces słowami piosenki „I will always love you”.
Jak wygląda interpretacja „Ferdydurke” Gombrowicza przefiltrowana przez argentyńską kulturę? Niestety tego nie udało mi się doświadczyć. Spektakl zaprezentowany przez grupę z teatru Culitos (którego nazwa oznacza – „tyłeczki” lub „małe pupy”) był nie dość dokładną kalką treści książki. A szkoda, bo wyjście z tej formy mogłoby być naprawdę interesujące. Ponadto dało się odczuć przerysowaną dosłowność. Wszystko, o czym mówili bohaterowie, natychmiast było ukazywane za pomocą gestów. To tautologiczne podejście do treści spowodowało, że grupa docelowa widzów znacznie odmłodniała…
Jednak nie można nie docenić prawdziwej, czystej energii, którą przekazały w swojej grze aktorki. Również jury dostrzegło ten aspekt i w związku z tym artystki otrzymały wyróżnienie zespołowe za radość grania Gombrowicza.
Czy spektakl podobał się publiczności? Biorąc pod uwagę gromkie brawa i owacje, jestem przekonana, że znalazł swoich odbiorców i dotarł do wielu młodych ludzi, którzy z pewnością po tym spektaklu będą darzyć tę lekturę szkolną wielką sympatią. Jednak myślę, że po spektaklu konkursowym można było spodziewać się czegoś więcej. Bywają rzeczy, które trudno obronić mimo zachwytu publiczności. Niestety nic nowego na tej scenie się nie wydarzyło, a ja wyszłam ze spektaklu, nie mając żadnych pytań.
Spektaklem wieńczącym XV Międzynarodowy Festiwal Gombrowiczowski był „Kosmos” w reżyserii Yasuhiro Akai, w wykonaniu japońskiego zespołu aktorskiego teatru Simul, Koniereni. Artyści przyjechali aż z Tokio, by zaprezentować własną wizję tekstu Gombrowicza. Tym razem nie zabrakło filtra kulturowego, a pytania mnożyły się z minuty na minutę.
Od wejścia na salę, aż do zakończenia spektaklu i wyjścia z sali widzom towarzyszyło tykanie metronomu. Podczas spotkania z twórcami spektaklu reżyser wspomniał, że w ten sposób podkreśla istotę czasu, który jest taki sam w świecie wykreowanym, jak i w świecie rzeczywistym. Co ciekawe, nie był to pierwszy spektakl, w którym Yasuhiro Akai zastosował ten symboliczny element. Reżyser wykorzystał ten motyw we wszystkich swoich ostatnich kilkunastu spektaklach.
Gombrowicz w swojej powieści porusza problem percepcji świata. Stawia sobie pytanie o klucz do relacji między jednostką, rzeczywistością, a także świadomością. Dlaczego dana jednostka kreuje świat w dany sposób? Inscenizacja artystów z Tokio była ciekawą próbą odpowiedzenia na to pytanie. Na scenie królowało słowo! Usłyszeć je można było w języku japońskim i przeczytać w języku polskim – wielopłaszczyznowo. Oprócz tłumaczenia fragmenty tekstu wyświetlały się na zawieszonych na środku sceny płótnach. Każda z postaci posiadała zawieszoną na szyi tabliczkę, która pełniła funkcję przedstawiającą bohatera. Poznajemy Witolda, Chłopaka, Leona, Katasię oraz Panią. Z sufitu zwisa powieszony wróbel, od którego rozpoczynają się rozmyślenia. Katasia, której usta wskutek wypadku uległy deformacji, przypomina Jokera, któremu uśmiech szyderczo powędrował gdzieś dalej. Co ciekawe, reszta postaci to smutni ludzie, u których uśmiech na twarzy nie gości. Festiwalowy „Kosmos” dał widzom porządną próbkę klasycznego teatru japońskiego, który jest głęboko zakorzeniony w obrzędowości i gestach. I właśnie za „oryginalność, konsekwencję formy i nieoczywiste spotkanie Gombrowicza z japońską kulturą” jury festiwalowe przyznało zespołową nagrodę aktorską dla teatru Simul, Koniereni. Każda postać została zbudowana za pomocą ścisłej sekwencji poszczególnych ruchów i gestów, dodatkowo gdy dany bohater dochodził do głosu, za pomocą światła oraz muzyki budowano jego przestrzeń oraz charakter. Doskonałym przykładem jest Katasia, która całą swoją energię wyprowadzała ze stabilnie postawionej stopy i ugiętych kolan, a jej ręce nieustannie, wręcz robotycznie, przecinały przestrzeń.
Ciekawym elementem, rzucającym światło na temat sztuki, był wybór jedynego słowa, które wybrzmiało na scenie w języku polskim. W jednej ze scen Leon wstaje z wózka, by głośno i wyraźnie wypowiedzieć słowo „NIC”. Z perspektywy zasiadających na publiczności było to już „COŚ”. Bez wątpienia na taką sztukę czekała publiczność festiwalowa. Zespół aktorski z Tokio pozostawił wiele pytań i odpowiedzi, które publiczność z pewnością zabrała ze sobą!
W trakcie całego festiwalu publiczność mogła głosować i również wybrać spektakl, który według nich zasługuje na miano najlepszego. Tegoroczna Nagroda Publiczności trafiła do Teatru im. Ludwika Solskiego w Tarnowie za inscenizację „Trans-Atlantico” w reż. Tomasza Gawrona. Ponadto jury przyznało wyróżnienia dla: Mateusza Śmigasiewicza za stworzenie muzyki do spektaklu „Iwona, księżniczka Burgunda” Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie, Piotra Kondrata za kreację postaci Lokaja w spektaklu „Zbrodnia z premedytacją” Teatru Powszechnego w Radomiu oraz Anny Pijanowskiej za rolę Izy w inscenizacji „Iwona, księżniczce Burgunda” Teatru Ludowego w Krakowie. Nagrodę indywidualną otrzymał również Michał Dracz za scenografię do spektaklu „Zbrodnia z premedytacją” Teatru Powszechnego w Radomiu. „Ta nagroda została przyznana za stworzenie przestrzeni scenicznej budującej szczególny rodzaj napięcia między aktorami a widownią tego przedstawienia” – mówiła Lena Frankiewicz. Jury przyznało dwie równorzędne Nagrody Aktorskie. Pierwsza z nich trafiła do Beaty Schimscheiner za kreację Iwony w „Iwona, księżniczka Burgunda” Teatru Ludowego w Krakowie – „za bunt bohaterki wobec autora i tradycji wystawiania tego dramatu”. Z kolei druga trafiła do Tomasza Schimscheinera za kreację Gonzalo w „Trans-Atlantico” Teatru im. Solskiego w Tarnowie – „za podszyty ironią smutek i bezradność Gonzalo”. Nagrodę indywidualną otrzymał także Cezary Tomaszewski za reżyserię spektaklu „Iwona, księżniczka Burgunda” w Teatrze Ludowym w Krakowie – „za symboliczną próbę przerwania spirali przemocy i stworzenie alternatywnego losu tytułowej bohaterki”.