Wojtek Urbański: Jestem dzieckiem rewolucji komputerowej
O nowym odczytywaniu starych dzieł, ich reinterpretacjach, a także o sztucznej inteligencji i eksperymentach muzycznych – tych mniej i bardziej odważnych – z Wojtkiem Urbańskim rozmawia Maria Kożewnikow.
Maria Kożewnikow: Już 13 grudnia w Filharmonii Łódzkiej usłyszymy utwór Reinterpreted na syntezatory na motywach Szymanowskiego i Lutosławskiego. Patrząc na samą godzinę rozpoczęcia (22:00), mam przeczucie, że będzie to coś, czego jako publiczność naprawdę się nie spodziewamy. Czy mogę prosić o uchylenie rąbka tajemnicy?
Wojtek Urbański: Ten koncert będzie z pewnością eksperymentem, połączymy możliwości nowoczesnych instrumentów elektronicznych, komputera, syntezatora modularnego z klasycznymi brzmieniami sekstetu smyczkowego i organów. Stworzymy brzmienia leżące na styku przeszłości i przyszłości, inspirowane dziełami Szymanowskiego i Lutosławskiego, ale z dużą dawką swobody w interpretacji i elementem nieprzewidywalności. Czy późna godzina będzie miała wpływ na odbiór koncertu? Może rzeczywiście w świecie muzyki jest to pora, o której orkiestry kładą się spać i budzą się syntezatory. Postaram się zaskoczyć publiczność, łącząc te sfery.
Słysząc słowo „eksperyment”, jako słuchacze możemy oczekiwać nieprzewidzianych pomysłów i szokujących rozwiązań. Czy tak właśnie będzie wyglądał ten wieczór? Czego możemy spodziewać się podczas koncertu?
Z jednej strony – zdecydowanie tak! Syntezator modularny pozwala mi tworzyć dźwięki, które wykraczają poza tradycyjne skale, generuje bogate tekstury i głębię. Z drugiej – nie wiem, czy „szok” to właściwe słowo. Już w latach sześćdziesiątych tworzono interpretacje muzyki klasycznej na pierwszych syntezatorach Mooga – i nie są to rzeczy obrazoburcze, tylko analityczne przeniesienie dzieł na nowe instrumentarium. To podejście jest mi bliskie.
Wachlarz emocji będzie więc znacznie szerszy, spróbujemy słuchaczy zaintrygować, wzruszyć, ucieszyć, podrażnić. Mocno osadzimy fundament – skale, rytmy, harmonie stosowane przez Lutosławskiego i Szymanowskiego. Tak naprawdę kontynuujemy ich myśl – to oni odkrywali nieznane, eksperymentowali, burzyli, równocześnie czerpiąc z różnych gatunków, chociażby muzyki ludowej czy kultury orientu, a my po prostu przeniesiemy te koncepcje do możliwości XXI wieku.
A skąd wybór – Szymanowski i Lutosławski?
Utworami Lutosławskiego nasiąkłem już w dzieciństwie, słuchając starych płyt winylowych mojej Mamy. Trochę sampli z tych płyt znalazło się w mojej wczesnej twórczości. Łańcuchowe struktury, elementy losowości, przeplatające się linie melodyczne – to coś, co bardzo do mnie przemawiało i zaskakująco dobrze daje się wykorzystać w strukturach budowanych ze ścieżek na komputerze. Szymanowski to późniejsza fascynacja, jest w moim odbiorze może mniej analityczny, bardziej emocjonalny, dramatyczny, posługuje się gęstą polifonią, przeróżnymi skalami, dysonansami. To zresztą postać o fascynującej biografii. Obydwaj to dla mnie artyści o niezwykle bogatym języku dźwiękowym, którzy nie bali się wprowadzać innowacji. Obaj mają w sobie tę odwagę, która mnie inspiruje. Chciałem ich twórczość zreinterpretować w kontekście muzyki elektronicznej, oddając hołd ich poszukiwaniom.
Tworzy i wykonuje Pan muzykę eksperymentalną. Czy jest to Pana ulubiona płaszczyzna, czy sięga Pan może po coś bardziej „oczywistego”?
Wywodzę się może nie tyle z muzyki eksperymentalnej, co elektronicznej. Jestem dzieckiem rewolucji komputerowej, a moim głównym „instrumentem” jest komputer. To potężne narzędzie, w którym nie ma ograniczeń wynikających z budowy instrumentu czy techniki gry, raczej ogranicza mnie własna wyobraźnia i czas niezbędny do wcielania pomysłów w życie. A tymczasem, mając takie możliwości, wcale nie odlatuję w szalone eksperymenty. Lubię wracać do sprawdzonych rozwiązań, czegoś „oczywistego”, prostej progresji akordów, ulubionego brzmienia. To Lutosławski mówił, że nowości starzeją się najszybciej – trzeba znać umiar, żeby nie zabrnąć w ślepy zaułek. Eksperyment to dla mnie naturalna przestrzeń. Jednocześnie nie odcinam się od muzyki klasycznej czy rozrywkowej.
A jak zmieniły się Pana kompozycje na przestrzeni lat?
Na pewno stały się bardziej świadome i wielowymiarowe. Na początku byłem zafascynowany elektroniką, stąd zespół RYSY, z którym właśnie wydajemy nową płytę, a z czasem zacząłem wprowadzać elementy klasyczne, orkiestrowe aranżacje i eksperymentalne brzmienia, które słychać na przykład w soundtracku Everdome stworzonym na potrzeby Metaverse’u czy w ścieżkach dźwiękowych do filmów. Moje doświadczenia z różnymi stylami muzycznymi nauczyły mnie, jak wykorzystywać technologię do budowania emocji, co jest kluczowe dla mojej aktualnej twórczości. Z czasem stałem się też bardziej bezkompromisowy. Jestem gotów poświęcić wiele środków na to, żeby uzyskać najlepszą jakość brzmienia czy wysokiej jakości nagrania.
W czym odnajduje się Pan najlepiej jako twórca?
Odkrywanie nowych brzmień, eksperymentowanie z formą to coś, co mnie najbardziej inspiruje. Nie lubię zbyt długo iść już wydeptaną, znaną mi ścieżką. Zresztą tu mogę nawiązać do wcześniejszego pytania „dlaczego Szymanowski i Lutosławski” – oni też mieli różne „okresy twórczości”, zrywali z wcześniejszymi fascynacjami, zmieniali koncepcje budowania harmonii, skale. Szymanowski w młodości gardził muzyką ludową, a później stał się czołowym kompozytorem folklorystycznym.
I tak ja zaczynałem od muzyki elektronicznej, klubowej czy wyprodukowałem kilka płyt w gatunku pop i podkłady rapowe, a następnie przeszedłem do pisania ścieżek dźwiękowych do filmów i tworzenia orkiestrowych aranżacji koncertów na żywo. Te ścieżki też się wzajemnie przeplatają i to nie jest skakanie z kwiatka na kwiatek, te rzeczy nie funkcjonują osobno – każde nowe doświadczenie przesiąka poprzednimi. I tak smyczkowe aranżacje przydają się w muzyce pop i elektronice, a piosenki rapowe w ścieżkach filmowych.
Sięga Pan w swojej twórczości po sztuczną inteligencję. Skąd tak nieoczywisty pomysł na ścieżkę kariery?
Sztuczna inteligencja jest obecna zarówno w nauce, jak i w sztuce od wielu dekad, choć dopiero w ostatnich latach nastąpił jej ogromny rozwój – dzięki algorytmom możliwe stały się rzeczy, które wcześniej wydawały się niemożliwe, jak oddzielanie wcześniej nagranych dźwięków, generowanie mowy czy zmiana barwy instrumentów. Właśnie w tych obszarach szczególnie cenię sobie jej wykorzystanie. Z kolei narzędzia, które automatycznie tworzą całe utwory, naturalnie nie budzą już mojego zainteresowania, ponieważ wolę tworzyć muzykę samodzielnie. Mimo to warto być na bieżąco, nauczyć się korzystać z dostępnych narzędzi i mieć je w swoim arsenale.
Widzi Pan może jakieś zagrożenia, a może szanse, dotyczące wykorzystania sztucznej inteligencji w muzyce?
Ja jako producent po prostu do mojej skrzynki z narzędziami, składającej się z setek instrumentów, sprzętu nagraniowego czy wtyczek dźwiękowych na komputerze, dokładam teraz AI. Są natomiast dziedziny, w których AI zaczyna zastępować człowieka. Tam, gdzie muzyka potrzebna jest szybko, a jej jakość nie jest kluczowa – na przykład w przypadku muzyki tła czy „do windy” – AI skutecznie odgrywa tę rolę. Jest to oczywiście kolejne wsparcie procesów kreatywnych, ale też obniża „barierę wejścia” dla osób mniej doświadczonych, które chcą tworzyć muzykę, eksperymentować, ale nie są biegłe w obsłudze „tradycyjnych” narzędzi.
W przypadku muzyki najwyższej jakości, która wymaga długotrwałych procesów twórczych, zaangażowania najlepszych muzyków, specjalistycznego sprzętu i odpowiednich pomieszczeń, AI na razie nie stanowi zagrożenia (i prawdopodobnie jeszcze przez kilka lat tak pozostanie). Nie podrobi brzmienia wyjątkowego stylu gry wybitnego skrzypka, detali wychwytywanych wyłącznie przez najlepsze mikrofony, wrażeń z koncertu i kontaktu z ludźmi. Na razie możemy więc spać spokojnie. Zobaczymy jednak, jak długo to potrwa. Biorąc pod uwagę tempo rozwoju AI, rynek muzyczny może pozostać stabilny tylko przez najbliższe kilka lat.
Bardzo Panu dziękuję. W takim razie z niecierpliwością czekamy na kolejne eksperymenty, również te z wykorzystaniem sztucznej inteligencji, a przede wszystkim na nadchodzący koncert w Filharmonii Łódzkiej!