W siedem dni dookoła świata [O 64. Krakowskim Festiwalu Filmowym]

30.07.2024

Krakowski Festiwal Filmowy to nie tylko szansa na obejrzenie najnowszych i najlepszych produkcji. To także wyjątkowa i niepowtarzalna okazja, by spotkać się twarzą w twarz z twórcami i bohaterami filmów, którzy licznie i chętnie przybywają do stolicy Małopolski. Każde takie spotkanie zostawia w pamięci uczestników trwały i ważny ślad.

 

Co roku w ostatnim tygodniu maja Kraków przechodzi intrygującą metamorfozę. Rzesze „insiderów”, czyli „wtajemniczonych”, „tych, którzy wiedzą”, zaopatrzonych w stylową płócienną torbę z napisem – właśnie – „Insider”, wędrują wydeptanymi na pamięć ścieżkami, od kina do kina i od filmu do filmu. Z dnia na dzień coraz bardziej rozkojarzeni, niewyspani i nieuczesani łamią sobie głowę nad programem, by upchnąć w kalendarzu jak najwięcej seansów i jakimś cudem znaleźć się jednocześnie przynajmniej w dwóch miejscach. Przystają w kawiarni na szybką kanapkę i setną kawę i oczywiście zawzięcie dyskutują. Festiwal ma nie tylko wiernych widzów. Festiwal ma wyznawców, a wśród nich licznych wielbicieli jego dyrektora – Krzysztofa Gierata (bardziej niż zasłużenie).

 

Nazwa „krakowski” może być nieco myląca dla osób mniej zorientowanych, bowiem międzynarodowy zarówno rangą, jak i charakterem festiwal w swojej kategorii zalicza się do ścisłej światowej czołówki. Festiwal, którego historia sięga 1961 roku, należy do najstarszych na świecie imprez poświęconych filmom dokumentalnym, animowanym i krótkim fabułom. W jego ramach odbywają się: międzynarodowy konkurs filmów dokumentalnych, międzynarodowy konkurs filmów krótkometrażowych, konkurs DocFilmMusic i konkurs polski. Obok nagród głównych przyznawane są liczne nagrody specjalne i nominacje, w tym nominacja do Oscara. Seansom kinowym towarzyszą wystawy, spotkania i koncerty.

 

Poniżej wrażenia autorki z kilku obejrzanych filmów.

 

 

„Ojcze nasz”, Rumunia 2020, reż. Andrei Dăscălescu

 

Trzydziestokilkuletni Andrei dowiaduje się, że zostanie ojcem. Ten doniosły fakt skłania go do podjęcia próby uporządkowania zawiłej rodzinnej historii. Wyrusza zatem na poszukiwania własnego ojca, który lata temu porzucił żonę i dzieci, by zamieszkać w odległym klasztorze u podnóża góry Athos. Jak nadrobić stracony czas, naprawić to, czego już nie ma? Jak nakłonić wycofanego z życia, milczącego i surowego mnicha, by zechciał spojrzeć w oczy, odpowiedzieć na pytania? Jak sprawić, by na jego twarzy zagościło jakiekolwiek uczucie, poza bezgranicznym oddaniem Bogu? Głęboka fosa nieufności i niespełnionych oczekiwań dzieli tych dwóch połączonych więzami krwi, lecz jakże różnych od siebie mężczyzn. Nic nie jest proste i żadne gotowe rozwiązania rodem z tanich poradników tu nie pomogą. Kamera podąża niespiesznie za odzianą w czarny habit postacią. „Przestań mnie wreszcie filmować” – fuka od czasu do czasu mnich. Czy doczekamy się szczęśliwego finału? Czy tuż przed najważniejszym egzaminem z dorosłości Andrei znajdzie tak bardzo mu potrzebne wsparcie i zrozumienie?

 

Wszystko ma żyć, reż. Tetiana Dorodnitsyna, Andrii Lytvynenko

 

„Wszystko ma żyć”, Polska, Ukraina 2024, reż. Tetiana Dorodnitsyna

 

Wszystko ma żyć i nie ma dyskusji – myśl ta codziennie motywuje Annę, która większość doby spędza na ratowaniu psów, kotów i innych zwierząt, które miały pecha urodzić się w Ukrainie. Wojna pozbawiła je, tak samo jak ludzi, domów, opiekunów, bezpieczeństwa i pożywienia. Tysiące wygłodniałych, przerażonych zwierzaków, zdanych na własny los, wałęsają się po ukraińskich miasteczkach i wsiach. Anna Kurkurina, trzykrotna mistrzyni świata w wieloboju siłowym, onegdaj najsilniejsza kobieta na świecie, osoba o najwrażliwszym, gołębim sercu, nie wie, co to strach, nie mówiąc o własnym komforcie. Setki telefonów dziennie, groźby, prośby i błagania, wydobywanie pomocy choćby i z samego piekła, wreszcie – wyprawy z grupą wolontariuszy, w hełmach i kamizelkach kuloodpornych, samochodem, który raczej nie wytrzyma ostrzału, na tereny, gdzie w każdej chwili może zrobić się gorąco. Ratować, ratować, ratować. Wabić półzdziczałe psy, by dały się nakarmić, wyciągać z piwnic, łapać do pontonu oszalałe szczeniaki, które porwane powodzią czepiają się rynien. Rzucona z własnej woli w sam środek niewyobrażalnego nieszczęścia Anna nie traci pogody ducha ani poczucia humoru. „Oto nowy gatunek – ukraiński kot bojowy” – mówi ze śmiechem do futrzaka, który wykazuje zdumiewający stoicyzm wobec latających nad jego głową pocisków. Podczas krakowskiej światowej premiery filmu „Wszystko ma żyć” w sali kinowej Akademii Sztuk Pięknych obecni są twórcy filmu, a także jego bohaterka. Sala nabita po brzegi. Anna filmu jeszcze nie widziała. Kiedy po siedemdziesięciu minutach gaśnie projektor, publiczność zrywa się z miejsc. Ogłuszająca owacja nie ma końca. Wszyscy płaczą. Questions & Answers – spotkanie towarzyszące projekcji – również nie może się skończyć. Ostatecznie obsługa delikatnie wyprasza uczestników, bo w kolejce czeka następny film. Zjednoczony jakąś nadrzędną ideą tłumek przenosi się do innej części budynku, by dalej rozmawiać o tym, co najważniejsze. Nikt nie zamierza iść do domu.

 

 

„Lili”, Polska 2023, reż. Sylwia Rosak

 

Czasami banalny zbieg okoliczności prowokuje serię niebanalnych zdarzeń. Pewnego dnia reżyserce wpada w oko ogłoszenie: mieszkający w Norwegii Polak szuka tanich noclegów dla siebie i siedmioletniej córki, z którą zamierza podróżować autostopem. Historia zapowiada się kapitalnie. Nic, tylko zaprzyjaźnić się z parą nieustraszonych wędrowców. I tak świat poznaje Lili – jasnowłosą, rezolutną dziewczynkę. Jej rodzice, emigranci z Polski, chociaż nie są już razem, nadal tworzą zgraną drużynę. W rodzinie Lili, do której z czasem dołączą nowi członkowie, każdy stara się, czasem nieporadnie, ale zawsze z całych sił, żeby wszystko było dobrze. Mama urządza urodzinowe przyjęcia, tata organizuje wyprawy w nieznane. Powstaje subtelna, wzruszająca i pełna zachwycających plenerów opowieść o dziecku, które próbuje zrozumieć świat dorosłych. Lili zadaje mnóstwo niewygodnych pytań. Tata, wytrawny podróżnik, często i gęsto plącze się w zeznaniach przy drobnej, wygadanej dziewuszce. Wypełniony specjalistycznym sprzętem plecak nie kryje na dnie gotowych odpowiedzi ani pomysłu na to, jak utulić przepełniający małego człowieka żal. Dziesiątki przewędrowanych razem kilometrów, namiot stawiany na skraju fiordu w podmuchach porywistego wiatru, posiłki naprędce odgrzewane na spirytusowej kuchence – byle szybciej wskoczyć do śpiwora i naciągnąć tatę na kolejną pogawędkę. Niejednemu widzowi łezka stanęła w oku na wspomnienie niegdysiejszych wypraw z własnym tatą, a niektórzy nawet dali upust wzruszeniu, chwytając po projekcji za mikrofon. Na seansie zjawiła się rodzina Lili – dzieci pierwsze i drugie, małżonkowie dawni i nowi. Obecność całej gromadki wzbogaciła tę kameralną i jakże ludzką historię o kolejne odcienie radości i optymizmu.

 

 

„Syn mułły”, Szwecja 2023, reż. Nahid Persson

 

Ruhollah Zam, irański dziennikarz i opozycjonista, by ratować życie, wyjeżdża z rodziną do Francji. Jednak i tu musi stosować się do drakońskich reguł bezpieczeństwa. Ochroniarze towarzyszą mu na każdym kroku. Macki reżimu sięgają daleko i głęboko, i tak naprawdę nie jest jasne, czy kraj, który udzielił dziennikarzowi gościny, zawsze stoi po jego stronie. Ruhollah, obywatel państwa pozbawionego wolnych mediów, na stworzonym przez siebie portalu Amad News niestrudzenie demaskuje zbrodnie i obłudę irańskiego reżimu. Sam będąc synem mułły, całe swoje życie podporządkował walce z zakłamanym establishmentem. Pomaga mu w tym spora grupa zaangażowanych w sprawę działaczy. Jednak nigdy nie wiadomo, kto swój, a kto wróg. Kiedy zostaje zwabiony do Iranu przez osobę podającą się za sprzymierzeńca, sprawy przybierają tragiczny obrót. Nahid Persson, znana irańska reżyserka, od ponad czterech dekad mieszkająca w Szwecji, wybrała się w podróż do Francji, by towarzyszyć Zamowi w codziennym życiu. Przez długie miesiące, w trakcie których powstawał film, stała się niejako członkiem jego rodziny. Na spotkaniu Q&A, które odbyło się w kinie „Mikro” po pokazie wstrząsającego w swojej wymowie dokumentu „Syn mułły”, Nahid opowiedziała o swoim młodszym bracie zamordowanym przez irańskie władze, o tym, jak sama ledwo uszła z życiem, a także o tym, jak grożono jej śmiercią podczas kręcenia filmu.

 

 

To tylko kilka spośród 180 tytułów – pełno- i krótkometrażowych – które mogliśmy obejrzeć podczas niedawnego 64. Krakowskiego Festiwalu Filmowego. Nie sposób zobaczyć je wszystkie w kinie – i tu bardzo pomocna jest platforma VOD, dostępna przez 14 dni po zakończeniu imprezy.

 

Ktoś powiedział, że podczas jednego festiwalowego tygodnia dowiaduje się o świecie więcej niż przez całą resztę roku. I to jest najlepsze podsumowanie. Do zobaczenia za rok!

 

Magdalena Szczodra

 

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.