W odległej galaktyce [Sopot Classic]

31.07.2025
Sopot Classic

Myślimy kosmos – słyszymy Gwiezdne wojny, Planety Holsta i pewnie kilka innych astronomicznych dzieł. Biorąc ten temat na warsztat w swojej 15. edycji, festiwal NDI Sopot Classic zabrał nas jednak nie tylko na planety doskonale znane, ale ukazał również światy z obrzeży naszego układu. Zanim wystartował nie dało się jednak przewidzieć, że wydarzenie to zbiegnie się ze startem w kosmos polskiego astronauty. Jak się ostatecznie okazało, Sławosz Uznański-Wiśniewski fortunnie wzbił się wysoko… a Sopot Classic razem z nim.

Przed odlotem nie obędzie się bez odpowiednich przygotowań. Moment odliczania do oficjalnego rozpoczęcia festiwalu skutecznie wypełnił Finał 8. Konkursu Kompozytorskiego im. Krzysztofa Pendereckiego. Zmierzyły się w nim cztery kompozycje na smyczki, rywalizujące o trzy nagrody – jury, publiczności oraz orkiestry. Szczepan Magier, nagrodzony przez gospodarzy festiwalu – Polską Filharmonię Kameralną Sopot – w kompozycji MARMO, zobrazował tytułowy marmur. Strategia kompozytorska, według której dźwięki w poszczególnych głosach nie powtarzają się jednocześnie w pionie, paradoksalnie poskutkowała rozległą muzyczną tapetą; wrażenie 3D zbudowała w niej skrycie zakomponowana, przechodząca między głosami melodia. To wyszlifowane minimal music zostało przeciwstawione znacznej dywersyfikacji faktury w pełnym matematycznych inspiracji Kontrapunkcie autorstwa Kosmy Szusta. Z kolei afterimages Grzegorza Jurczyka wyraźnie pobrzmiewało zadeklarowaną przez kompozytora próbą zmiany swojego dotychczasowego języka. Poszatkowana narracja sprawiała jednak wrażenie, jakby twórca chciał, a nie mógł wyrwać się z wyraźnie bliższej sobie filmowej stylistyki. Stanowczo wybiła się na tym tle kompozycja Chiaroscuro Wojciecha Chałupki, uwieńczona zarówno nagrodą jury, jak i nagrodą publiczności. Kompozytor w swobodny sposób odniósł się do wskazanego w tytule zjawiska światłocienia. To utwór żywy, nieustannie transformujący, nośny; pełen technik zaczerpniętych z klasyki awangardy, ale „wmontowanych” w klarowny tok narracyjny. Dramaturgia utworu, mimo nowatorskiego języka, przypominała niemalże film akcji. Podwójna nagroda była w pełni zasłużona. Wydarzenie zwieńczył Koncert na orkiestrę smyczkową Grażyny Bacewicz. Słychać było, że po czterech prawykonaniach orkiestra pod batutą Rafała Janiaka odetchnęła z ulgą i poczuła się dużo pewniej, mogąc zinterpretować utwór dobrze znany, należący już do klasyki XX wieku.

 

Oficjalny start festiwalu miał stanowić hołd dla legendy muzycznych opowieści o kosmosie – Johna Williamsa. Koncert Odyseja kosmiczna rozpoczął się jednak od Tańca sfer niebieskich Adama Wesołowskiego. Utwór ma odnosić się na wielu różnych płaszczyznach do postaci Mikołaja Kopernika i jego największego osiągnięcia w postaci teorii heliocentrycznej. Efektowność (czy też efekciarstwo?) tej kompozycji niewątpliwie było chwytliwym pomysłem na rozpoczęcie koncertu. Zastanawiam się jednak, czy ta muzyka faktycznie jest tak bliska renesansowym inspiracjom, jak deklaruje kompozytor? Zdaje się, że jednak poprzez filmowy charakter jest jej już bliżej do Gwiezdnych wojen Williamsa; ale na nie jeszcze przyjdzie pora. Operę Leśną w Sopocie wypełniło najpierw brzmienie instrumentu, którego w pierwszej chwili z kosmosem możemy nie kojarzyć. Występ akordeonowego Motion Trio (Janusz Wojtarowicz, Paweł Baranek, Marcin Gałażyn) dla bardziej wymagającego ucha zapewne nie stanowi źródła większych zaskoczeń, choć niewątpliwie w ich minimalistycznych płaszczyznach (UFO) dało się przenieść w bezkres eksplorowanego przez nas kosmosu. Co ciekawe, monumentalnie chorałowe Proms Janusza Wojtarowicza uderzyło w bliższe już chyba Kopernikowi tony aniżeli wcześniejsze poszukiwania Wesołowskiego. Zaś w humorystycznie nawiązującym do gier komputerowych Game over Pawła Baranka Motion Trio pokazało, jak różne oblicza może nam pokazać akordeon. Zgrzyty, piski i srogie podmuchy powietrza nabierają bowiem zupełnie nowego charakteru, kiedy okraszone klasycznymi motywami odnoszą nas bezpośrednio do uwielbianych form rozrywki. Drugą część koncertu rozpoczął Flying Theme z E.T., a więc (niemalże dosłownie) ponownie odlecieliśmy w kosmos. Kolejny soundtrack, ze świata magii i czarodziejów (Hedwig’s theme, Buckbeak’s Flight, Harry’s Wondrous World), to nie tylko kolejna „muzyka o lataniu”, ale uwielbiane tematy, które każdy jest w stanie zanucić. Czy to sentyment? Może i tak – ale my po prostu lubimy słuchać tego, co znamy i kochamy; tym bardziej że doprowadziło nas to do kulminacji koncertu. Szymon Morus, przebrany za mistrza Jedi, wywalczył sobie drogę do pulpitu dyrygenckiego, pokonując w pojedynku na miecze świetlne (tym razem dosłownie!) Kylo Rena. Scenę nawiedziły również inne postaci ze świata Gwiezdnych wojen, w tym nawet popularny Baby Yoda. W trakcie Imperial March nie mogło oczywiście zabraknąć imperialnych szturmowców oraz samego Dartha Vadera. Nie wszystkich melomanów zadowoli ta obfitość fajerwerków wizualnych; nie ulega jednak wątpliwości, że Polska Filharmonia Kameralna Sopot zrobiła show. Na bardzo szerokie grono odbiorców tego koncertu niewątpliwie to zadziałało.

 

W „odległej galaktyce” pozostaliśmy dłużej – nieco w innym sensie, bo tym razem naprawdę „dawno, dawno temu…”. Koncert Singe Seele przeniósł nas na prawdziwie daleką, wręcz oswobodzoną z upływu czasu, planetę muzycznego baroku. Sopranistka Dorota Szczepańska oraz Zespół Instrumentów Dawnych Polskiej Opery Królewskiej Capella Regia Polona, prowadzony przez Krzysztofa Garstkę, skupił się na postaci Georga Friedricha Haendla, wykonując jego sonaty triowe oraz cykl Neun deutsche Arien (HWV 202-210). Mimo monograficznego repertuaru wykonawcy we wrażliwy sposób ukazali mikrokosmos haendlowskich arii – od delikatnej, pełnej czułości Süße stille, sanfte quelle po bardziej dynamiczne, choć wciąż pełne elegancji Singe Seele, Gott zum Preise. Mimo sakralnej przestrzeni kościoła św. Jerzego w Sopocie nie zabrakło również elementów tanecznych (Affettuoso z Sonaty triowej d-moll HWV 381). Koncert zabrał nas na planetę niewątpliwie odległą względem pozostałych propozycji w rozległej galaktyce tegorocznego Sopot Classic. Jego introspektywny charakter stanowił moment wyciszenia i duchowej zadumy – potrzebny przed eksploracją kolejnych światów.

 

A były to światy bardzo różne, bo kolejny koncert – Universum – przeniósł nas na planetę nieco bardziej rozrywkową. Muzycy Atom String Quartet, których kojarzymy z muzyką improwizowaną, sami przyznają, że przechodzą obecnie do komponowania większych form. Było to widoczne w prezentowanym repertuarze, chociażby kwartecie Atomizacje Dawida Lubowicza – podróży raczej w głąb materii niż w bezkres nieba. Muzycy samodzielnie opowiadając o swojej twórczości z desek plenerowej sceny LASY, na pewno zbliżyli się do publiczności. Szczególnie chwytliwe okazały się opowieści o muzyce, której… nie było. Kwartet Obrazki z Warszawy Mateusza Smoczyńskiego, z którego była tylko ostatnia część, Aria z Trzech utworów w dawnym stylu Pendereckiego, której wbrew obiegowej opinii nie było w Rękopisie znalezionym w Saragossie, czy też Paź królowej – część Atlasu motyli Krzysztofa Lenczowskiego – zamiast którego pojawił się Modraszek Adonis. To pozorne „wybrakowanie” nie zmieniło faktu, że sumarycznie koncert – jak na tak homogeniczny skład – wydawał się jednak trochę za długi. A sama treść? Z jednej strony country, a z drugiej perkusyjne efekty, glissanda, których nie powstydziłby się sam (przytaczany) Penderecki… Mnie to połączenie przekonało. Atom String Quartet przedstawił swoje własne, choć niewątpliwie rozległe uniwersum.

 

Na finał festiwalu spadła wpierw pojedyncza – ale bardzo dynamicznie wschodząca – gwiazda. SeokJong Baek, dawny baryton, który dopiero kilka lat temu przeobraził się w tenora. Mimo iż nazywa siebie skromnym introwertykiem – co zresztą jest widoczne na scenie – to jego wokal na deskach Opery Leśnej wybrzmiewał wyjątkowo mocno. Na pewno pomógł w tym wybrany repertuar, który stanowił wybór najpopularniejszych arii operowych, głównie Pucciniego i Verdiego. Być może to autosugestia, ale w spinto Koreańczyka zdaje się wciąż pobrzmiewać echo barytonowej głębi. Nie ulega jednak wątpliwości, że Baek zaskarbił sobie zdecydowaną przychylność widowni, wieńcząc swój występ dwoma bisami. Szczególnie nośne było Nessun dorma Pucciniego, które obowiązkowo musiało się spotkać z potężnym aplauzem ze strony publiczności. Rangę tego wydarzenia podniósł fakt, że był to pierwszy występ koreańskiego tenora w Polsce. Miejmy nadzieję, że będzie jeszcze wielokrotnie powracał.

 

Monumentalny cykl Holsta od samego początku wydawał mi się naturalnym zwieńczeniem festiwalu o tej tematyce. Mimo tego dopiero po jego doświadczeniu na żywo zauważyłem, że to nie tylko (wciąż i nieprzerwanie) atrakcyjna muzyka, ale też wyjątkowe odbicie tegorocznej edycji Sopot Classic, jego mikrokosmos. Siła i ekspresja Marsa, impresjonistycznie rozmarzona Wenus, sprężysty, ale precyzyjny Merkury… każda z planet ma coś wyjątkowego do zaoferowania i sopockim filharmonikom pod dyrekcją Szymona Morusa udało się to ukazać. Była to interpretacja czasem efektownie żywiołowa, czasem monumentalnie żarliwa (szczególnie odczuwalne w Jowiszu). Zupełnie tak, jak Holst sobie wywróżył – to w końcu nie tylko ciała niebieskie, ale i typy astrologiczne ukazujące nam to, co zakryte. Miałem pewne obawy, czy w Neptunie ukryty Chór Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego nie będzie miał trudności w komunikacji z orkiestrą. Zdaje się jednak, że dla zespołu Błażeja Połoma nie stanowiło to problemu, a mistyczny Neptun odpłynął w bezkres kosmosu nie tylko tajemniczo, ale i precyzyjnie.

 

Nieśmiałego odlotu na pewno nie można przypisać całości tegorocznego festiwalu. 15. Sopot Classic przyjął prawdziwie kosmiczną postawę, próbując dotrzeć do zróżnicowanej publiczności, każdego czymś zainteresować. Były popularne ścieżki filmowe oraz muzyka dawna; spotkanie klasyki z improwizacją i romantyczne arie; znalazła się nawet propozycja dla najmłodszych – spektakl Mały Książę. Podtrzymuje on tym samym wizję „Sopot Classic nie tylko classic”, zainicjowaną w ubiegłym roku przez dyrektora artystycznego Szymona Morusa. I być może taka już pozostanie tożsamość tego wydarzenia, eksplorującego zróżnicowane pejzaże. W tym roku obserwowaliśmy je z pokładu rakiety. Dokąd wystartujemy następnym razem?

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.