Baśniowa podróż przez klasykę [Uprowadzenie z Seraju, a miłość wygrywa w ramach 6. Mozart Junior Festival]

14.07.2025
Baśniowa podróż przez klasykę [Uprowadzenie z Seraju, a miłość wygrywa w ramach 6. Mozart Junior Festival]

Czy opera dla dzieci musi brzmieć jak kolorowanka do słuchania? Warszawska Opera Kameralna udowania, że nie. Uprowadzenie z Seraju, a miłość wygrywa, kolejna już adaptacja dla młodszego widza, to połączenie edukacji i pełnowartościowego doświadczenia teatralnego. Kontakt z klasycznym repertuarem nie zawsze musi oznaczać pójście na kompromis artystyczny. Wręcz przeciwnie – może stać się okazją do twórczego dialogu z tradycją, bez konieczności jej (nadmiernego) upraszczania. Zastanówmy się, w jaki sposób klasyka może dobrze przemówić do najmłodszych.

To już kolejne przedstawienie, w którym udział wzięli studenci i doktoranci Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie, co stanowiło dla nich świetną okazję do zaprezentowania swoich umiejętności na operowej scenie, zaś dla publiczności – posłuchanie nowych głosów. Za reżyserię spektaklu odpowiada Oskar Winiarski, który – wspólnie z autorem scenariusza Tomaszem Manem oraz odpowiedzialnym za koncepcję inscenizacyjną Michałem Znanieckim – zdecydował się na odważne, ale przemyślane przesunięcie środka ciężkości: z klasycznego singspielu w stronę familijnej, wręcz przygodowej narracji. Ów wybór nie tylko otworzył dzieło Mozarta na nowe, szersze grono odbiorców, ale i całkowicie wpisał się w ideę artystyczno-edukacyjnej misji Festiwalu Mozartowskiego dla młodszych widzów. Adaptacja libretta zachowała wprawdzie główne wątki pierwowzoru (których też nie było przecież zbyt wiele), lecz opowiedziano je prostszym językiem, z przejrzystą strukturą fabularną i bardzo czytelnie ukazanymi relacjami między bohaterami. Młodszy odbiorca nie ma żadnych wątpliwości, kto jest kim dla drugiej osoby. Dzięki temu może nie tylko lepiej nadążać za dynamiczną akcją, ale też intuicyjnie zrozumieć emocje bohaterów.

 

Scenografia i kostiumy autorstwa Pawła Dobrzyńskiego stworzyły spójny i niezwykle sugestywny świat. Przemyślane detale – od pudrowanych peruk rodem z drugiej połowy XVIII stulecia, po tureckie tkaniny i pałacowe ornamenty – pozwalały dzieciom bez trudu zanurzyć się w przestrzeni dawnego świata, w wyobrażeniu Orientu, jakie funkcjonowało w Europie Zachodniej czasów Mozarta. Świat sceniczny był jasny i czytelny, a przy tym pełen teatralnej magii, czego niestety coraz częściej brakuje w wielu współczesnych produkcjach. W dobie nieustannego przewijania ekranów, bodźców zmieniających się niekiedy w ułamku sekundy i mimowolnego zalewu treści nieposiadających głębszego znaczenia taki spektakl działa niemal terapeutycznie. Pozwala, chociaż na chwilę, stać się częścią rzeczywistości bogatej w piękne barwy i dźwięki. Rzeczywistości, która nie rozprasza i nie krzyczy, ale zachęca do pozostania w niej na dłużej. Kontakt z tak wykreowanym światem Orientu uczy też wrażliwości na inne kultury, rozwija wyobraźnię i może równie dobrze stać się pierwszym impulsem do dalszych poszukiwań. Bo skoro ten Orient jest taki piękny na scenie, to może warto sprawdzić, czy istniał naprawdę?

 

Uwerturę potraktowano jako tło do przedstawiania wydarzeń – wprawdzie nie została ona zadeptana, jednakże nie zawsze pozwolono muzyce właściwie wybrzmieć. Głównie tyczyło się to jej środkowej części – natomiast obie skrajne, sugestywnie orientalne (chociażby dzięki obecności dzwonków) zagrano (na szczęście) bez werbalnej ingerencji. Orkiestrze prowadzonej przez Jerzego Wołosiuka również zajęło chwilę, aby się rozbudzić i zgrać, zwłaszcza sekcji dętej. To ciekawe, jak coraz częściej traktuje się uwertury w teatrach operowych, i to nie tylko w dziecięcych adaptacjach. Zgodnie z pierwotnym założeniem uwertura ma być swoistym momentem skupienia, prologiem, który wprowadza słuchacza w klimat opery, przygotowuje do spotkania z dziełem. Coraz częściej jednak ów element traktuje się jako dogodny moment na wprowadzenie bądź efektów wizualnych, bądź też i nawet całej akcji scenicznej, co niestety znacznie osłabia rolę muzycznego wstępu, a w niektórych przypadkach całkowicie odbiera mu autonomię. Niekiedy zdarza się, że widz zostaje poniekąd rzucony w wir scen i obrazów, zanim zdąży skupić się na warstwie brzmieniowej i krok po kroku usłyszeć, co opera ma mu do powiedzenia. Zdaję sobie jednak sprawę, że z powodu pewnego rodzaju ograniczeń adaptacyjnych (np. czas trwania spektaklu) nie zawsze jest czas na wprowadzenie niezaznajomionego małego widza w przedstawianą opowieść i musi niestety odbyć się to kosztem uwertury.

 

Interesującym i oryginalnym zabiegiem było stworzenie dwóch par Konstancja – Belmonte. Jedną z nich stanowili śpiewacy, drugą zaś aktorzy, pełniący rolę narratorów. To właśnie oni już retrospektywnie opowiadali całą historię, będącą echem dramatycznych wydarzeń, które umocniły miłość między nimi. Ciekawe, co przesądziło o takim właśnie rozwiązaniu – czy był to zupełnie celowy zabieg reżyserski, czy jednak wynik możliwej bariery językowej dwojga głównych bohaterów, chińskich śpiewaków Hou Xin Y i Dinga Zichena. Oboje mają piękne głosy – Hou Xin Y obdarzona dużym, mocnym i solidnie osadzonym sopranem ukończyła już wcześniej studia magisterskie w Szanghaju, Ding Zichen studiował wcześniej we Włoszech. Ich poziom wokalny był niezwykle imponujący. Bardzo dobrze wypadła też Róża Oracz jako Blonda oraz Filip Awksietijuk w roli Osmina, oboje w dodatku świetni aktorsko. Dziecięca publiczność od początku obcuje więc z najwyższą jakością wykonania, z tak pięknym instrumentem, jakim jest ludzki głos. W świecie pełnym sztucznych brzmień słuchanie głosu, który wydobywa się naturalnie i niesie się w dobrych warunkach akustycznych, może stać się pewnym punktem odniesienia dla tego, co autentyczne. Jest to już wartość sama w sobie.

 

Przyznam, że to przedstawienie podobało mi się najbardziej spośród dotychczasowych premier w ramach tegorocznego Mozart Junior Festival. Wersja oryginalna, jako opera buffa, chyba już z definicji wydaje się łatwiejsza do zaadaptowania. Nie ma ona przecież wątków czysto egzystencjalnych, nie ma tu również skupienia na rozbudowanych wewnętrznych przeżyciach bohaterów – nie takie było jej przeznaczenie, nie taki był przecież cel i zamysł kompozytora. Tu trzeba się dobrze bawić, śmiać i rozkoszować muzyką, dlatego zbytnio nie boli skrócenie czy pominięcie niektórych fragmentów. Przedstawienie nie trwa długo, w zasadzie około godziny, co jest czasem optymalnym dla młodszego odbiorcy (ten starszy odbiorca na pewno może poczuć niedosyt, zwłaszcza przy Mozarcie, którego muzyki można przecież słuchać i słuchać). Dialogi – bardzo przemyślane – nie zostały ani nadmiernie uproszczone, ani przesadzone, lecz dopasowane w sam raz dla młodej publiczności. Na nudę nie ma tu miejsca, wręcz przeciwnie: poza muzyką przyciąga orientalna baśniowość i wszechobecny humor. To przedstawienie daje dzieciom coś więcej niż tylko rozrywkę – oferuje im kontakt z kulturą wysoką w formie, która nie onieśmiela, lecz zaprasza. Może w tym właśnie tkwi jego największy atut: nie próbuje udawać dziecięcej perspektywy, tylko z szacunkiem mówi językiem młodego widza.

 

Jest wysoki poziom wokalny. Jest dobra inscenizacja. Jest porywająca historia z wątkami komicznymi. Jest też i jej morał, z którego jasno wynika, że warto być dobrym. Jest otwarcie na odbiorcę. I – co najważniejsze – jest Mozart, którego muzyka zawsze porywa i nigdy się nie znudzi. Czego więcej można oczekiwać?

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.