W krainie Mozarta [Salzburg muzyczny i nie tylko]
Salzburg to oczywiście muzyka, ale lubię tutaj wracać, bo poza przedstawieniami operowymi na najwyższym światowym poziomie miasto to oferuje doświadczenia kulinarne, radykalną sztukę współczesną i przepiękne widoki z okolicznych gór. Taki mój coroczny rytuał niedługiej ucieczki od rzeczywistości do krainy piękna.
Salzburg jest dla mnie miejscem magicznym. Od czternastu lat co roku tutaj przyjeżdżam. Miasto to stało się niejako częścią mojego życia. Byłem tutaj, będąc szczęśliwym, zestresowanym, zakochanym, byłem ze złamanym sercem. Co mnie tutaj przyciąga? Trudno mi nawet odpowiedzieć na pytanie, sam chyba nie wiem, co odgrywa decydującą rolę. Powodów jest kilka, ale gdy nadchodzi sierpień, zawsze odczuwam ekscytację na myśl o zbliżającej się podróży do miasta Mozarta.
Historia Salzburga sięga czasów neolitycznych, ale o niej każdy może sobie poczytać w Internecie. Ja chciałbym się podzielić tym, co mnie osobiście w tym mieście fascynuje. Przyjeżdżam tutaj w sierpniu, gdyż wówczas odbywa się Salzburger Festspiele. Wciąż pamiętam pierwsze opery, które tu widziałem. Będąc jeszcze studentem, rozbiłem świnkę, by za całe swoje oszczędności pojechać do Salzburga i obejrzeć „Wesele Figara” Mozarta oraz „Sprawę Makropulos” Janáčka. Po latach wciąż cieszę się jak dziecko, mogąc przyjechać do tego miasta, podziwiać opery i pochodzić po górach. W tym roku wróciłem ponownie. Tym razem miałem okazję zobaczyć „Idiotę” Weinberga, „Łaskawość Tytusa” Mozarta oraz „Opowieści Hoffmanna” Offenbacha.
Produkcją, która cieszyła się dużym zainteresowaniem, wywołała sporo komentarzy i dyskusji w mediach, ale też tych nieformalnych w barach przy piwie, był „Idiota” w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego. Po raz pierwszy w ponad stuletniej historii festiwalu zaprezentowano dzieło Weinberga. Jego muzyka jest bardzo teatralna. W każdej scenie buduje ona nastrój, oddaje wewnętrzne emocje bohaterów. Moją uwagę zwróciła subtelna i bogata orkiestracja, która rewelacyjnie wybrzmiała pod batutą Mirgi Gražinytė-Tyli. Dyrygentka prowadziła orkiestrę uważnie, ale zarazem było w tej interpretacji coś zmysłowego. Wiedeńscy Filharmonicy pod jej batutą posiadali krystaliczne, klarowne brzmienie. Bogdan Volkov zachwycił w roli Myszkina. Jego głos był wyrazisty i intensywny. Wokalnie i aktorsko stworzył on wielowymiarową postać zagubionej, niewinnej osoby. Na uwagę zasługuje też Xenia Puskarz Thomas. W roli Aglaji imponowała ona lirycznym głosem o pięknej barwie i nieskazitelnej technice. Z kolei wykonujący partię Parfiona Vladislav Sulimsky odznaczał się głębokim, mięsistym głosem o ciemnej barwie.
Warlikowski dość wiernie podszedł do libretta Miedwiediewa. Wprawdzie osadził on „Idiotę” w czasach nam dość bliskich, ale pozostał w zgodzie z oryginałem Dostojewskiego. Idiota to człowiek wyalienowany ze świata, naukowiec, który poprzez matematyczną formułę chciałby zrozumieć ludzi. Reżyser ukazuje go jako nostalgiczne przypomnienie o utraconej niewinności. Jest on wyrzutem sumienia dla pozostałych bohaterów. Każda postać jest na swój sposób zagubiona. Dla jednych tradycja jest próbą zagłuszenia wewnętrznej pustki, dla innych funkcję tę pełnią pieniądze, a dla jeszcze innych relacje, być może seks. Najlepszym elementem tej produkcji jest świetnie dopracowane aktorstwo. Reżyser sugeruje, że „Idiota” jest lustrem Europy Środkowej po transformacji ustrojowej. Ludzie nie wiedzą już, kim są i do czego zmierzają.
„Łaskawość Tytusa” w reżyserii Roberta Carsena to ostrzeżenie przed zagrożeniami dla demokracji. Carsen wyraźnie odwołuje się do zamieszek wywołanych przez zwolenników Trumpa na Kapitolu. W jego produkcji cyniczna polityczka nie cofa się przed niczym, aby zdobyć władzę i zniszczyć demokratyczne instytucje. Sam pomysł jest interesujący i wnosi świeżość do dzieła Mozarta, ale niektóre sceny wydawały się niedopracowane, a aktorstwo dość sztampowe. Jednak muzycznie produkcja była rewelacyjna. Gianluca Capuano niezwykle ekspresyjnie poprowadził orkiestrę Les Musiciens du Prince – Monaco. W roli tytułowej Daniel Behle zauroczył publiczność elastycznym głosem o jasnej barwie. Gwiazdą przedstawienia była jednak Cecilia Bartoli, która wykonała partię Sesta. Jest to niezwykle doświadczona śpiewaczka. W jej wykonaniu każda fraza była pełna znaczeń, niuansów, jednak przede wszystkim zahipnotyzowała publiczność charyzmą przebijającą przez jej wykonanie.
Natomiast „Les Contes d’Hoffmann” zostały dosłownie skradzione przez Benjamina Bernheima. To na nim koncentrowała się cała uwaga i to o nim każdy mówił podczas przerw. Ten niespełna czterdziestoletni śpiewak jest dziś dość powszechnie uznany za jednego z najwybitniejszych żyjących tenorów. Wprawdzie nie jest to dużych rozmiarów głos, nie wydaje się też specjalnie dramatyczny, ale posiada trudny do opisania urok. Z pewnością Bernheim ma wspaniałe legata, eleganckie frazowanie, wyczucie stylu, ale jest tam jeszcze pewien naddatek, który po prostu się czuje, mając z nim do czynienia na żywo. Przy nim nikt z pozostałych solistów nie miał znaczenia.
Mariame Clément zaprezentował Hoffmanna jako słabego reżysera. Kręci on filmy o sobie, ale żaden z nich nie jest specjalnie udany. Natomiast to kobiety wiodą tutaj prym. Dość szowinistyczna opera o męskich fantazjach staje się w rękach sprawnej reżyserki niemal feministycznym manifestem, gdzie kobiety wyznaczają swoje granice, są zdeterminowane i robią kariery, natomiast to Hoffmann jest tutaj słabym człowiekiem, kontemplującym własne fantazje, który ostatecznie kończy jako bezdomny na ulicy. Clément stworzyła paralelną narrację, jednak idzie ona w zgodzie z muzyką, a sceny są tutaj bardzo dobrze przygotowane w każdym szczególe. Bardzo mi się podobał emancypacyjny charakter tej produkcji.
Salzburg to jednak znacznie więcej niż muzyka. Miasto szczyci się wyśmienitą gastronomią i nie są to czcze przechwałki. Znajduje się tutaj sporo tradycyjnych restauracji z austriacką kuchnią. Na typowego Wiener Schnitzel wybrałem się do Sternbräu. Tutaj na dziedzińcu starej kamienicy można poczuć klimat starych lokalnych jadłodajni. Jednak naprawdę wyjątkowym doświadczeniem kulinarnym była dla mnie wizyta w najstarszej restauracji w Europie, pochodzącej z 803 roku – St. Peter. Miejsce będące częścią opactwa benedyktyńskiego dziś oferuje połączenie współczesnej i tradycyjnej kuchni oraz ciekawą funkową stylistykę. Tutaj zdecydowałem się na „surprise menu”. O pięciu daniach wiedziałem jedynie, że są zrobione z sezonowych składników oraz że będą oryginalne. Zdradzał wszystkich szczegółów nie będę, wspomnę tylko jedną z rewelacji: zupę ogórkową z dużą ilością świeżego czosnku i dodatkiem mango. Pomysł tego menu opiera się na zaskakujących połączeniach składników, które tworzą unikatowe potrawy.
Jeden dzień podczas mojego pobytu w Salzburgu poświęciłem na góry. Z centrum miasta autobusem łatwo dojechać do stacji kolejki linowej na Untersberg, a stąd roztaczają się niesamowite widoki na dolinę, w której mieści się Salzburg, a także na Alpy. W tych okolicach znajduje się kilka jaskiń. Jedna z nich, jaskinia lodowa, dostępna jest do zwiedzania. Jest ona około półtorej godziny spacerem od szczytu Untersberg. Po spacerze można odpocząć w schronisku przy kieliszku lokalnego wina. W tym regionie znajduje się również kilka jezior. Ja wybrałem się na krótką wycieczkę do jednego z najbardziej malowniczych w tych stronach: Jeziora Hallstatt. Niewielkie wioski wokół, otoczone górami, wyglądają bajkowo.
Miejscem, które zawsze odwiedzam podczas moich salzburskich podróży, jest Museum der Moderne. Wprawdzie Salzburg posiada inne ciekawe muzea, w tym dwa poświęcone Mozartowi, ale to muzeum sztuki współczesnej znajdujące się w brutalistycznym budynku na szczycie góry Mönchsberg jest wyjątkowe. Prezentowane tutaj wystawy najczęściej ukazują sztukę zaangażowaną społecznie z ostatnich dekad. W tym roku miałem okazję zobaczyć retrospektywę brytyjskiej artystki Rose English oraz Breaking Down Walls! – zbiorową wystawę odwołującą się do doświadczeń ery komunizmu w Europie Środkowej.
Teraz już wracam do rzeczywistości, ale mam nadzieję, że w przyszłym roku znów będę miał okazję odwiedzić moją muzyczną Mekkę, Salzburg.