Uczta na trzy dania [Zakończenie sezonu artystycznego w Filharmonii Łódzkiej]
Finał sezonu artystycznego 2022/2023 w Filharmonii Łódzkiej za nami! Nie po raz pierwszy miałam okazję towarzyszyć na publiczności łódzkiemu zespołowi filharmoników w koncercie zwieńczającym ich kolejną prawie roczną pracę. Te wydarzenia mają to do siebie, że na scenie króluje różnorodność repertuarowa oraz wykonawcza. A jakie emocje królowały tym razem na publiczności?
Wieczór otworzył utwór Henryka Czyża „Canzona di barocco” [7’], który zalał słuchaczy paletą barw orkiestry smyczkowej poprowadzonej przez dyrektora artystycznego FŁ – Pawła Przytockiego. Początkowe długie i osadzone dźwięki przechodzące przez wszystkie partie za pomocą imitacji z czasem ewoluowały w świetliste, migoczące dźwięki skrzypiec i altówek, zestawione z ciemnymi, statecznymi smyczkami kontrabasów i wiolonczel. Utwór, jak sam tytuł wskazuje, mimo że napisany w XX wieku, nawiązuje do epoki baroku, chociaż wraz z przebiegiem utworu można dostrzec, iż techniki, które zaprezentował Czyż, wykraczają poza tę epokę, a kulminacja stanowi moment ostatecznego przełamania stylów. To doskonały punkt w programie, by zaciekawić tych, którzy pałają sympatią do muzyki dawnej, jak i tych, dla których bliższa jest muzyka współczesna.
Ten wieczór był wyjątkowy z jeszcze jednego powodu. Łódzcy Filharmonicy pożegnali swojego zespołowego kolegę – wiolonczelistę Karola Piszczorowicza, dla którego było to już 41. zakończenie sezonu artystycznego, w którym miał okazję uczestniczyć. Artysta w swoim przemówieniu wspomniał, że fenomen orkiestry polega właśnie na tym, że w jednym miejscu spotykają się ludzie o odmiennych temperamentach, o odmiennej emocjonalności i wrażliwości, o różnych przekonaniach i ideach, a batuta sprawia, że pojawia się jedność wykonawcza. I to jest w orkiestrze najpiękniejsze.
Jako drugi punkt programu zabrzmiało ostatnie dzieło symfoniczne napisane przez Johannesa Brahmsa – „Koncert podwójny a-moll”. Jak wspomniała w swojej zapowiedzi Małgorzata Janicka-Słysz, kompozytor mawiał o sobie, że urodził się za późno. Zależało mu na tym, by zbliżyć się do kwintesencji ideału, który stworzyli jego poprzednicy. „W czasach Brahmsa była rozwijana taka formuła »3B«, czyli Bach, Beethoven, Brahms. Ona pokazuje źródła inspiracji tego kompozytora, uczona polifonia Bachowska, model dynamiczny formy Beethovena i oczywiście Brahms, który uprawiał muzykę typowo romantyczną, nastawioną na emocje”. Kompozytor napisał swoje dzieło dla dwóch wybitnych muzyków swoich czasów – skrzypka Józefa Joachima oraz wiolonczelisty Roberta Hausmana. Tego wieczoru na scenie pojawiły się dwie wybitne artystki – znana już wszystkim w Filharmonii Łódzkiej, belgijsko-francuska wiolonczelistka Camille Thomas, która w tamtym roku gościła w gmachu tej instytucji jako rezydentka, oraz holenderska skrzypaczka Rosanne Philippens. Nie da się ukryć, że artystki skupiły całą uwagę publiczności na sobie, gdyż poza wyjątkowymi umiejętnościami technicznymi i interpretacyjnymi zachwycały swoimi kreacjami, a w szczególności Camille Thomas, która tego wieczoru pojawiła się w pięknej, rozłożystej fuksjowej sukni. Już od samego początku można było dostrzec, że solistki prowadzą wyjątkowo udany i spójny „dialog” interpretacyjny, jednak bez wątpienia wciągająca okazała się być odmienność stylistyczna tych dwóch artystek. Rosanne Philippens wyróżniała się niezwykłą energicznością i precyzją, trzymając tym samym w napięciu do ostatniego dźwięku. Z kolei Camille Thomas jest dla mnie artystką, której romantyczna emocjonalność wybrzmiewa w każdym pociągnięciu smyczkiem i szarpnięciu struny. Artystki wraz z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Łódzkiej podniosły nieco temperaturę na scenie i publiczności, ukazując żywioł i ładunek energetyczny, jaki niesie za sobą dzieło Brahmsa. Niestety momentami zabrakło pewnej powściągliwości w partii orkiestry, która przykrywała swoim potężnym brzmieniem skrzypaczkę. „Koncert podwójny a-moll” to utwór, który pozwala pokazać, jak różnorodna jest forma symfoniczna: duety między solistkami, dialogi solistów z orkiestrą oraz potężna partia orkiestrowa. Niezwykle widoczna była tendencja prowadzenia kolorytu, o której wspomniała odpowiedzialna za słowo Małgorzata Janicka-Słysz: „Od ciemnego kolorytu Brahms prowadzi do rozjaśnienia barwy orkiestry, która w finale staje się świetlista”.
Po przerwie scena wypełniła się w całości, gdyż do Orkiestry Symfonicznej dołączył Chór Filharmonii Łódzkiej przygotowany przez Artura Kozę. Z batutą ponownie wkroczył Paweł Przytocki, a wraz z nim tenor Andrzej Lampert – artysta klasyczny, jazzowy i rozrywkowy. To wszystko po to, by chwilę później wybrzmiało dzieło Karola Szymanowskiego – III Symfonia „Pieśni o nocy” stworzona do trzynastowiecznego perskiego poematu, przetłumaczonego przez Tadeusza Micińskiego. Publiczność natychmiast została skąpana jedyną w swoim rodzaju barwą i harmonią chóru i orkiestry, w której widoczne były wątki orientalne nawiązujące do warstwy tekstowej. Mimo że Andrzej Lampert był „gwiazdą” tego utworu, znacznie większe wrażenie zrobił na mnie Chór, który znakomicie wykonał swoją partię. Selektywnie, wyraźnie zaakcentowany tekst, znakomicie zachowana dynamika oraz piękne brzmienie postawiły kropkę nad wykonawczym „i” tego dzieła. Sam Lampert bez wątpienia, dzięki swoim różnorodnym umiejętnościom stylistycznym, był dla tego wykonania ciekawym ornamentem, jednak również i podczas tego utworu zdarzało się, że solista był zupełnie niesłyszalny.
Muszę przyznać, że lubię to dawkowanie emocji, a w tej kwestii bardzo wiele zależy od tego, jak ułożony jest program. To poczucie, kiedy zasiadasz na publiczności i myślisz sobie – no dobrze, to teraz mnie zaskoczcie! Czy zastanawiałeś się kiedyś, co by było, gdyby w filharmonii można było złożyć zamówienie na poszczególne odczucia, wrażenia, emocje? Zamiast szefa kuchni – dyrygent, który pilnuje, by wszystkie składniki zostały starannie wymieszane, pokrojone i doprawione przez kucharzy (muzyków). Z czego składałoby się moje muzyczne danie? Mimo kilku niedoskonałości z pewnością skusiłabym się na menu zaproponowane tego wieczoru jeszcze raz.