Nie będę udawać, że mówię gwarą [rozmowa z Wiolą Jakubiec i Dorotą Błaszczyńską-Mogilską z zespołu SEKUNDa]
Zespół SEKUNDa, czyli muzyczny dialog między muzyką klasyczną a ludową. Z Wiolą Jakubiec i Dorotą Błaszczyńską-Mogilską rozmawiała Hanna Jocek. Zespół usłyszymy na festiwalu Kolory Polski 15 lipca 2023 r. o godz. 19:00 w kościele św. Marcina w Maurzycach
Wasz duet to zestawienie przeciwnych gustów muzycznych?
Dorota: Łączymy ze sobą dwa światy – klasyczny i ludowy, więc różnorodność to pewnie cecha charakterystyczna naszego zespołu, ale i przewrotnie nasza wspólna. Przede wszystkim obie patrzymy podobnie na rozwój artystyczny i cele, do których dążymy. Dlatego zdecydowałyśmy się na współpracę.
Wiola: Obie mamy też wykształcenie klasyczne, które bardzo nam się przydaje ze względu na wieloletnią możliwość ćwiczenia techniki. Ja mam trochę większe doświadczenie z muzyką ludową niż Dorota, jednak życiorysy obu z nas tożsame są z górami i miałyśmy kontakt z tamtejszą kulturą i sztuką. To, co gramy w duecie, to oczywiście nie jest muzyka stricte tradycyjna, a raczej dokonywane na niej eksperymenty.
Jakie instrumenty poza skrzypcami słyszalne są w Waszych kompozycjach?
Wiola: To się dość dynamicznie zmienia. Do tej pory były to piszczałka sześciootworowa i jednootworowa, zwana wielkopostną bądź końcówką. Ich dźwięki charakterystyczne są dla całego łuku Karpat – od Czech, przez Słowację, Węgry i Rumunię. Zdarza nam się też używać dzwonków pasterskich, inaczej zbyrcoków. Był też bęben obręczowy. A gdzie nas w przyszłości poniesie? Tego nie wiemy. Poza tym Dorota urozmaica nasze granie looperem, ale to już spoza instrumentarium tradycyjnego.
Gdzie uczyłaś się na nich grać?
Wiola: Jako dziecko tańczyłam w zespole pieśni i tańca. Tak zaczęła się moja przygoda z muzyką w ogóle. Teraz określiłabym siebie jako samouka, choć oczywiście podpytuję innych o wskazówki. Tata Doroty jest flecistą i również jego zdarza mi się poprosić o radę. Dorota tego może wprost nie mówi, ale ma „ludowe zacięcie” i, grając na skrzypcach, potrafi dobrze zmieniać style, kiedy jest taka potrzeba.
Dużo jest miejsc w Polsce, gdzie można nauczyć się ludowej techniki gry? W akademiach muzycznych raczej o to trudno.
Wiola: W centralnej części kraju takich miejsc jest mniej i raczej przybierają one formę warsztatów, tzw. taborów. W górach funkcjonują np.: Fundacja Braci Golec w Żywcu, ZPiT Istebna w Beskidzie Śląskim, na Podhalu prężnie działa Akademia Muzyki Etnicznej i Improwizowanej prowadzona przez Dawida Czernika. W ogóle na południu Polski dzieci bardzo często chodzą jednocześnie do szkoły muzycznej o profilu klasycznym, ale i zaangażowane są w muzykę ludową oraz rozwijają się w obu kierunkach.
O czym śpiewacie w Waszych utworach? Są to autorskie teksty czy zapożyczone?
Wiola: Wszystkie są zapożyczone z dawnych pieśni ludowych. Zazwyczaj pojawia się w nich motyw tęsknoty za górami i pewnych trudów życia. Często mieszamy słowa jednej kompozycji z nową melodią bądź melodią z innej pieśni. W przeszłości wykonawcy także łączyli różne repertuary, zazwyczaj jeden tekst miał kilka wariantów muzycznych. To cecha charakterystyczna dla muzyki tradycyjnej. Ja, jako artysta, mam po prostu prawo czerpać z różnych gatunków. Głównie sięgamy po twórczość z Beskidu Śląskiego, Beskidu Żywieckiego, ale i Dorota zaproponowała materiał z okolic Spisza. Możliwe, że w przyszłości odważymy się napisać własne słowa, a może sięgniemy do poezji…
W jednym z wywiadów wspomniałyście kompozytorów, którzy Was inspirują. Kilar, Lutosławski, Górecki, ale i grupa Sutari czy bułgarskie chóry. Jak rozumiecie to czerpanie inspiracji?
Dorota: Dla mnie czerpanie inspiracji to uczenie się języka muzycznego od wybitnych i ważnych dla mnie kompozytorów. Zdarza mi się celowo nawiązywać do fragmentów danych kompozycji, ale doświadczam nieraz odkrycia swoistych podobieństw dopiero po jakimś czasie. Staram się szukać własnego języka muzycznego, jednak mam świadomość, że proces ten nie mógłby następować bez poznawanych od dziecka wybitnych artystów i ich dzieł.
Wiola: Czerpanie emocjonalności i klimatu. Nie tylko od tych Wielkich z przeszłości, ale i tych, którzy dzielą się swoją pracą teraz. Chodzi o inspirowanie się harmonią czy rytmiką, ale nie kopiowanie ich, a wyciąganie natchnienia. Świadomości, że wyzwalane są w nas uczucia pobudzające do wymyślania własnej sztuki.
Nie boicie się, że eksperymenty na muzyce ludowej z czasem zupełnie zniszczą jej autentyczność, naturalność?
Dorota: Mam ogromną nadzieję, że tak się nie stanie. Muzyka ludowa zawsze była dla mnie autentyczna i naturalna, dlatego postanowiłam inspirować się nią oraz uczyć się radości ze wspólnego muzykowania, właśnie od muzyków tradycyjnych. Chciałabym czerpać z różnych gatunków i nieustannie poznawać Muzykę Świata, wiem, że dużo jeszcze przede mną. Warto podkreślić, że nigdy nie grałam muzyki tradycyjnej ludowej. Nie chciałabym też udawać, że umiem tak zagrać, mogłoby to być śmieszne lub chociaż nieautentyczne. Trochę jak z gwarą. Mimo że spędziłam dużo czasu w górach, w znajdującej się na polskim Spiszu miejscowości Rzepiska, i dalej czuję, że jest to bardzo ważne dla mnie miejsce, to nie umiem mówić czystą gwarą. Słucham natomiast spiskich rozmów z zachwytem i później zapożyczam niektóre zwroty do języka mówionego.
Wiola: Trzeba wiedzieć, że muzyka tradycyjna nie jest „jedna”. Są różne regiony, style, muzykanci. Wielu słuchaczom brakuje refleksji, że mnóstwo nagrań, którymi dysponują teraz archiwa, powstało u schyłku życia artystów. Należy brać poprawkę na to, że 50 lat wcześniej jako młodzi ludzie grali oni czyściej, lepiej, mieli pełniejsze głosy. Ludzie zapominają o podejściu do tej twórczości z mądrą krytyką. Inni zaś w ogóle nie wiedzą, gdzie szukać źródeł.
Zdarza Wam się kłócić o to, który styl ma być w Waszej kompozycji bardziej widoczny?
Wiola: Oczywiście, że mamy różnice zdań i różnice temperamentów także, chociaż szklanki i noże jeszcze między nami nie latały. Szczerze mówiąc, to nasze utwory wciąż ewoluują. Po zagraniu koncertu odsługujemy go i wyciągamy wnioski. Jeśli trzeba, dokonujemy zmian. Te kompozycje wciąż kwitną, rozwijają się. Efekt finalny będzie dopiero słyszalny na płycie.
Kiedy będzie można ją dostać?
Dorota: Za nami etap nagrywania, ale czeka nas miksowanie, porządkowanie. Mam nadzieję, że nastąpi to w tym roku kalendarzowym.
Wiola: Chcemy iść w jakość, a nie czas, aby mieć pełną satysfakcję z naszej pracy. W studio pracowałyśmy z około dwudziestoma muzykami gościnnymi. Nagrywałyśmy z chórem żeńskim, kwartetem smyczkowym, bębnami… Czyli ta płyta to będzie tak naprawdę zespół SEKUNDa i przyjaciele.
Dorota: Jeden z nich to jej producent – Marcin Pospieszalski. Sam balansuje na granicy jazzu i muzyki folkowej, a nam dał wiele wskazówek i nowych spojrzeń na przygotowany materiał.
15 lipca gracie koncert w Skansenie Maurzyce koło Łowicza w ramach 24. Festiwalu Filharmonii Łódzkiej „Kolory Polski”. Z repertuarem SEKUNDy wolicie występowanie w takim miejscu czy jednak w salach koncertowych?
Wiola: Odnajdujemy się wszędzie. Najwięcej tak naprawdę zależy od widowni. Nie gra się przecież dla miejsca, a dla ludzi.