Cicha z wielkim głosem [koncert „Karaimska mapa muzyczna” w ramach Festiwalu 4 Tradycji w Filharmonii Krakowskiej]
Jeśli o jakimś temacie jest cicho, jeśli o jakiejś grupie etnicznej się zapomina, to możemy mieć pewność, że Karolina Cicha o tym zaśpiewa. I to bardzo głośno, z zaraźliwym uśmiechem, z przejmującym bólem i z fenomenalną aranżacją. Karolina Cicha jest dla mnie dobrem narodowym porównywalnym z tym, jaki Celine Dion stanowi dla Kanady. W tym roku Filharmonia Krakowska doceniła i zaprosiła – wreszcie! – Karolinę Cichą z zespołem do wystąpienia z programem karaimskim podczas trzeciej edycji Festiwalu 4 Tradycji. Mrówczej pracy Cichej nie doceniły za to Fryderyki. Cóż – ich strata.
Miłośnicy „kultury korzeni”, folku, folkloru i innych etno- kwestii zapewne po raz pierwszy usłyszeli o Karolinie Cichej, kiedy zaczęła występować w Ośrodku Praktyk Teatralnych „Gardzienice”. Po paru latach od tego aktorskiego debiutu Cicha wyskoczyła głośno i z przytupem – jak to ona – z projektem „Wieloma Językami”. Pamiętam ten moment, bo dla dziennikarza muzycznego, męczonego kolejnymi recenzjami nijakiego polskiego popu, był to prawdziwy powiew świeżego powietrza i wielokulturowa mieszanka muzyczna na wysokim, godnym Real World Records, poziomie. Karolina przygotowała projekt z Bartem Pałygą – multiinstrumentalistą i zapalonym poszukiwaczem brzmień nietypowych. Płyta zgromadziła wątki tematyczne, językowe i muzyczne z wielokulturowego Podlasia, a sama Cicha zebrała nagrody za swoją inicjatywę – Grand Prix na konkursie w ramach Festiwalu Folkowego Polskiego Radia „Nowa Tradycja” oraz Nagrodę Indywidualną im. Czesława Niemena za osobowość i ekspresję. Ta niepozorna dziewczyna z akordeonem pojawiła się na scenie z utworami w języku ukraińskim, litewskim, rosyjskim, romskim, białoruskim, jidysz, tatarskim, esperanto i polskim. Bogata aranżacja, doskonała znajomość rytmiki, skal, instrumentarium, a do tego pasja i głos, który przebija mury – tak utkwiła mi w pamięci Karolina Cicha i w ten sposób od dziesięciu już lat ją postrzegam. I chociaż Cicha całą sobą prezentuje odwrotność swojego nazwiska, to jednak wciąż jest jej w naszej świadomości za mało. Nic dziwnego, skoro mówi o tematach niepopularnych, mało medialnych i w ogóle takich, które najchętniej by się zamiotło pod dywan historii.
Po wielokulturowości Białegostoku przyszedł czas na skupienie artystki na konkretnych kulturach i ich tradycjach. Było więc mocne i piękne „Jidyszland” z muzyką żydowską i poetyckimi tekstami, potem „Płyta tatarska” z tematem ludów tatarskich, o których większość z nas wie tyle, że coś mieli wspólnego z Sobieskim i że jeden strzelił z łuku do hejnalisty w Krakowie. W międzyczasie Cichą i Pałygę Ambasada Polska w Pakistanie zaprosiła do stworzenia materiału zderzającego muzyczne tradycje Europy Wschodniej i Azji Południowej („Poland-Pakistan. Music Without Borders”). Na Podlasie zespół Karolina Cicha i Spółka wrócił w płytach „Jeden – wiele” (zbierającej muzykę sakralną różnych kultur i religii) oraz „Tany” (odnoszącą się do muzyki tanecznej). Zanim Cicha postanowiła przyjrzeć się muzyce polskiej (nominowany do Fryderyka album „Sad” stworzony ze Sw@dą i muzykami Spółki), wybrała się w podróż po ziemiach, historii i opowieściach Karaimów. Właśnie „Karaimską Mapę Muzyczną” mogliśmy wysłuchać w skupieniu i swoistej hipnozie podczas koncertu w ramach Festiwalu 4 Tradycji w krakowskiej Filharmonii.
Jak to u Cichej, koncert wypełniły nie tylko dźwięki i poezja, ale też ocean informacji. Podczas jednego muzycznego wieczoru mogliśmy się o Karaimach dowiedzieć więcej niż z książek, bo informacje o miejscach ich zamieszkania, wędrówkach, rozwoju kulturowym, życiu codziennym przekazywane były głosem pełnym pasji i fascynacji tą kulturą i ludźmi. Siedząc daleko od publiczności, odcięta wysokim stopniem filharmonicznej sceny, Karolina Cicha mówiła do nas z miękkością charakterystyczną dla spotkań z przyjaciółmi i rodziną. Przytulności całemu koncertowi dodawał fakt, że z pierwszego rzędu publiczności muzyki swoich przodków słuchała prezes Związku Karaimów Polskich, Mariola Abkowicz, której wkład w zebranie materiału do całego projektu i pomoc w jego realizacji jest niezaprzeczalnie ogromny. Byliśmy więc niejako „wśród swoich” i szybko daliśmy się wciągnąć w intymną atmosferę opowieści o miłości, tęsknocie, rodzinie i magicznym pięknie przyrody.
„Karaimska mapa muzyczna” to koncert niezwykle plastyczny. Każdy instrument ma tu swoją niepowtarzalną funkcję i wyraziście odmalowuje swój fragment obrazu. Niewątpliwie ogromną zasługę mają tu sami muzycy – wieloletni współpracownicy Cichej, którzy zdają się żyć i oddychać historiami, którymi karmi ich liderka. Mateusz Szemraj – niepozorny, ale jakże zaangażowany gitarzysta, który podczas koncertu sięga po najróżniejsze instrumenty (cymbały, bałałajka, saz, oud, mandola) – doskonale dopełnia harmonicznie całą muzyczną bańkę, a jednocześnie jest nierzadko odpowiedzialny za konkretny muzyczny charakter (jak wpadające w ucho bałałajkowe „wibrato” przenoszące nas w romansie „Kiuzdiahi bahada” w rejony kozacko-ruskie). Karolina Matuszkiewicz (skrzypce, kemancze, wokal) nierzadko towarzyszy Karolinie wokalnie, a jej przepiękne melodie na tureckim kemancze dodają charakterystycznego orientalnego smaczku. Karolina Cicha oczywiście śpiewa, ale też opowiada. Podczas koncertu delikatnie, romantycznie tłumaczyła teksty zawiłej karaimskiej poezji, odmalowując przed nami wizje mglistych leśnych krajobrazów i uwikłanych w tę naturalną melancholię ludzi o sercach wypełnionych miłością i tęsknotą, rozdartych między ukochanymi a powinnością wojny i pracy. Niezauważalnie wręcz akompaniuje też sobie na akordeonie, który w jej rękach zmienia się w instrument wielofunkcyjny, to dodając głębokiego basu, to podbijając rytm, to towarzysząc głównej melodii. Nie brakuje też wtrętów elektronicznych, które doskonale wypełniają cały ten galimatias. I w końcu – Patrycja Betley i jej bębny każdego kształtu, rozmiaru i brzmienia. Czasem, słuchając koncertu, usiłowałam wyłapać moment, w którym Patrycji wyrastają dodatkowe ręce, którymi obsługuje kolejne instrumenty. Bez dwóch zdań muzyka orientu i muzyka wschodu nie mogą istnieć bez bębnów, a dobranie odpowiedniego brzmienia, rytmu, ostrości uderzeń to już sztuka dla wirtuoza. I takim niewątpliwie jest Patrycja, nic więc dziwnego, że od wielu lat uzupełnia najlepsze etno-projekty z całej Polski (np. jest częścią doskonałego projektu Kayah „Transoriental Orchestra”). Gościem specjalnym koncertu był wokalista, pochodzący z Ukrainy Karaim – Michał Kuliczenko. Dodatek głębokiego, męskiego głosu był cenny, tym bardziej że większość prezentowanych pieśni powstała z „męskimi” tekstami (opowiadała o miłości narratora mężczyzny do delikatnej i niedostępnej kobiety).
Przez cały koncert towarzyszyło mi jednak nieznośne uczucie, że oto oglądamy coś autentycznego, naturalnego, wyciągniętego specjalnie dla nas z dna kufrów przez szybkę. Festiwal 4 Tradycji jest niewątpliwie cennym pomysłem i ważnym projektem w działalności Filharmonii Krakowskiej ostatnich lat, ale niestety jest on mało widoczny w bardzo bogatym ostatnimi czasy repertuarze instytucji.
W bardzo zróżnicowanym programie, na który złożyły się oprócz koncertu karaimskiego ukraińska „Liturgia uroczysta”, koncert trio klezmerskiego, koncert gruzińskiego chóru z pieśniami tradycyjnymi i finałowy wielki koncert współczesnej muzyki symfonicznej, trudno jest wczuć się w ideę i przesłanie Festiwalu 4 Tradycji. W moim mniemaniu chodzi tu o pokazanie wielokulturowości Polski i jej sztuki, wpływów tradycji, religii, muzyki i sztuki różnych narodów, które znalazły w naszym kraju swój dom, swój świat. Zapewne w odbiorze przekazu festiwalowego, jak i po prostu poszczególnych punktów programu pomogłoby otwarcie się na inne niż filharmoniczna przestrzenie. Jakże aktualna w swoim brzmieniu i przesłaniu „Liturgia uroczysta” Łesi Dyczko zabrzmiałaby pięknie i niewątpliwie wzbudziła wiele emocji wykonana w jednym z wielu krakowskich kościołów, muzyce klezmerskiej dalibyśmy się ponieść w pięknej i historycznej sali restauracji Hevre na krakowskim Kazimierzu, gruziński chór na pewno niósłby się pięknym echem we wnętrzu pałacowym, a sama Karolina Cicha rozwinęłaby muzyczne skrzydła gdzieś w otoczeniu podgórskich ogrodów. Jakże majestatyczny i wyjątkowy byłby wówczas koncert finałowy, sprowadzający historie wojenno-powojennej polskiej muzyki do najstarszej krakowskiej sali koncertowej, która zasłynęła otwarciem podwojów zaraz po ustąpieniu niemieckiego okupanta! W tak zróżnicowanym krajobrazie muzyka Festiwalu zabrzmiałaby ze zdwojoną siłą, bo wzmocnioną przekazem historycznym, przekazem ludzkim.
Sama architektura przepięknej skądinąd filharmonicznej sali, pomimo wysiłków podczas remontu i dodania akustycznych ekranów, nie do końca potrafi podołać koncertom, podczas których nagłośnienie odgrywa niezwykle ważną rolę. Niestety nakładające się przepiękne głosy odbijały się od wysokich ścian i balkonu, tworząc na środku sali zgrzyt i kakofonię, zamiast porywać i omotać nas gęstą siatką harmonii. Intymny szept Karoliny Cichej do mikrofonu robiłby dużo większe wrażenie i wywoływał gęsią skórkę oraz wzruszenie, gdybyśmy znajdowali się w sali odzwierciedlającej tematykę koncertu. Bowiem do karaimskich tajemnic, opowieści i poezji bardziej pasowałaby sala mniejsza, kameralna, miękka, w której stalibyśmy się częścią świata, który zespół przepięknie odmalował nam muzyką. Mimo to podczas koncertu Karoliny Cichej i Spółki publiczność powoli poddała się poetyckiej i nieco baśniowej aurze, wsłuchując się w piękne historie o łzach wylewanych przez karaimskiego młodzieńca, które wypełniają jezioro Galve, o ogrodzie kwiatów i ogrodzie słów czy w radosną, biesiadną piosenkę, którą aż chciało się zaśpiewać wspólnie z zespołem, ale trochę nie wypadało w tak eleganckiej sali.
Muzyka Karaimów to muzyka ludności, która w swojej historii zamieszkiwała Krym, Wielkie Księstwo Litewskie, Wileńszczyznę, Polskę. To muzyka, która zbiera historie, tradycje i wpływy i w której słychać te zmiany i ciągłą wędrówkę. Dziś Karaimi to najmniejsza mniejszość etniczna Polski, a ich tradycje muzyczne nierzadko zamknięte są w umysłach najstarszych przedstawicieli tej grupy. Mariola Abkowicz nie bez powodu z prośbą o uratowanie karaimskiej muzyki udała się do Karoliny Cichej i Spółki – w końcu to oni stoją na straży pamięci o kulturze naszych mniejszości, naszego pogranicza, ludzi, którzy wcale nie tak dawno byli naszymi bliskimi sąsiadami, przyjaciółmi, współmieszkańcami. Dziś żyją w muzyce, która wyraziście zapada w pamięć i serce. Ale żeby zapadła na dłużej – trzeba jej wysłuchać na żywo i wejść w te historie i ten świat.
Linki, w które warto kliknąć:
„Karaimska mapa muzyczna” – informacje o płycie na stronie Karoliny Cichej
https://karolinacicha.eu/sklep/karaimska-mapa-muzyczna/
Informacja o koncercie „Karaimska mapa muzyczna” w ramach Festiwalu 4 Tradycji na stronie Filharmonii Krakowskiej, z rozbudowaną informacją o Karaimach
https://filharmoniakrakow.pl/public/program/festwal-4-tradycji----karaimska-mapa-muzyczna
Strona Związku Karaimów Polskich: