Wieczór kontrastów: od mozartowskiego impetu do organowej potęgi [Takashi Yamamoto w Polskiej Filharmonii Bałtyckiej]
W tygodniu poprzedzającym koncert Gdańsk zaczął przymarzać. Wbrew coraz mniej przychylnej pogodzie w Polskiej Filharmonii Bałtyckiej rozpoczęła się kolejna edycja festiwalu Gdańska Jesień Pianistyczna, w tym roku oferująca niezwykle obszerny i zróżnicowany repertuar. Ten sam tydzień zawierał w sobie również dość kontrowersyjny występ Daniela Ciobanu (zasłyszane), ale nie to będzie tematem tekstu.
Piątkowy koncert festiwalowy otworzyła Uwertura do opery Uprowadzenie z Seraju Mozarta, którą gdańscy filharmonicy potraktowali niezwykle wybuchowo i dynamicznie. Niestety nie dało się nie odczuć problemów w wewnętrznym dialogu zespołu z przyjezdnym dyrygentem (Christian Vásquez). Po ożywczym początku stopniowo tempo zaczęło spadać, co mogło być spowodowane niezwykle spazmatycznymi ruchami maestro.
Kolejnym punktem wydarzenia był dobrze znany już melomanom III Koncert fortepianowy Beethovena, a więc „pewniak” – zarówno dla zespołu, jak i solisty, ale czy tak właśnie się okazało? Rezultat był chyba nieco odmienny. Zaproszony gość (a w zasadzie artysta bardzo często występujący na polskich scenach od czasu pamiętnych wykonań na XV Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. F. Chopina) – Takashi Yamamoto – zachwycał publikę gdzieniegdzie nietypową „artykulacją” swej gry, ale czy przekonał? Styl tego japońskiego artysty charakteryzuje niesamowicie duży ciężar każdego dźwięku (w praktyce wydawało się jakby klawisze były nadmiernie dociskane), a ten w połączeniu z, chociażby, oryginalną Beethovenowską kadencją oraz przejrzystością skrajnych części koncertu zamazywał niekiedy linie melodyczne w partiach orkiestry. Szkoda! Było to wykonanie niezbyt porywające, ale za to bardzo szlachetne na swój osobliwy sposób.
Jako bis solista wykonał ubóstwiany (przede wszystkim dla publiki, która przybyła pociągiem) Nokturn Es-dur Fryderyka Chopina, również w nietypowej, a z perspektywy niedawno zakończonego Konkursu Chopinowskiego to wręcz już eksperymentalnej odsłonie. Po paru dniach od zakończonego koncertu doszedłem do wniosku, że było to wykonanie głęboko intymne, przejmujące oraz melancholijne. Wewnątrz każdej frazy pojawiał się nieoczekiwany punkt zatrzymania, zamyślenia, a przy tym każdy dźwięk nieodpuszczony, dociśnięty. Zamiast paryskiego salonu usłyszeliśmy (ujrzeliśmy) coś pokroju Wiosny (wnętrza pracowni artysty) Wyczółkowskiego.
Koncert zamknęła III Symfonia c-moll Organowa Saint-Saënsa z udziałem kolejnego gościa wieczoru – przy organach zasiadł Pavel Kohout. To wykonanie stanowiło najmocniejszy punkt programu. Orkiestra PFB stanęła na wysokości zadania! Vásquez momentami wyprzedzał ruch batuty (niecodzienny widok w Gdańsku, o wiele częstszy np. w kręgu zespołów zachodnich), ale usłyszeć można było dużo spokoju i luzu, a kompozycję realizował bez partytury. Pochwały z pewnością należą się sekcji kontrabasów oraz perkusji. Kilka upadków zaliczyły z kolei skrzypce (co przy nie najprostszym materiale można wybaczyć). Organy PFB, będące pokaźnym instrumentem, wprawiały panele podłogowe w drgania, co, przecinane akcją w sekcji dętej, tworzyło niecodzienne doznanie.
Zbliżając się dużymi krokami do podsumowania kolejnego roku kalendarzowego, pozwolę sobie zauważyć, że nie doświadczyłem na Ołowiance alternatywy dla niekończących się owacji na stojąco po każdym koncercie czy nawet pozycji w programach (niekiedy po następnych częściach kompozycji wieloczęściowych). Melomanii PFB, niezależnie od tego, czy wydarzenie się udało bądź nie, nie chcą wykazywać perspektywy nieco bardziej krytycznej wobec przyjmowanej treści, co może skutkować zmniejszeniem się atrakcyjności następnych sezonów artystycznych. Niemniej jednak, pozostaję ujęty nietuzinkowym, a może ekscentrycznym wykonaniem Chopina z wykonanego bisu solisty wieczoru (mimo iż oczekiwałem czegoś mniej typowego, pozostając jeszcze zmęczonym repertuarem tegoż kompozytora) i z niecierpliwością wyczekuję kolejnych koncertów festiwalu – jako część publiczności dalej wypełniającej w nienagannej frekwencji Salę Koncertową Polskiej Filharmonii Bałtyckiej.