Szukając klucza do wolności

18.10.2021

Jedną z najbardziej zaskakujących produkcji na tegorocznym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni była fabuła „Dzień, w którym znalazłem w śmieciach dziewczynę”, biorąca udział w Konkursie Filmów Mikrobudżetowych. Polskie science fiction wciągające i niebanalne. O tym, dlaczego właśnie w ten sposób postanowili skomentować współczesną rzeczywistość, opowiadają nam twórcy: Dagmara Brodziak i Michał Krzywicki. Rozmawia Maja Baczyńska

 

Dlaczego zdecydowaliście się zrealizować gatunek science fiction?

 

Dagmara Brodziak: Ten gatunek (i w ogóle zabawa gatunkiem) dały nam ogromne pole do wypowiedzenia wszystkiego, na co tylko mieliśmy ochotę i zadawania pytań najtrudniejszych. Nie robimy tego może wprost, tylko poprzez hiperbolizację pewnych ludzkich zachowań i systemu, w którym żyjemy – po to, by dać do myślenia, do czego nasza cywilizacja może zdążać, jeśli pewnych procesów nie zatrzymamy. Jako twórcy wraz z Michałem celowo i z radością bawimy się i używamy miksu różnych gatunków filmowych i tworzymy z pozoru nieistniejące światy. Właśnie ta gatunkowość i ten gruby nawias dają nam przeogromną wolność wypowiedzi, dyskusji i metafor.

 

Michał Krzywicki: Lubimy poruszać się w rzeczywistościach, które nie do końca odzwierciedlają świat wokół nas. Chcemy zabrać widza do miejsc, w których jeszcze nikogo nie było, zamknąć na chwilę w bańce. Możemy kreować elementy takiego świata tak, jak nam się to podoba. Jest to trochę ryzykowne, bo wszystko, co nie przystaje do naszej rzeczywistości jest z miejsca poddane ocenie, ale tego typu ryzyko sprawia nam satysfakcję – zwłaszcza kiedy znajdują się widzowie, którzy naprawdę wchodzą w opowiadaną przez nas historię.

 

A skąd pomysł na fabułę?

 

DB: Pomysł przyszedł do mnie już ponad 4 lata temu, kiedy z Michałem mieszkaliśmy w Bangkoku, pracując nad scenariuszem innego naszego filmu. Najbliższe sercu pomysły mają do siebie to, że pojawiają się nieoczekiwanie i często wykluwają się pod wpływem najbardziej prozaicznych bodźców. I w tym przypadku nie było inaczej. Zobaczyłam któregoś dnia w serwisie Youtube filmik o 60-letnim daltoniście, który dostał od swojej rodziny okulary, dzięki którym mógł po raz pierwszy w życiu zobaczyć kolory. Jego łzy szczęścia po założeniu tych okularów i zobaczeniu czegoś dla większości tak oczywistego, jak kolor, poruszyły mnie tak głęboko, iż zaczęłam rozmyślać o zmysłach i odczuciach i o tym wszystkim, co w codziennym życiu bierzemy za pewnik. Co by było, gdyby odebrać nam zmysły? A pamięć? Warunkowanie? Kim jesteśmy bez tego? Co by było gdybyśmy mogli te zmysły odzyskać i użyć na świeżo, w pełni, po raz pierwszy? Smak czekolady, zapach róży, dotyk kogoś bliskiego, wiatr na twarzy. No i lawina pomysłów, dyskusji z Mikim (Michałem) i wizji się rozpoczęła. Zderzyliśmy to wszystko z tym, jak łatwo w dzisiejszym świecie kategoryzujemy ludzi, jak zręcznie władza potrafi zwrócić ludzi przeciwko sobie i dokąd to wszystko zmierza. Mniej więcej z takiego koktajlu myśli, obaw i refleksji powstał pierwszy treatment tej historii.

 

MK: Tak, pierwotnie autorką pomysłu na „Dzień, w którym znalazłem w śmieciach dziewczynę” była Dagmara, która w pewnym momencie mnie do niego zaprosiła. Dzięki temu mogłem dać tu też wiele od siebie i podzielić się swoją perspektywą. Czerpaliśmy z tego, co nas najbardziej porusza. Dla mnie bardzo ważny był motyw alienacji kogoś, kto ma nieco inną wizję świata niż społeczeństwo, ale nie ma nikogo, kto by ją z nim dzielił. W przypadku naszego bohatera, Szymona, jego odosobnienie nie wynika z tego, że jego poglądy są radykalne. Uznano z góry, że nie poddaje się już pewnych rzeczy dyskusji i należy je po prostu przyjąć. Niewolnictwo zostało zaakceptowane przez społeczeństwo (przynajmniej oficjalnie) i teraz należy się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Spotkanie Blue (tytułowej dziewczyny ze śmieci) jest dla niego dowodem na to, że to nie on sfiksował, tylko wszyscy wokół. Nie można ludzi pozbawiać człowieczeństwa, choć często świat chciałby dawać nam takie okazje.

Film dysponował mikrobudżetem, tymczasem science fiction wymaga nieraz spektakularnej oprawy wizualnej. Wybrnęliście z tego, idąc w minimalizm. Czy jest coś, z czego w związku z tym musieliście zrezygnować, choć pierwotnie chcieliście zamieścić to w filmie?

 

MK: Oczywiście musieliśmy do pewnego stopnia myśleć budżetem, ale dzięki naszej producentce Natalii Bednarskiej wcale nie było to aż tak bolesne, jak można by to sobie wyobrażać. Najważniejsze było dla nas uniknięcie sytuacji, w której byłoby widać, że chcemy osiągnąć coś, na co nas nie stać. Staraliśmy się myśleć prosto i razem z operatorem, scenografką i kostiumografką kierowaliśmy się jedną zasadą: „mniej znaczy więcej”. Skupiliśmy się wyłącznie na tych elementach science fiction, które będą służyć opowiedzeniu historii, którą chcieliśmy opowiedzieć. Wiedzieliśmy, że wyobraźnia i tak będzie szarżowała, ale skupiliśmy się na dobrym wykorzystaniu tego, co mieliśmy pod dostatkiem. Podczas pandemii łatwo było znaleźć czas na długie rozmowy online i zaangażowanie twórców, bo w tamtym czasie każdego rozsadzała energia twórcza. Zdążyliśmy się bardzo dobrze przygotować, dzięki czemu efektywnie wykorzystaliśmy wszystkie dni zdjęciowe. Było ich tylko 17, więc od razu musieliśmy wiedzieć, czego chcemy. Wielkim plusem było także to, że z Dagmarą graliśmy główne role. Nie mieliśmy problemu z własną dostępnością na próby i wiedzieliśmy, co pragniemy naszymi postaciami przekazać. Bardzo dużo dyskutowaliśmy i próbowaliśmy. Kiedy wpadaliśmy na nowe pomysły, mogliśmy je od razu wpisywać do scenariusza.

 

DB: Chcieliśmy stworzyć sci-fi w systemie wartości świata, który przedstawiamy, a niekoniecznie w futurystycznej scenografii i drogich efektach specjalnych. Wręcz przeciwnie: Warszawę i Polskę niedalekiej przyszłości chcieliśmy pokazać w filmowo estetyczny sposób, ale jak najbliżej temu, co znamy dzisiaj – tak, by widzowie mogli utożsamić się z opowiadaną historią i bohaterami.

 

Jedyne, co musimy przyznać to to, że zabrakło nam (ze względu na budżet) czasu, żeby móc pokombinować, porobić warianty itp. Niestety przy 17-tu dniach zdjęciowych nie było takiej możliwości.

 

Cała opowieść koncentruje się na próbie uwolnienia się jednostki z systemu. To temat zawsze aktualny, a może nawet szczególnie teraz, w Polsce. Co chcieliście przez to zakomunikować widzom? Że warto żyć pod prąd, abyśmy nie pozostawali bierni, czy też – jak to powiedział Andrzej Chyra podczas jednego ze spotkań na festiwalu w Gdyni – jako społeczeństwo uśpieni?

 

DB: Chcieliśmy zakomunikować nasze niepokoje. Niepokojące jest to, jak łatwo dajemy się nastawić przeciwko sobie, myśląc, że jedni są gorsi od drugich. Niepokojące jest też to, że nasza wolność jest milimetr po milimetrze coraz bardziej ograniczana i to, jak szybko się na to godzimy i do tego przyzwyczajamy.

 

Dodatkowym zagadnieniem jest element płci. Myślę że bohaterka taka jak Blue moglaby być fantazją wielu ludzi władzy – potulna, ubezwłasnowolniona, zagubiona i posłuszna – bez chodzenia na czarne marsze i bez upominania się o swoje, ale jak widać w filmie (i to jest nasz główny komunikat) istnieją takie obszary człowieczeństwa, których nikt nie może nam odebrać.

 

MK: Aczkolwiek zupełnie nie chodzi nam o to, żeby iść pod prąd na siłę, byle tylko się przeciwstawić „systemowi”. Potrzebujemy jakiegoś systemu, jesteśmy istotami społecznymi i tworzymy grupy, miasta, kraje itd. Potrzebujemy, aby ktoś zajął się zarządzaniem, polityką. Potrzebujemy na tym miejscu ludzi mądrych, kierujących się wartościami, które nas popchną do przodu (a nie cofną). Uważamy, że są wartości, które w dłuższej perspektywie czasowej powinniśmy pielęgnować, aby uniknąć błędów, które popełnialiśmy w historii już wielokrotnie. Taką wartością jest między innymi humanitarne podejście do każdej jednostki ludzkiej, nieważne czy należy do naszej grupy, miasta, kraju i nieważne, jakiego czynu się dopuściła.

Ponieważ jesteście zarazem reżyserami filmu i aktorami w nim, muszę zapytać – czy trudno było te obie role ze sobą połączyć?

 

DB: Michał jest reżyserem i aktorem w filmie jednocześnie. Ja miałam ten komfort, że mogłam skupić się tylko i wyłącznie na roli Blue i zostać otoczona opieką reżyserską Michała i operatorską Łukasza Suchockiego. Do tego miałam rewelacyjnego coacha aktorskiego, Dybę Lach, dzięki której płynnie przeżyłam plan, golenie włosów i wejście oraz wyjście z roli.

 

MK: Plan filmowy, szczególnie mikrobudżetowy to jeden wielki poligon. Przed zdjęciami całą ekipą przechodzimy projekt wzdłuż i wszerz i wszystko dokładnie planujemy, lecz wraz z pierwszym klapsem trzeba na bieżąco reagować na to, co się pojawia. Ciężko mi powiedzieć, czy trudno łączyć ze sobą aktorstwo i reżyserię. Myślę, że są tego dobre i złe strony. Dobra jest taka, że wiem, czego od siebie oczekuję, jestem dla siebie zawsze dostępny i wiem jak mogę improwizować, kiedy coś się zmienia z minuty na minutę na planie. Zła jest niestety taka, że rzeczywiście wymaga to więcej pracy i uwagi u pozostałej części pionu reżyserskiego i operatora. Dlatego wiem, że nic nie mogłoby się udać bez Filipa Hilleslanda, który pełnił w naszym projekcie rolę drugiego reżysera, ani bez Łukasza Suchockiego, z którym się bardzo dobrze rozumiemy i który zawsze od razu wie, co chcemy osiągnąć w filmie (dzięki czemu nie tracimy czasu na dyskusje!).

 

Michał Krzywicki i Dagmara Brodziak – filmowy duet twórczy. Wspólnie stworzyli dwa pełnometrażowe filmy fabularne: „Diversion End” (2017), koprodukcję polsko-francusko-amerykańską, która otrzymała m. in. Jantara Młodego Jury na Koszalińskim Festiwalu Debiutów Filmowych „Młodzi i Film”. Drugi film, „Dzień, w którym znalazłem w śmieciach dziewczynę” (2021), swoją światową premierę miał na 37. Warszawskim Festiwalu Filmowym, a międzynarodową (poza krajem, z którego pochodzi film) na Londyńskim festiwalu Raindance. Swoje historie opowiadają, osadzając je w takich gatunkach, jak: neo-noir, science fiction czy neo-western.

 

@dziewczyna_w_smieciach

https://www.facebook.com/dziewczynawsmieciach

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.