Świat narkotycznych rozkoszy [„Sztuczne raje” – Charlesa Baudelaira]
„Sztuczne raje” Charles’a Baudelaire’a to zbiór esejów traktujących o konkretnych środkach psychoaktywnych oraz skutkach ich zażywania. Jednak jest to też uniwersalna refleksja o ucieczce w świat narkotycznych rozkoszy dostępnych na wyciagnięcie ręki, ale oddalających to, co prawdziwe i rzeczywiście warte przeżycia.
„Sztuczne raje” – których drugie wydanie ukazało się właśnie w łódzkim wydawnictwie Officyna w świetnym tłumaczeniu Ryszarda Engelkinga – składają się z „Poematu o haszyszu”, „Opiożercy” oraz napisanego w 1851 r. tekstu „Wino i haszysz”. W pierwszej części Baudelaire opisuje, bazując w dużej mierze na własnych doświadczeniach, poszczególne etapy i stany pojawiające się po zażyciu odpowiednio przygotowanych konopi indyjskich. Francuski poeta przeprowadza drobiazgową analizę oddziaływania narkotyku na ludzką percepcję, aby w końcu potępić jego używanie. Koronnym argumentem w tym oskarżeniu jest to, że haszysz, sprowadzając wizje, zabija równocześnie wolę, która dla Baudelaire’a jest miarą wartości człowieka.
Część zatytułowana „Opiożerca” to w dużej mierze tłumaczenie dzieła Thomasa de Quinceya „Wyznania angielskiego opiumisty” z 1821 r., które Baudelaire przytacza we fragmentach, streszcza i opatruje swoimi komentarzami. Autobiograficzne szkice angielskiego filozofa napisane są niezwykle barwnym i wyrafinowanym językiem. Opisują one stopniowe uzależnianie się od opium (które w XIX w. w Europie było dość popularnym lekiem łagodzącym ból, często przypisywanym przez lekarzy w postaci laudanum czyli mocnej nalewki) oraz zmagania z powracającym bólem. Francuski poeta traktuje to świadectwo z wielkim szacunkiem, nawet podziwem, i znajduje w nim materiał do rozważań nie tylko nad przyczynami i skutkami uzależnień, lecz także naturą człowieka w ogóle.
W najbardziej ogólnym wymiarze Baudelaire w „Sztucznych rajach” przyjmuje stanowisko doświadczonego moralizatora, który dokonuje surowej oceny zażywania specyfików wykonywanych z konopi indyjskich oraz tych tworzonych na bazie opium. Swoje oskarżenia opiera na przeżyciach własnych, a także ludzi, z którymi się zetknął. Jednak nietrudno też odnaleźć w opisach narkotycznych wizji fascynacji odmiennością stanu, w jaki wprawiają człowieka substancje psychoaktywne. Dla poety pragnienie odmienienia swojej świadomości sztucznymi środkami było paradoksalnym świadectwem wielkości człowieka – jego dążenia do jakiejś wyższej rzeczywistości, przekraczającej to, co dane w błahej materialności dnia codziennego. Już w samym tytule tej książki pobrzmiewa oskarżycielski ton, sztuczność narkotycznych rajów konotuje nieobecność tych prawdziwych, trudniejszych do osiągnięcia, ale naprawdę wartościowych.
Baudelaire jednak nie potępia w czambuł wszystkich używek. Zaszczytny wyjątek stanowi wino. Poeta darzy je szczególną estymą, ponieważ według niego – w przeciwieństwie do opium i haszyszu – wzmacnia wolę i czyni człowieka towarzyskim, gdy dwie wspomniane substancje tylko izolują, zamykając w feerycznym świecie majaków i otępienia. Chociaż zachwyt w stosunku do wina szczerze podzielam, to mam jednak wątpliwości co do skuteczności wzmacniania przez nie woli – zwłaszcza dzień po spożyciu większej ilości owego trunku. Baudelaire jednak nie zajmuje się tymi niedogodnościami – jak na Francuza zresztą przystało, wino opisuje jako coś naturalnego i wspaniałego, co po pracy koi zszargane nerwy i wzmacnia zbolałe mięśnie.
Chociaż niektóre refleksje zawarte w „Sztucznych rajach” wydają się dziś – ze względu na wzrost wiedzy związanej z różnymi nałogami – naiwne, to nie jest to książka, której wartość tkwi jedynie w tym, że stanowi jakieś „świadectwo epoki”. Można przez jej pryzmat spojrzeć na problemy jak najbardziej aktualne i palące. Uzależnienie od opioidów łamie życie wielu mieszkańcom Stanów Zjednoczonych. Całe miasteczka zdają się trwać w stuporze, w jaki popadła część populacji zażywająca silne leki przeciwbólowe przepisywane przez lekarzy, kierujących się raczej chęcią zysku niż dobrem pacjenta. Widać w tych prowincjonalnych miejscowościach to, co tak niepokoiło Baudelaire’a – zanik woli. Trudno zająć się monotonnym wysiłkiem prowadzącym w perspektywie miesięcy czy lat do poprawy życia, jeśli klucze do sztucznego raju ma się pod ręką. Za autorem „Kwiatów zła” powinniśmy oczywiście myśleć o uzależnionych ludziach z dużą dozą wyrozumiałości. Jest bowiem w tragedii nałogu swoista niezgoda, bunt, pragnienie lepszego świata, a nie tylko ucieczka powodowana strachem lub nudą.
„Sztuczne raje” dotykają, jak każda opowieść o uzależnieniu, problemów każdego człowieka, które jednych nękają w większym stopniu niż innych. Strach, rozpacz, chroniczny, fizyczny lub psychiczny ból, który chce się odepchnąć, wyprzeć, stłumić. Czasem desperacja prowadzi do tego, że wybiera się drogę wiodącą w przepaść, tak bardzo pragnie się zmiany, jakiejkolwiek. Te wątki ściśle wiążą się z tym, co barwnie opisywali Baudelaire i de Quincey prawie dwa wieki temu.
Na koniec jeszcze uwaga o aspekcie tej książki niepowiązanym ściśle z jej treścią. Opracowanie graficzne tomów wydawanych przez Officynę warte jest uwagi i pochwały. Prosta szata graficzna oparta na żywych kolorach szczególnie zachęca mnie do nabywania papierowych wydań. Wydaje się to właściwym zabiegiem, żeby literaturę piękną obejmować pięknymi okładkami.
„Sztuczne raje” – Charles Baudelaire, przekł. R. Engelking, wydawnictwo Officyna