Syreny z różnych stron świata
Syrena jest piękna. Syrena walczy. Syrena śpiewa. Syrena kusi i uwodzi. Małe dziewczynki uwielbiają syrenkę, Arielkę, z filmu animowanego z oscarową muzyką Alana Menkena. Nie tylko dziewczynki – działa na wyobraźnię wielu z nas, bez względu na wiek i płeć. Córka podwodnego władcy, Trytona. Obdarzona nie tylko urodą, ale i pięknym głosem. Zaintrygowana światem ludzi. Zakochana w człowieku, z którym pragnie się za wszelką cenę zbliżyć. Jej postać zainspirowała również twórców spektaklu "Mała syrenka", który już 17 marca będzie miał premierę w Mazowieckim Teatrze Muzycznym im. Jana Kiepury. Ale syrenka to nie tylko Arielka, syren jest o wiele, wiele więcej.
Najważniejsza jest dla nas bodaj ta z baśni Hansa Christiana Andersena, na której kanwie w 1989 roku oparto zresztą i jedną z najsłynniejszych bajek ze studia Walta Disneya – o Arielce (dopisując jej nieco szczęśliwsze zakończenie). W Kopenhadze króluje nawet pomnik Małej Syrenki, powstały też liczne adaptacje: „Mała syrena”, japoński film animowany z 1975 roku, „Syrenka i książę”, radziecko-bułgarski film fabularny z 1976 roku, „Skarbczyk najpiękniejszych bajek”, japoński serial animowany z 1995 roku („Mała Syrenka” to odcinek 24.), „Dawno, dawno temu”, serial, który zainicjowano w 2011 roku…
Jednakże nie każdy wie, że w 1493 roku, przepływając obok wyspy nazwanej przez siebie Hispaniolą, podróżnik i odkrywca, Krzysztof Kolumb, zapisał w dzienniku pokładowym, że dostrzegł wyglądające z wody trzy syreny, za które najprawdopodobniej wziął manaty, czyli… krowy morskie.
Syrenka - bojowniczka o wolność
Dla nas, Polaków, syrenka jest szczególnie ważna – zawarty w godle symbol stolicy, z którym wiąże się legenda o Warsie i Sawie, tak pięknie opisana historia m.in. przez Wandę Chotomską. Przed wojną istniała wytwórnia Syrena Records, z fascynacji którą, notabene, współcześnie powstał jeden ze spektakli dla najnajów Fundacji Sztuka Ciała. Ba, w latach 1957–1983 w Warszawie produkowano nawet samochody osobowe i dostawcze pod marką FSO Syrena, a w latach 1972–1983 pod marką FSM Syrena w Bielsku-Białej. Wyprodukowano ponoć 521 311 egzemplarzy.
Liczne odwołania do mitycznych korzeni Warszawy znajdziemy i dziś, przede wszystkim w przestrzeni miejskiej. Wars i Sawa to na przykład restauracja w Nowym Teatrze na Starym Mokotowie. Nie mówiąc już o pomnikach, te przecież wydają się w tym kontekście szczególnie istotne. Warto pamiętać, że w latach 1936–1937 polska poetka (zarazem pielęgniarka i etnografka), Krystyna Krahelska, z uwagi na swój słowiański typ urody pozowała Ludwice Nitschowej do pomnika Syreny. Wprawdzie nie odnajdziemy w kamieniu rzeźby jej twarzy, lecz sylwetkę już tak, o czym zaczęto szerzej mówić po wojnie – Krahelska zginęła tragicznie 2 sierpnia 1944 roku, była uczestniczką powstania warszawskiego.
Nie tylko Mazowsze
Jednak syrenka była nie tylko Polką, nie tylko Wisła była jej domem. O tym, że syren jest o wiele, wiele więcej, niech świadczy wydany przez Naszą Księgarnię „Atlas syren. Wodny lud z różnych stron świata” (tekst: Anna Claybourne, ilustracje: Miren Asiain Lora, przekład: Joanna Wajs), w którym czytamy: „Na całym świecie – wszędzie tam, gdzie jest woda – znajdujemy mity o syrenach, legendy o syrenach, a nawet relacje ze spotkań z syrenami. (…) Człowiek od dawien dawna snuł baśnie, śpiewał pieśni i powtarzał pogłoski o wodnym ludzie”. Syreny mogą być zatem zarówno kobietami, jak i mężczyznami, pół-ludźmi, pół-rybami, mieć po dwa ogony, błonę pławną między palcami, być w połowie delfinami, fokami czy ośmiornicami. Inne przemieniają się wyłącznie pod wodą… a jeszcze inne rzucają na ludzi klątwy.
Syrena i we współczesnej psychoterapii odgrywa dość znaczącą rolę – może świadczyć o aseksualności, jeśli pojawia się w projekcjach pacjentów. Znamy też syrenę akustyczną, czyli generator dźwięków lub ultradźwięków działający na zasadzie okresowego przerywania strumienia gazu (zazwyczaj powietrza), przepływającego pod dużym ciśnieniem czyżby nazwanej. Określenie w zastanawiający sposób może kojarzyć się z grającym na konchy Trytonem (bożkiem)…
Syrena niejedno ma imię
Nic dziwnego, że zafascynowany marzeniem o śpiewie syren (a może i znanymi z mitologii germańskiej niksami grającymi w głębinach na harfach?) Claude Debussy napisał słynny utwór „Sirènes” z tryptyku „Nokturny” (1899), inspirowanego serią obrazów impresjonistycznych Jamesa Whistlera. Zamglone morskie pejzaże Whistlera poniosłyby zresztą wyobraźnię wielu z nas. Syreny budzą najróżniejsze skojarzenia, o czym może świadczyć chociażby amerykańska produkcja z 1990 roku w reżyserii Richarda Benjamina z Cher, Bobem Hoskinsem, debiutującą tutaj Christiną Ricci i nominowaną do Złotego Globu Winoną Ryder – film został oparty na opowiadaniu Patty Dann z 1986 roku i wylansował jeden z największych przebojów Cher: „The Shoop Shoop Song (It’s in His Kiss)”. Bardzo ciekawie przetworzyli też legendy o syrenie twórcy polskiego musicalu z 2015 roku – „Córki dancingu” (reż. Agnieszka Smoczyńska, autorka m.in. nagrodzonego rok temu na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni „The Silent Twins”) z arcyciekawą ścieżką dźwiękową, pomagającą uchwycić w warstwie audialnej przemiany młodych syren w bywalczynie dancingów. Akcja dzieje się w latach 80., w filmie wykorzystano prace malarskie Aleksandry Waliszewskiej – jednej z tych artystek, które śmiało w swojej twórczości czerpią z baśni, mitologii i podań ludowych.
Tymczasem na ekranach polskich kin niebawem zagości film fabularny o Małej Syrence – nie lada gratka dla tych, w których mimo wszystko nostalgię wzbudza jednak przede wszystkim Arielka! Jakby wychodząc naprzeciw ich oczekiwaniom, Mazowiecki Teatr Muzyczny im. Jana Kiepury w Warszawie przygotował teatralną wersję słynnej opowieści Hansa Christiana Andersena… być może właśnie po to, aby nie fascynować się wyłącznie Arielką, wrócić do jej korzeni.
Wodne ludy Ziemi
Przypatrzmy się jednak, jakie jeszcze syrenki gościły w akwenach (w wyobraźni?) na całej kuli ziemskiej. Selkie to kobieta-foka, którą można spotkać na północy Europy; Fossegrim gra w norweskich wodach na skrzypcach; francuska Meluzyna, żona Rajmunda z Poitou, była syreną jedynie w soboty; Morveren (zwana też „Syreną z Zennor”) żyła u wybrzeży Kornwalii wraz ze swoim śmiertelnym mężem; Lamia z hiszpańskiego Kraju Basków ma zaś nie rybi ogon, a ptasie nogi… oczywiście taki „szczegół” niejedna syrena skrzętnie ukrywa pod fałdami długiej sukni! Mało tego, Szkoci wierzą w Niebieskich Mężów z Cieśniny Minch, a po Europie krąży legenda o Ukrytej Krainie na wyspie Hildaland, gdzie przenosi się na lato wodne plemię Finfolk.
Syreny można spotkać i w innych zakątkach świata. Chińskie jiaoren, choć rodzą się w morzu, niejednokrotnie preferują życie w wodach słodkich, do których docierają rzecznymi szlakami. Ponoć tkają czarodziejską, miękką i jedwabistą przędzę znaną jako smocze nici. Przędza ta słynie nie tylko z wyjątkowej jakości, ale i z tego, że jest szalenie trwała – nigdy nie moknie. Gdy jiaoren przybierają ludzką postać, wybierają się na targ, gdzie handlują tkaninami. Mówi się też, że jiaoren dają ludziom perły, aby obdarzyć ich umiejętnością oddychania pod wodą!
Opowieści o syrenach znajdziemy także w pustynnej Afryce. W Nigerii krążą pogłoski o syrenie o imieniu Jemaja, które oznacza „Matka Ryb”. Jorubowie wierzą, że zrodziła ona słońce, księżyc, wodę i wszelkie życie, a mieszka w rzece Ogun (choć jej to w żaden sposób geograficznie nie ogranicza!). Roztacza opiekę nad matkami, kobietami w ciąży i dziećmi, ponadto nosi szaty, które upodabniają ją do wody. Z kolei syrena z Karru żyje u stóp wodospadu, na terenach półpustynnych, dawno temu zalanych przez wodę. Jest jednak podobno gniewna – zdarza jej się zsyłać ulewy czy powodzie, a pływającym w wodach, uznawanych za jej siedzibę, czasem kradnie ubranie… cóż, to i tak nic przy jawajskiej Nyai Roro Kidul, która potrafi rozpętać tsunami.
Syreny rzeczywiście znajdziemy niemal w każdym zakątku świata, co więcej – to niejednokrotnie bogowie i boginie – Sedna to inuicka bogini mórz i stworzeń morskich, Dakuwaqa to bóg z mitologii fidżyjskiej z głową i tułowiem rekina, który roztacza opiekę nad oceanem i żeglarzami, a Vatea według wierzeń z Wysp Cooka na Oceanie Spokojnym był pierwszym człowiekiem i ojcem całej ludzkości, mimo że… miał pysk delfina i twarz człowieka oraz jedną nogę i delfini ogon. A ponieważ bóstwa na szczęście bywają litościwe i miłosierne, to jedno z wcieleń indyjskiego boga Wisznu, Matsja z ogonem ryby, ostrzegło przed potopem pierwszego człowieka o imieniu Manu, dzięki czemu ten zbudował łódź i uratował z powodzi siebie oraz wybranych ludzi, zwierzęta i rośliny. Łódź została pociągnięta przez Matsję przez wzburzone wody. Czy nie przypomina nam to trochę biblijnej Arki Noego?
Opowiedzieć to inaczej
Tymczasem co wiemy o „Małej Syrence”, która ma zagościć u progu wiosny w stolicy? Premiera spektaklu muzycznego odbędzie się już 17 marca (kolejne wystawienie 18 marca) w Mazowieckim Teatrze Muzycznym im. Jana Kiepury. Twórcy położyli akcent na stronę wizualną realizacji, za scenografię odpowiada Grzegorz Policiński (laureat Teatralnych Nagród Muzycznych im. Jana Kiepury), za projekcje multimedialne Adam Keller, za kostiumy Agnieszka Wyrwał, za reżyserię świateł Maciej Igielski, a za choreografię Paulina Andrzejewska-Damięcka. Muzykę stworzył Mikołaj Hertel, libretto i teksty piosenek napisała zaś Grażyna Orlińska. W rolę tytułową wcielać się będą Patrycja Serwatka i Ewa Szczypińska.
„Nasza Mała Syrenka jest autentyczna i spontaniczna, odważna i prawdziwa, ma pozwolenie na doświadczanie życia. Akceptuje siebie taką, jaką jest. Idzie za głosem serca, nie kalkuluje. Robi to, co chce, życie ją doświadczy, nauczy i wskaże drogę. Syrenka myślała, że nogi dadzą jej szczęście… trzeba czasami coś stracić, aby docenić życie. Sztuką jest uczyć się na błędach”, uchyla rąbka tajemnicy reżyser i zarazem odtwórca roli Króla Mórz, Jan Bzdawka. Czy zatem czasem lepiej docenić życie takim, jakie jest, czy też odważnie sięgać po marzenia? Ważne „by idąc za głosem serca – nie zgubić drogi powrotnej”, przekonuje Orlińska. Cóż, najprawdopodobniej czeka nas spektakl, który znaną baśń opowie w niebanalny, pogłębiony sposób, nie pozbawiając nas przy tym upragnionej rozrywki.