Magia w sklepie z pamiątkami [Podróż śladem tradycyjnych lalek rytualnych z całego świata]
Lalki towarzyszą ludziom od tysięcy lat. Nie wiadomo, kiedy powstała pierwsza lalka, jak wyglądała ani kto ją wykonał. Wiadomo jednak, że lalki nigdy nie były zwykłym przedmiotem.
Wyglądem najczęściej przypominają człowieka, w kulturach tradycyjnych wykonywane są z każdego dostępnego materiału – drewna, gliny, szmatek. Jeśli są zabawkami, skupiają na sobie wiele uwagi i uczuć małego opiekuna. Są jego towarzyszkami, powierniczkami, służą do odgrywania scenek z życia dorosłych. Jednak niektóre lalki nie powstają z myślą o zabawie. W wielu kulturach świata rozpowszechniony jest teatr animowanych lalek, od zupełnie małych po wielkie kukły wymagające obsługi przez kilka osób. Często służą też jako modelki prezentujące tradycyjne stroje i są regionalną pamiątką. A więc – zabawa, teatr, pamiątkarskie rękodzieło. Jednak to wciąż nie wszystkie funkcje, które lalki pełnią w naszym życiu. Od tysięcy lat funkcjonują też w alternatywnym świecie, krainie magii, zaklęć, życzeń. Nieprzypadkowo źródeł tych wierzeń zawsze należy szukać w kulturze ludowej. Wiara w magię wiązała się z próbą oswojenia tego, co nieznane, zastępowała naukowe próby okiełznania rzeczywistości – choćby przez nowoczesną medycynę czy inżynierię. Czy rytuały te są skuteczne? Racjonalnie i chłodno myślący człowiek Zachodu gotów jest traktować je z przymrużeniem oka. Bez głębszej refleksji przywozi z podróży lalki – japońskie darumy czy haitańskie voodoo. A lokalni rzemieślnicy nierzadko idą mu na rękę, godząc się na komercyjną, masową produkcję czegoś, co jeszcze niedawno było magiczne i święte.
Są jednak kultury, w których rytualne obrzędy sprawowane za pomocą lalek wciąż mają się dobrze. Nie wytępiła ich ani komercja, ani sprzeciwy kapłanów głównych religii. Swoje korzenie mają w prastarych wierzeniach przodków. I co ciekawe, na całym świecie czary i życzenia krążą wokół kilku podstawowych kwestii – zdrowia, płodności, miłości, pomyślności, urodzaju, harmonijnego współistnienia świata żywych i umarłych.
Proponuję więc podróż po kilku kontynentach, kilkunastu krajach, by sprawdzić, w co wierzono dawniej, w co wierzą ich mieszkańcy dziś. Jak i z czego powstają człekopodobne magiczne atrybuty? Kto może je wytwarzać? Czy zawsze posiadają moc? I czy zawsze nam sprzyjają?
Tereny dawnych ludów słowiańskich
Jedne z najciekawszych lalek magicznych żyją tuż obok nas. W Polsce, na Białorusi, Ukrainie, a także w Rumunii i Bułgarii. To lalki motanki. Tradycja ich wytwarzania najlepiej została zbadana na Ukrainie, gdzie ich korzeni badacze doszukują się w kulcie prasłowiańskiej Bogini Matki, nawet w III w. p.n.e. To czasy, gdy powszechnie wyznawano kult wielu bogów i bogiń, a każdy miał swój osobny departament i do niego kierowało się konkretne prośby i życzenia. Pierwsze motanki były więc najprawdopodobniej przedstawieniem potężnej słowiańskiej bogini. Później stały się talizmanami, laleczkami „na szczęście”, spełniającymi życzenia. Od słowa życzenie bierze się białoruska nazwa motanki – żadanica. Od czasów prasłowiańskich lalki te wiążą się z kobiecością, są wyrazem sprawczości i siły kobiet i też głównie przez nie są wytwarzane. Proces powstawania laleczki przetrwał niezmieniony przez wieki dzięki ustnym przekazom. Każdy jego element ma swoje rytualne znaczenie i zaniedbanie go grozi utratą skuteczności talizmanu. Najważniejsze jest motanie, stąd nazwa. Nie szycie zatem, ponieważ lalka symbolizuje los i nie można go kaleczyć ostrymi narzędziami. Trzeba wyszukać takie kawałki szmatek i sznurków, z których da się ukręcić, zamotać postać. Najczęściej kobiecą, choć nie tylko. Szmatki muszą mieć dobrą energię, dobrze wpływać na tworzącego lalkę, przez swój wzór, fakturę, zestawienie kolorów. Dobry nastrój jest podstawą rytuału. Podobnie jak nieprzerwany proces motania, trzeba lalkę zrobić od początku do końca w skupieniu, myśląc o intencji, z jaką powstaje. Jej wnętrze bywa wypełnione ziołami, które też mają swoje magiczne znaczenie. Co ważne, lalka nie ma twarzy. Oczy są zwierciadłem duszy, przez które mógłby wniknąć jakiś demon, kukiełka nie powinna być też do nikogo podobna, aby nie oddać tej osobie mocy. Ukraińskie motanki na twarzy mają wyhaftowany krzyż szczęścia. Laleczki nie są prezentem od każdego dla każdego. Dajemy je z osobistą intencją bliskiej osobie, a jeśli motamy je dla siebie, pamiętajmy, że jedna spełnia tylko jedno życzenie. Jeśli marzenie się ziści, najlepiej talizman spalić. Motanki mają wiele ról i znaczeń. Żadanica spełnia marzenia, Podróżka chroni podróżników, ale też poszukujących własnej drogi, Ziarnuszka i Bogacz to stróże plonów i urodzaju, Nierozłączki przedstawiają pary ślubne i pilnują zgodnego związku, Otulaczki strzegą niemowląt w kołysce. Motanki zyskują obecnie popularność, można uczestniczyć w warsztatach ich tworzenia, a nawet znaleźć tutoriale w internecie (choć nie zawsze rzetelne). Są też rękodzielniczki, które tworzą je na zamówienie dla konkretnej osoby. Czy faktycznie przynoszą szczęście? To zależy chyba głównie od naszego nastawienia. Z pewnością dobra energia, która krąży nad laleczką w momencie jej motania, bytuje gdzieś w przestrzeni. I może faktycznie dodaje nam sił?
Inną lalką rytualną obecną w krajach kręgu słowiańskiego jest marzanna. Jest znana pod wieloma imionami, np. Marena, Morana, mającymi wspólny rdzeń – mar-, mor-, oznaczający śmierć. Zwano ją też Śmiercichą. Była słowiańską boginią zimy i śmierci, a także odrodzenia. W mitologii rzymskiej jej odpowiedniczką była Ceres. Lalka symbolizuje nie tylko zimę, lecz także życie. Poprzez rytuał jej utopienia nie tylko symbolicznie kończy się najbardziej „martwą” porę roku, ale też sprowadza naturę pod wodę, do podziemia, by mogła się odrodzić. Na Śląsku rozpowszechnił się obyczaj chodzenia z gaikiem. Po ostatecznym zatopieniu, a często wcześniejszym podpaleniu i poszarpaniu odzienia marzanny, obchodzono domy we wsi z ustrojoną wydmuszkami i wstążkami choinką przy akompaniamencie okolicznościowych piosenek. Choć Kościół od wieków próbuje zwalczać ten pogański obyczaj, jak na razie jest bezradny. Zmęczenie zimą i radość z nadejścia wiosny są co roku jednakowo silne i domagają się swojej manifestacji. Podobnie jak nadzieja na odrodzenie się natury, obfitość plonów i przychylność żywiołów. Co ciekawe, marzanna nie zawsze jest szkaradną, źle ubraną pokraką, czasem przyjmuje postać młodej dziewczyny.
Europa chrześcijańska
Wypada tutaj wspomnieć o jeszcze jednym rodzaju lalek. To bardziej figurki niż lalki służące do zabawy czy przedmioty magicznych rytuałów. Jednak niosą ze sobą szczególne przesłanie. To postacie z szopek bożonarodzeniowych. Obyczaj stawiania szopek wywodzi się z Włoch. Dla wielu osób budowanie ich przed świętami jest rodzinnym rytuałem, sprzyja religijnej kontemplacji nawet jeśli tylko w tym prostym, uroczym i naiwnym wydaniu. Są domy, w których pilnuje się, by laleczkę symbolizującą Jezuska położyć do żłóbka po pasterce, a figury trzech Mędrców Wschodu ustawić dopiero 6 stycznia. Są też przekazywane kolejnym pokoleniom gipsowe figurki i nawet jeśli mają obtłuczone nosy, nie wolno ich zastąpić innymi.
Kraje azjatyckie
Myśląc o lalce w Azji, odruchowo kieruję swoje pierwsze myśli ku Japonii. Stamtąd pochodzą moje ulubienice, przepiękne lalki z Kioto w misternie haftowanych kimonach. Te jednak nie mają magicznej mocy i są drogim kolekcjonerskim gadżetem. Co innego laleczki kokeshi. Te są jedną z najpopularniejszych pamiątek, a dla części mieszkańców Japonii mają swoje symboliczne znaczenie. Zaczęto je wytwarzać na początku XIX w. jako suweniry z regionu Tōhoku, słynącego z gorących źródeł. Ich wyrobem trudniły się całe rodziny. Dość szybko straciły rolę lalek do zabawy, wykonane w całości z drewna i pozbawione kończyn nie są bowiem zbyt poręczne. Malowane na żywe kolory, z charakterystyczną buźką złożoną z kilku kresek, są jednak docenianym przez kolekcjonerów wyrobem artystycznego rzemiosła ludowego. Pojawiają się nowe formy kokeshi, współcześni twórcy skłaniają się ku różnym wariacjom na temat laleczki, zamiast powtarzać tradycyjne formy. Wciąż jednak jest wielu, którzy stoją na straży oryginalnej sztuki ich wytwarzania. A magia? Wśród wielu wierzeń i mitów na temat laleczek jest i taki, który mówi, że są one przedstawieniem tragicznej historii rodziny. A konkretnie dzieci zmarłych w kolejnych pokoleniach, jeszcze przed narodzeniem – lub zabitych tuż po nim. Nie wiadomo jednak na pewno, czy rodzice, którzy chcieli je w ten sposób upamiętnić, uspokoić duchy, robili laleczki specjalnie w tym celu, czy też drewniane figurki zostały później zaadaptowane do celów rytualnych.
Z Japonii pochodzą jeszcze inne ciekawe lalki, zwane daruma. Te spełniają już konkretne życzenia, najczęściej dotyczące zdania egzaminów lub dostania pracy. Czasem towarzyszą politykom w trakcie kampanii wyborczej. Do takich zadań przyda się potężna siła, stąd lalki wzorowane są na Bodhidharmie, założycielu buddyzmu zen. Najczęściej mają postać owalnej „wańki-wstańki”, zawsze wracają do pionu, co ma wymiar symboliczny. Ich groźne, pełne wyrazu twarze brodatego mężczyzny są tym groźniejsze, że nie mają źrenic, tylko puste pola oczu. Nowy właściciel w myślach wyznacza zadanie lalce, dając jej rok na jego spełnienie i jednocześnie malując lewe oko. Kiedy cel zostanie osiągnięty, mały pomocnik dostaje oko prawe. Przed upływem roku lalka musi zostać spalona podczas specjalnej ceremonii w świątyni, aby nie przyniosła pecha. Zależnie od koloru, jakim jest pomalowana, daruma zapewnia pomyślność w różnych dziedzinach, jest niezwykle wszechstronna. Co ciekawe, podobno nie ma dwóch identycznych twarzy lalek, każda ma swoją osobowość, bardziej lub mniej przyjazną. Darumy łączą w sobie wymiar turystycznej pamiątki i autentycznego talizmanu Japończyków. Są na każdym straganie, a jednocześnie wytwarzane są w świątyniach. Przechodzą także liczne metamorfozy – od przybrania postaci kobiecej, przez symbolikę falliczną, aż po… Hello Kitty.
Wielu z nas ze zdziwieniem czyta o kobietach, które otaczają czułością i opieką lalki typu „reborn”, imitujące do złudzenia żywe niemowlęta. Dziwimy się też mężczyznom wydającym tysiące dolarów na lalki wyglądające jak prawdziwe kobiety. Jest kraj, w którym praktyka traktowania lalki jak żywej osoby jest całkiem popularna, a do sprawy odniósł się nawet premier. To Tajlandia. W tym wypadku chodzi o lalki look thep, czyli anielskie bądź boskie dzieci. Wywodzą się z rytuałów czarnej magii, w których czczono zakonserwowane ludzkie płody rzekomo zamieszkane przez ducha dziecka. Dziś, podczas specjalnych ceremonii na gruncie wierzeń buddyjskich pomieszanych z magią, lalka doznaje „uczłowieczenia” i od tej chwili jej właściciel opiekuje się nią, zabiera ją w podróż i traktuje jak żywą. Rytuał ten ma przynosić szczęście i pomyślność finansową. Lalki „jadają” ze swoimi opiekunami w restauracjach, był też okres, kiedy mogły latać samolotami na osobnym bilecie, jednak zakazano tego po próbach przemytu narkotyków w nakarmionej cennym towarem lalce. A premier? Poradził uboższym obywatelom, by nie wydawali ostatnich pieniędzy na relatywnie drogie lalki, gdyż raczej nie wpłynie to pozytywnie na tak przez nich oczekiwane bogactwo.
Karaibskie męskie bóstwo. Ciekawe, jakie życzenia spełnia? ;-) Fot. archiwum autorki
Ameryka
Świat Indian pobudza naszą wyobraźnię już od lat dziecięcych. Fascynują nas stroje, pióropusze, skórzane tipi i zręczność, z jaką bezszelestnie podchodzą pod obozowiska wrogów. Indianie mają też rekordowo wiele bóstw, bo ponad 300. Zwane są Kaczyni (Kaczini). Według wierzeń Indian Zuni żyją gdzieś na wzgórzach Arizony, a z kolei Hopi za miejsce ich bytowania uznają mityczne Jezioro Zmarłych. Kaczyni to duchy, które towarzyszą człowiekowi, mają wpływ na jego życie, naturę dookoła, potrafią zadbać o obfite opady deszczu, ale też płodność. Przedstawiane są nie tylko w rytualnych obrzędach, gdzie wchodzą w ciała będących w transie wojowników, lecz także występują pod postacią lalek tihu. Wykonane z drewna topolowego lub sosnowego proste figurki wciąż mają magiczną moc w wierzeniach Indian Zuni. Hopi przeciwnie, podchwycili komercyjną ideę i już od początku XX w. tworzą je na sprzedaż dla turystów. Forma pamiątki ewoluowała, dziś mają znacznie więcej szczegółów i atrybutów niż stare lalki. Sami Indianie zarzekają się, że tworzą je wyłącznie artyści rdzennie indiańskiego pochodzenia, a figurki nie służą do zabawy, lecz są przedstawieniem wysłanników bogów. A może nawet kosmitów, nie brakuje przecież teorii o kosmicznym pochodzeniu rdzennych mieszkańców północnej Ameryki.
Przenosząc się nieco na południe, szukamy oczywiście śladów słynnej lalki voodoo. Większość kojarzy je z rytuałami czarnej magii, wbijaniem szpilek i rzucaniem klątw. W rzeczywistości voodoo jest religią, która w nieraz zaskakujący sposób łączy wierzenia ludów zachodniej Afryki z katolicyzmem. Afrykańskie wierzenia przybyły wraz z niewolnikami na Haiti i tam splotły się ze spirytyzmem, ale też wiarą w jednego Boga i katolickich świętych. Lalki pojawiają się podczas obrzędów, przyglądają się im z wysokości ołtarza, a symbolizują duchy loa. Mają one oczywiście swoje zadania, ale w zdumienie wprawia to, jak wdzięcznie łączą się z katolickimi świętymi. I tak Szango, duch burzy, występuje pod postacią Jana Chrzciciela, Papa Legba – duch strzegący granicy między światem żywych i umarłych – przybiera atrybuty św. Piotra, a Damballah to duch wcielający się w podobiznę św. Patryka. Duże lalki, kukły, pojawiają się też na cmentarzach. Przytwierdzone do drzew, według haitańskich wierzeń mają zapewnić kontakt ze światem zmarłych. Gdzie są w takim razie laleczki voodoo? Nie występują w tradycyjnych wierzeniach tej religii, lecz w jej luizjańskiej odmianie, zwanej też nowoorleańską, a także rytuałach hoodoo. Laleczki zaczęły powstawać na początku XX w., i co ważne, początkowo służyły białej magii. Nakłuwanie laleczki z myślą o konkretnej osobie miało jej zapewnić miłość, zdrowie, pomyślność. Takie są też laleczki sprzedawane w sklepach z pamiątkami. Co ciekawe, nadal żywe, nawet wśród młodych ludzi pochodzących z Haiti i okolicznych wysp, bywa przekonanie o złej energii takich lalek. Odradzają trzymanie ich w domu, używanie do rytuałów. Magia, jeśli się w nią wierzy, zawsze może obrócić się przeciwko nam.
Ameryka Środkowa to także zagłębie wierzeń i rytuałów związanych z lalkami. Szkody nie wyrządzą raczej malutkie laleczki na zmartwienia z Gwatemali, które kładzie się pod poduszkę, by martwiły się w nocy zamiast właściciela, a on mógł spokojnie wypocząć. Czy to samo można powiedzieć o meksykańskiej La Catrina? To figurka przedstawiająca śmierć, lalka-szkielet, wytwornie ubrana. Dla mieszkańców Meksyku śmierć jest częścią normalnego życia, po niej następuje ciąg dalszy, nie ma się czego obawiać, przynajmniej raz w roku żywi spotkają się ze zmarłymi podczas biesiady na cmentarzu. Stąd lalki te, nawet ludzkich rozmiarów, można spotkać w wielu miejscach, turyści robią sobie z nimi zdjęcia, manifestując swój lekki stosunek do spraw ostatecznych. Lalki mają nienachalnie przypominać o tym, co nieuchronne. A jednak to tylko lalki. Gdy przychodzi co do czego, mało komu jest do śmiechu.
Afryka
By wymienić wszystkie ciekawe lalki pochodzące z tego kontynentu, wciąż biorące czynny udział w rytualnych obrzędach, należałoby napisać książkę. Obecność lalek, także figur służących ulicznym przedstawieniom teatralnym, jest powszechna. Jak wszędzie, proszone są o to samo: deszcz, opiekę nad rodziną, szczęśliwe macierzyństwo, po prostu szczęście. Jedną z najbardziej rozpowszechnionych jest lalka Akuaba z charakterystyczną płaską, okrągłą głową. Wywodzi się z mitycznej opowieści ludów Ghany o ciężarnej kobiecie, która bojąc się o swoją ciążę, posłuchała rady szamana i nosiła na plecach wizerunek dziecka wykonany z drewna, opiekowała się nim jak prawdziwym. Poskutkowało, dziecko urodziło się śliczne i zdrowe. Stąd obyczaj rozpowszechnił się wśród innych kobiet. Obecnie lalki te są popularnym upominkiem w całej Afryce. Na twarzach mają nacięcia symbolizujące rytuał skaryfikacji, czyli zdobienia ciała bliznami, co ma według wierzeń odpędzić złe duchy. Może nie jest to zły pomysł, by zamiast siebie kaleczyć drewnianą kukiełkę? Pytanie, czy duchom to wystarczy.
***
Tutaj skończymy naszą wspólną podróż. Ile krajów, ile religii, tyle obrzędów i atrybutów potrzebnych do ich skutecznego przeprowadzenia – w tym również lalek. Przekopałam właśnie cały dom, poszukując swojej lalki voodoo, zrobionej przez „prawdziwego czarownika” z Haiti… A może to i lepiej, że nie mogę jej znaleźć?