Smyczek w centrum [Maciej Łabecki w Filharmonii Łódzkiej]

11.10.2025

Z koncertu zatytułowanego „Wiedeński kunszt, brytyjska elegancja” powinni być zadowoleni wszyscy ci, którzy postanowili skorzystać z przyjemnych doznań w filharmonii, zanim zgaśnie słońce na pół roku.

Było prosto i przyjemnie, bo jakże mogło być inaczej na koncercie, w programie którego znajdziemy między innymi jedną z najbardziej biesiadnych uwertur Wolfganga Amadeusza Mozarta, prostą symfonię Brittena i ponadstuletnią taneczną suitę, skomponowaną z myślą o szkolnej orkiestrze.

 

Dodatkowo lekkiemu gatunkowo programowi towarzyszyła familijna atmosfera w obsadzie. Rolę solisty i jednocześnie dyrygenta pełnił tego wieczoru Maciej Łabecki – wieloletni koncertmistrz orkiestry Filharmonii Łódzkiej.

 

Opuszczone na ten wieczór przez Łabeckiego miejsce w pierwszym pulpicie zajął nowy, współpracujący z łódzkimi filharmonikami od września tego roku koncertmistrz, również łodzianin, Robert Łaguniak. To on złamał wszystkie serca obecne tego wieczoru na sali, ale… po kolei.

 

Pierwsza część koncertu należała do Macieja Łabeckiego, który wcale nie miał prostego zadania: musiał koncert skrzypcowy D-dur op. 61 Beethovena „zrobić” sam, bez pomocy dyrygenta. Trzeba przyznać, że miał w orkiestrze oddanego partnera i sojusznika w tym wyzwaniu. Nie było żadnych nieporozumień, żadnych wątpliwości, może nawet wszystko szło zbyt gładko i bezproblemowo, a taki bezproblemowy Beethoven traci swój ciemny kolor, za który go przecież kochamy.

 

Długi, czteroczęściowy koncert D-dur op. 61 Ludwiga Beethovena nie od razu rzucił na kolana fanów wiolinistyki współczesnych kompozytorowi. Musiał nabrać patyny czasu i mieć jeszcze jedną, po prawykonaniu, premierę, tym razem pod szczęśliwą ręką Felixa Mendelsohna, by po 50 latach od powstania znaleźć się wśród najważniejszych koncertów skrzypcowych w literaturze muzycznej. Beethoven napisał w nim skrzypce jako instrument wirtuozowski, zwarty jednocześnie symbiotycznie z całym orkiestrowym bytem. To swoisty traktat Beethovena o proporcjach, balansie i prawie do indywidualnego głosu każdej jednostki. Trudno zachować odpowiednie proporcje w dialogowaniu, nie rezygnując z prawa do odrębności, inności i kwestionowania rzeczywistości. Nie wiadomo czemu kibicować, co jest ważniejsze – tu tkwi trudność w odbiorze tego koncertu dla słuchaczy. Długie oklaski, jakie dostał Beethoven, były dowodem, że zarówno solista-dyrygent, jak i orkiestra bez wątpienia sprostali temu wyzwaniu.

 

Orkiestra tego wieczoru sunęła przez program równo i zgrabnie, prezentując formę pełną letniego słońca. Jakby sezon się jeszcze nie zaczął, jakby to nie był koncert-praca, tylko koncert-odpoczynek.

 

Fantastycznie więc zabrzmiała Uwertura do opery „Wesele Figara” Wolfganga Amadeusza Mozarta, według mnie najbardziej buffa ze wszystkich jego uwertur. Rozpoczynając fanfarowym Mozartem, nie forsując się w Beethovenie, drugą część koncertu orkiestra zagrała wciąż świeżo i lekko. Simple Symphony op. 4 Benjamina Brittena rzeczywiście wniosła tę zapowiadaną w tytule koncertu „brytyjską elegancję”, ale to nie ona podbiła serca publiczności. To ostatnia pozycja koncertu autorstwa Gustava Holsta najbardziej spodobała się słuchaczom. Angielski kompozytor często wpada w repertuar filharmonii, ale zawsze kosmiczną suitą „Planety”. Nie tym razem. Tego wieczoru zabrzmiała inna jego kompozycja, napisana sto lat temu dla młodej orkiestry szkolnej, w której kompozytor pracował. St. Paul’s Suite op. 29 to bardzo efektowna muzyka, idealna do grania dla młodych ludzi. Holst skomponował bukiet żywiołowych tańców i tradycyjnych angielskich melodii, wśród których nie zabrakło nawet „Greensleeves”, według legendy napisanego przez zakochanego króla Henryka VIII dla pięknej Anne Boleyn. To w trzeciej części tej suity, Intermezzo, Robert Łaguniak zapisał się w pamięci zebranych słuchaczy, ponieważ Holst decydując, że w obsadzie utworu zasiądą tylko instrumenty smyczkowe, to pierwszemu skrzypkowi zapisał te najbardziej tkliwe i słodkie frazy. Zresztą w zamykającej koncert kompozycji Holsta spotkały się wreszcie wszystkie drobne przyjemności rozrzucane w różnych miejscach programu. I nawet jeśli gwiazda tego wieczoru była niejednoznaczna – a może po prostu niejedyna – to pewne jest to, że trzymała w ręku smyczek.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.