Miejsce, ludzie i czas – siła performance’u! [rozmowa z Zorką Wollny]

06.08.2022
Zorka Wollny

O tym, czy każdy może być performerem, możliwościach, które niesie ze sobą improwizacja oraz wewnętrznym dialogu pomiędzy różnymi dziedzinami sztuki, z artystką, performerką oraz kompozytorką Zorką Wollny rozmawia Maria Krawczyk.


 

Maria Krawczyk: W poszukiwaniu definicji, czym jest performance, często dowiadujemy się, że to pojęcie jest bardzo trudne do zdefiniowania. Na czym polega nieuchwytność tego słowa?

 

Zorka Wollny: Myślę, że jest to jak najbardziej uchwytne słowo. Performance – czyli działanie wykonywane na żywo, gdzie jest ważna obecność osób, które podejmują to działanie, czas i miejsce. Performance ma w tym momencie tyle aspektów i tyle rodzajów: muzyczny, solowy, aktorski, choreograficzny. W dzisiejszym świecie sztuki ten termin jest jasny.


 

Czym dla Pani jest bycie performerką? Czego trzeba od siebie wymagać, żeby być dobrym w tej dziedzinie? Czy każdy może być performerem?

 

Ja zajmuję się głównie kompozycją muzyki i choreografii, a następnie występuję wspólnie z moimi wykonawcami, więc w tym sensie jestem performerką. Przede wszystkim jednak wykonuję swoje kompozycje razem z osobami, które się angażują w moje projekty. Myślę, że żeby być dobrym performerem, trzeba mieć śmiałość, żeby wystąpić publicznie, ale tę śmiałość można w sobie rozbudzić. Bardzo często prowadzę warsztaty i swoje prace wykonuję nie tylko z profesjonalnymi aktorami czy muzykami. Często są to amatorzy i wiele tych osób odkrywa w sobie performerów – nawet się tego nie spodziewając, są w stanie wyrazić: siebie, opinię, tekst czy muzykę przed publicznością.


 

Szukałam ostatnio muzycznych performance’ów i powiem szczerze, że bardzo trudno było mi czasami te współczesne dzieła sklasyfikować. Wtedy mój znajomy powiedział, że to oczywiste, bo muzyka jest najbardziej performatywna ze sztuk. I wtedy się zaczęło. Niby to oczywiste, ale ja doznałam olśnienia i moja głowa zaczęła pracować w zupełnie innym kierunku. Co Pani o tym myśli? Muzyka jest sama w sobie performatywna?


 

Oczywiście, że tak. Taka jest też historia tej sztuki. Muzycy, kompozytorzy czerpali wiele od artystów i artyści zwrócili im uwagę, że będąc wykonawcami, są również aktorami i wszystko na scenie się liczy, np. jak wykonawca obchodzi się na scenie z instrumentem. To zaczęto rozumieć już w latach 50. Być może artyści zaczęli muzykom zazdrościć bezpośredniego kontaktu z publicznością. Artyści jeszcze wcześniej angażowali się w teatr. Ponadto muzyka z pewnością ma cechy performatywne, gdyż jest wykonywana w czasie. Żeby przyjąć najprostszą definicję – performance to sztuka, która jest wykonywana w czasie.


 

Poprzez sztukę performance’u można dotrzeć do wszystkich? Czy to jest jej siła?

 

Na pewno nie można z nią dotrzeć online! Różne performance’y online są odarte z tego, co najcenniejsze w performatyce – czyli z bezpośredniego kontaktu z osobami, które słuchają danego wydarzenia i je oglądają. Czy to jest dla wszystkich? Oczywiście, że tak. Ci, co chodzą do teatru czy na koncerty, równie dobrze mogą wybrać się na performance i sprawdzić się w tej dziedzinie jako widz, uczestnik.


 

Jaką rolę w Pani performance’ach odgrywa improwizacja?

 

U mnie jest bardzo dużo miejsca na improwizację. To jest przestrzeń dla charakteru performerów i ich własnych pomysłów – zależy mi na tym, by się ujawniały. To jest ważne, żeby performerzy mogli identyfikować się z pracą, to im pozwala się emocjonalnie utożsamić. Taka sztuka działa znacznie intensywniej na artystów i odbiorców. W moich projektach wyznaczane są ramy i zarys linii kompozycji, ale elementem niezbędnym jest krok kolejny – warsztaty i wspólna improwizacja, po których jest miejsce na dodanie czegoś, na pracę w procesie.


 

W 2011 roku współpracowała Pani przy Warszawskiej Jesieni z kompozytorem Arturem Zagajewskim. Skąd wziął się pomysł na ten performance? Jak wyglądały prace nad tym projektem?

 

Warszawska Jesień w roku 2011 miała być edycją zaangażowaną politycznie. Muzyka obudziła się znacznie później w tej kwestii – w stosunku do sztuk wizualnych. Ja sobie zadałam pytanie – w jaki sposób muzyka może być zaangażowana politycznie? Odpowiedzią na to, dosyć sensowną, wydała mi się współpraca z osobami, które w taki sposób już się angażują i są w Warszawie. Tak rozpoczęłam współpracę z aktywistami i organizacjami pozarządowymi, którzy pomogli mi w przygotowaniu libretta. Chcieliśmy wprowadzić nową jakość do Warszawskiej Jesieni, ale wiedzieliśmy, że ma to też być utwór do wykonania przez filharmoników warszawskich, więc zaprosiłam Artura Zagajewskiego, z którym już wcześniej współpracowałam. Naszą pracę podzieliliśmy w ten sposób – ja pracowałam nad librettem z aktywistami, a Artur nad warstwą muzyczną. Zależało nam na tym, by wszystko rozegrało się w przestrzeni publicznej, żeby wyjść poza elitaryzm festiwali muzycznych – jeśli chodzi o publiczność. Uważam też, że jeśli coś ma mieć jakąkolwiek moc polityczną, sprawczość – nie może się rozgrywać w czterech ścianach obiektu elitarnego, jakim jest np. Filharmonia Narodowa.


 

Jaki był efekt tego projektu, co udało się osiągnąć?

 

To, z czego jestem zadowolona, to fakt, że doszło do pięknej współpracy różnych organizacji pozarządowych, które normalnie ze sobą nie działają: organizacje feministyczne, Amnesty International, ekolodzy, ale też rodzice dzieci z niepełnosprawnościami i sami dorośli niepełnosprawni. Są ci, którzy udzielają się w przestrzeni publicznej – jak LGBT czy anarchiści. W projekcie to oni stanowili zachętę i trzon, dzięki czemu można było wprowadzić grupy, które są marginalizowane i nie czują się tak pewnie na ulicach Warszawy. To był zbiorowy wysiłek i powstało coś naprawdę dobrego. Oceniam to wszystko nie pod kątem kompozycji, ale pod względem wydarzenia o charakterze muzycznym – performance’u muzycznego. Kompozycje z udziałem nieprofesjonalnych śpiewaków nigdy nie będą perfekcyjne. To zawsze należy brać pod uwagę przy okazji takich wydarzeń. A nam zależało na czymś innym – wspólnym działaniu, na procesie, na energetycznym wykonaniu oraz atmosferze – i to właśnie się nam udało.


 

Mam wrażenie, że w swojej sztuce stawia Pani na miejsce, ludzi i czas. Dobrze myślę? Dlaczego to punkt zaczepienia dla Pani twórczości?

 

Staram się komentować na bieżąco rzeczywistość społeczną oraz polityczną i zabierać głos w dyskusji – jak zrobić, żeby było dobrze i w jakim społeczeństwie chcemy żyć. Dlatego, jeśli chodzi o czas – staram się, żeby były to tematy, które są ważne teraz. W przypadku przestrzeni – interesują mnie miejsca, które są świadkami jakichś transformacji historycznych. Puste fabryki, zamknięte szkoły, ruiny – wydają się takimi świadkami i skłaniają do zadawania pytań. Ludzi postrzegam jako grupy społeczne związane z tymi miejscami, np. stara fabryka ma swoich byłych pracowników, a pusta szkoła z pewnością kiedyś miała swoich uczniów. Jeżeli zaczynam od miejsc – to szukam grup skupionych wokół nich. Jeżeli punktem wyjścia są warsztaty, to zaczynam od współpracy z grupą ludzi, która następnie jest proszona o przyniesienie tego, co ich interesuje. W ten sposób razem definiujemy temat i zaczynamy pracę. Ale rzeczywiście, przestrzeń jest bardzo ważna, ponieważ my nigdy nie komponujemy na frontalne wykonanie sceniczne. Istotne jest dla nas natomiast ustawienie osób w przestrzeni, to jest dla mnie bardzo ważne. Ustawienie frontalne rzadko występuje w naturze. Jesteśmy otoczeni przez dźwięki. Muzyka, która nas otacza i dochodzi z różnych stron, jest warta zainteresowania.


 

W swoich projektach łączy Pani różne kierunki. Najpierw było malarstwo, to był początkowy kierunek, a z czasem dostrzegła Pani istotę syntezy sztuk. Czy łączenie różnych dziedzin samo przyszło?

 

Myślę, że wyszło to naturalnie. Studiowałam malarstwo przede wszystkim jako kompozycję i bardzo szybko, bo już na studiach, zaczęłam komponować za pomocą dźwięków i osób w przestrzeni. Już na drugim roku zorganizowałyśmy z Anią Szwajgier „Koncert na wysokie obcasy”, który wyszedł z pracowni malarskiej. Ja miałam modelkę, która chodziła na wysokich obcasach i zaczęłam to nagrywać. Tak pojawił się pomysł „Koncertu na wysokie obcasy” w jakiejś przestrzeni budynku oficjalnego. Ja wiedziałam, że to ma być jednocześnie dobre jako muzyka, a nie byłam muzykiem, lecz plastykiem. Mam wyobraźnię przestrzenną, ale muszę to połączyć z umiejętnościami kompozycji, dlatego szukałam kogoś, z kim mogłabym współpracować. Znalazłam, chyba jedyną w tym czasie, studentkę z Akademii Muzycznej, która była zainteresowana takim eksperymentem. To była właśnie Anna Szwajgier. Potem pracowałyśmy razem przez kilka lat.


 

Jaka jest rola publiczności w performansie?

 

Uruchomienie wyobraźni.

 

Nad czym teraz Pani pracuje?

 

Obecnie przygotowuję premierę w Dreźnie na festiwal Northeast Southwest, zapraszam w październiku!
 

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.