Improwizatorzy i akademicy
Co czujesz na myśl o słowie „improwizacja”? Dreszczyk ekscytacji czy mimowolne zaciśnięcie szczęk? Kimkolwiek jesteś, zapewne należysz do jednej z dwóch grup – improwizatorów lub akademików.
Choć klasyfikacja ta wywodzi się ze świata sztuki, doskonale pasuje także do realiów dnia codziennego każdego z nas. Jedni kochają improwizować, czerpią radość z bycia zaskakiwanym i spełniają się w wymyślaniu rozwiązań ad hoc. Inni są chorzy na samą myśl o słowie „niespodzianka”, muszą planować każdą chwilę. Czy ta cecha jest nam dana raz na zawsze? Można nad nią pracować? Czy któraś grupa jest lepsza? A może… jedni bez drugich żyć nie mogą?
Zaczyna się w domu
Niezależnie od tego, czy jesteśmy dumni z postawy, jaką reprezentujemy, czy może po cichu zazdrościmy „tym drugim”, warto wiedzieć, co nas ukształtowało. Z pewnością dom rodzinny, choć nie zawsze będziemy kopią swoich rodziców. Być może z podziwem patrzyliśmy, jak spontanicznie organizowali wycieczki, gotowali obiad, mając teoretycznie pustą lodówkę, nigdy nie starczało im wypłaty do pierwszego, ale zawsze wiedzieli, od kogo pożyczyć. Jeśli odziedziczyliśmy po nich hart ducha i optymizm, mamy nadzieję, że i my poradzimy sobie w każdej sytuacji. A może było inaczej – byliśmy świadkiem długich rozmów o przyszłości przy stole i planowania budżetu z kalkulatorem i notesem, a każda rzecz w domu miała swoje miejsce i przeznaczenie. I dziś drażni nas chaos w życiu tak naszym, jak i cudzym. Ale nie zawsze powielamy wzorce z domu. Niejeden z nas, dorastając, zaczyna przyglądać się krytycznie rodzicom. Dostrzegamy, że męczą się sami ze sobą albo kłócą o priorytety. Stąd już prosta droga do stwierdzenia: „ja będę żył inaczej”.
Geny robią swoje
Tak naprawdę dużo determinuje nasz wrodzony temperament i intelekt. Wśród rodzeństwa wychowanego w tym samym domu mogą zdarzyć się typy kompletnie odmienne. Czy muszą ze sobą walczyć? Niekoniecznie. Jeśli jedno dziecko zawsze pamięta o zadanych do domu lekcjach, to świetnie. Ale gdy drugie umie na poczekaniu wymyślić wiarygodną wymówkę lub wynegocjować z kolegą odpisanie pracy domowej na przerwie – to równie cenna umiejętność. Najgorsze, co mogą zrobić rodzice, to faworyzować to dziecko, które jest do nich bardziej podobne. Jeśli w rodzinie roztrzepanych bałaganiarzy trafi się jeden odmieniec, który lubi porządek, to całe szczęście. Fakt, że różnimy się między sobą, nie jest problemem, raczej mądrością natury.
W różnicach siła
Jak w przyrodzie zwierzęta dzielą się na polujące w nocy i w dzień, mięsożerne i roślinożerne, stadne i samotnie bytujące – tak i ludzie mają mnóstwo odmiennych cech. Jak stwierdził Hamlet: „ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś” i jest to jedna z najbardziej uniwersalnych prawd. Umiejętność planowania, wymyślania strategii działania dla siebie i innych, gotowość do przestrzegania zasad i wpajania ich pozostałym – to niewątpliwie wspaniałe cechy przywódców politycznych, szefów firm i… matek. Zalety, które są nimi, dopóki nie staną się uciążliwe. Gdy ograniczają, pozbawiają szans z pomocą muszą przyjść oni, improwizatorzy. Gotowi podjąć ryzyko, zachować się niekonwencjonalnie lub nawet nagiąć zasady. Właściwie trudno generalizować, która postawa lepiej się sprawdza, nawet w tych samych okolicznościach. Posiadacze planu A, B, C, a nawet F, mogą wydawać się lepiej zabezpieczeni, czuć się bardziej komfortowo. A jednak czasem okazuje się, że żaden ze scenariuszy nie pasuje do nowych realiów i wtedy doceniamy talent do improwizacji. Czy chodzi o zapaść finansową czy wakacje pod namiotem, na które… zapomnieliśmy zabrać namiot.
Mam siebie dość
Ciekawe, ilu z nas na liście postanowień noworocznych umieszcza i takie: zapanuję wreszcie nad swoim życiem, nauczę się zapisywać ważne rzeczy w kalendarzu, będę pilnować diety. Wielu deklaruje, że zacznie spontanicznie cieszyć się życiem, przestanie przejmować się „katastrofami” typu spóźniony autobus. Czy takie obietnice mają sens? Może niewielki, ale mają. Większość z nas po prostu musi jakoś funkcjonować w świecie dat, godzin, obietnic, terminów. Dopóki nie umawiamy się na trzy spotkania jednocześnie, pamiętamy o ważnych wydarzeniach, nikt nie odcina nam prądu i nie zakłada blokady na koło – da się żyć. Może troszkę stresująco, może wesoło – tu już wiele zależy od usposobienia. Z pewnością są wśród nas tacy, którzy, kładąc się wieczorem do łóżka, mogą sobie pogratulować – wybrnąłem, było groźnie, ale 1:0 dla mnie, ciekawe, co zdarzy się jutro. Jeśli jednak każdy telefon przyprawia nas o mdłości ze stresu, bo na pewno dzwoni ktoś z pretensjami, że znów nawaliliśmy, zapomnieliśmy… pora działać, coś z tym zrobić. Może poprosić o pomoc jakiegoś „nudziarza”, który ma już plan każdego dnia w ciągu najbliższych trzech miesięcy? Bez kompleksów, można się przecież odwdzięczyć. Ktoś, kto zadręcza towarzystwo brakiem spontaniczności, obawia się najdrobniejszej zmiany planu, bywa męczący także dla siebie. I może potrzebuje wskazówek, jak się wyluzować.
Jak pies z kotem
Są jednak granice wzajemnej tolerancji. Zdarza się, że ktoś nas po prostu wkurza i chcemy, żeby było „po naszemu”. Najczęściej chodzi o kwestie zawodowe. Nie uda się na dłuższą metę współpraca między ludźmi o zupełnie innym stylu działania. Szczególnie, gdy jeden jest szefem, a drugi podwładnym. Dobrze to sobie uświadomić jak najszybciej i uważnie wybierać środowisko pracy. Czemu to takie ważne? Bo przy dużych rozbieżnościach konflikty są nieuniknione. A konflikty to, niestety, prosta droga do chorób psychosomatycznych, do wypalenia zawodowego, wreszcie do kryzysu we własnej rodzinie, która, chcąc nie chcąc, występuje w roli piorunochronu. I znów warto przypomnieć, że nie ma jednej, uniwersalnej matrycy, która pasuje każdemu. Jeden będzie zachwycony regularną pracą od-do, urlopem planowanym z rocznym wyprzedzeniem, jasnymi procedurami. Drugi umrze w takiej robocie po tygodniu, ewentualnie wyleci z hukiem. Choć zapewne każdy doceni ład i porządek w kwestii wypłaty wynagrodzenia.
Wyrzuć ten budzik
A prywatnie? Najwięcej można dowiedzieć się o sobie podczas wakacji. Może się okazać, że codzienny kierat niweluje różnice, a prawdziwa natura wychodzi z nas dopiero, gdy mamy swobodę. Niejeden związek przeżywa kryzys, gdy jedno z nas chce spędzać czas bez planu, pospać, wypić piwo i pogapić się w komputer, może wyjść gdzieś, ale niekoniecznie, jutro też będzie dzień… podczas gdy drugie już wieczorem pakuje plecak i nastawia budzik na 4.30, by o 6 wyruszyć na górski szlak niezależnie od nastroju i pogody. Tu nie ma kompromisu. To znaczy jest – spędzanie wakacji osobno. Bonus też mamy w pakiecie, bo można się stęsknić.
Kogo lubimy bardziej?
Nie da się ukryć, że improwizatorzy mają nieco wyższe notowania towarzyskie, podczas gdy mistrzowie planowania są doceniani, owszem, ale… Planowanie jest dobre, gdy chodzi o pracę, ważne życiowe decyzje, choć i tu nie zaszkodzi posłuchać czasem impulsu serca i intuicji. Ale zabawa, impreza, przyjaźń doskonale współgrają z improwizacją – o czym wie każdy, kto zamiast rozsądnie spać, zarwał noc, włócząc się z ekipą po mieście. Ma za to, co wspominać przez najbliższe dwadzieścia lat. Są sytuacje, które wymykają się spod kontroli – i dobrze. Póki jest bezpiecznie, warto dać się namówić na coś nowego, uwolnić się od schematu. Nie chodzi o oklepane skakanie ze spadochronem, ale już na przykład wyjście na rower nad ranem, by powitać wschód słońca nad rzeką, może być znacznie ciekawszym pomysłem na randkę niż wieczorne spotkanie w kinie. Jeśli zaproponować to komuś, kto „ma już inne plany”, nie ma co liczyć na zrozumienie, ale z innym improwizatorem można świetnie się bawić. Tacy ludzie mają jeszcze jedną cechę – dystans do samych siebie. Dość często zdarzają im się różne wpadki, ale te po jakimś czasie stają się częścią rytuału. I uodparniają ich na sytuacje nieprzewidziane.
Pozory mylą
Tak naprawdę improwizatorzy często są przygotowani na zmienne okoliczności. W plecaku noszą na co dzień harcerski ekwipunek – sznurki, mokre chusteczki, lekarstwa, scyzoryk, trochę gotówki, zapałki, ładowarkę, batony i wodę. Najczęściej się nie przydadzą, ale kto wie? A może komuś innemu w nagłej potrzebie? Akademicy przeciwnie – na pewno sprawdzili, gdzie w pobliżu mają sklep, bank, aptekę, warsztat. Nie biorą pod uwagę, że mogą być niespodziewanie zamknięte. A jeśli coś takiego się wydarzy, czują się wytrąceni z równowagi, oszukani. To nie ich wina. Sami nigdy nie zawodzą, trudno im więc zaakceptować, że innym się to przytrafia. Akademicy mają dużo wspólnego z perfekcjonistami, podczas gdy improwizatorzy nie pogardzają jakością, ale są w stanie przeżyć obniżenie standardów. Czy chodzi o użycie agrafki zamiast guzika, czy lody na ławce zamiast obiadu w restauracji.
Zostaw to
I akademicy, i improwizatorzy mają swoje zalety i wady, kompleksy i powody do dumy. Mogą się wzajemnie wspierać i inspirować. Ale i doprowadzać do szału. Dlatego… zadbajmy o jakąś bratnią duszę w najbliższym otoczeniu. Kogoś, kto bez słów zrozumie, nie będzie rzucał zgryźliwych komentarzy i przewracał oczami. Kto nie będzie nas wpędzał w poczucie winy, oczekiwał, że się zmienimy. Życie wśród osób, które potępiają nasze nawyki i przekonania, jest źródłem ogromnego stresu i wszystkich chorób, jakie z niego wynikają. „Niewinne” sprzeczki o to, że on zawsze wyjeżdża z domu z półgodzinnym zapasem, a ona zawsze jest kwadrans spóźniona, wcale nie są niewinne. W tle jest walka o dominację, system kar i nagród, czasem prowokacyjne domaganie się uwagi. Jeszcze gorzej, gdy w grę wciągani są mediatorzy, muszą się opowiedzieć po czyjejś stronie albo rozładować gęstą atmosferę. Nie warto aż tak się napinać. Świat toczy się według własnej strategii, czy tego chcemy, czy nie. Najprawdopodobniej niezależnie od tego, czy coś planujemy z wyprzedzeniem, czy działamy spontanicznie – poruszamy się jedynie wśród dostępnych opcji wyboru, a ich ilość zmienia się w czasie. Patrząc wstecz, nieraz widzimy, że nasze dawne plany straciły sens. Dając sobie czas na ostateczną decyzję, dostrzegamy po drodze nowe perspektywy. Różni nas tylko szybkość reakcji na zmiany i nastawienie do nich. Lęk przed utratą kontroli jest naturalny dla wielu z nas, ale warto się czasem przełamać, by poczuć większe zaufanie do innych, potrenować intuicję i dać odpocząć rozumowi. A przede wszystkim, by przestać czuć się odpowiedzialnym za urządzanie idealnego świata. Bo w końcu i tak „jakoś to będzie!”.