„Sekrety fabrycznych dziewczyn” w Akademickim Centrum Designu w Łodzi
Kobiecość według Katarzyny Swinarskiej rodzi się z miłości i poświęcenia, mocnych uniesień zapisanych w linii jej życia, z chłonnych obserwacji ciała emocjonalnego. Zagadnienie, któremu uważnie się przygląda, to także współuczestniczenie w byciu kobietą. Swinarska malarsko eksploruje uniwersum kobiet w polu przemysłowych rewolucji, zwrotów politycznych i relacji społecznych. Wydaje się, że najbliższa jest jej sfera samej etyki: szacunku dla dziewczęcego ciała, kobiecego istnienia oraz postulat poprawy stosunków międzyludzkich.
W serii sześciu kolaży – hieratycznych trenów, malarka gloryfikuje cielesność, intymność i żeńską energię. Podobnie jak we wcześniejszych realizacjach pochyla się nad życiem i rozwojem zawodowym dziewczyn, które marząc o wolności trafiają w żelazne tryby machiny wyzysku ekonomicznego. Młodociane prostytutki z Tajlandii, szwaczki z Bangladeszu, czy dzieci z afrykańskich plantacji będące tematem jej wczesnych cykli malarskich, takich jak „Chineczki” czy „Robotnicy”, podobnie poruszały temat wyzysku, nierówności społecznej i skandalu moralnego dwulicowej Europy.
Dla włókniarek w XIX- i XX-wiecznej Polsce praca w fabryce była jedynym sposobem na ucieczkę ze wsi, gdzie oprócz katorżniczej pracy, dziewczyny nie miały szans na samostanowienie. Droga do miasta i fabryki była ich drogą do emancypacji. Łódzkie robotnice stały się dla artystki mistrzyniami w tym, co może być z natury żeńskie, z powołania kobiece. Swinarska snuje malarską narrację zainspirowaną herstoriami zaczerpniętymi ze źródeł historycznych, w których wybrzmiewa głos „niemych” i przedmiotowo traktowanych dziewczyn i kobiet, pozostających bez prawa wyborczego i bez możliwości decydowania o własnych zarobkach, dokumentach tożsamości czy kwestii ojcostwa ich dzieci. Jej obrazy opowiadają o misterium rozkwitu kobiecych ciał, ale i społecznego organizmu, który składał się z ich wrażliwości, czujności, myśli, troski, opieki, pracy, odpowiedzialności za kształtowanie życia własnego i bliskich. Swinarska w lekki sposób, z właściwą sobie autoironią ujawnia tu bolesne sekrety, utrapienia, lęki i poniżające ciosy codzienności.
Źródła pisane pozostawiły wyraźną relację tych powtarzających się sytuacji:
[…] Robotnica fabryki Czamańskiego, dwudziestoletnia Anna Drymer, doznała urazu wskutek zbytniego zbliżenia się do uruchomionego warsztatu, groziła jej utrata oka.
[…] Zofia: Zapylenie było widać gołym okiem, bo jak słońce padało nam z okna, to widać było w smugach promieni słonecznych fruwające „robaczki”, pyłek bawełny. Większość… Każda ma z oskrzelami i ze słuchem… Bo i szum. Tkalnia to trzask, a przędzalnia to szum. Każda ma teraz ze słuchem trochę nie tak….
W Alei włókniarek autorstwa kulturoznawczyni Marty Madejskiej czytamy:
Niedopłacanie kobietom, brak sanitariatów i urządzeń wentylacyjnych, wielowarsztatowość zwiększająca liczbę poronień i wypadków, przerwa obiadowa równie mityczna jak ośmiogodzinny dzień pracy...
Nikczemne warunki pracy, niegodziwość właścicieli, nieustanne próby poniżenia i zdeptania człowieczeństwa w istocie płci żeńskiej, kaleczą psychiki i ciała, a trauma jak przekleństwo przechodzi na kolejne pokolenia, modeluje świadomość i nadzwyczaj krytyczny stosunek
do samej siebie.
Samowola kierowników i majstrów wobec robotnic, proporcjonalna do natężenia kryzysu – to tajemnica, o której zawzięcie się milczy.
Projekt Swinarskiej wysnuwa się z lokalnych krosien i wykracza poza nie. Opowiada o wielkiej epoce bawełny, uwieczniając włókniarki w figurach supermodelek, ale przypomina też o wciąż aktualnym problemie globalnej produkcji tekstylnej opartej na nieludzkich warunkach pracy i niesprawiedliwym podziale dóbr.
Każda z sześciu postaci ukazanych przez artystkę przypisana jest tej samej roli, łączącej nędzne życie z wyzyskiem pracy i ciała. Chłopki, służące, robotnice zostają uwznioślone w mocnych pop sylwetkach, o silnych i aktywnych dłoniach – symbolizują superkobiecość, boginizm i moc na przekór creepy girls. Silne, wytrwałe i mądre ciała kryją w sobie dziewczęce sekrety.
Monumentalne malarstwo Swinarska przekuwa w osobisty warsztat. Zasiada, tnie i łączy, zszywa dłonie, nogi, wargi. Rekonstruuje relikwiarze z fragmentów okaleczonych ciał. Złożone od nowa liderki produkcji układają się w zastęp przodownic nieżałujących oczu, dłoni, nóg.
Zwróciliśmy się do niej, gdy poprawiała coś przy warsztacie, nisko pochylona. Gdy podniosła głowę, miała wygląd zupełnie dziki: twarz była spoconą tak dalece, że wydawała się zlana wodą, oczy zaś miały wybitny wyraz przygnębienia, strachu i przemęczenia. Na pytania, jak jej idzie ta praca, odpowiedziała jednem słowem: „okropna!”. […] Druga […] praca jest tak ciężką i wytężoną, że przyprawia o stan rozpaczy: chce się porzucić krosna i przerwać to wytężenie ponad siły.
Malarka od lat poszukuje w obrazach mocy w wizerunku kobiety. W cyklu z 2015 roku „Święte miłości”, składającym się z przeskalowanych portretów świętych, kontempluje subtelne pomieszanie ekstazy erotycznej, mistycznej i wolnościowej. Tym razem figury żeńskie z pomnożoną cielesnością, uzasadnioną wielofunkcyjnością, ukazują wymiar ponadludzki. To nawet nie boginki, tylko jakby posthumanwomen, złożone z ciał niby martwych, niby żywych. Rekonstrukcje kobiet w których wymarzone ciało przelewa się z obolałą duszą.
Bawełniane sztandary unoszą i składają fragmenty rozczłonkowanych ciał spracowanych heroin – są próbą sublimacji znoju dzielnie dążących do szczęścia, którego pragnęła każda.
Realizacje artystki zgłębiają dychotomię między uwięzionym ciałem a wyrywającą się ku wolności duszą, krzyżują delikatność i bezwstyd. Swinarska wyraża troskę, uważność na kobiece ciało, ale i jego sekretny rozwój. To „troska o siebie” czy „kultura siebie” wprost z dzieł Michela Foucault z Historii seksualności, którą przywołuje Tomasz Kitliński w tekście do katalogu wystawy „My—wspólny organizmy” z 2017 roku. Swinarska gloryfikuje dbałość o Innych. Odnajduje wspomnienia kobiet zakorzenione w przemysłowym królestwie Scheiblera, które łudziło rozwojem, kusiło zarobkiem tak, że decydowały się one na skromny pracowniczy byt. Mimo, że bohaterki i emancypantki pokazywane są przez pryzmat herstorii łódzkich włókniarek, tętni w nich utrwalony na globalną skalę etos pracy i poświęcenie ponad miarę.
Na ogół mają kilka par dłoni, żeby uporać się z nadmiarem pracy. Potrzebują też większych oczu, żeby widzieć zasuwające z ogromną prędkością czółenko tkackie. Wielkie usta potrzebne im do przekonania kierownika, żeby nie utrudniał pracy, nie zwolnił, nie dręczył koleżanki…. A wielkie zęby przydadzą się, żeby ugryźć, kiedy wkłada łapy tam, gdzie nie powinien… Boginki-włókniarki mają różne charaktery: jest przodownica pracy z prędkimi rączkami; jest ciężarna dziewica świeżo przybyła ze wsi w chustce; jest Wenus-blond z bardzo długimi włosami; jest elegantka z halką, która marzy o mężu; jest karmicielka z potrójną ilością piersi; i Córa, która tęskni za matką i sama siebie obejmuje ramionami.
Tytułowe sekrety, to obiekty nawiązujące do popularnej w latach 70’ zabawy polegającej na przykrywaniu szkiełkiem i zakopywaniu dziecięcych skarbów. Jakie sekrety, jakie skarby mogły ukrywać dziewczyny przedwcześnie wpędzone w dorosłość?.
Kompozycje z włosów, fałdów skóry, brzuchów, malarskich gestów na tkaninach spływających z ram krosien to „tkaczki marzeń”, dziewczyny z ziemi obiecanej, migrantki z tzw. prowincji, całkowicie obecne jak ich sekrety i składane obietnice. Fortuny, kamienice, pałace miały zapewnić nieśmiertelność fabrykantom – prace Swinarskiej domagają się nieśmiertelności dla robotnic.
Magdalena Komborska-Łączna, kuratorka