Archipelag możliwości [rozmowa z Janem i Joanną Słowińskimi o festiwalu EtnoKraków/Rozstaje]
Rozstaje każdorazowo powstają, a właściwie budują się od nowa. A ich głównymi składnikami są ludzie, historia, muzyka i pasja.
O odbywającym się od ponad 25 lat festiwalu Rozstaje (od kilku lat funkcjonującym pod nazwą EtnoKraków/Rozstaje) z jego twórcami Janem i Joanną Słowińskimi rozmawia Iśka Marchwica
Wywiad miał miejsce w Biórkowie Wielkim, po 25, jubileuszowej edycji festiwalu.
Najbliższa edycja Rozstajów odbędzie się w dniach 23 czerwca, 4-7 lipca 2024 r. w Krakowie.
Za oknem pola uprawne, wokół domu maliny, drzewa i krzewy, kwiaty wylewają się z donic i skrzyń.
– Tu ziemia jest niesamowita – mówi Joanna. – Cokolwiek zasadzimy, leci w niebo.
To miał być zwykły wywiad. Skoro jubileuszowa edycja festiwalu, któremu patronuje „Presto”, to i wywiad z dyrektorem i inicjatorem całego tego zamieszania, Janem Słowińskim. Ale z rodziną Słowińskich nigdy nic nie jest „zwykłe” i „typowe”. Na festiwalu wzruszyło mnie, że przed i w przerwach finałowego koncertu Joanna Słowińska stała we foyer Małopolskiego Ogrodu Sztuki, rozmawiając z publicznością i tworząc atmosferę ciepła, przyjaźni, bliskiego spotkania. Jan, jak zawsze, widoczny był w każdym miejscu festiwalowym. A to z laptopem, nadrabiając festiwalowe korespondencje i ustalenia, a to w okularach na nosie pilnie strzegący wszystkich punktów programu. Staszek z kolei niemalże dokonał bilokacji w finałową niedzielę w Radio Kraków, grając własny program z Tomkiem Kukurbą, a chwilę później na scenie Małopolskiego Ogrodu Sztuki wykonując przepiękny projekt „Drzewo, dom i stół” z Joanną na scenie i Janem ukrytym gdzieś w mroku obok akustyków.
Kiedy wchodzi się w świat Słowińskich, to człowiek staje się jego częścią. Jest wchłaniany, przyjmowany, zapraszany do stołu. A jednocześnie czuje niesamowity respekt i szacunek do każdego działania, które od początku do końca sami, z ogromnym trudem, ale i miłością, wykonują Słowińscy. Podobnie jest z festiwalem EtnoKraków/Rozstaje.
Sierpniowe ciepłe popołudnie, Biórków Wielki, stara szkoła, modrzewiowy dwór, szum drzew i gnające po niebie chmury. Było drzewo, był dom i był stół – zupełnie jak w pieśni. I zupełnie jak w najnowszym projekcie było sporo improwizacji, impresjonizmu i zaskakujących zwrotów akcji. Cztery godziny w domu Słowińskich nie były zwykłym wywiadem, a raczej przeżyciem. I chociaż moje psy szalały, niszcząc to kwiaty, to umeblowanie, to nasza mała niteczka porozumienia nie została zerwana, a wręcz zawiązały się na niej nowe supełki. Siedzieliśmy przy stole, jedząc ciasto, przydomowe maliny, pijąc aromatyczną kawę. Słońce błyskało zza chmur, a Jan opowiadał historię dwudziestu pięciu lat nieustającej pracy, która doprowadziła ich właśnie tu. Do cichego, pięknego i niezwykłego Biórkowa.
„Drogę możesz wybrać raz…”
Od samego początku swojej historii Rozstaje były festiwalem nietypowym, tak jak i jego twórcy. Jan Słowiński twierdzi, że każda edycja ma swoją opowieść. Tegoroczna (2023 r.) rozpoczęła się już w czerwcu, „wiankowo”, organicznie, bez kabli, mikrofonów, prądu – koncertem o świcie. Z zielonego zbocza, najpierw jeszcze w noc, w mgły poranne, w brzask – pieśni poszły nad Kraków, Błonia, nad Park Jordana. Litewskie, ukraińskie, kurpiowskie, polskie. Z Puszczy Zielonej, z Wielkopolski, Lubelskiego, Podkarpacia. Było o ogniu, wodzie, o nocy kupalnej i świętojańskiej. Siostry Kriščiūnaitė z Wilna i Ola Bilińska z Sejn, Iryna Klymenko i Babskyj Kozaczok z Ukrainy, kurpiowska Śpiewu Przyczyna, krakowska Dola i przewodząca spotkaniu Joanna Słowińska.
– Zwołały o wschodzie słońca kilkusetosobowe zgromadzenie. I był kobiecy śpiew – motto tegorocznych Rozstajów, wspólnotowy symbol potrzeby spotkania, budowania więzi, dialogu, wrażliwości na siebie nawzajem – wspomina Jan.
Epilog wydarzenia wybrzmiał w sali teatralnej Małopolskiego Ogrodu Sztuki. Wędrówka i oś „Północ-Południe”, trzy koncerty i muzyka z „trzech stron świata”, inspiracje muzyką litewską (Ola Bilińska i Babadag), polską, słowiańską, żydowską (Joanna Słowińska, Staszek Słowiński), muzyką Karpat (Trebunie-Tutki) i autorska narracja – teksty Jana Słowińskiego, Krzysztofa Trebuni-Tutki, Oli Bilińskiej. Opowieści tak różne i tak wspólne.
Wcześniej, w tygodniu festiwalowym, prezentowali się artyści z trzech kontynentów, bliscy brzmieniom źródłowym i eksperymentujący.
– Puls tradycji i rytm wielkich miast. Krakowskie, historyczne lokalizacje. Artyści z Polski, artyści ze świata – podsumowuje Słowiński.
Tegoroczna, jubileuszowa edycja to „wykadrowana” panorama 25 lat spotkań na rozstajach.
– Interkontynentalnie i lokalnie zarazem. Czas dla siebie nawzajem, przestrzeń dla muzyki, dostrzegania podobieństw, poszanowania odmienności. Przestrzeń kreacji – dodaje dyrektor i inicjator tego wielkiego międzykulturowego święta.
– Początek festiwalu to był impuls organiczny – opowiada Jan. – Przyjechaliśmy tu po studiach, już z dziećmi w 1998 roku, z postanowieniem, że będziemy się utrzymywać wyłącznie z grania. Kraków powstał u zbiegu dróg. Na rozstajach. I taki właśnie Kraków nas wchłonął. W piwnicach, w których grywaliśmy, spotykaliśmy fantastycznych muzyków z Gruzji, z Ukrainy, z Rosji, muzyków żydowskich. Tych wyjątkowych artystów z różnych stron świata trzeba było po prostu „wydobyć” z piwnic na światło dzienne i pokazać na wielkiej scenie na krakowskim rynku, w Radio Kraków, w Rotundzie, w Jaszczurach. Pierwsze Rozstaje prawie „zrobiły się same”. Nikt nie przeszkadzał, przeciwnie – otrzymaliśmy wsparcie finansowe i organizacyjne ze strony ówczesnej inicjatywy „Kraków 2000 – Europejska Stolica Kultury”, co rzecz jasna pomogło wystartować dynamicznie.
– Często nie mamy świadomości, że tuż obok żyją ludzie tworzący niezwykły świat własnej, odrębnej kultury – dopowiada Joanna. – Jan potrafi z niezwykłym wyczuciem odnaleźć i w odpowiednim kontekście pokazać publiczności nie tylko egzotyczne propozycje z całego świata, ale też to, co niezwykłe blisko nas. Tak też było, gdy na pierwszą edycję zaprosił artystów z Wilamowic, śpiewających unikatowym, ginącym językiem wilamowskim. Ale zabrzmiały też pieśni romskie, łemkowskie, podkrakowskie, podhalańskie. Pierwsza edycja Rozstajów była soczewką, przybliżającą tę niezwykłą mozaikę wielobarwnej, wielokulturowej Małopolski. Kolejne spotkania rozpostarły się na Europę, a jeszcze kolejne na cały świat. Ale idea jest wciąż ta sama: budowania przestrzeni dialogu, otwartości, spotkania – tłumaczy artystka.
Strefa dobrej muzyki
Tradycja i improwizacja zetknęły się w świecie Słowińskich w krakowskim klubie Strefa. Dzieje się tam i działo dużo. Nawet w pandemii Strefa nieustannie koncertowała, w pierwszym roku reżimu sanitarnego realizując kilkadziesiąt koncertów w sezonie i dając tym samym pracę i nadzieję na przetrwanie trudnego czasu i załodze Strefy, i wielu muzykom. Były koncerty na żywo i internetowe, były grane dla publiczności w maseczkach, usadzonej w odstępach i w końcu te z pełną salą, kiedy już zagrożenie pandemiczne minęło.
– W klubie Strefa brzmi etno, jest też miejsce dla piosenki literackiej, muzyki improwizowanej i jazzowej. Klub jest też matecznikiem i przestrzenią inicjatywy „Dom Tańca Kraków”, którą powołaliśmy w Krakowie w 1997 roku, a która szczęśliwie rozwija się i ma kontynuatorów – opowiada Jan. Klub jest otwarty na różne pomysły muzyczne. – Mamy ten przywilej, że prezentujemy to, co jest naszym estetycznym wyborem. To również przestrzeń goszcząca wielu artystów ze świata, którzy od lat mieszkają w Krakowie i mają tu swoje miejsce. Wieczory bluesa, forró, latynoskie – tłumaczy Jan. Strefa to także przestrzeń dla tych, którzy, będąc „w trasie”, po prostu chcą „u Słowińskich” zagrać. – Strefa to mnóstwo inicjatyw edukacyjnych, warsztatów pieśni, tańców tradycyjnych. Jesteśmy całorocznym klubem festiwalowym „EtnoKraków/Rozstaje”, ale też gościliśmy wiele innych prestiżowych przedsięwzięć, stając się okazjonalnie przestrzenią koncertową, warsztatową i klubem festiwalowym innych ważnych międzynarodowych festiwali, jak m.in.: „Misteria Paschalia”, „Festiwal Wielokulturowy” Willi Decjusza, „Duetissimo” – Międzynarodowy Festiwal Duetów Fortepianowych, „Wianki” w Krakowie, „Grechuta Festival”, Festiwal Piosenki Studenckiej, „Kobieca Transsmisja”, „International Jazz Day”, „Summer Jazz Festival Kraków”, „Noc Jazzu”, Międzynarodowy Festiwal Perkusyjny „Źródła i Inspiracje”.
W Strefie odbywają się też regularnie warsztaty otwartej grupy śpiewaczej, które prowadzi Joanna Słowińska.
– Ogromną niespodzianką i radością było dla mnie odkrycie, jak wiele osób ma potrzebę wspólnego śpiewania – mówi Joanna. – Wspólny śpiew to moim zdaniem bardzo istotny element tworzenia kultury dawnej wsi. Współcześnie częściej możemy doświadczyć tej praktyki w mieście niż na wsi. Piękno pieśni, piękno współ-śpiewania, nieodmiennie zachwycają mnie.
Słowińscy idą do szkoły
Ta idea otwarcia ludzi na wspólne muzykowanie, budowanie muzycznej przestrzeni, przyświeca kolejnej inicjatywie, którą tworzą Słowińscy. Stara Szkoła w Biórkowie Wielkim jest miejscem, w którym społeczność zogniskowana wokół festiwalu i miejsca spotkań, jakim jest klub Strefa, ma swój kolejny dom.
– Na pewno nietypowym jest fakt, że to też dom, w którym mieszkamy – mówi Joanna. – To miejsce przyjęło nas w sposób ogromnie inspirujący. Spotkaliśmy niezwykłych ludzi, wśród których żyć jest dobrze.
– Szkoła powstała tu w odrodzonej Polsce, w roku 1919 – opowiada Jan. – Najpierw w mniejszym, niezwykle urokliwym, ale zbyt małym budynku. Po kilku latach rodzina Woźniakowskich, zamieszkująca pobliski dwór, przekazała – jak wieść niesie – drewno na nową dużą szkołę. Ta powstała w formie kopii architektonicznej dworu z Raciechowic – w myśl tendencji, by budynki użyteczności publicznej w Polsce odrodzonej budować w nawiązaniu do stylu architektury polskiej.
– Szkołę podnieśliśmy z ruiny – opowiadają nowi właściciele „Starej Szkoły w Biórkowie Wielkim”. – Budynek, w którym mieszkamy, przywróciliśmy do życia nakładem własnym i mozolną pracą. Dwa pozostałe użytkowane są przez Stowarzyszenie Rozstaje, dzięki czemu reaktywuje się ich pierwotna funkcja edukacyjna i kulturalna. Jest to możliwe dzięki wsparciu grantowemu programu MKiDN, wspierającego infrastrukturę kultury. W międzyczasie pobliski osiemnastowieczny dwór Woźniakowskich, wcześniej należący do Ignacego Jana Paderewskiego, prawie zapadł się pod ziemię… – dodają.
– Wizja rewitalizacji zrujnowanych budynków na początku nas przerażała – opowiada Jan. – Szybko jednak stała się niezwykłą, inspirującą przygodą. Przywoływaniem znaków przeszłości, odkrywaniem przestrzeni, wyznaczaniem im nowych funkcji, wydobywaniem harmonii z chaosu. Uwielbiam! No i „doktoryzowanie” się w technologiach budowlanych okazało się pasjonujące – zapewnia, przekraczając rozważnie sterty desek, cegieł, starych dachówek…
Słucham moich wspaniałych gospodarzy, artystów, muzyków, poety i wokalistki i nie mogę uwierzyć, że rozmawiamy o remontach i budowlance. Śmieję się, że to chyba też „wina” tej artystycznej pasji.
– W Biórkowie Wielkim zorganizowaliśmy już wcześniej kilka spotkań muzycznych – mówi Joanna, zerkając z uśmiechem na ganek tonący w kwiatach i ziołach. – I w „nowej szkole”, i w „starej”, jeszcze przed remontem, oraz koncerty w tutejszym fenomenalnym siedemnastowiecznym, drewnianym kościele. Teraz większość inicjatyw warsztatowych i koncertowych będzie się odbywać w nowo wyremontowanej sali „Starej Szkoły”.
Kiedy rozmawialiśmy w sierpniu, projekty jesienne były w przygotowaniu. A publikacja opóźniła się, bo Słowińscy bez wytchnienia przygotowywali się do niezwykle ambitnego, ale też inspirującego projektu – cykli jesiennych warsztatów i koncertów „Uniwersytet Ludowy w Starej Szkole”. Już teraz warto śledzić informacje Stowarzyszenia, aby nie przegapić kolejnych projektów i pomysłów na animacje kulturalne w tej wspaniałej odrestaurowanej przestrzeni.
– Przyjdźcie pośpiewać, potańczyć, pograć, spotkać się! – zachęcają Słowińscy.
Jak na to wszystko patrzą ich dzieci?
– Trzeba by ich zapytać – śmieją się Jan z Joanną. – Często się martwią, czy starczy nam na to wszystko sił. Poza wszystkim dzisiaj patrzą już dzieci i wnuki, których mamy piątkę – konstatuje Jan. – Myślę, że Staszek i Zosia patrzą przez pryzmat wspomnień, naszych wspólnych domowych artystycznych doświadczeń – i tych wspólnych, i tych odrębnych – dodaje Joanna.
– Staszek jest już niezależnym, samodzielnym artystą, skrzypkiem, kompozytorem, aranżerem, producentem muzycznym, funkcjonującym świetnie w Polsce i na świecie. Mamy ogromną frajdę, że znajduje czas dla rodziców i że możemy też współpracować artystycznie. Podobnie współdziałamy też zawodowo z Zosią, która jako graficzka projektuje nam koncertowe plakaty, okładki płyt, festiwalowe linie graficzne. Ostatnio powróciła też do pasji muzycznych, dołącza też wokalnie do niektórych koncertów Joanny. To ogromna radość móc artystycznie i zawodowo współpracować z dziećmi – dodają dumni rodzice.
Drzewo, dom i stół
Ostatni projekt jest chyba najlepszym podsumowaniem artystycznej i życiowej drogi Jana i Joanny Słowińskich. Przepiękna impresjonistyczna poezja Jana, improwizacyjna, osadzona w folku, jednak mocno nowoczesna muzyka Staszka, pełne pasji wykonawstwo Joanny i delikatny rys graficzny Zofii. Projekt „Drzewo, dom i stół” zachwycił mnie podczas koncertu na Rozstajach, a nabrał nowego znaczenia w Biórkowie.
– W tym projekcie nie ma przypadkowości, jest to historia opowiedziana muzyką, tekstem, grafikami, brzmieniem – mówi Joanna, siedząc przy przepięknym starym drewnianym stole, na tle ścian i okien, na które przez lata patrzyły kolejne pokolenia dzieci z Biórkowa.
„Drzewo, dom i stół” pokazuje, jak folk ewoluuje wraz ze światem, który opisuje. Jak wszystko to pulsuje, rozwija się, przemienia. Że nie ma jednej receptury, jednego sposobu, jednego brzmienia. Każde wykonanie tego koncertu jest jednorazowe i niepowtarzalne jak każdy dzień życia.
Historia Jana i Joanny Słowińskich to historia drzewa, którego roczny cykl jest przewidywalny, ale nigdy nie wiadomo, jak świat na niego wpłynie. Latem odbędą się kolejne Rozstaje, zimą Słowińscy przyjmą kolędników. Będą koncerty i spotkania, remonty i rozliczanie wniosków. Ale jak to na nich wpłynie i w którą stronę urośnie kolejna gałąź? Czas pokaże.