Roberto Alagna: Prostota zbliża nas do autentyzmu
O postaci Don Carlosa, rozwoju śpiewaka operowego, i pięknie, które kryje się w prostocie z Robertem Alagną rozmawia Jacek Kornak.
Jacek Kornak: Obecnie wykonujesz w Teatrze Wielkim w Łodzi tytułową rolę w operze Verdiego „Don Carlos”. Ta rola towarzyszy Ci od dekad. Już w latach 90. występowałeś w tej roli. Masz też na koncie nagrania „Don Carlosa”, które powszechnie są uważane za ikoniczne. Czy rola ta wciąż jest dla Ciebie wyzwaniem, czy może czujesz się z nią zupełnie naturalnie?
Roberto Alagna: Rzeczywiście rolę Don Carlosa wykonywałem już w latach 90. Śpiewałem ją m.in. w Londynie, Nowym Jorku, Wiedniu, Paryżu, a teraz w Łodzi. Ta rola jest dla mnie zawsze wyzwaniem. Nie czuję się z nią komfortowo, nie jest ona łatwa. Jako śpiewak zresztą nigdy nie podchodzę do roli myśląc, że jest ona łatwa. W przypadku Don Carlosa nie jest to rola, która ma lekkie, śpiewne arie. Wymaga nieustannego skupienia. Za każdym razem, gdy otwieram partyturę, przygotowując się po raz kolejny do tej roli, uczę się jej na nowo. Nawet wracając do niej wielokrotnie nie mogę powiedzieć, że czuję się z nią zupełnie naturalnie.
Co się zmieniło w Twojej interpretacji tej roli przez te dziesięciolecia? Czy czujesz, że Twoje wykonania są lepsze, czy może zbliżasz się do swojego ideału wykonawczego Don Carlosa?
Wykonując Don Carlosa jako młody śpiewak, miałem tendencję do skupiania się na wysokich dźwiękach. Chciałem zaimponować publiczności jasnym głosem, którym lekko podbija się górne C. Dziś, śpiewając tę rolę, dążę do prostoty, unikam tanich efektów wokalnych. Prostota zbliża nas do autentyzmu. Czasem chcąc stworzyć zbyt wyrafinowaną interpretację, można popaść w groteskowość. Ja staram się stworzyć portret romantycznego herosa, zarazem unikając przerysowania. Unikam efekciarstwa. Staram się ukazać tę postać jako kruchą, delikatną, zagubioną osobę.
„Don Carlos” to jedno z największych dzieł w historii opery. Jak każde wielkie dzieło sztuki jest wieloznaczne. Dla niektórych jest to opera o miłości, dla innych o dojrzewaniu, dla jeszcze innych o relacji ojciec-syn. O czym jest ona według Ciebie? Co widzisz w swojej postaci i co starasz się poprzez nią przekazać?
„Don Carlos” jest dziełem o życiu. Ukazuje skomplikowane relacje między ludźmi. Sprawia to, że opera ta jest manifestem humanizmu. Ukazuje również, jak życie może się przeplatać z polityką i jak polityka może być niszcząca.
Pracowałeś nad tą operą z wieloma reżyserami. Nie tak dawno z Krzysztofem Warlikowskim przygotowaliście przedstawienie francuskiej wersji „Don Carlosa” dla Opera de Paris. Dla wielu tamto przedstawienie było kontrowersyjne. Co o nim myślisz?
Krzysztof Warlikowski to wspaniały artysta i bardzo dobrze mi się z nim pracowało. Jego wizja „Don Carlosa” jest bliska temu, co sam myślę o tej postaci: jest to delikatny, wrażliwy mężczyzna. Ja jednak wolałbym prostszą inscenizację. Warlikowski chciał w tej operze zawrzeć bardzo wiele znaczeń i chwilami bywało to dezorientujące, ale myślę, że udało się nam stworzyć dobre przedstawienie.
Czy wolisz tradycyjne produkcje operowe czy też teatr reżyserski?
Jest wiele świetnych produkcji operowych, które przenoszą operę w nasze czasy. Czasem dzięki prostocie można stworzyć bardziej emocjonalne przedstawienie. Reżyserzy jednak często zapominają o oryginalnej historii i chcą jedynie ukazać na scenie własne idee. Wolę inscenizacje, które są wierne muzyce i librettu. Myślę, że opera nie musi być uwspółcześniana na siłę. Gdy idę do kina na film historyczny, nie oczekuję, że historia z czasów renesansowej Anglii będzie uwspółcześniona. Oczekuję dobrej jakości filmu kostiumowego. Dobra tradycyjna inscenizacja operowa jest w stanie zaoferować widzom satysfakcjonującą fantazję.
W ostatnich latach wydałeś kilka albumów z muzyką popularną. Jesteś u szczytu kariery operowej, a zarazem śpiewasz francuskie piosenki, muzykę latynoską czy też sycylijską. W Twoim przypadku jest to jakby powrót do źródeł. Jak łączysz te pasje do różnych stylów muzycznych? Czy łatwo pogodzić śpiew operowy z piosenką kabaretową?
To nie są różne pasje. Mam jedną pasję i jest nią muzyka. Zaczynałem swoją karierę jako śpiewak, występując w paryskich klubach. Z tą muzyką nigdy się nie rozstałem. Nie ma recepty, jak wykonywać różne gatunki muzyczne. Trzeba jeczuć i być w stanie wyrazić poprzez nie emocje. Druga strona medalu to praca. Należy uważnie słuchać wybitnych wykonawców z różnych stylów i uczyć się różnych technik. Jeśli wykonam francuską piosenkę w stylu operowym, będzie ona brzmiała nudno. Trzeba odnaleźć dla każdego rodzaju muzyki właściwy styl, a nawet właściwy sposób artykulacji dźwięku.
Jakie obecnie wyzwania stoją przed Tobą? Czy masz wciąż role albo style muzyczne, które Cię interesują i chciałbyś ich spróbować?
Teraz pracuję nad nowym projektem musicalem komediowym. To jest dla mnie wyzwanie, bo muszę się nauczyć nowego stylu. To nie jest tak, że budzisz się rano i myślisz sobie: dziś zaśpiewam bolero. Wszystkiego trzeba się nauczyć.
Twoja kariera z pewnością nie była typowa: z klubów kabaretowych na deski teatrów operowych. Czy jednak mógłbyś dać jakąś radę młodym śpiewakom, którzy rozpoczynają swoje kariery?
Nie lubię dawać rad. Myślę, że każde doświadczenie muzyczne jest dobre i nas wzbogaca. Nie należy się bać próbować różnych rzeczy, ale też trzeba być wiernym sobie. Ważne jest, aby być świadomym własnego potencjału, a także ograniczeń. Należy walczyć ze sobą, ze swoimi słabościami, ze swoim ego, z ciałem, które się męczy. Dzięki tej walce powstaje piękno, którym się możemy dzielić.
***
Relację z inscenizowanego koncertu "Don Carlos" w Teatrze Wielkim w Łodzi możecie przeczytać TUTAJ