Requiem ludzkie – duchowe przeżycie w Filharmonii Łódzkiej
W piątkowy wieczór w Filharmonii Łódzkiej zabrzmiało jedno z najbardziej osobistych i duchowo poruszających dzieł muzyki XIX wieku – „Ein deutsches Requiem” Johannesa Brahmsa. Monumentalna, ponadsiedemdziesięciominutowa kompozycja niemieckiego mistrza, zbudowana na protestanckim fundamencie słowa i muzyki, wybrzmiała w interpretacji Róberta Farkasa, dyrygenta o węgierskiej precyzji i dramatycznym wyczuciu narracji, który poprowadził Orkiestrę Symfoniczną i Chór Filharmonii Łódzkiej z godną uznania spójnością.
Róbert Farkas, od września 2021 roku główny dyrygent Orkiestry Symfonicznej MÁV w Budapeszcie, jest artystą o międzynarodowej renomie. Jego kariera obejmuje współpracę z takimi zespołami, jak: Orkiestra Filharmonii Narodowej Węgier, Zagrzebska Orkiestra Filharmonii czy Orkiestra Symfoniczna Sofijskiej Filharmonii. W 2011 roku zdobył III nagrodę w Międzynarodowym Konkursie Dyrygenckim im. Lovro von Matačića, co zwróciło uwagę świata muzycznego na jego talent. Farkas jest również dyrektorem artystycznym MUZIKA w Theater Hagen w Niemczech.
Łódzki koncert poprzedziło spotkanie w Sali Kameralnej im. Henryka Czyża, które poprowadził redaktor Polskiego Radia „Dwójka” Marcin Majchrowski. Była to cenna okazja, by przybliżyć słuchaczom historyczny kontekst dzieła – zwłaszcza że Requiem Brahmsa, pozbawione liturgicznego wymiaru katolickiego, bywa traktowane jak jedna z wielu innych muzycznych mszy żałobnych, a nie taki był zamysł kompozytora.
Choć geneza powstania „Ein deutsches Requiem” związana jest z bolesną dla Brahmsa śmiercią Roberta Schumanna – jego przyjaciela, a także śmiercią matki kompozytora, to nie los umarłych jest w „Niemieckim Requiem” w centrum uwagi, ale ból, zagubienie i samotność tych, którzy muszą żyć dalej bez swoich ukochanych. „Określenie »niemieckie« chętnie zastąpiłbym słowem »ludzkie«” – powiedział sam kompozytor. Jego siedmioczęściowe dzieło to swoisty przewodnik po etapach żałoby, którą każdy z nas będzie musiał przejść w jakimś momencie swojego życia.

Już od pierwszych taktów otwierającego „Selig sind, die da Leid tragen” dało się odczuć, że artystyczna wizja wieczoru oparta będzie na ciemnym brzmieniu i refleksyjnej narracji. Rezygnacja z partii skrzypiec w tym ogniwie, zgodnie z wolą kompozytora, została przez orkiestrę zinterpretowana z dużym wyczuciem barwy – altówki, wiolonczele i kontrabasy stworzyły posępną, lecz ciepłą tkankę, w której zanurzył się doskonały (jak zwykle) filharmoniczny chór.
Perfekcyjny , przygotowany przez chórmistrza Artura Kozę zespół śpiewaków zaprezentował precyzję intonacyjną i znakomite wyczucie dynamiki – od cichego, niemal szeptanego „Wie lieblich sind deine Wohnungen”, po dramatyczne, fugowane „Der Tod ist verschlungen in den Sieg” w szóstej części.
Róbert Farkas prowadził całość z wyczuwalnym zrozumieniem struktury dzieła – bez efekciarstwa i nadmiernej emfazy. Umiejętnie budował napięcie poprzez subtelne różnicowanie tempa i agogiki. Orkiestra brzmiała jednorodnie i plastycznie, choć w kulminacyjnych momentach pojawiały się lekkie zachwiania równowagi dynamicznej między sekcjami.
W partiach solowych zaprezentowało się dwoje młodych, utytułowanych polskich śpiewaków. W przypadku sopranistki Adriany Ferfeckiej, choć nie sposób odmówić jej wokalnej kultury i technicznej swobody, jej głos – liryczny, o lekko srebrzystej barwie – wydawał się nie w pełni korespondować z introspekcyjnym i refleksyjnym charakterem requiem. Zapewne będzie jeszcze okazja usłyszeć Adrianę Ferfecką w Łodzi nieraz, ponieważ to śpiewaczka, która jest na początku swojej kariery. Miejmy nadzieję, że następnym razem usłyszymy ją w repertuarze pełniej prezentującym walory jej głosu.
Znany już łódzkim słuchaczom Hubert Zapiór – baryton, nie zawiódł i tym razem. Artysta wniósł do dzieła wyrazistą obecność sceniczną i mocny ciemny głos. W jego interpretacji „Herr, lehre doch mich” zabrzmiało jak filozoficzna rozprawa o przemijaniu – z dystansem, ale i z dramatycznym ciężarem.
Wspólnymi siłami artyści stworzyli interpretację „Ein deutsches Requiem” Brahmsa, która pomimo nieuchronnego ciężaru, jaki niesie ludzki los, dotknęła naszej egzystencjonalnej kruchości i miłości – tej ludzkiej, silniejszej niż śmierć.