Paweł Przytocki: Muzyka jest drogą, nie celem
O powrotach do Łodzi, zakończeniu sezonu artystycznego w Filharmonii Łódzkiej, a także o dalszych, nowatorskich pomysłach i planach z dyrektorem Pawłem Przytockim rozmawia Maria Kożewnikow.
Maria Kożewnikow: Zacznijmy od początku. Choć dziś często kojarzony jest Pan z Łodzią, studiował Pan w Krakowie, a pochodzi Pan z Krosna. Jak doszło do pierwszego kontaktu z łódzkim środowiskiem muzycznym?
Paweł Przytocki: Moja pierwsza przygoda z Łodzią to początek roku 1987. Zostałem wówczas zaproszony jako dyrygent gościnny, w zastępstwie. Pamiętam ten koncert bardzo dobrze, ponieważ był to bardzo ważny moment początku mojej artystycznej drogi, niedługo po ukończeniu studiów
w 1985 roku. I tak zaczęła się przygoda, która trwa już prawie 40 lat! Znam tę instytucję od każdej strony – miałem przyjemność dyrygować jeszcze w starym gmachu Filharmonii, chwilę przed jego rozbiórką. Co ciekawe, po tym koncercie dostałem propozycję pracy w Teatrze Wielkim, gdzie następnie zacząłem asystować przy dużych produkcjach operowych, a zaraz potem miałem swoją pierwszą premierę. Ten łódzki epizod rozwinął się raz jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, kiedy od 1994 do 1997 roku byłem dyrektorem artystycznym Filharmonii. Na dłużej wróciłem dopiero
w 2017 roku i jestem tu już prawie osiem lat. I tak mijają mi kolejne, niezwykle owocne lata współpracy z Filharmonią im. Artura Rubinsteina w Łodzi.
Jak przez lata zmieniło się środowisko muzyczne – nie tylko w Łodzi, ale szerzej, w Polsce?
Zmieniło się diametralnie! W latach osiemdziesiątych dostęp do nut, nagrań czy nawet instrumentów był bardzo ograniczony. Podróże też były ograniczone… paszporty i ludzie byli pod „staranną” kontrolą. Ale moi profesorowie często wspominali, że po wojnie też nie było nagrań, nut, a szczególnie partytur. Dziś świat ma wszystko pod ręką – streaming, Internet, nagrania bieżące i te sprzed wielu lat. Świat stoi otworem. A to sprawia, że umiejętności artystów, którzy przychodzą na przesłuchania do orkiestr, są naprawdę wysokie. Młodzi są lepiej przygotowani, bardziej świadomi. To widać – poziom muzyków w Polsce jest imponujący.
Czyli polskie orkiestry się zmieniły?
Zdecydowanie. Według mnie poziom jest po prostu światowy! Niedawno przeprowadzaliśmy przesłuchania do grupy klarnetów i na koncertmistrza Orkiestry Filharmonii Łódzkiej. Jestem przekonany, że ten poziom odpowiadał standardom międzynarodowych konkursów muzycznych. Dziś młodzi muzycy mogą porównywać interpretacje z Berlina, Monachium czy Nowego Jorku w jednej chwili. Dostęp jest błyskawiczny, więc i przygotowanie młodych muzyków jest znacznie lepsze.
Rozumiem, że współczesne orkiestry to po prostu zupełnie inna jakość?
Tak, choć nie znaczy to, że dawniej było zawsze gorzej – były po prostu inne czasy, inne realia. Wtedy mimo braku wykształconych kadr mieliśmy znakomitych dyrektorów. Myślę tu o dyrektorze Kolankowskim z Krakowa czy dyrektorze Wybrańczyku z Sinfonii Varsovii. Zarządzali instytucjami bez MBA, a jednak skutecznie, z wielkim wyczuciem, darząc przy tym artystów szczególną estymą. Dziś też mamy dobrych menedżerów, ale tamta szkoła zarządzania, oparta na doświadczeniu i głębokim szacunku do instytucji, wciąż powinna być dla nas wzorem
i inspiracją.
Jednak jako Filharmonia Łódzka idziecie z biegiem czasu. W tym sezonie ukierunkowanie na nowości – między innymi koncert z elementami sztucznej inteligencji. Skąd taka decyzja?
Nie możemy przecież stać w miejscu. Sztuczna inteligencja była tylko pretekstem do refleksji – jak w kreatywny sposób wykorzystać AI. Jak twórczo współpracować i jak włączyć AI w muzykę, a dalej – w koncert. To oczywiście wzbudziło wiele emocji. Nie wszyscy byli zadowoleni, ale o to też chodzi. Eksperyment nie musi podobać się każdemu, ma otwierać dyskusję! Jeśli nie będziemy szukać nowych możliwości, szybko przestaniemy być w nurcie współczesnego świata.
Zdecydowanie! I w taki sposób kolejny sezon Filharmonii dobiega końca, a wieńczy go Potępienie Fausta Hectora Berlioza. Nie widnieje ono często na afiszach. Skąd taki wybór?
Przede wszystkim dlatego, że to dzieło jest rzadko wykonywane w Polsce, a zdecydowanie niesłusznie się je pomija. W Polsce najczęściej wykonuje się Symfonię fantastyczną, a przecież Berlioz to znacznie więcej dzieł! Był on rewolucjonistą – w orkiestracji, konstrukcji formy. Ten utwór, choć dziś traktowany scenicznie, pierwotnie był pomyślany jako legenda dramatyczna. Potępienie Fausta ma według mnie wymiar symboliczny – historia Fausta jako człowieka przekraczającego granice wiedzy, ale ostatecznie potępionego, zderza się z historią Małgorzaty – ocalonej dzięki miłości. W świecie, w którym przekraczamy granice techniki oraz nauki, warto przypominać, że to właśnie uczucia definiują człowieczeństwo. Chciałem zakończyć sezon z pewnym przesłaniem, nie tylko muzycznym, ale też egzystencjalnym.
To wszystko wpisuje się w pewną linię programową – muzyka francuska. Ten sezon rzeczywiście był jej mocno poświęcony.
Zależało mi, by pokazać różne oblicza muzyki francuskiej. Mieliśmy Francisa Poulenca, Maurice’a Ravela, Alberta Roussela, a teraz czas na Berlioza. Chciałem zbudować pewnego rodzaju fundament sezonu, w którym często pojawią się francuskie akcenty. Na koniec roku, w grudniu 2025, Martin Lebel, francuski dyrygent, dokona zamknięcia tej idei, wykonując między innymi La Mer Claude’a Debussego, a następnie organista Karol Mossakowski wykona Koncert organowy wspomnianego już Poulenca.
Wspomniał Pan o młodych artystach – czy ma Pan swoją wizję ich roli w przyszłości? Zarówno tych w klasie dyrygentury, jak i tych przy pulpitach – grających w orkiestrach.
Chciałbym im dawać przestrzeń, wolność i jednocześnie poczucie odpowiedzialności. Artysta to człowiek w drodze, nie może stać w miejscu. Musi być otwarty na świat, a jednocześnie umiejętnie dokonywać wyborów. Świat niestety jest pełen fałszywych proroków i to dotyczy niestety również muzyki. Młodzi muzycy muszą jednak wciąż pamiętać o tym, że muzyka jest drogą, a nie celem i środkiem do budowania własnej kariery.
Natomiast myśląc o rozwoju instytucji, organizujemy rezydentury. W przyszłym sezonie będziemy gościć wybitnego skrzypka Jakuba Jakowicza, który w ramach rezydencji artystycznej w Filharmonii Łódzkiej wykona z nami aż pięć koncertów!
Czyli kolejne współprace!
Tak! Rezydencja dotyczy również młodych muzyków, pragnących zdobywać doświadczenia orkiestrowe w ramach programu Narodowego Instytutu Muzyki i Tańca. Chodzi o budowanie więzi, wspólnoty, otwartości. Chcemy, aby młodzi muzycy mogli obcować z najważniejszymi artystami polskiej i europejskiej sceny muzycznej, czerpać od nich to, co najlepsze po to, aby w przyszłości grać na stałe w Orkiestrze Filharmonii Łódzkiej.
W tym celu chciałbym również wspomnieć o tym, że od kilku lat jako jedyna filharmonia w Polsce uczestniczymy w wyjątkowym programie Steinway Prizewinner Concerts, który swoim zasięgiem obejmuje najważniejsze ośrodki muzyczne Europy. Dzięki temu programowi trzy razy w roku najwybitniejsi laureaci konkursów pianistycznych na świecie występują w Filharmonii w Łodzi.
Widzę, że bardzo intensywnie działa Pan na rzecz młodych muzyków! Czy działalność pedagogiczna wpłynęła na Pana sposób myślenia o muzyce?
Ogromnie! Uczę od 2007 roku na Akademii Muzycznej w Krakowie. To doświadczenie nauczyło mnie, że nie można udawać. Młodzież nie znosi fałszu. Dlatego tak ważna jest autentyczność oraz to, aby nie bać się mówić wprost. Czasem komuś trzeba powiedzieć, że nie ma predyspozycji do zawodu dyrygenta. Innym razem – że ma wielki talent i nie wolno tego zmarnować. To duża odpowiedzialność, ale też ogromna satysfakcja. Pedagog ma ogromną rolę, bo czasem jedno zdanie może zdecydować o całym życiu młodego człowieka.
Czyli podsumowując – najlepsi muzycy i najlepszy repertuar. A jeśli o niego chodzi – czy są dzieła, do których Pan często wraca, i takie, których unika?
Wracam chętnie do Brahmsa, Rachmaninowa, Mahlera. To muzyka, która zawsze mnie porusza… Ostatnio dyrygowałem II Symfonią Zygmunta Noskowskiego. To również wyjątkowe i ważne dla mnie dzieło, które miałem przyjemność nagrać wraz Orkiestrą Filharmonii Łódzkiej w 2023 roku. Ale unikam utworów źle napisanych – i nie chodzi o trudność wykonania. Mówię o utworach, które są muzycznie puste. Muzyczna jakość jest dla mnie najważniejsza! Dobre dzieło może być czasem niewygodne i trudne do grania, ale zawsze niesie w sobie unikalną wartość.
Co z pomysłami na przyszłość? Czego jeszcze możemy spodziewać się w Pana działalności
i w Filharmonii Łódzkiej?
Planów jest naprawdę wiele! Na początku zabrzmi IV Symfonia Karola Szymanowskiego z Martinem Garcią, a następnie Stabat Mater Poulenca z Iwoną Sobotką. Za to na koniec sezonu, po raz pierwszy
w Łodzi, usłyszymy VIII Symfonię Krzysztofa Pendereckiego.
W listopadzie znowu zabrzmi dzieło Szymanowskiego, tym razem koncertowa wersja Króla Rogera
w gwiazdorskiej obsadzie: Joanna Woś, Piotr Buszewski i Andrzej Dobber. Będą też pieśni Mieczysława Karłowicza w nowych aranżacjach z Agą Zaryan jako solistką!
Dodatkowo w listopadzie swoją światową premierę będzie miał utwór łódzkiego kompozytora Aleksandra Tansmana – Lumieres. Jest to muzyka do baletu, której partytura została znaleziona niedawno w archiwach w Paryżu.
Jednak dla odmiany, w grudniu, wykonamy Rogue like Symphony for saxophones, multipercussion, audience & orchestra Ignacego Zalewskiego z udziałem publiczności, która będzie współwykonawcą tego dzieła. To wyjątkowa, wręcz unikatowa propozycja dla łódzkich melomanów. Jednocześnie jest to światowa premiera tego dzieła, zamówionego specjalnie przez naszą Filharmonię.
Natomiast w styczniu 2026 roku odbędzie się wyjątkowy koncert pod tytułem Story of Polish Jazz
z udziałem raperów oraz najwybitniejszych polskich jazzmanów. A kilka tygodni później na naszej scenie wystąpi z orkiestrą Richard Galliano, wybitny i podziwiany na całym świecie akordeonista.
Za to w lutym 2026 roku nasza Orkiestra po raz kolejny wystąpi w Filharmonii Narodowej w ramach koncertów abonamentowych.
Co do kolejnych planów: pod koniec kolejnego sezonu, w maju 2026 roku, planujemy koncert pod tytułem Prometeusz – z muzyką Liszta, Beethovena i Skriabina. To będzie refleksja o przekraczaniu granic – znowu dalekie nawiązanie do historii Fausta. Chciałbym, żeby muzyka komentowała czasy,
w których żyjemy, a nie tylko odtwarzała piękno przeszłości…
Piękna idea! W takim razie ostatnie pytanie – co poleciłby Pan naszym Czytelnikom na wakacje?
Jeśli ktoś wybiera się w góry, to koniecznie Anton Bruckner! Jego muzyka organicznie współbrzmi z naturą i ma w sobie niewyobrażalną siłę. Natura ma swój rytm i swoją harmonię, a my często
o tym zapominamy. Ale polecam też wsłuchać się w ciszę.
Dziękuję! Zarówno za rozmowę, jak i muzyczne sugestie! W takim razie – wspaniałego zakończenia kolejnego sezonu i wakacji pełnych odpoczynku!